Reklama

Obsesja pięknego ciała

Skąd się bierze obsesja na temat odchudzania? Jak współczesne Polki dbają o swój wygląd? Czy jesteśmy zdolne do poświęceń? Te pytania Małgorzata Ohme zadaje bohaterkom nowego programu telewizji TLC "Okiem Ohme. Polka na diecie". Nam opowiedziała o tym, jakie kompleksy mają Polki i dlaczego bycie szczupłym jest synonimem bycia atrakcyjnym.

Anna Piątkowska, STYL.pl: Czy Polki uważają się za atrakcyjne kobiety?

Małgorzata Ohme: - Akceptujemy się warunkowo - myślę, że to jest słowo klucz. Stawiamy sobie warunki na to, czy czujemy się atrakcyjne czy nie. Bycie jak najdłużej młodą i szczupłą - to dwa najbardziej powszechne obostrzenia atrakcyjności. Brakuje nam samoakceptacji wynikającej z przekonania: jestem jaka jestem. Ma to swoje korzenie w sposobie, w jaki nas wychowywano. Nasi rodzice chwalili za sukcesy, czynniki zewnętrzne, głaski, nawet uczucia, były wydzielane za coś. Dziewczynki musiały spełnić pewne standardy, w dużej mierze zależące od czynników zewnętrznych.

Reklama

Wyglądu też?

- Tak, bo dziewczynka nie może się pobrudzić, powinna być ładna, ludziom ładnym jest łatwiej. Dużo informacji zwrotnych, które dziewczynka otrzymuje wiąże się z tym jak wygląda, te komunikaty często są nieuświadamiane, dotyczą, np.  koloru skóry, oczu. Osobowość rozwija się powoli i to, co zauważamy i komentujemy u dzieci my dorośli, to często właśnie wygląd: zobacz, jaka ładna dziewczynka, ale ma piękne włosy.

Z dzieciństwa już wynosimy przekonanie, że ładni są akceptowani?

- Myślę, że tak. To się dzieje całkowicie bezwiednie, po prostu w ten sposób dorośli komentują rzeczywistość. Rzadko mówimy - ta dziewczynka wydaje się być bardzo sympatyczna albo błyskotliwa. Sytuacja wygląda tak mniej więcej do okresu szkolnego, później wyraźniejsze stają się sukcesy związane z inteligencją. W psychologii rozwojowej mówi się, że samoocena pojawia się ok. siódmego roku życia, co nie oznacza, że dopiero wtedy zaczyna się kształtować - w tym czasie dziecko zaczyna nazywać albo przekształcać informacje, które ma na swój temat, ale te informacje ma już wcześniej. W dużym skrócie: dziewczynki warunkujemy na to, że atrakcyjność jest ważna.

Czego więc dotyczą nasze kompleksy, bo skoro bycie atrakcyjną jest tak ważne, to raczej ciała... Czego konkretnie nie lubimy?

- Eksperci mówią, że Polki najczęściej poprawiają sobie biust i usta. Nie wiem, czy dlatego, że kobiety są z tych partii ciała najbardziej niezadowolone, bo bardzo dużo kobiet - jak wynika z badań - jest niezadowolonych ze swojej wagi, a ponad połowa Polek jest w ogóle niezadowolona ze swojego wyglądu. Polki najbardziej narzekają na dolne partie - brzuch, uda, pośladki i to są też te obszary, które trudno sobie "zrobić", w przeciwieństwie do biustu czy ust. Na pewno jesteśmy niezadowolone ze swojej wagi, ale to się nie przekłada na realną wagę, bo wcale do tych najbardziej niezadowolonych  nie należą kobiety z dużą nadwagą, częściej są to kobiety, które mają wagę w normie, ale mają  punkt odniesienia postawiony tak, że uważają się za grube. Bardzo często też w grę wchodzi mechanizm, który przypisuje zewnętrznym cechom, czyli, np. tuszy innych niepowodzeń w życiu. W psychologii to się nazywa mechanizmem samousprawiedliwiania.

Jestem gruba więc nie mam męża, nie mogę znaleźć pracy?

- Tak. To działa jak błędne koło, bo te kobiety chudnąc, oczekują, że pozbędą się problemu. A tu waga się zmienia, ale problemy pozostają wciąż te same. Podświadomie korzystamy też z tej wymówki, by nie pracować nad sobą w innych aspektach życia, bo ta wyimaginowana wada staje się problemem, który usprawiedliwia wszystko.

Kto właściwie ma problem z otyłością - osoba otyła czy może jej otoczenie?

- Trudno to rozdzielić, bo jeśli otoczenia ma problem, to i ona ma problem. W programie zapytałam terapeutkę Kasię Miller o to, jakie zasoby musi mieć w sobie kobieta, mająca rozmiar XL, która lubi siebie w tym rozmiarze, żeby się obronić przed presją społeczną. W odpowiedzi usłyszałam - trzeba by zmienić świat a nie ją. To znowu ma swoje źródło w dzieciństwie, jeśli doznaliśmy bezwarunkowej akceptacji to będziemy się akceptować także w rozmiarze XL. Ale duże znaczenie ma także model matki, to czy ona była zadowolona ze swojego wyglądu, czy też narzekała i wciąż się odchudzała.

Rodzice projektują nasze kompleksy i niezadowolenie z siebie?

- Czasami rzeczywiście tak jest, że mamy, które same miały problem z nadwagą i wiedzą, jak trudno było im żyć z tym i jak bardzo siebie nie lubią, nie chcą by ich dzieci miały takie same problemy. Od  początku więc zwracają uwagę na to, by dzieci były szczupłe, dbały o to, co i ile jedzą. Ale w  ten sposób budują w dziecku przekonanie, że ono też powinno się odchudzać, potem słyszymy o siedmiolatkach, które się odchudzają. Druga rzecz to to, co mamy nieświadomie przekazują własnym zachowaniem, codzienność, której dziecko doświadcza, budując w ten sposób obraz idealnej kobiety.

Skoro już tyle wiemy o mechanizmach powstawania otyłości i walki z nią, to czemu wciąż wpadamy w pułapkę cudownych diet?

- Są osoby, które wierzą, że to metoda jest w stanie zmienić ich życie, a nie oni sami, sięgają więc po kolejne sposoby, wierząc, że tym razem się uda. Im więcej mamy z zewnątrz sterowności, tym więcej poczucia wpływu na własne życie, czyli przekonania, że to właśnie ode mnie zależy czy schudnę, niezależnie od rodzaju diety, czy to będzie ograniczanie węglowodanów, czy rezygnacja z kolacji. Nowe diety pojawiają się, bo taka jest potrzeba rynku - mieliśmy dietę Dukana teraz modne jest  czterogodzinne ciało.

Niektóre z tych metod są jednak niebezpieczne dla zdrowia i życia.

- Jeśli mówimy o drastycznych metodach, to są to np. larwy tasiemca, tabletki niewiadomego pochodzenia - diety, które badaliśmy w programie. Motywy stojące za tym są zawsze takie same. Bohaterka, która łyknęła larwy tasiemca była uczona przez swojego ojca, że ma tańczyć, w jej rodzinie była bardzo duża fiksacja na temat ciała i równie duża presja, że ona ma być szczupła - tak właśnie pamięta dzieciństwo. Z tego wzięła się koncentracja na ciele, która przekracza granice zdrowego rozsądku i znowu warunkuje - będę szczęśliwa, będę miała udane życie, jeśli będę szczupła. Kiedy zaszła w ciążę i przytyła, zostały zburzone wszystkie zasady, nastąpiło zaburzenie samooceny, wiążące się z  wieloma negatywnymi emocjami i myślami. To była osoba kompulsywna, niewierząca w długą pracę i wysiłek, pojawił się bodziec, którym była notka w internecie, że Jennifer Lopez korzystała kiedyś z diety tasiemcowej - to był impuls. Kupiła zestaw i połknęła tabletkę. W tej potrzebie, która budzi silny afekt, kompletnie wyłącza się racjonalne myślenie, bo kiedy zapytałam ją, czy czytała o zagrożeniach, odpowiedziała, że nie. Ona niejako podświadomie specjalnie nie czytała, żeby się nie zniechęcić,  tak bardzo była zdesperowana.

Kiedy rozmawiałam z profesorem, który w Polsce zajmuje się badaniem diety tasiemcowej, powiedział, że przebadał wszystkie dostępne w internecie i na czarnym rynku tabletki i żadna z nich nie zawierała larw tasiemca. Tak naprawdę to były inne substancje, które powodują podobne efekty, działają trochę jak psychotropy, powodują podobne efekty, ale to nie są larwy tasiemca - to oznacza, że ludzie tak naprawdę nie widzą, co kupują. Emocje i potrzeby są tak silne, że wyłączają racjonalne myślenie.

Moja bohaterka najprawdopodobniej również nie połknęła larw tasiemca, bo objawy, które powinna mieć były zupełnie inne niże te, które miała. Podobnie z tabletkami DNP - osoby, które chcą skorzystać z takiej metody, nie rozumieją, że po ich zażyciu organizm po prostu się gotuje i takiej osobie nie można pomóc. To jest tak naprawdę śmiertelna decyzja. A jednak po tych wszystkich aferach, które nagłaśniają media wzrost sprzedaży tych tabletek rośnie, bo ludzie sobie to racjonalizują. Na forach pojawiają się głosy, że może ta dziewczyna po prostu źle wzięła, może trzeba inaczej dawkować itp . Włącza się uwaga wybiórcza, zapamiętujemy, że można schudnąć 50 kilogramów, nie słysząc o wyniszczeniu organizmu, wypadaniu włosów itp.

Mówimy o metodach wyniszczających cały organizm, których dodatkowym efektem jest spadek masy ciała.

- Organizm po tych dietach jest zdewastowany od środka. Ale najważniejszą informacją, która dociera jest ta, że można stracić kilogramy.

Wybieramy drastyczne metody odchudzania, pomijając ten najprostszy sposób, jakim jest aktywność fizyczna. Dlaczego?

- Odrzucamy te, które wymagają od nas włożenia wysiłku a ich efekty wymagają czasu. Te diety mają też mnóstwo niepowodzeń. Dieta, która jest trzymiesięczna lub roczna wymaga także ciągłej motywacji. Psychika działa w ten sposób, że jesteśmy w stanie pobudzić się do gotowości - cały organizm pracuje, nasza uwaga jest skupiona, ciekawość poznawcza sprawia, że jesteśmy na jakiś czas w stanie zapomnieć o głodzie. To są czynniki, które podtrzymują krótką dietę. Ale po jakimś czasie te czynniki wspierające zaczynają szwankować, zmniejsza się wiec motywacja, uwaga jest shabituowana, człowiek jest znudzony monotonią - wówczas trzeba wykonać wysiłek poznaczy, spróbować od początku - np. założyć fajne ubranie, wymyślić coś nowego w diecie, dołączyć ćwiczenia - te wszystkie zabiegi mają nas utrzymać w ciągłej motywacji. Ale to cały czas wymaga wysiłku.

Dieta cud nie wymaga żadnego wysiłku. Ale też w przypadku tego rodzaju diet organizm po prostu kumuluje zapasy, przygotowuje się na wojnę. Później też długo musi dochodzić do równowagi, a efekt jo-jo bierze się z przekonania organizmu, że trzeba kumulować te zapasy, bo za chwilę znowu będzie "ograniczenie przydziału". Tak naprawdę to bycie w stanie ciągłej gotowości bardzo dużo kosztuje organizm i wraz z końcem diety następuje ulga totalna, organizm nie ma już siły kontrolować się tak bardzo jak do tej pory. To bardzo atrakcyjne, ale kompletnie bez sensu.

Najtrudniej jest jednak po zakończeniu diety, wówczas jesteśmy zostawieni sami sobie.

- Tak, nie ma pomysłu  na to, co dalej. Producentom zależy na tym, żebyśmy kupili dany produkt i uwierzyli w obietnicę, jaką nam składają, dlatego wszystkie diety cud są krótkoterminowe. Są też nieracjonalne, bo po zakończeniu diety każdy produkt spoza diety staje się kaloryczny i powoduje, że organizm zaczyna tyć, choć mało je. Ale wszyscy się na to nabieramy.

A jak Polki radzą sobie z upływem czasu? Wybierają raczej kremy czy zabiegi medycyny estetycznej?

- Nie radzą sobie, nikt sobie nie radzi. Żyjemy w takiej kulturze, w jakiej żyjemy - starość dla kobiety jest końcem i nawet kobiety inteligentne mają problem z upływem czasu. Starości się nie pokazuje, nie ma jej na okładkach. Nie mamy szansy zobaczyć zbyt wielu starszych aktywnych osób, bo ich po prostu nie ma - tu różnica między Polską a zachodem jest kolosalna. Na Florydzie nikogo nie dziwią piękni starsi ludzie, trzymający się za ręce, jeżdżący na rolkach.

A trochę młodsze "starsze osoby", takie 40+? To one robią sobie zabiegi, bo czują się stare.

- Jeśli byśmy na ulicy widziały ładne starsze kobiety, które pozwalają sobie na siwe włosy, zmarszczki, są fajnie ubrane, jeżdżą na rowerze, to miałybyśmy model starzenia, który oddziałuje na nas - świadomie bądź nieświadomie - pozytywnie. Starość nie jest niczym przerażającym. Od tego się zaczyna, że widzimy takie osoby. Poczucie, że starość jest niefajna mają już dwudziestolatki, do nich docierają komunikaty producentów kremów - kup teraz, żeby zdążyć przed pierwszą zmarszczką, stosuj botoks profilaktycznie. Dlatego takie zabiegi robimy coraz wcześniej. Młodość jest atutem, atrakcyjnością, zdrowiem, powodzeniem w życiu - bycie młodym jak najdłużej oznacza bycie człowiekiem sukcesu, zadowolonym z życia.

Czy dzięki operacjom plastycznym rzeczywiście ubywa nam lat czy może jest tak, jak z dietami - kilogramów mniej, ale problem ten sam?

- Lat ubywa na pewno, ale czy nie tracimy przy okazji tożsamości? Twarz człowieka, jego zmarszczki także, są tym, co nas odróżnia od drugiego człowieka. Doświadczenia życiowe są przecież także wypisane na twarzy. Kiedy się "prasujemy" to w jakiś sposób pozbawiamy się przecież tej tożsamości, wyglądamy podobnie. Czasami jednak kobiety mają tak zniekształcony obraz siebie, że uznają to za atrakcyjne. Jeśli  oprócz tego, że wyglądają młodziej, także czują się młodsze, to dobrze dla nich. Wszystko jest dla ludzi, choć ważne są granice, a one są w nas. Problem często także polega na tym, że trzeba sobie kiedyś powiedzieć "stop". Osoby, które przypisują wyglądowi zewnętrznemu takie atuty, nie są często w stanie zatrzymać się, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Premiera programu "Okiem Ohme. Polka na diecie" w środę, 29 października o godz. 22:00 na TLC.

Weź udział w konkursie!

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy