Reklama

Zawodowy plan B

Plotki: "Słyszałaś, wyrzucili Aśkę?". Biurowa panika: "Od jesieni w firmie zwolnienia!". Takie czasy. Pracę może stracić każdy. Tragedia? To zależy od nas. Można mieć wyjście awaryjne, zmienić zawód. Ale... na jaki? I jak się do tego zabrać? Sprawdzę, czy to możliwe, a pomogą mi specjaliści od planowania kariery, psycholog i coach.

Nic nie słychać. Jakieś gulgotanie i siorbanie. "Halo! Halo!" - krzyczę w słuchawkę. "Wy... wy... wylali mnie!" - chlupoce w telefonie. Z trudem rozpoznaję głos Iwony. W ostatni piątek miesiąca szef wręczył jej wypowiedzenie.

"Co teraz? Przecież w naszej branży jest totalna bryndza, nie znajdę nic nowego!" - rozpaczała Iwona. A ja zaczęłam się zastanawiać, co sama zrobię, jeśli podzielę jej los? Nie tylko dziennikarze mają problem. O pracę boi się Lena, przyjaciółka z agencji reklamowej. Ewelina, druga z przyjaciółek, która pracuje w dziale obsługi klienta w banku. Wszyscy się boimy. Czy jest ratunek?

Reklama

"Trzeba mieć wyjście ewakuacyjne" - doradza z kanapy narzeczony. I opowiada o Robercie Korzeniowskim, chodziarzu, olimpijczyku, który zawsze przed zawodami przygotowywał kilka wariantów taktyki: na deszcz, upał, na ból nogi...

Wszystkie były dopracowane co do szczegółu, można było je wdrożyć, jeśli była taka potrzeba. Ścieżka zawodowa od zakończenia nauki do emerytury to też trasa. Zdecydowanie długi dystans. Różne rzeczy mogą się zdarzyć po drodze. Ale... Ja oprócz planu "A" (dziennikarka i psycholożka) nie mam alternatywy! Warto byłoby to zmienić. Opracować zawodowy plan "B" - gotowy do użytku, jeśli w wariancie "A" pójdzie coś nie tak. Na to zadanie daję sobie tydzień.

Aby pracę znaleźć, czyli ogłoszenia

Poniedziałek. Zastanawiam się, ile znam osób, które przekwalifikowały się i są szczęśliwe. Podobno statystyczny Amerykanin zmienia zawód pięć razy. Tymczasem prawie połowa Polaków wykonuje ten sam przez całe życie, a co piąty zmienia tylko raz! Jesteśmy mniej elastyczni. Ale dlaczego? Według portalu rynekpracy.pl aż 94 proc. z nas jest gotowych zdobyć nowe kwalifikacje, żeby tylko znaleźć posadę. Nowej pracy, w zupełnie innej branży, najchętniej szukaliby handlowcy i pracownicy centrów obsługi.

Ewelina, która zarządza zespołem konsultantek odbierających telefony od klientów banku, też marzy o tym, by robić coś innego. "Głupie pytanie, czemu nie znajdę sobie drugiego fachu! Jak jesteś taka mądra, sama coś znajdź, koleżanko redaktorko!" - odburkuje mi poirytowana. No właśnie, ale... co? Nie mam pojęcia, czym mogłabym się zajmować.

W jakiej profesji czułabym się i zarabiała dobrze? Pomocy! Zaczynam od strony Powiatowego Urzędu Pracy w Grodzisku Mazowieckim, bo tu jestem zameldowana. Może znajdę jakąś ofertę i doznam olśnienia: że właśnie to powinnam robić przez resztę życia.

Na specjalistę w mleczarni się nie nadaję. Żeby być nauczycielką w przedszkolu, trzeba mieć doświadczenie. O, to ciekawe: pokojowa w zajeździe. Wzdycham i wyobrażam sobie siebie w seksownym uniformie z fartuszkiem, jak Jennifer Lopez w Pokojówce na Manhattanie. Zakochał się w niej Ralph Fiennes. Nie dane mi jednak będzie sprawdzić, czy każda pokojówka może liczyć na miłość, bo na to stanowisko też wymagane jest doświadczenie. Z kilkudziesięciu ofert zostaje mi ewentualnie jedna: pracownik działu "świeże" w supermarkecie, przy ladzie z mięsem. No, ale tylko na miesiąc - wakacyjne zastępstwo. Niezbyt zachęcający początek.

Nic dla pani nie mamy, czyli urząd

Wtorek. Surfując po sieci, trafiam na strony Wortalu Publicznych Służb Zatrudnienia. Można tu znaleźć oferty pracy z całej Polski, odszukać najbliższy urząd pracy, sprawdzić godziny przyjęć. Mnie najbardziej interesuje sekcja "Dla bezrobotnych i poszukujących pracy". Okazuje się, że urzędy pracy nie zajmują się tylko bezrobotnymi (ci muszą wcześniej zebrać wszystkie wymagane dokumenty i zarejestrować się), ale także tymi, którzy mają zatrudnienie, ale potrzebują pomocy, wsparcia. Tak jak ja. Mogę po prostu pojechać do urzędu, bez żadnych papierów, zaświadczeń, i skorzystać z doradztwa zawodowego.

Chciałabym się dowiedzieć, z jakim fachem będzie mi "do twarzy ". Taki doradca zawodowy to ktoś, kto ma sporą wiedzę z psychologii: zanalizuje moją osobowość, odkryje, jakie mam ukryte talenty. Ale i coś więcej: dobierze do mnie nową profesję, szytą jak na miarę. Jadę! Na wszelki wypadek zabieram z domowej biblioteczki kryminał. Przygotowuję się na kilka godzin czekania. Jestem więc zdumiona, gdy maszyna w holu wypluwa numerek 88. Przede mną... jedna osoba!

Siadam przed urzędniczką w okularach. I po krótkim wywiadzie okazuje się, że PUP nie może mi pomóc - owszem, mają testy, indywidualne poradnictwo, ofertę szkoleń i staży, ale trzeba by uzyskać status bezrobotnego. A jeszcze lepiej być "w grupie ryzyka", czyli: absolwentem uczelni albo osobą 50+. Urzędniczka kieruje mnie do Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej przy Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Warszawie. Dzwonię. Bingo! Mogę spotkać się z doradcą zawodowym, który da mi testy kompetencji zawodowych. Czyli: przeprowadzi diagnozę psychologiczną, a potem prześledzi ścieżkę mojej kariery, zanalizuje rynek, podpowie, gdzie mogłabym szukać szansy i jakie umiejętności mogę zdobyć, korzystając z darmowych szkoleń.

Spotkanie trwa półtorej godziny, jest bezpłatne - trzeba mieć ze sobą jedynie dowód osobisty. Ale najbliższy termin jest... za dwa tygodnie. Tak długo nie będę czekać, bo na stworzenie planu "B" (i napisanie tekstu) mam tydzień. Numer do rejestracji w CIiPKZ zachowuję w pamięci telefonu. Chyba warto będzie kiedyś się wybrać.

Jestem kreatywna, czyli testy

Środa. Na razie z moim "planem B" jestem w punkcie wyjścia. Pamiętam, że urzędniczka z PUP mówiła coś o testach. Może dałoby się odnaleźć takie narzędzia w internecie? Bo nadal nie wiem, co właściwie mogłabym w życiu robić oprócz bycia dziennikarką. Przypominam sobie ćwiczenie psychologiczne z książki prof. Krzysztofa J. Szmidta Elementarz twórczego życia. Ma mi pomóc w odkryciu alternatywnej ścieżki kariery. Chodzi o to, bym zanalizowała historię swojego życia i przypomniała sobie jakiś sukces. Coś, co mi się udaje, a na co nie zwracam uwagi. Każdy ma takie talenty i zdolności, tylko czasem trudno je zdiagnozować. Pomóc mogą bliscy i przyjaciele. Wystarczy zadać im pytanie: "W czym jestem dobra, choć prawdopodobnie w ogóle tej umiejętności nie cenię?".

Moje przyjaciółki Lena i Ewelina wyliczają: w opiekowaniu się potrzebującymi (może zostanę pracownikiem socjalnym?), w kontakcie ze zwierzętami (otworzyć hotel dla psów?), w uprawie roślin (kwiaciarnia?). Narzeczony dorzuca: w wyprowadzaniu bliskich z równowagi. No, ta uwaga mi się akurat nie przyda.

Chyba potrzebuję specjalistycznej diagnozy psychologicznej. W znanym serwisie z ogłoszeniami o pracę i poradami, Pracuj.pl, odszukuję test kompetencji zawodowych. Został przygotowany przez firmę doradczą, jego wyniki można dołączyć do CV, wysyłając je do pracodawcy. Uwaga! Test można wypełnić po raz drugi dopiero po pół roku, nie ma mowy o poprawianiu wyników! Lubię psychozabawy, więc z radością wypełniam rubryki.

W teście opisano rozmaite sytuacje z życia zawodowego, z pytaniem: jak byś się zachowała? I kilkoma wersjami do wyboru. Czy jestem odporna na stres? Czy będę chciała zostać w pracy po godzinach, by zająć się nowym projektem i wykazać przed szefem, czy wolę wyjść do domu o 17? Czy umiem na zebraniu zespołu bronić swojego zdania? Hm. Nie zastanawiam się nad odpowiedziami, idę na żywioł - na rozwiązanie testu poświęcam 45 minut. I od razu otrzymuję raport końcowy.

Oceniano dziewięć moich kompetencji: orientacja na klienta, otwartość na zmiany, rozwiązywanie problemów, inicjatywa, innowacyjność, wywieranie wpływu, współpraca, orientacja na cele, nastawienie na rozwój...

Okazuje się, że najlepiej u mnie z inicjatywą, jestem pomysłowa i lubię się uczyć. Nie umiem natomiast wpływać na ludzi. To prawda: byłam raz szefową dwuosobowego zespołu i moje podwładne rozstawiały mnie po kątach. Jedno jest już pewne: w nowym zawodzie nie może mi grozić rutyna. No i nie powinnam być menedżerem!

Morze możliwości zawęziło się, ale nadal nie mam pojęcia, jaki inny zawód mogłabym wykonywać. Wypełniam jeszcze test talentów z książki Siła kobiet w biznesie (moja mocna strona - kreatywność, słaba - budowanie sieci społecznych, czyli wszystko się potwierdza).

Uff, chyba sama tego nie ogarnę. Zerkam na okładkę książki i postanawiam umówić się z jedną z autorek, Anetą Chybicką, psychologiem i certyfikowanym coachem.

Praca ze snów, czyli trening osobisty

Czwartek. Spotkanie z Anetą Chybicką. Proponuje mi coaching zawodowy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam, więc jestem zaciekawiona. Standardowo takich sesji powinno odbyć się osiem co kilka tygodni (nie rzadziej niż jedna na półtora miesiąca). To wystarcza nie tylko na stworzenie "planu B", ale i na jego wdrożenie! Pani coach pracowała z menedżerami i specjalistami, którzy chcieli dostać awans. I wszystkim się dzięki jej wsparciu udało.

Swoje marzenie o karierze zaczyna też spełniać polski dyrektor, który pragnął zamieszkać we Francji. Wygląda na to, że dostanie posadę w filii swojej firmy. Nie mogę się już doczekać mojej sesji.

Zaczynamy! Wyobrażam sobie, że Aneta Chybicka opowie mi, w jakich branżach są wakaty, dużo się zarabia, rzuci okiem na wyniki testów, które jej przedstawiłam, i powie coś w rodzaju: "Mogłaby pani spróbować w uprawie ekologicznych warzyw".

Nic bardziej mylnego. Coach za punkt wyjścia pracy z klientem bierze jego zainteresowania, oczekiwania, a nie sytuację rynkową. Mam wymyślić pracę swoich marzeń. Jakie elementy zawodu, który teraz wykonuję, chciałabym zachować na przyszłość? Hm... Na pewno brak rutyny, niestandardowy czas pracy, poczucie misji: że robię to, co potrzebne jest innym ludziom (jak, mam nadzieję, moje teksty w TS).

A czego brakuje w profesji dziennikarza, co mi przeszkadza? Brak stabilizacji, no i przekonanie, że nie wytrwam w redakcji 15, 20 lat.

Jakie korzyści na mnie czekają, gdy zmienię zawód? Kurczę, pytania nie są łatwe, nigdy dotąd się nie zastanawiałam nad tymi kwestiami. Jakie straty poniosę? Wypalam: "Będę musiała zaczynać od zera, nie stać mnie na to. Nie utrzymam się za najniższą pensję".

Aneta Chybicka uśmiecha się: oto udało jej się ze mnie wydobyć tak zwane przekonanie ograniczające, czyli takie, które jest jak kłoda rzucana pod moje własne nogi. No bo właściwie dlaczego mam pewność, że nie jest możliwa jednocześnie zmiana zawodu i podwyższenie zarobków? Właśnie, dlaczego? Do głowy by mi to nie przyszło. W trakcie naszej rozmowy krystalizuje mi się pomysł na przyszłe zawodowe życie.

Chciałabym zajmować się terapią i pomocą psychologiczną dla dzieci. Już to kiedyś robiłam, sprawiało mi wiele satysfakcji. To zajęcie jest też zgodne z moimi naturalnymi talentami (wynikami testów), i wartościami, które są dla mnie najważniejsze. Na spotkaniach z coachem mogłabym rozpisać plan działań, którego celem byłaby zmiana zawodu.

Potem Aneta Chybicka pomogłaby mi zmotywować się do wdrażania go w życie. Na tym polega coaching zawodowy: pracuje się między sesjami, odrabiając "prace domowe", czyli umówione zadania przybliżające do osiągnięcia celu. Czuję się podbudowana i pełna entuzjazmu. Tak, jestem przekonana, że coaching ma sens! Warto wydać na niego pieniądze, by ktoś z zewnątrz pomógł nam poukładać sobie w głowie. Mimo że koszt jednej sesji to co najmniej kilkaset złotych.

Z Unią, czyli dofinansowanie

Piątek. Po wczorajszym dniu mam wiele przemyśleń. Zastanawiam się, jak w praktyce miałabym się teraz przebranżowić? Przecież nie rzucę pracy, z której żyję, żeby spełniać swoje zawodowe marzenia i realizować plan B. Co więc dalej? Mogę pracować na tzw. zakładkę: czyli być dziennikarzem i jednocześnie znaleźć ćwierć etatu jako terapeuta dziecięcy. Mogę to samo robić jako wolontariusz, np. w weekendy będę zdobywała doświadczenie, na razie nie czerpiąc z drugiego zawodu żadnych zysków.

Ostatni sposób, który przychodzi mi do głowy, to edukacja, ale to już wiem, od kilku lat kończę kursy dla przyszłych terapeutów.

Aneta Chybicka podsunęła mi jeszcze jeden sposób zmiany zawodu: można wykonywać swój dotychczasowy i tak kombinować, by jednocześnie zdobywać doświadczenie potrzebne przy szukaniu zatrudnienia w nowym fachu.

Jak Anna Sam, która dzięki ośmiu latom pracy w hipermarkecie napisała Udręki pewnej kasjerki, bestseller we Francji. Można? Można! Jest jeszcze jedno wyjście. Zamiast czekać, aż ktoś mnie zatrudni, mogę wziąć sprawy w swoje ręce i... stworzyć sobie warsztat pracy. Nie tylko dla siebie, może i dla kilku innych osób? Przeglądam zeszyt z numerami telefonów do znajomych.

Monika wzięła dofinansowanie z Unii dla osób zaczynających nową działalność i teraz ma firmę zajmującą się wypiekiem ciast. Próbuję czytać w sieci o dofinansowaniu unijnym, programach, pisaniu wniosków, ale nic z tego nie rozumiem. Potrzebuję specjalisty! Idę do hotelu Marriott na warsztaty, zupełnie darmowe, dla osób, które chcą zacząć własną działalność gospodarczą i szukają szansy dofinansowania z UE. Obecne dotacje, w ramach perspektywy 2014-2020, to ostatni okres "złotych żniw " unijnych. Doradcy pomogą nie tylko napisać wniosek, ale i skonkretyzować plan działalności. Im większa dotacja przyznana wnioskodawcy, tym większy ich zarobek, bo otrzymują niewielki procent od przyznanych środków. Ale uwaga, szukając firmy doradczej, bądźmy ostrożni: działa wiele parabanków i oszustów. Mimo to warto spróbować.

Na koniec, czyli: myśl o przyszłości

Weekend. Podsumowanie. Jestem zaskoczona, jak wiele udało mi się dowiedzieć w ciągu tego tygodnia. Byłam w urzędzie pracy, u coacha, dzięki testom zrobiłam diagnozę psychologiczną, wybrałam nowy zawód i nawet wiem, skąd mogłabym wziąć pieniądze na otworzenie gabinetu... Lubię swoją pracę. Chciałabym móc długo ją wykonywać. Mimo to cieszę się, że tak dobrze mi idzie opracowywanie zawodowego planu "B". Bo mam 38 lat. Przede mną długi czas budowania kariery. Dobrze jest mieć tego świadomość i myśleć o przyszłości. Nie tylko: co zrobię w przyszłym roku, ale - gdzie chcę widzieć siebie za 20, 30 lat? I jak sprawić, by do tego wymarzonego miejsca dojść?

Tekst: 

Jagna Kaczanowska, psycholog

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy