Reklama

Samotna szuka księcia

Jesteś sama. Dlaczego? Nikomu się nie podobasz? Nie ma na całym świecie mężczyzny, który by do ciebie pasował? A może... po prostu nie wiesz, z kim tak naprawdę byłoby ci dobrze. I co to znaczy: miłość? O udanej, chociaż niełatwej terapii singielki opowiada psycholog.

Gdy zobaczyłam Natalię pierwszy raz, pomyślałam: "Piękna kobieta. Ciekawe, z czym do mnie przyszła?". Nowa pacjentka zaczęła opowiadać o swoim życiu. Miała 32 lata, pracowała w międzynarodowej firmie, właśnie robiła drugi kierunek studiów. Spełniona zawodowo? Tak. W życiu osobistym? Nie.

Jej najpoważniejszy związek trwał dwa lata - to było jeszcze na studiach. Od tego czasu wiązała się najdłużej na kilka miesięcy i... zawsze to nowi znajomi kończyli relację. Zaproponowałam więc, byśmy wspólnie przyjrzały się jej kontaktom z mężczyznami i by Natalia wykonała kilka zleconych przez mnie ćwiczeń.

Reklama

Zakochanie, czyli co?

Na początek poprosiłam, byśmy popracowały nad emocjami. Co się dzieje z Natalią, gdy spotyka swój ideał mężczyzny? Natalia przypomniała sobie niedawny flirt z Adamem. A więc było zauroczenie. Zaczęli się umawiać. I do fascynacji, zachwytu nowym znajomym dołączyło coś jeszcze. Niepokój.

- On był taki przystojny, dowcipny, mądry. Miałam wrażenie, że jestem głupsza, gorsza, nie pasuję do niego. Co on we mnie widzi? - opowiadała. Po dwóch miesiącach Adam zaczął rzadziej dzwonić, a ona wpadała w panikę. Całymi dniami wpatrywała się w komórkę, czekając na jakikolwiek sygnał od niego. Gdy się spotykali, uważnie studiowała jego twarz, gesty. Zastanawiała się, co zrobiła źle. - Musiałam popełnić jakiś błąd. Przecież inaczej by mnie w końcu nie zostawił, tak jak wszyscy! - gorączkowała się Natalia.

Dzięki temu, że po raz pierwszy moja pacjentka miała okazję zrobić "wiwisekcję" swoich emocji, zrozumiała, że nader często zakochaniu towarzyszą w jej przypadku złe, niszczące uczucia. Lęk przed porzuceniem, przekonanie, że nie dorasta do pięt wybrankowi. Skąd to się bierze? Z niskiej samooceny w bliskich związkach. To było dla Natalii prawdziwe odkrycie. 

Kto ci się podoba?

Miałam podejrzenia, skąd mogło się brać u Natalii tak niskie poczucie własnej wartości w kontaktach z mężczyznami. Na kolejnym spotkaniu poprosiłam więc, by opowiedziała o tym, jacy panowie jej się podobają. Wymieniła ich cechy. Na pierwszych miejscach znalazły się określenia: przystojny, błyskotliwy, ambitny. - Dokładnie taki jest mój tata - dodała. No właśnie. Często nie do końca świadomie wybieramy to, co znamy. Zaklęty krąg. Tak było w przypadku mojej pacjentki.

Ojciec Natalii, jak się dowiedziałam, był przystojnym, eleganckim mężczyzną, inteligentnym, dowcipnym. Był także alkoholikiem terroryzującym całą rodzinę. Natalia kochała go, ale i bardzo się bała. Tak jak wiele dzieci z rodzin z problemem alkoholowym czuła lęk przed bliskością. Kojarzyła jej się z brakiem pewności: zostanie tym razem "pogłaskana" czy wprost przeciwnie?

- Może być tak, że Adam i inni jeszcze przed nim zakochiwali się w atrakcyjnej i pewnej siebie Natalii. A widzieli po miesiącu podporządkowaną panienkę, która bała się wyrazić własne zdanie i spełniała każdą ich zachciankę - zaczęła zastanawiać się Natalia. To były cenne spostrzeżenia. Miałam nadzieję, że Natalia będzie intensywnie myślała nad tym, do czego wspólnie doszłyśmy na sesjach. Ale uznałam, że konieczne jest coś jeszcze: praca nad jej samooceną, którą bardzo obniżyły burzliwe relacje z tatą, a potem kilka nieudanych związków.

Poprosiłam, by w ramach pożytecznego ćwiczenia postarała się przypomnieć sobie wszystkie te sytuacje, które przeczą tezie, że jest "gorsza, głupsza, mało wartościowa". Kiedy zlecam pacjentom to ćwiczenie, najczęściej daję im tydzień, precyzuję też, że chciałabym, by na kartce wypisali zdarzenia i opinie na własny temat (zasłyszane od innych), poczynając od wczesnego dzieciństwa.

Najlepiej jest ustanowić przedziały czasowe: 0-2 lata (to raczej będą wspomnienia bliskich: "Ach, wszyscy zachwycali się, jaką jesteś śliczną dziewczynką!"), 3-5 lat (w przedszkolu najładniej rysowałam), 6-7 i tak dalej, co dwa, trzy lata aż do dzisiaj. Gdy Natalia przeczytała wszystkie swoje "pozytywne rekomendacje", obie byłyśmy zaskoczone. Okazało się, że wiele udało jej się osiągnąć! Pod koniec sesji powiedziała z wahaniem: - Może nie jestem tak mądra i ładna, jak chciałabym. Jednak moje doświadczenia życiowe pokazują, że jestem całkiem inteligentną i atrakcyjną kobietą. Poprosiłam, by zapamiętała to zdanie i powtarzała je sobie jak najczęściej.

Gdzie ci mężczyźni?

Praca nad samooceną jest długotrwałym procesem, ale "pozytywne rekomendacje" to świetny początek. A na kolejnej sesji poprosiłam Natalię, byśmy powróciły do listy cech "idealnego partnera". Pamiętacie pierwsze trzy "po tacie"? Przystojny, błyskotliwy i ambitny. Ale dalej było coś o lojalności, opiekuńczości, chęci do pomocy. Ciekawiło mnie, czy niezbyt przystojny, przeciętnie błyskotliwy i średnio ambitny kolega, posiadający w stu procentach wszystkie cechy z dalszych pozycji, miałby szanse u Natalii? Okazało się, że nie.

Poprosiłam więc pacjentkę, by wyobraziła sobie stu mężczyzn. Następnie, by określiła, ilu z nich można opisać jako przystojnych. Trzydziestu, a więc reszta odpada. A z tych trzydziestu ilu jest błyskotliwych? Dziesięciu. A z tych dziesięciu ilu jest ambitnych? Trzech. Jak łatwo się domyślić, już przy piątej cesze wyszło na jaw, że dalsza selekcja nie ma sensu. Natalia zdała sobie sprawę, że jej wymagania wobec mężczyzn są po prostu nierealne!

Koniec z motylkami?

Na kolejnej sesji Natalia opowiedziała mi o swoim znajomym z pracy. Miał na imię Brian i był Kanadyjczykiem na kontrakcie w Polsce. - Ale on mi się w ogóle nie podoba. Nie czuję przy nim ekscytacji, często mnie irytuje! - powiedziała wzburzona. Uznałam, że przyszła pora na... lekturę. Dałam mojej klientce zadanie: przez tydzień miała przeczytać Psychologię miłości, książkę profesora Bogdana Wojciszke. Mogła się z niej dowiedzieć, że miłość się zmienia. "Motyle w żołądku" mogą towarzyszyć jej tylko na pierwszym etapie - zakochania. A potem trzeba pracować nad tym, by uczucie trwało i kwitło.

Natalii dało to do myślenia. Bo skoro tak, to może nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do zauroczenia i pociągu seksualnego? - Teraz wiem, że ani z Adamem, ani z żadnym podobnym do niego mężczyzną nie zbudowałabym związku. Tak jak nie udało się to mamie z tatą - powiedziała wreszcie smutno. A na zakończenie sesji rzuciła jeszcze mimochodem, że umówiła się na wieczór z Brianem. Tak "po koleżeńsku", bez żadnych oczekiwań i zobowiązań.

I żyli długo i szczęśliwie...

Towarzyszyłam początkom znajomości Natalii i Briana. Zostali parą. Po pół roku Brianowi skończył się kontrakt. Wkrótce zakomunikował, że wraca do Toronto. Zapytał, czy Natalia chce jechać razem z nim. Rozmawiałam z nią ostatnio przez telefon. Myślą z Brianem o ślubie i dziecku. Księżniczka znalazła swojego księcia! I jego łysinka oraz zainteresowanie piłką nożną wcale jej nie przeszkadzają.

Tekst: Katarzyna Chometowska

Ekspert: Sylwia Sitkowska - psycholożka, psychoterapeutka, szefowa Przystani Psychologicznej. Prowadzi terapię dorosłych, a jej pasja to praca z parami w kryzysie.

Twój STYL 4/2013

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: singielka | dopasowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama