Reklama

Romans wysokiego ryzyka

Wiele związków zaczyna się w pracy. Ale romans z podwładnym? Karolinę "życzliwi" ostrzegali, że Sebastian ją uwodzi, by awansować. Marcie przyjaciółki mówiły, że wiążąc się ze swoim pracownikiem, traci autorytet. Najpierw była ekscytacja, namiętność, potem coraz więcej wątpliwości. Bo czy taka miłość może przetrwać?


Marta i Marcin


Zostawiła sobie na pamiątkę tylko jedno jego zdjęcie. Zrobiła je po pierwszej wspólnej nocy. Spędzili ją w samochodzie, pod jej domem. Kochali się i rozmawiali do rana. Później w pracy miała wrażenie, że wszyscy już wiedzą o ich romansie. Ona, dyrektor działu obsługi klienta, i on, grafik, podwładny.

Potępiające spojrzenie, grymas na twarzy - po roku związku Marcin już tylko tyle ma jej do zaoferowania. "Jak mogłaś zwolnić tę dziewczynę?! Ona ma kredyty". "To są decyzje na górze" - odpowiada Marta sucho. Słyszy: "Nie masz żadnych uczuć. Jutro przyjadę po rzeczy". Trzaska drzwiami tak mocno, że drżą szyby w mieszkaniu. Znów proszki nasenne, kieliszek wina. Telefon do przyjaciółki: "Powiedz, że wytrwam do rana". I jej mało pocieszające: "A nie mówiłam...?!".

Półtora roku wcześniej. Marta biegnie przez parking podziemny do windy. Jest spóźniona. Niedobrze. To pierwszy miesiąc w nowej pracy. Na parterze wsiada on. "Codziennie razem jeździmy. Zaraz uwierzę, że to znak" - myśli i próbuje zagaić rozmowę: "Cześć, co tam?". "Dzień dobry" - odpowiada Marcin i wbija wzrok w podłogę. "Wygląda, jakbym zabiegała o sympatię. A przecież to ja jestem jego szefową!" - Marta złości się na siebie.

Reklama

Pracę w dużej firmie organizującej imprezy dostaje w trudnym dla siebie momencie życia. - Po pięciu latach zostawił mnie narzeczony, prawnik - opowiada. - Nie układało się. Paragrafy, a nie ja, były dla niego ważniejsze. To, że ktoś we mnie uwierzył, stawiało do pionu. Choć pierwsze tygodnie w nowym biurze okazały się koszmarne.

Zebranie. Kilkanaście osób. Kolorowo ubrani, pewni siebie, żartujący: "Chciałabym, żebyśmy jeszcze popracowali nad prezentacją. Mam kilka uwag". Patrzą niezadowoleni. "Co na to szef?"- pyta blondynka odpowiedzialna za projekt. "Dał mi wolną rękę" - odpowiada Marta już twardszym tonem. O siedemnastej wchodzi do grafików. Szuka blondynki: "Gdzie jest Agnieszka? Chciałabym, żeby usiadła ze mną do prezentacji". "Wyszła już" - rzuca ktoś znad komputera. Marta zaciska zęby. "Czy ktoś z was może ze mną zostać i nad tym popracować?". "Ja ci pomogę" - słyszy. Mężczyzna z windy tym razem patrzy w oczy.

Marta ze swojego gabinetu pisze SMS do przyjaciółki: "Będę pracować z najprzystojniejszym facetem w agencji". Przyjaciółka rzeczowo odpowiada: "Ogarnij się! Już nie jesteś nastolatką. Romanse w pracy zawsze kończą się źle. Poza tym uważaj! Może on chce wzmocnić pozycję w firmie?".

Marta: - Nie mogłam nic załatwić, w niczym pomóc Marcinowi. Był świetny w tym, co robił. A między nami po prostu zaiskrzyło. Siedzieliśmy wtedy do czwartej rano. Do domu wracałam zauroczona.

Pragnienie

Marta zachowuje resztki zdrowego rozsądku. "W firmie mnie zjedzą, gdy coś zacznie się dziać między mną a nim" - powtarza w kółko. Na siódme piętro wchodzi schodami, żeby nie spotkać go w windzie. "Brak mi miłości. Wracam do pustego mieszkania. Dlatego ten chłopak zawrócił mi w głowie" - przekonuje samą siebie. A jednak z szafy wyciąga najlepsze sukienki.

W końcu wiadomość. Firma wygrała przetarg, o który walczyli. Szef zaprasza pracowników na szampana. "Dziękuję szczególnie Marcie. Nie odnieślibyśmy sukcesu, gdyby nie jej zapał". Ona: "Sama bym tego nie zrobiła. To praca Marcina" - uśmiecha się. Ale nawet nie patrzy w jego stronę. Tego dnia zostaje w biurze dłużej. Idzie do kuchni zrobić kolejną kawę. "Pracowita jesteś" - Marcin staje za jej plecami. "Staram się" - tym razem to ona odburkuje. "Długo jeszcze będziesz siedzieć?" - pyta on. Chce być niemiła, ale nie potrafi: "Jeszcze chwilę"- uśmiecha się. 

Rozmawiają. O tym, że ona kocha koty, a on kitesurfing, wspinaczki górskie i narty. - W ciągu dwóch godzin opowiedziałam mu, że porzucił mnie narzeczony, a tata wciąż uważa, że nie jestem dość doskonała - wspomina Marta. "Jak dla mnie jesteś bardziej niż doskonała" - wyznał. Kupił mnie tym. Naiwne? Może. Tylko że po tamtym rozstaniu czułam się odrzucona i niechciana. A tu nagle zachwycił się mną przystojny mężczyzna.

Jeszcze tej samej nocy kochają się w jej samochodzie. - Czułam się jak nastolatka. Konsekwencje? Nie myślałam o nich. Tylko następnego dnia idąc przez biuro, miałam wrażenie, że wszyscy już wiedzą. Kolejne dni on milczy, w końcu więc sama wysyła mu SMS: "Wolę wiedzieć od razu: to nie miało znaczenia?". Odpowiada: "Miało, ale nie chcę cię stawiać w krępującej sytuacji". "Nie stawiasz" - pisze ona, choć myśli: "Zwariowałam!".

Znów się spotykają. Marta: - Była między nami chemia, jakiej nigdy z nikim nie czułam. Może potęgowała ją nasza relacja zawodowa? Nie potrafiliśmy się rozstać. Wspólna noc, potem jechaliśmy do pracy. On wysiadał wcześniej, ja czekałam na parkingu, żeby nikt nas nie spotkał razem. W biurze cały czas pisaliśmy do siebie. Prowadziłam zebranie, gdy usłyszałam dźwięk nadesłanej wiadomości. "Przepraszam na chwilę" - powiedziałam, bo byłam pewna, że to klient. A to wiadomość od Marcina, który też siedział w moim pokoju. "Ładną masz sukienkę. Zdejmiesz ją dla mnie wieczorem?".

Namiętność i pasja. On często mówi: "Imponujesz mi, wiesz? W pracy jesteś niezależna i mocna, a w domu dziewczynka, która pyta, jak zmienia się uszczelkę w łazience". Ją pociąga, że Marcin jest tak bardzo inny niż mężczyźni, z którymi dotąd się spotykała. Ma w sobie luz, nie żyje na pokaz. Choćby mieszkanie.

Ascetycznie urządzone, tylko na ścianach mnóstwo grafik. Kolekcjonuje albumy Anny Leibovitz, Sally Mann, słucha winylowych płyt. Marcie podoba się to tak bardzo, że każdy wieczór spędzają razem. Coraz głębiej wchodzą w świat tego drugiego. Pierwsza wspólna impreza u jego znajomych. "To moja dziewczyna... i szefowa" - mruga do nich. "Nie boisz się, że się o nas dowiedzą w pracy?" - pyta czasem Marcin. "Trudno, to będzie znak, że trzeba przestać się ukrywać" - odpowiada Marta.

Przyciąganie, odpychanie

Pierwsze spięcie. Z gabinetu słyszy śmiechy dochodzące z kuchni. Nie może się skupić. Z całej siły zamyka segregator, wchodzi do kuchni. To Marcin żartuje z jej asystentką. Marta wybucha: "Miałaś przygotować dla mnie raport. Czekam od godziny. Może życie towarzyskie zostawisz na później?!". Wieczorem on wychodzi z pracy bez słowa, choć mieli oglądać u niej film Zelenki. Nie odbiera telefonu. W końcu pisze sucho i zimno: "Chcę być dziś sam. Zachowałaś się strasznie. Kręci cię upokarzanie innych? Ta dziewczyna rozstała się z narzeczonym". "Nie obchodzi mnie to. Tym bardziej jej powinno zależeć na pracy". Nie odzywają się do siebie tydzień. W końcu Marta nie wytrzymuje. "Porozmawiamy? - pyta go któregoś ranka, gdy jeszcze są sami. - A o czym chcesz gadać?" - burczy on. Krzyczą na siebie coraz głośniej. "Jesteś skoncentrowana na karierze! Chyba źle sobie ciebie wyobraziłem". "Może chciałeś tylko przelecieć szefową! To cię najbardziej kręciło?" - odkrzykuje ona.

Wieczorem się godzą. Znów jest namiętny seks. Tylko gdy zasypia obok niego, już nie czuje szczęścia, tylko niepokój. I słusznie, bo następnego dnia zostaje wezwana na dywanik. - Usłyszałam, że szef mnie ceni i szanuje, ale to, co się dzieje, wymyka się spod kontroli. Nie chce wnikać w moje życie prywatne, ale wolałby, żeby zostało ono poza firmą. "Skąd wiesz? - pytałam w szoku. - Wszyscy wiedzą. Ogarnij się, proszę". Na pożegnanie powiedział jeszcze: "Publiczna kłótnia z kochankiem, który jest też podwładnym, to przegięcie. Załatwcie to tak, żeby więcej takich sytuacji nie było". 

Oddalenie

Mocno zarysowane brwi. Ładnie wykrojone usta. I ten gest odgarniania włosów z czoła. Marta uwielbia przyglądać się Marcinowi. Teraz stara się patrzeć w okno. "Nie możesz pracować ze mną przy dużych przetargach. Muszę mieć obok siebie innego grafika. Robimy wszystko razem. Wiem, że jesteś najzdolniejszy, ale to może być źle widziane - stara się tłumaczyć. - Masz bałagan na biurku - on zbacza z tematu. - I przepraszam, nie mogę rozmawiać. Mam dużo do zrobienia. - Marcin..." - zatrzymuje go. Odwraca się i mówi: "Czyli przez nasz związek spada moja pozycja w firmie, tak? Może ty zrezygnuj z funkcji, będzie sprawiedliwiej". - Było między nami cudownie albo strasznie - opowiada Marta.

- W tym wszystkim traciłam autorytet. Płakałam w toalecie. Wybuchałam, byłam opryskliwa. Wiedziałam, że o mnie rozmawiają. "On nie jest łatwy. I nie jesteś pierwszą, która się w nim kocha" - mówiła jedna z dziewczyn. - Spotykał się z kimś?" - spytałam. A w duchu się biczowałam: "Zamilcz, nie wypytuj, nie upokarzaj się. Za chwilę wszyscy będą to wiedzieć". Ale nie wytrzymywałam i drążyłam: "A co o mnie mówią?". Dowiedziałam się, że weszłam w romans rozmyślnie. Chcę wyciągnąć od Marcina szczegóły dotyczące pracy innych, wiedzieć, kto ma jakie obowiązki, co robi w ciągu dnia. Informacje wykorzystam, żeby donosić szefowi. A my przecież nigdy nie rozmawialiśmy w domu o pracy.

To też mi wyrzucał Marcin - że nie opowiadałam, jak firma stoi finansowo, komu grożą zwolnienia. Bo że grożą - wiedzieli wszyscy. - "Nie mogę z tobą rozmawiać na takie tematy - tłumaczyłam. - Nie ufasz mi"- znów się obrażał. - Miałam poczucie, że jestem z chłopcem. Ale nie potrafiłam tego skończyć. Byłam uzależniona.

Rozstawanie

Dzwonek do drzwi. To Marcin z torbą zakupów. Bagietka, sery, winogrona. - "Wszystko, co lubisz - próbuje przyciągnąć ją do siebie. - Nie jestem głodna" - odsuwa się ona. Kiepski dzień. Jutro musi zwolnić trzy osoby. W tym swoją asystentkę. - "Co ci jest?" - pyta Marcin. - Nic" - oszukuje Marta. Godzinę bierze prysznic, żeby tylko nie musieć położyć się koło niego. Następnego ranka w biurze też go unika. Po 14 wie, że on już wie. Zwalniane osoby szepczą w kuchni z innymi pracownikami. Martę boli głowa. "Wyjdę wcześniej, okej?", pyta szefa. W domu otwiera wino. Marcin przychodzi wieczorem. Jest awantura. To wtedy słyszy, że jest pozbawiona uczuć i że on z nią zrywa. "Gdzie jest Marcin?", pyta Marta następnego dnia. "Wziął zwolnienie", odpowiada szef, nie patrząc jej w oczy. "Odpuść - mówi jeszcze. - Bądź profesjonalna". - Nie chciałam. Dzwoniłam do Marcina setki razy. Telefon wyłączony.

Po dwóch tygodniach złożył wypowiedzenie. Koleżanka powiedziała: "Dowiadywał się, kiedy nie będzie cię w firmie. Nie chciał cię spotkać". Wszyscy wokół patrzyli na mnie jak na potwora. Upokorzenie. Znów próbowałam dzwonić, pojechałam pod jego dom. Raz tylko przysłał wiadomość: "Nie męcz mnie, nie chcę cię widzieć". Może tylko szukał pretekstu, by mnie zostawić? Mijały miesiące. Atmosfera w firmie się uspokoiła, szczególnie że tematem stał się nowy romans. Ale ja nie potrafiłam się uspokoić. To prawda, lepiej pracowałam, jednak wciąż tęskniłam. I udawałam, że mam się świetnie. Męczyło to, że wszyscy w biurze obserwowali, jak się zachowam. Czasem mówili o nim i patrzyli, jak zareaguję. Dziś? Wciąż myślę. Zastanawiam się, jak mógł mnie tak wyrzucić na śmietnik. Przeżyłam piękne chwile, ale romans z podwładnym to błąd. Nie wierzę, że facet jest w stanie zaakceptować to, że jego kobieta nim rządzi. Sprawdzają się tylko romanse tradycyjne - on szef, ona podwładna.

Karolina i Sebastian

Imponowali jej tylko silni mężczyźni. A on taki nie był. Dwa lata ukrywali swój związek nawet przed najbliższą rodziną. Dopiero gdy go straciła, zrozumiała, że była zakochana. Ona - dyrektor departamentu prawnego w dużej firmie ubezpieczeniowej, on - jej aplikant. Za trzy miesiące pojawi się na świecie ich syn.

Trzaskają talerze, kubki lądują w szafce. Karolina patrzy z lekkim pobłażaniem, jak mama zdenerwowana biega po kuchni, układa naczynia i krzyczy: "To nieodpowiedzialne. Jesteś w ciąży ze swoim aplikantem? - To już nie jest aplikant, tylko radca prawny. Poza tym nie pracujemy razem". Ale mama nie przestaje jątrzyć: "A ile on ma lat? - Jest tylko trzy lata młodszy. Nie dostał się od razu na aplikację. Miał przerwę. - Świetnie! Jakiś nieudacznik". - Mój związek z Sebastianem nie tylko dla mamy był zaskoczeniem - wspomina Karolina. - Gdy w końcu przyznałam się koleżankom, że mam z nim romans, słyszałam: "Ty i ciepłe kluchy? Słodziak wpatrzony w ciebie? To się nie może udać". Na początku też tak myślałam.

Karolina pięć lat temu. Skoncentrowana na karierze. Od dziecka musi być najlepsza, niezależna, silna. Tego oczekują od niej rodzice prawnicy. I taka jest. Już na czwartym roku zgłasza się na staż do działu prawnego w firmie ubezpieczeniowej. I w tej samej firmie zostaje przez trzynaście lat. Awansuje od stanowiska asystentki przez radcę prawnego do dyrektora departamentu prawnego. Miłość? Odkładana na "kiedyś". Związki? Kilka krótkich. Dlaczego z Sebastianem wyszło? - Bo się na mnie uparł - śmieje się Karolina.

Szukam pracy, proszę pani

2008 rok. Trwa rekrutacja pracowników do jej działu. Do sali konferencyjnej wpada spóźniony chłopak. Ładna buzia, rozbrajający uśmiech ucznia college’u. - "Jestem na drugim roku aplikacji, wcześniej pracowałem w kancelarii, obsługiwałem rynki finansowe" - mówi. Bez skrępowania wyznaje, że ma 32 lata, a aplikację robi dopiero teraz, bo pięć razy się nie dostał. Jest bezpośredni, pewny siebie, uroczy. Różni się od pozostałych kandydatów, zestresowanych, spiętych. Karolina czuje, że jest najlepszy. "OK, zadzwonię do pana" - mówi.

Pierwsze miesiące Sebastiana w firmie. Jest roztrzepany, ale ma duży talent. I ogromną intuicję. "Ale to nie mój typ", myśli Karolina. Do czasu, kiedy zarząd organizuje wyjazd integracyjny. Krynica Górska, piękny hotel, spa. A wieczorem - impreza. Pije drinka za drinkiem, bo nie lubi takich spędów. Ale alkohol ją rozluźnia. Bryluje, opowiada dowcipy, tańczy. Kilka razy wychodzi na papierosa. Spotyka Sebastiana. Rozmawiają. Nie pamięta, o czym. Za to pamięta, że nagle zaczyna go całować, a on to odwzajemnia. - Niestety wylądowałam w jego pokoju - opowiada. - Obudziłam się o czwartej rano z bólem głowy i paniką, co zrobiłam. Wymknęłam się. Zaklinałam los: "Błagam, niech się okaże, że nikt nas nie widział".

"Mogę? - kilka dni później Sebastian puka do jej gabinetu. - Ale tylko chwilę, bo jestem zajęta - Karolina stara się być oschła. Sama zaczyna: "Tamto wtedy nie powinno się wydarzyć". On przerywa: "Przestań. Chciałem tylko powiedzieć, że od początku jestem w tobie zakochany". Wychodzi, zanim ona zdąży zareagować. Potem on ciągle znajduje pretekst, żeby znaleźć się w jej gabinecie. "Zwariuję z nim", myśli. W końcu, po wielu zaproszeniach zgadza się na kolację. "Tylko ten jeden raz", obiecuje sobie. Jadą do restauracji pod miastem. - "Mogę ci zaoferować przyjaźń. Lubię cię, ale nie mieszam życia zawodowego z osobistym". Nie jest konsekwentna, bo pod domem proponuje: "Wejdziesz na herbatę?". Sebastian natychmiast się zgadza. Zamiast herbaty jest orzechówka, a potem lądują w łóżku. Rano Karolina zmienia zdanie: "Mogę się z tobą spotykać, ale utrzymujemy wszystko w tajemnicy. Inaczej zarząd mnie wywali". 

Fascynacja i podejrzenia

O romansie mówi tylko jednej koleżance. Zna ją jeszcze z podstawówki. Tamta jest sceptyczna: "A jeśli on to robi, żeby cię wykorzystać? Jesteś dyrektorem. Możesz go awansować. - I tak bym go awansowała. Jest zdolny - mówi Karolina. - Tak, tylko jeśli to zrobisz, mając z nim romans, wszyscy uznają, że to twój protegowany". Karolina wie, że przyjaciółka ma rację. Ale nie potrafi mu się oprzeć. Jest zaskoczona, bo Sebastian, tak jak ona, lubi poezję i muzykę klasyczną. Rano też nie wyjdzie bez kawy z mlekiem posłodzonej łyżeczką cukru i zawsze koło północy robi się głodny. Czasem żałuje, że muszą się ukrywać, ale zaraz pociesza się: najbardziej namiętne są zakazane związki. No i bardzo pilnuje, żeby się nie wydało. Żadnych wspólnych lunchów, kaw, pocałunków w windzie. Relacje tylko służbowe.

Ale w domu opowiada swojemu chłopakowi, co się działo na zebraniu zarządu, często pyta go o zdanie. Coraz więcej rzeczy robią wspólnie. Lubią bezpieczne weekendowe wyjazdy do Londynu, Paryża, Oslo. Tylko że wtedy Karolina po raz pierwszy czuje, że w tym związku nie wszystko jest tak, jak by chciała. Gdy on wyciąga kartę, ona oponuje: "Zapłacę, wiem, jak mało zarabiasz". "OK", odpowiada Sebastian po prostu, a ona by chciała, żeby oponował. Innym razem on się żali: "Nie rozwijam się. Stać mnie na więcej". Jej zapala się czerwona lampka. "Dlatego się ze mną spotykasz?" - pyta. On przeprasza. "Mówię ci o tym, co dla mnie ważne. Kiedy zdam egzamin radcowski, pójdę do innej firmy, wreszcie przestaniemy się ukrywać" - obiecuje. A jednak któregoś dnia Karolina rzuca: "Wprowadź się do mnie. Po co masz wynajmować mieszkanie".

Domowe rewolucja

Pod wspólnym dachem jej irytacja narasta. Bo w domu Karolina też jest szefem. Na kolację spaghetti czy zapiekanka? Ty decyduj. Powiemy w końcu oficjalnie o naszym związku? Jak uważasz. Karolina: - Kiedyś zaczęłam krzyczeć: miałeś zmienić pracę, obiecałeś. A on miał minę zbitego psa: przecież jeszcze nie zdałem egzaminu radcowskiego. Tylko że nie wziął nawet urlopu, żeby się uczyć. Kiedy indziej kupują telewizor. "Powiem państwu wszystko o tych modelach" - zaprasza sprzedawca. A Sebastian lekko: "Od tych spraw jest moja dziewczyna. Kochanie, pójdę zapalić". W końcu przestałam tłamsić w sobie wątpliwości, wyżaliłam się przyjaciółce: "Może miałaś rację, jestem jak jego matka. Przeszkadza mi to" - opowiada Karolina. - Porozmawiaj z nim" - radzi przyjaciółka.

Rozmawia. Ale on nie rozumie. Przecież się nie kłócą, jest dobrze. "Chcę, żeby moja rodzina cię poznała" - mówi Sebastian. Ale ona już się wycofuje: "Jeszcze nie teraz". Ma pretekst: brak czasu. Ich firma łączy się z drugą. Trzeba przygotować umowy. "Mam tego dość", któregoś dnia jej najlepsza koleżanka, radca prawny, rzuca na stół wymówienie. "Co się stało? Co ty wyprawiasz? Przecież ja teraz nie poradzę sobie bez ciebie" - denerwuje się Karolina. Koleżanka krzyczy: "A co mnie to obchodzi, ty nie zastanawiasz się nad innymi. Od dawna wiem, że masz romans. Wszystkie wiemy. Wyróżniasz Sebastiana. Konsultujesz z nim rzeczy, które przygotowujesz dla rady nadzorczej. Mam dość!".

Karolina próbuje zachować spokój. "Wiesz, że jest zdolny - tłumaczy. - Żarty sobie robisz?! A ja nie jestem zdolna?! Poza tym przyjaźnię się z tobą pięć lat. I nawet mi nie powiedziałaś, że masz cholerny romans!". Karolina tłumaczy, przeprasza. - Czułam, że tracę kontrolę - wspomina. - I jak zawsze w takich momentach chciałam uciec. Pomyślałam: "Po co mi kłopoty? Chcę swoją dawną samotność i święty spokój". Wieczorem krzyczy do Sebastiana: "Zaraz przez ciebie wylecę z pracy, wszyscy już wiedzą. Jak mogliśmy do tego dopuścić? Ta firma to kilkanaście lat mojego życia! Ciężko pracowałam na to, co mam! I jeszcze mówi, że już nie chce z nim być, żeby wziął rzeczy, ona szuka silnego mężczyzny. Patrzy oniemiały. Następnego dnia przychodzi z podaniem o trzymiesięczny bezpłatny urlop. W uzasadnieniu: przygotowanie do egzaminu radcowskiego. - Podpisałam z ulgą - wspomina Karolina.

Przepraszam, pomyliłam się

Nie utrzymują kontaktu. - Na początku nie tęskniłam. Do momentu, gdy się dowiedziałam, że w kadrach złożył wymówienie. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że to naprawdę koniec. A przecież gdzieś w głębi duszy myślałam, że zrobi, co obiecał. Zda egzamin, znajdzie pracę i o mnie zawalczy. Kolejne miesiące. Szuka o nim informacji na Facebooku, od koleżanki z działu dowiaduje się, że zdał egzamin z wyróżnieniem, pracuje w dużej kancelarii prawnej. "Wszystko u niego dobrze". Ale Karolina nie chce, żeby mu było dobrze bez niej. Wyrzuca sobie: "Źle go traktowałam. Tyle mi dał, tyle pomógł. To dzięki niemu stałam się otwarta, zaczęłam dbać o relacje z ludźmi. Polubiłam zapach pieczonego ciasta i zobaczyłam, że istnieje coś poza życiem firmy. Nikt tak o mnie nie dbał".

Po roku pisze SMS. "Co u ciebie? Może kawa?". On odpisuje od razu: "jasne". Do kawiarni przychodzi z bukietem tulipanów. Wyprzystojniał, dojrzał. Ale Karolina czuje dystans. "Masz kogoś?", pyta nagle. I czeka na odpowiedź, że tak, jest szczęśliwy. Ale słyszy: "Nie. Jeszcze się z ciebie nie wyleczyłem". Oddycha z ulgą, napięcie opada. Łapie go za rękę: "Spróbujmy od nowa, nie doceniałam cię - prosi. - Zmienię się. Teraz już nie będziemy się ukrywać" - obiecuje. - Okej" - odpowiada on po prostu. Karolina: - Na początku nie mieszkaliśmy razem. Testowaliśmy się. Może raczej on mnie testował, traktował trochę z dystansem. Zauważyłam: zawsze chce za mnie płacić, kupuje prezenty. Przestał być facetem podnóżkiem. Imponował mi, bo w pracy odnosił sukcesy.

"Stworzyłaś potwora", śmiał się czasem. Bliskość rodziła się stopniowo. Poznałam jego znajomych, on moich. Koleżanki, które wcześniej wątpiły w nasz związek i szczerość Sebastiana, uwielbiały go. "Jaki fajny, troskliwy, męski", mówiły. Pół roku temu. Karolina zaczyna źle się czuć, ciągle jej słabo. W aptece kupuje test ciążowy. Dwie kreski. "Jezu, zaraz będę miała 40 lat", myśli. Trochę się boi. Ale też cieszy. Najbardziej cieszy się Sebastian: "Kupimy dom, postaramy się o drugie dziecko". - Dużo się nauczyłam przez te pięć lat - mówi Karolina. - Nie jest idealnie. Ale ja już tego nie oczekuję. Wiem, że on wciąż traktuje mnie jak autorytet. Być może zawsze to ja będę decydować, dokąd pojedziemy na wakacje i na jaki kolor pomalujemy ściany. Ale nie robię z tego problemu. Też musiałam dojrzeć, by zrozumieć, że mój mężczyzna nie da mi wszystkiego. A typ: romantyczny macho, na którym kiedyś tak mi zależało, po prostu nie istnieje.

Katarzyna Troszczyńska

Twój STYL 9/2013


Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: romans
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama