Reklama

Mężczyzna za szkłem

Następnym razem, gdy twój partner znowu rzuci ubrania na podłogę, a ty poczujesz ochotę, by wznieść oczy do nieba, zamknij je mocno, a na ustach połóż palec, by powstrzymać się od złośliwości. Stawiają one między wami szklany mur. Jeszcze się widzicie, ale już nie słuchacie, nie czujecie. Tę ścianę niełatwo będzie zburzyć.

John Gottman nie cierpi Hollywood. Ten amerykański psycholog i matematyk uważa, że fabryka snów wdrukowała nam w głowy pseudoromantyczny schemat miłości i zniekształciła nasze wyobrażenia o tym, co budzi namiętność. Nie jest jedynym krytykiem amerykańskich produkcji, ale warto go posłuchać, bo w środowisku naukowców cieszy się wielkim autorytetem: znalazł się w pierwszej dziesiątce najbardziej wpływowych psychologów świata, a sławę przyniosły mu prace badawcze na temat małżeństwa.

Przez trzydzieści lat Gottman podglądał pary. Jego Laboratorium Miłości, wygodne mieszkanko z aneksem kuchennym, mieści się w niepozornym budynku nad jeziorem Montlake Cut w Seattle. Jest tam wielkie lustro - nie w sypialni, lecz w kuchni, i nie kryształowe, lecz weneckie. Za szkłem - badacze czujnie obserwujący pary kochanków ochotników. Na żywo i na monitorach z trzech kamer. Dodatkowych danych dostarczają im holtery i czujniki śledzące reakcje na stres i odprężenie. Okablowani kochankowie spędzają tu weekend, ale Gottmana nie interesuje, co robią w nocy, w sypialni czy łazience.

Reklama

- Moje ulubione sceny z Pokoju Miłości każdy montażysta z Hollywood potraktowałby nożyczkami - mówi. - Przeczytają gazetę razem czy osobno? Porozmawiają przy obiedzie? Ona znowu wylała mleko, co on na to? Dramaturgia miłości według Gottmana rozgrywa się w przyziemnej codzienności. Po latach badań jest pewien, że namiętność więcej ma wspólnego ze zjedzoną wspólnie jajecznicą na bekonie niż seksowną bielizną.

Oscar za rozmowy o wybielaczu

Najpiękniejsze filmy miłosne nakręcone w laboratorium Johna Gottmana nigdy nie dostaną Oscara. Kochankowie nie uprawiają w nich dzikiego seksu pod palmami ani nie wypowiadają wielkich słów w strugach deszczu. - Ona pyta: "Mamy jeszcze wybielacz do tkanin?". On, zamiast wzruszyć ramionami, odpowiada: "Nie wiem. Weźmy go na wszelki wypadek" - relacjonuje naukowiec.

- Miłość rodzi się wtedy, gdy żona mówi rano: "Miałam koszmar", a mąż na to: "Spieszę się, ale opowiedz mi szybko", zamiast: "Nie mam teraz czasu". Kiedy przez weneckie lustro Gottman widzi, że ludzie zwracają się ku sobie, "zgłaszają się do siebie ze swoimi potrzebami i zostają przyjęci", jest spokojny o dalsze losy związku.

- Aby być w kontakcie, nie potrzeba specjalnych umiejętności komunikacyjnych ani technik - przypomina psycholog Izabella Kurzejewska. - Nie chodzi też o to, by omawiać z partnerem wszystkie swoje pragnienia i analizować problemy związku. Ważniejsze jest życzliwe słuchanie, gotowość do ofiarowania chwili uwagi, zwykłe serdeczne rozmowy.

Są badania, z których wynika, że tylko 18 proc. par po nauce technik rozmowy cieszy się bardziej satysfakcjonującą relacją. Gottman natomiast oblicza, że u 70 proc. o zadowoleniu ze związku przesądza jakość przyjaźni między partnerami. Zakochani, którzy się przyjaźnią, są zadowoleni z seksu, nazywają swój związek romantycznym i namiętnym, mówią o bliskości i zażyłości. Tam, gdzie przyjaźń szwankuje, badani skarżą się, że partner nie jest romantyczny, i podejrzewają, że ma problemy z bliskością. Czują się samotni.

Pilotowanie miłości Gottman chwali się, że wystarczy mu kwadrans obserwacji, aby z 90-procentową trafnością przewidzieć, czy związek przetrwa. Ma dowody. Zapisywał swoje "przepowiednie" dla każdej z kilkuset obserwowanych par i po latach sprawdził ich słuszność. Nie wierzy w wyznania w rodzaju: "Kiedyś byliśmy z sobą bardzo blisko, a potem wszystko się samo zepsuło". Jak mówi, już wkrótce po poznaniu się para obiera jeden z dwóch kursów. Decyduje się na pilotaż pozytywnych lub negatywnych emocji i potem trzyma się tej ścieżki, jakby włączyła automatycznego pilota. Chociaż zmiana kursu jest możliwa, to niełatwa, bo ścieżki te prowadzą w odmiennych kierunkach - jedna do przyjaźni, druga do obcości.

Para pilotowana pozytywnymi emocjami dobiera się tak, żeby chociaż jedna z osób posiadała wspaniałą cechę: umiejętność obniżania napięcia i gotowość wychodzenia naprzeciw partnerowi. Gdy więc jedno zachowuje się nieprzyjemnie, drugie tłumaczy to sobie, usprawiedliwia złą pogodą, kiepskim dniem, niskim ciśnieniem. Dlatego zawsze któreś łagodzi sytuację, rozśmiesza, wychodzi, a po chwili proponuje herbatę.

- Nie zdajemy sobie sprawy, jak ważna jest to cecha - wyjaśnia Izabella Kurzejewska. - W związku potrzebny jest "strażak", szczególnie jeśli drugi z partnerów ma zwyczaj dokładać do ognia. Holtery i czujniki, w które John Gottman ubrał kochanków w swoim laboratorium, pokazały, że u takich par w konfliktowych sytuacjach napięcie i stres szybko rosły, ale potem równie szybko przychodziło odprężenie. Przy pilotażu negatywnych emocji wyniki były odmienne. Napięcie narastało i nie opadało, lecz falowało, ponieważ kiedy jedno zachowywało się nieprzyjemnie, drugie podejmowało rękawicę: reagowało krytyką, obelgami, złośliwymi lub sarkastycznymi uwagami, wznosiło oczy do nieba ("A ty oczywiście znowu swoje").

Tymczasem sprawa jest prosta: jeśli odpowiadamy negatywnymi emocjami na negatywne emocje, wzmacniamy stres i napięcie. Coraz rzadziej odprężamy się przy partnerze, czujemy się stopniowo mniej bezpieczni i beztroscy. Z czasem kobieta w takim związku staje się coraz bardziej rozżalona i poirytowana, a mężczyzna wycofany i zdystansowany.

Szklany mur obojętności

Można pomyśleć, że największym wrogiem bliskości jest krytyka. Te wszystkie: "ty zawsze", "bo ty nigdy", "jesteś niedojrzały", "a ty potworną egoistką". Ale z matematycznej analizy sprzeczek przeprowadzonej w laboratorium Gottmana wynika, że najgroźniejsza jest pogarda. "Ty głupcze, dorośnij wreszcie", mówi ona i przewraca oczami, gdy on znowu nie może znaleźć kluczy. "Ty idiotko", rzuca on z grymasem wyższości, jakby chciał powiedzieć: "Nie kompromituj mnie i siebie".

Obelgi i sarkastyczne uwagi wywołują wrażenie totalnego odrzucenia i są odbierane jako manifestacja odrazy - tłumaczy John Gottman. - Tym z nas, których pilotuje złośliwość i ironia, trudno zrozumieć, jak bardzo to szkodzi - dodaje Izabella Kurzejewska. - Przyzwyczailiśmy się myśleć, że złośliwość świadczy o inteligencji. Zwykle uważamy, że nasze uwagi są celne, a nawet zabawne. Ale atakowany drwinami człowiek sądzi inaczej: przyjmuje postawę obronną lub wycofuje się emocjonalnie, chowa za murem obojętności. Milczy, ignoruje, ucieka. W 85 proc. przypadków tę drugą drogę wybierają mężczyźni.

Męski układ sercowo-naczyniowy z przyczyn ewolucyjnych wolniej powraca do równowagi po przebytym stresie. Zbadano, że gdy mężczyzna i kobieta jednocześnie usłyszą w pobliżu gwałtowny, głośny huk, tętno mężczyzny nie tylko szybciej przyspieszy, ale i dłużej utrzyma szybkie tempo. Podobnie jest z ciśnieniem krwi - podnosi się natychmiast i długo zachowuje wysoki poziom, utrzymując organizm w stanie napięcia i czujności.

To czysta fizjologia: mężczyzna broniąc się przed ciągłymi uderzeniami stresu, dystansuje się i odsuwa. - Najczęstszym błędem, jaki wtedy popełniamy, jest kolejny atak, następna porcja złośliwości, wyśmiewania i krytyki, że jest obojętny, wiecznie nieobecny, niedojrzały - zauważa Izabella Kurzejewska. - Zajrzyjcie tylko na fora internetowe, aż puchną od komentarzy w rodzaju: "Oczywiście, jak zwykle to kobieta ma zabiegać", "Jego obchodzi tylko komputer i kolejne misje do przejścia", "Tylko mi nie radźcie, żebym to ja dbała o związek. On siedzi nadęty i nawet się nie odezwie". Ale pytanie brzmi: ratujesz i zmieniasz kurs czy lecicie dalej tym dawnym, prosto w zalew pretensji i żalów?

Mantrą współczesnej psychologii jest rada: "Pielęgnuj miłość", ale nie trafia ona w sedno, jak wszystkie ogólne wskazówki. Tak przynajmniej uważa John Gottman. Jego zdaniem powinna ona brzmieć: "Pielęgnuj uczucia sympatii i podziwu w stosunku do partnera". To ich brak prowadzi do oddalenia i zaniku bliskości w związku. Jeżeli żachnęłaś się na te słowa, może dla was jest już za późno. Ale jeżeli w waszym związku coś jeszcze się żarzy, spróbuj to podsycić. Myśl o zaletach partnera i porównaj go z innymi mężczyznami: czy umiesz to zrobić tak, by porównanie wypadło na jego korzyść?

Zdecyduj, że to ty spróbujesz być strażakiem negatywnych emocji w waszym związku. Kiedy on zacina się w milczeniu, zaproponuj: "Widzę, że masz zły humor, może zrobię ci coś smacznego na deser?". Jeśli jesteś o krok od wybuchu, powiedz: "Uff, zdenerwowałam się, pójdę wziąć chłodny prysznic". Odpuść poważne rozmowy o kondycji waszego związku, naucz się zamiatać niektóre kwestie pod dywan. Prawda jest taka, że w udanych małżeństwach mężczyzna po kłótni idzie oglądać telewizję, a kobieta rusza na terapię zakupową. Kilka godzin później gniew mija i partnerzy zachowują się tak, jakby nic się nie stało. Hipokryzja? Gottman nazywa to dystansem do problemów. Wiele osób sądzi, że najlepszym sposobem na odrodzenie uczucia jest romantyczna kolacja przy świecach lub wspólne wakacje, ale - jak mówi amerykański psycholog - to codzienne, miłe chwile najlepiej zbliżają partnerów. Po prostu przez jakiś czas myśl o nim nieco więcej niż o sobie. Uda się wam, jeśli tobie się uda... powstrzymać od złośliwych komentarzy.

Magdalena Jankowska

Pani 8/2013


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: partnerstwo | związek | udany związek | kłótnia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy