Reklama

“Wybitnie kulturalna Polka pragnie poznać samotnego pana”, czyli miłosne perypetie w PRL-u

Miłość jest wieczna i pozostaje niezmienna niezależnie od czasów, ale czy na pewno? Historia pokazuje, że na przestrzeni wieków zmieniało się podejście ludzi do szukania partnera, związków i miejsca miłości w hierarchii wartości. Inne były przeszkody stające na drodze zakochanym czy problemy, z którymi musieli się zmierzyć. Nie inaczej było w PRL-u. Poszukujący miłości w tamtych czasach musieli radzić sobie z przeciwnościami, które współczesnym pokoleniom nigdy nie połaskotałyby nawet myśli.

Pierwsza miłość, czyli problemy nastolatków z PRL-u

Motyle w brzuchu na widok pięknej dziewczyny czy rezolutnego chłopca z innej klasy na szkolnym korytarzu, pożyczanie gumki do mazania, tylko po to by mieć pretekst by zamienić kilka słów z koleżanką z ławki obok — któż tego nie doświadczył? Szkolna miłość przez wielu wspominana jest po latach z ciepłym uśmiechem i nostalgią w oczach — to łączy wszystkie pokolenia, dzielą natomiast problemy, z którymi musieli się zmierzyć. 

W liście do “Świata Młodych" ze stycznia 1975 roku Natalia pisze: “Podobam się chłopakowi z równoległej klasy, z którym się oficjalnie nie znam. Teraz on poprosił kolegę z mojej klasy, żebym mu podarowała swoje zdjęcie — przez tego chłopaka. Co mam zrobić?" 

Reklama

W dobie Facebooka, Instagrama i innych mediów społecznościowych, żaden młody chłopiec nie musi sięgać po intrygi i znajomości, aby otrzymać zdjęcie dziewczyny, która wpadła mu w oko. Dziś wystarczy, że zna jej imię i nazwisko, a bez trudu znajdzie ją w social mediach i może do woli przyglądać się jej zdjęciom. W PRL-u zdjęcia były podarunkiem świadczącym o bliskiej relacji, nie tylko między chłopcem a dziewczyną, ale także między przyjaciółmi.

Absztyfikant Natalii znalazł pośrednika, być może był zbyt nieśmiały, by poprosić dziewczynę osobiście. Jednak Natalia odebrała jego postępowanie nie do końca pozytywnie, a w nawiązaniu relacji nie pomogła redakcja “Świata Młodych", która poradziła dziewczynie: 

“Czyżby ten Twój ‘wielbiciel’ była aż tak nieśmiały, że nawet nie próbował Cię poznać? Skąd więc ten nagły przypływ odwagi — prośba o zdjęcie? Jeśli podobasz mu się naprawdę, niech sam poprosi Cię o fotografię, w przeciwnym razie nie widzę powodu, dla którego miałabyś mu ją dawać [...]. W obdarzaniu swoją podobizną chłopców tkwi jeszcze jedno niebezpieczeństwo: można trafić na “kolekcjonera", który zbiera zdjęcia dziewczyn jak znaczki, by uchodzić za podrywacza". 

Poszukiwanie drugiej połówki

Kolejny “miłosny" problem rozwiązany (przynajmniej w pewnej mierze) współcześnie przez internet to kwestia poszukiwania drugiej połówki. Dziś mamy wiele portali i aplikacji randkowych, które pozwalają poznać potencjalnych partnerów. A jak było w PRL-u? Młodzi ludzie mieli spore pole manewru: szkoła, akademik, potańcówki, praca. Jednak co miała zrobić 25-latka, niemal “stara panna", której przez ćwierć wieku nie udało się znaleźć partnera? Albo młoda wdowa mieszkająca na wsi, gdzie rynek matrymonialny był mocno zawężony? Rozwiązaniem stały się (przynajmniej do pewnego momentu) ogłoszenia w prasie.

Tradycja umieszczania anonsów matrymonialnych w gazetach codziennych sięga XIX wieku. Do lat 50., to właśnie tą drogą, poszukujący mogli nawiązać ze sobą kontakt. Jak “reklamowały" się panie w gazetach? 

Okazuje się, że duże znaczenie miało własne mieszkanie, wykształcenie oraz stała posada. W wielu ogłoszenia pojawiały się stwierdzenia: 

“Wybitnie kulturalna Polka, średnie wykształcenie, mieszkanie Katowice", czytamy w ogłoszeniu matrymonialnym zamieszczonym w “Dzienniku Zachodnim" w 1946 roku. 

“Przystojna wdowa, lat 35, gospodarna, spokojna z własnym mieszkaniem w Katowicach" - mówił inny anons. 

“24-letnia blondynka krawcowa i 25-letnia blondynka na posadzie państwowej".

A czego poszukiwały Polki u swoich partnerów: 

Wybitnie kulturalna Polka szukała “ samotnego pana 45 - 55 lat na stanowisku".

Przystojna wdowa szukała “pana o dobrym charakterze do lat 45". 

Dwie blondynki chciały “poznać inteligentnych panów z braku czasu i odpowiednich znajomości". 

Ważny był wiek potencjalnego partnera, bo on pojawiał się w niemal każdym ogłoszeniu. Nie bez znaczenia było też wykształcenie, sytuacja materialna, inteligencja czy “dobry charakter". Czasami zwracano również uwagę na podobne zainteresowania: 

“Wybitnie indywidualna, wykształcona, muzykalna, śpiewa. Szuka pana z wyższym wykształceniem o miłej barwie głosu. Cel towarzyski". 

Ogłoszenia matrymonialne drukowano w lokalnych dziennikach, takich jak “Dziennik Zachodni", “Głos Wielkopolski" czy “Gazeta Krakowska". Pojawiały się one także w branżowych czasopismach. Ogłoszeniodawcy w “Młodym Rolniku" obok swych cech i zalet podawali wielkość gospodarstw rolnych i deklarowali czy są skłonni sprzedać swoją ziemię, czy też poszukują drugiej połówki, która będzie z nimi dzieliła miłość do ziemi i rolniczy kierat.

Władza ludowa nie lubiła ogłoszeń matrymonialnych?

Ogłoszenia matrymonialne znikają z gazet codziennych pod koniec lat 40. i na początku 50., podobnie jak wszelkiej maści chiromanci, wróżki czy i inne profesje o nadprzyrodzonych mocach. Władza ludowa ewidentnie nie popierała tego sposobu poszukiwania partnerów (lub próbowała w ten sposób ograniczyć pole działania oszustów matrymonialnych, bo takich też nie brakowało). 

Niezależnie od przyczyny, faktem pozostaje, że od lat 50. zniknęły działy z anonsami matrymonialnymi i nawet pojedyncze ogłoszenia bardzo rzadko pojawiały się na łamach dzienników. Nie zniknął natomiast problem z poszukiwaniem partnerów — a gdzie istnieje popyt, pojawia się też podaż. Od lat 60. w gazetach codziennych (szczególnie w dużych miastach) zaczynają pojawiać się w liczbie większej niż kilka — ogłoszenia swatek i biur matrymonialnych, co może świadczyć o rosnącym zainteresowaniu tego typu usługami. 

“Przyjaciółko" ratuj, czyli randkowe perypetie w PRL-u

Skoro mówimy o miłosnych perypetiach z czasów PRL-u, których dzisiejsi single mogą nie rozumieć, to warto wspomnieć jeszcze o randkowaniu. Pomijając kwestie takie, jak brak telefonów, umawianie się od razu na kolejną randkę czy pisywanie do siebie listów, często pojawiały się też kwestie związane ze zmianą stylu życia i rozwojem społeczeństwa. 

Władza ludowa dbała, by każdy obywatel miał zajęcie, ci, którzy nie pracowali byli wysoce dla aparatu państwowego podejrzani. Zaletą takiego systemu było to, że młodzi ludzie tuż po szkole czy studiach szybko znajdowali zatrudnienie, wielu przeniosło się też ze wsi do nowo wybudowanych miast (np. Nowa Huta — dziś dzielnica Krakowa). Pracowali, więc mieli pieniądze, toteż chcieli korzystać rozrywek kulturalnych dostępnych w dużych miastach. Panowie zapraszali więc swoje wybranki do teatru i opery. To jedna budziło w wielu rozterki.

Jedna z takich pracujących kobiet, w latach 60 w liście do “Przyjaciółki" prosiła o radę, bo po raz pierwszy w życiu miała iść do teatru, w dodatku na randkę! Kobieta wiedziała, że powinna ubrać się elegancko, ale jej rozterki dotyczyły jedzenia. Czytelniczka “Przyjaciółki" rozważała zabranie do teatru kanapek dla siebie i swojego towarzysza. Nie wiedziała jednak, czy będą mieli czas je zjeść i czy wypada zabierać je ze sobą. Kiedyś panna, której zależało na nienagannych manierach i wizerunku musiała napisać w tej sprawie list do gazety, dziś wystarczą kliknięcie i w kilka sekund dylemat znika.

Podobnych przykładów miłosnych perypetii z czasów PRL-u, których współcześni single nie mają, można by mnożyć. Zachęcamy naszych czytelników do podzielenia się swoimi opowieściami o miłości w czasach PRL-u.

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Polska Rzeczpospolita Ludowa | historia Polski | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy