Reklama

Unikalne znalezisko w Krakowie. Ma 180 milionów lat

Co zrobić ze znaleziskiem sprzed 180 milionów lat, gdy pęknie? Można je zlepić gipsem. Hm, nie wygląda to zbyt dobrze, przez białe łączenia trudno rozpoznać, co to jest. Może je pomalować? Będzie wyraźniejsze. Ups… To może lepiej schowajmy to przed światem w magazynie…Niemal wiek później na płyty trafia dr Bartłomiej Kajdas i dostrzega prawdziwą wartość ukrytą pod warstwami farby.

“Magazyn skamieniałości" sprzed 180 milionów lat

Znalezisko sprzed 180 milionów lat to dwie trzymetrowe płyty. Jedna zawiera niemal kompletny szkielet ichtiozaura (wodnego gada przypominającego współczesne delfiny) rodzaju Stenopterygius. Druga jest skamieniałą kolonią liliowców z rodzaju Seirocrinus— bezkręgowców, które wyglądają jak ogromne kwiaty. Płyty odnaleziono na unikalnym stanowiska paleontologicznym w Holzmaden w Niemczech, nazywanym — Fossillagerstätte, czyli “magazynem skamieniałości". Szczątki z wczesnej jury trafiły do Gabinetu Mineralogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w XIX wieku i tak zaczęła się ich burzliwa historia.

Reklama

Zobacz również: Odkrycie archeologów na Pomorzu. Mapę Polski z X w. trzeba będzie zmienić

Wietrzenie i pękanie

W 1849 i 1851 roku, czyli ponad 170 lat temu, skamieniałości trafiły do siedziby Gabinetu Mineralogicznego — Collegium Phisicum przy ulicy świętej Anny 6. Niewiele wiadomo o ich losach z “wczesnego okresu krakowskiego", ale płyta z liliowcami najprawdopodobniej pod wpływem wilgoci popękała

“Liliowce to zwierzęta, dalecy kuzyni rozgwiazd. Można je sobie wyobrazić, jako rozgwiazdę na patyku. Spędzają czas, filtrując wodę tą częścią, która wygląda jak kwiat. Liliowce mają szkielet zbudowany z kalcytu (składnik wapieni), jednak na skutek pewnych procesów po śmierci zwierzęcia może on zostać zastąpiony przez piryt — minerał nazywany złotem głupców, który jest wyjątkowo podatny na wietrzenie. W kontakcie z wodą piryt się utlenia i właśnie ten proces mógł sprawić, że płyty z liliowcami zaczęły się w pewnym momencie rozsypywać" - mówi Interii dr Bartłomiej Kajdas z Centrum Edukacji Przyrodniczej UJ.  

Trochę gipsu, trochę farby i będą jak nowe

Zapadła decyzja o renowacji. Na ratunek ruszyli wątpliwej jakości “fachowcy" (tłumaczyć może ich niewiedza, bo prace przeprowadzono prawdopodobnie jeszcze w XIX lub na początku XX wieku, gdy technikom konserwatorskim daleko było do współczesnych).  “Spece" zlepili fragmenty kolonii liliowców w jedną całość z pomocą gipsu. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania — białe wypełnienie na tle brunatnej skamieniałości uniemożliwiało rozpoznanie tego, co przedstawiała. 

Konsternacja: co zrobić, żeby liliowce były lepiej widoczne? Ktoś wpadł na pomysły pomalowania płyt — czarna farba ujednolici kolorystykę, ukryje gips, a więc skamieniałości powinny być lepiej widoczne. Cóż, upadek z oczekiwań na twardą rzeczywistość bywa bolesny. Jak pokazały współczesne prace konserwatorskie, “proceder" powtórzono jeszcze czterokrotnie.

Drugą też pomalujemy, żeby do siebie pasowały

Płyta z ichtiozaurem miała się całkiem nieźle, ale odróżniała się od skamieniałości z liliowcami. Czarnej farby było pod dostatkiem, więc szkielet gada i dwa gipsowe odlewy: morskiego krokodyla oraz plezjozaura (kupione razem ze skamieniałościami) także pomalowano, aby pasowały do płyty z liliowcami — to jedna z hipotez, są też inne: 

“Gipsowe płyty często były malowane na czarno, to typowy zabieg. Jednak nie wiemy, dlaczego postanowiono pomalować skamieniałość ichtiozaura. Być może po tym jak rozsypała się płyta z liliowcami, starano się w ten sposób uniknąć podobnego losu drugiej płyty? Istnieje też hipoteza, że czarna farba była sposobem na ukrycie skamieniałości przed wojskami niemieckimi podczas II wojny światowej — ale to tylko przypuszczenia, nie mamy żadnych dowodów, które pozwoliłby jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pomalowano płytę ze szkieletem ichtiozaura".

To nie złoto, to tombak

Nie wiadomo, kiedy po raz pierwszy pomalowano płyty, ale już w dwudziestoleciu międzywojennym warstwy farby były tak grube, że uważano unikalne na skalę polską skamieniałości za odlewy gipsowe — tak opisywały je katalogi geologiczne UJ z tego okresu. Barbarzyńska renowacja sprawiała, że paleontologiczne złoto uznano za tombak. Lata płynęły, a spadkobierca Gabinetu Mineralogicznego, czyli Instytut Nauk Geologicznych UJ doczekał się nowej siedziby. W połowie lat 70. płyty przeniesiono do Collegium Geologicum i raz jeszcze pomalowano na czarno. Od tej pory znalezisko sprzed 180 milionów lat wisiało na korytarzu budynku przy Oleandrach jako dekoracja.

Zobacz również: “Takie odkrycie to jak wygrana na loterii”. Lenistwo rabusiów ocaliło skarb Majów

“Piękne skamieniałości prehistorycznego gadu"

W 2017 roku Instytut Geologii przeniesiono na Kampus 600-lecia Odnowienia UJ, a zbiory Muzeum Geologicznego trafiły do nowej jednostki — Centrum Edukacji Przyrodniczej UJ (CEP UJ). Kustosz kolekcji geologicznej — dr Bartłomiej Kajdas zaczął przeglądać dziewiętnastowieczne dokumenty z inwentarzami zbiorów:

“Między innymi dotarłem do publikacji z 1868 roku o zbiorach Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie natrafiłem na informację, że do Gabinetu Mineralogicznego zostały zakupione 'piękne skamieniałości prehistorycznego gadu'. Zacząłem się zastanawiać, co się z nimi stało. Studiowałem w Instytucie Nauk Geologicznych na Oleandrach, więc pamiętałem gipsowe odlewy, które zdobiły klatkę schodową. Wówczas przyszła do mnie myśl, że może nie wszystkie te eksponaty to odlewy, może warto im się przyjrzeć. Okazało się, że rzeczywiście są to oryginały, a nie gipsowe kopie".

Jak odróżnić oryginał od kopii? Z pomocą przyszły niedoskonałości: 

“Przy oględzinach zauważyliśmy różne niedoskonałości, których nie mają idealne, gipsowe kopie. To była istotna wskazówka, że mamy przed sobą prawdziwe skamieniałości sprzed 180 milionów lat".

“Zeskrobywanie farby", czyli dwa lata pracy

Płyty ze skamieniałościami zostały przekazane fachowcom (tym razem, z prawdziwego zdarzenia), którzy na co dzień zajmują się renowacją dzieł sztuki. Metodami stosowanymi w konserwacji rzeźby usunięto warstwy farby, odczyszczono powierzchnię skamieniałości, uzupełniono gipsy, zabezpieczono, ustabilizowano i zamontowano w ramach wszystkie płyty. 

Prace trwały niemal dwa lata, ale zakończyły się sukcesem. Ich efekty można zobaczyć odwiedzając ekspozycję Centrum Edukacji Przyrodniczej UJ przy ulicy Gronostajowej 5. Warto to zrobić, bo płyty z kolonią liliowców i ichtiozaurem to unikalne (bo najlepsze i największe) w Polsce okazy tego typu.

Zobacz również: Niecodzienne znalezisko pod Krakowem. Ma ponad 7 tysięcy lat

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odkrycia naukowe | znalezisko | Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy