Kogo bolą orkowie? Wojna w Ukrainie a zakazane porównania
Porównania nawiązujące do twórczości J.R.R. Tolkiena, powstałe w trakcie napaści wojsk rosyjskich na Ukrainę, przyjęły się całkiem nieźle w dyskursie publicznym. Podobieństwa pomiędzy światem opisanym we “Władcy Pierścieni" a tym rzeczywistym mają jednak swoje granice. Od niedawna zaczęli je wytyczać nawet administratorzy mediów społecznościowych.
Każdy chyba słyszał już choć raz o porównaniu żołnierzy armii rosyjskiej do pewnego rodzaju stworzeń, które do popkultury na dobre wprowadził John Ronald Reuel Tolkien w swoich książkach o Śródziemiu. Angielski pisarz co prawda nie stworzył samego określenia. To bowiem pojawiło się w nieco innej wersji już w mitologii rzymskiej oraz w epickim poemacie heroicznym "Beowulf". Nie ulega natomiast wątpliwości, że to właśnie Tolkien zaprosił orków na salony świata fantasy i na dobre osadził ich w naszej wyobraźni.
Już od początku pierwszej inwazji rosyjskiej na Ukrainę w 2014, niektórzy zaczęli określać wojska Putina tym właśnie mianem. Analogia nasunęła się sama: oto ze wschodu wylała się horda dzikich popleczników mrocznego pana wszelkiego zła, który rozpoczął agresję zbrojną na sąsiednią krainę bez baczenia na konsekwencje.
Określenie, które funkcjonowało przez dobre kilka lat w pewnych kręgach, zyskało swoją moc dopiero niedawno. Coś, co początkowo mogło wydawać się złośliwym przytykiem, okazuje się — niestety — trafną metaforą. Armia Rosji niczym legiony plugawych potworów dokonuje obrzydliwych zbrodni na niewinnej ludności Ukrainy.
Tymczasem coraz więcej ekspertów, specjalistów, blogerów i dziennikarzy aktywnych w mediach społecznościowych donosi o tym, iż ich publikacje są blokowane przez administratorów za używanie wspomnianego słowa na "o" w stosunku do żołnierzy Putina (autor osobiście tego nie doświadczył, żeby była jasność).