Reklama

Księżna Kate

Jest prawdziwą muzyczną arystokratką: utalentowaną, ekscentryczną, tajemniczą. Wielka Kate Bush wydała właśnie kolejną niezwykła płytę.

Trudno wskazać kogoś, na kim by się wzorowała. Styl Kate Bush jest tak oryginalny, jakby nie miała poprzedników. W nagraniach krzyżują się epoki, gatunki i kontynenty. Muzyka orkiestrowa, reggae, flamenco, renesansowe madrygały, bułgarskie przyśpiewki, tradycja klezmerska, elektronika i śpiew ptaków. Kate Bush śpiewa anielskim sopranem, by po chwili przejść do groźnego, prawie męskiego basu. Równie niezwykłe są historie, które opowiada.

Bush kocha wszystko, co nastrojowe, gotyckie, teatralne. Śpiewała o maszynie do zmieniania pogody i kobiecie, której partner w tańcu okazuje się... Hitlerem. Jej jednej udało się streścić "Wichrowe wzgórza" w niecałe pięć minut.

Reklama

Zadebiutowała w 1978 roku jako 19-latka. Choć trudno w to uwierzyć, niektóre z piosenek z albumu "The Kick Inside" napisała już w wieku 13 lat. Potem nagrała osiem płyt, z których co najmniej trzy są skończonymi arcydziełami, a reszta dzielnie do tego tytułu pretenduje. Jej życie prywatne skrywa tajemnica. O tym, że urodziła dziecko, dowiedzieliśmy się tylko dzięki niedyskrecji Petera Gabriela.

Właśnie ukazał się jej dziewiąty album. Kate Bush postanowiła nagrać ponownie wybrane utwory ze swoich płyt "The Sensual World" i "The Red Shoes". Nie jest to jednak rodzaj dziwacznego "the best of". Bush zrezygnowała ze studyjnych sztuczek, koncentrując cała uwagę na brzmieniu głosu, który z biegiem lat stał się niższy i cieplejszy. Powstał album spójny, intymny i piękny, który może sprawić przyjemność nie tylko fanom.

Warto dodać, że na "Director's cut" Bush po latach mogła spełnić swoje marzenie.W końcu uzyskała zgodę spadkobierców Jamesa Joyce'a na wykorzystanie fragmentu monologu Molly Bloom z "Ulissesa".

Kate Bush trudno z kimś porównać, za to jej wpływ łatwo znaleźć u wielu. Na spadkobierczynie artystki typowane były Tori Amos, Alison Goldfrapp czy ostatnio Florence Welch z zespołu Florence And The Machine. Jak widać, żeby dostąpić porównania z Kate Bush trzeba być osobą wyjątkową. Dlatego za wyraźne niedopatrzenie angielskiej królowej trzeba uznać, że nie obdarowała jej do tej pory tytułem szlacheckim.

Wasza Wysokość, nie ma się nad czym zastanawiać, Kate Bush to prawdziwy klejnot w koronie!

Jarosław Topolewski

Twój STYL 07/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy