Reklama
Mówią, że jestem podrywaczem

Paweł Królikowski

Czy słusznie uważany jest za flirciarza? Czy kobiety naprawdę "wchodzą mu na głowę"? Kto w jego rodzinie jeździ lepszym samochodem? Aktora i jurora wzięliśmy w krzyżowy ogień pytań.

Kocham kobiety i samochody" - powiedział pan niedawno. Jeździ pan jeszcze czerwonym kabrioletem?

Paweł Królikowski: - Nie, już sprzedałem. Dziś mam inne priorytety. Gdy kilkanaście lat temu kupiłem sobie pierwszy kabriolet, ludzie pukali się w czoło. Bo u faceta jest to oznaka kryzysu wieku średniego, a u kobiety - dowód jej zbyt rozbudzonych pretensji.

Jakie samochody teraz pan lubi?

- Jeżdżę takim z napędem na cztery koła i z dwiema turbinami. Ale czy pani chce o samochodach rozmawiać?

Reklama

Pan nie wierzy, że kobiety lubią samochody?

- Zacząłem zauważać, że patrzycie już inaczej na samochody. To nie jest tylko przedmiot do przemieszczania się, ale też element wizerunku. Pewną pogardą napawa mnie myślenie faceta, który kupuje żonie maleńkie autko, a sam, cymbał, jeździ czymś wielkim, drogim i szpanerskim. Wtedy mówię: "Słuchaj, tym małym niebezpiecznym czymś twoja żona wozi dzieci". Mnie się tak układa w życiu, że Małgosia ma lepszy samochód niż ja.

Kobiety robią z panem, co chcą?

- Zwłaszcza moje dwie córki, Julia i Marcelina. Jestem dla nich na usługi. [W tym momencie dzwoni teściowa, której Paweł poświęca dziesięć minut.]

Mówi się, że receptą na dobry związek jest dobra relacja z teściową.

- A wie pani, coś w tym jest! Tylko że ja nie przepadam za pytaniami, jaka jest recepta na dobry związek. Zwyczajnie tego nie wiem.

Przecież ma pan piątkę dzieci i 26-letni staż małżeński!

- Mnie się wydaje, że człowiek inaczej funkcjonuje w świecie, kiedy ma dzieci. Choć jest bardziej zajęty, to jednak szczęśliwszy. Ale niech mnie pani nie pyta, dlaczego. Może tylko mi dzieciaki szczęście dają.

Robiłam wywiad z pana synem, fajny chłopak. Tylko ma łatkę łobuza za awanturę z policjantami.

- Zapracował na nią. Przecież powinien mieć świadomość, że nie jest już anonimowy. A z policjantami nie dyskutuje się po nocy. Ale ja nie chcę na ten temat tu rozmawiać, bo będę miał awanturę w domu i zacytują mnie na wszystkich portalach.

Obaj z synem lubicie pisać.

- Na szczęście piszemy oddzielnie, sporadycznie i zupełnie o czymś innym. Ja teksty piosenek, a Antek scenariusze.

Wszystkie teksty na pana nowej płycie "Uczucia nieparzyste" opowiadają albo o miłości, albo o... papierosach. Rzuci pan kiedyś palenie?

- Gdy sobie ułożę to w głowie, gdy nie będzie za późno, to zrobię z tym porządek. Żadne papierosy mi już nie smakują. Jest coś okropnego w tych fajkach...

Jedną piosenkę śpiewa pan z żoną. Jest tam taki wers: "Na niezgodę pogodę mam....".

- Mnie bardziej się ckni przy innej frazie: "Umówiłem się z tobą na starość...". To jedno z najładniejszych wyznań miłości. Myślę, że moja starość z Małgosią może być urocza.

Dlaczego wybrał pan akurat Małgosię?

- Spotkaliśmy się, kiedy miałem osiemnaście lat, na egzaminach wstępnych do szkoły teatralnej. Ale ja uważam, że z miłością to jest trochę tak: "Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi".

Niech pan tak nie mówi, żona się obrazi!

- Nie, nie, dlaczego? Tak naprawdę niewiele od nas, ludzi, zależy, bo zawiaduje nami ktoś wyżej. Nie jestem już taki głupi, by robić dalekosiężne plany. Zbyt wiele w życiu widziałem niezrealizowanych scenariuszy. Więc nie planuję.

- Gdyby ktoś na początku mojej drogi powiedział mi, że będę miał tyle dzieci, to bym nie uwierzył. Lubię natomiast działanie. Budzę się rano i chcę coś robić. Nie myślę, że to się nie uda. Gdy się nie udaje, to wymyślam drugi plan. Potem trzeci. I tak w koło.

Pan wygląda na spontanicznego człowieka.

- Moim zdaniem spontaniczność to luksus, na który trzeba bardzo ciężko pracować.

W fotelu jurora "Twoja twarz brzmi znajomo" usiadł pan spontanicznie czy z obawą?

- Dla mnie element zalęknienia jest dość daleki. Wiedziałem od początku, że to będzie kawał dobrej rozrywki. Prosta sprawa: każdego z nas śmieszy, kiedy parodiujemy sobie w domu sąsiada, kolegę z pracy czy babkę ze sklepu.

Pan powiedział, że kocha kobiety. A one też uwielbiają pana towarzystwo...

- Niektórzy mówią, że jestem podrywaczem. A ja po prostu lubię miły klimat w pracy. Jeśli to, że jestem miły dla kolegów, a dla koleżanek nawet adorujący, sprawia, że atmosfera wokół się "podnosi", to nie przynosi mi to ujmy. Łatwo mogę przejść na ton oficjalny, oschły... Ale mnie takie sytuacje nie interesują.

Porozmawiajmy więc o kobietach... Anna Dymna?

- Królowa, absolutna królowa. Ona, zamieniając cały swój kapitał na działania dobroczynne, wygrała niejedno ludzkie życie. Z wdziękiem wykorzystuje swój talent, potencjał, znajomości, koneksje dla dobra innych.

Kasia Grochola?

- Ma leczniczą aurę. Obcowanie z nią to zawsze miły moment. Ale żeby być kimś takim jak ona, trzeba zapłacić wysoką cenę.

Ilona Ostrowska?

- Myśmy tak dużo razem zagrali, że nie musimy sobie wszystkiego tłumaczyć od początku świata. Rozumiemy się bez słów, jak w małżeństwie.

Podobno to Ilona wybrała pana do roli w "Ranczu"?

- Jestem jej za to dozgonnie wdzięczny. My, mężczyźni, za wszystko powinniśmy być wdzięczni kobietom. Od urodzenia. Kobiety nas, mężczyzn, stwarzają. Kusy bez Lucy istniał, ale tylko trochę, już ginął, już go piekło pochłaniało.

Co to znaczy, że kobiety was stwarzają?

- Gdyby nie moja żona, to ja nie wiem, kim bym dziś był i co miałbym do roboty.

Pewnie byłby pan smutniejszy.

- Tego akurat nie jestem pewien... Ale jest taki napęd w facetach, że to, co robią, to dla kogoś. Robić coś dla siebie to słaba motywacja. Potrzebujemy lustra, żeby nastąpił czynnik pochwalny.

Mężczyźni lubią być chwaleni?

- Lubimy bardzo. Od żony się tego nauczyłem.

Podobno często mówi pan: "Kocham cię".

- Deklarowanie uczuć nie może pozostawać w sferze oczywistości - to jedna z mądrości zaczerpniętych od Małgośki. Od niej nauczyłem się mówić córce, którą odprowadzam do przedszkola: "Kocham cię, pa, do zobaczenia". To ma sens.

Kiedyś powiedział pan: "Nie ma takiego alkoholu jak dobra rozmowa".

- Sam w domu robię nalewki, chętnie tym częstuję. Moja specjalizacja to pigwa i dereń. Ale sam nie piję z założenia.

Nawet mały kieliszek pod dobrą rozmowę?

- Dobra rozmowa nie musi iść w parze z kieliszkiem. Czasem fajnie jest nawet pomilczeć.

Z kim pan lubi milczeć?

- Gdy powiem, że z żoną, to usłyszę potem od niej, że jestem złośliwy. Bo ona lubi dużo gadać. Ale przyznam, że czasem lubię, kiedy sobie milczymy w domu. Ja się zajmuję swoją robotą, któreś z dzieciaków jest blisko i rysuje czy buduje wieżę z klocków... Takie obcowanie wynika z głębokiej więzi. Każde z nas wydaje swoje dźwięki, coś puka, coś szura, ale to jest jedna z najpiękniejszych melodii, jakie mogą być w domu.

Justyna Kasprzak

SHOW 6/2014

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy