Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Karolina Gorczyca: Zawsze walczę do końca

"Nie boję się żadnych wyzwań”, mówi śmiało. Twardzielka? Nie do końca. Gwiazda przyznaje, że bywa nadgorliwą mamą i zdarza się jej zalać łzami.

Jesteś gotowa do zmagań na planie "Tańca z gwiazdami"?

Karolina Gorczyca: - Zanim przyszłaś, słuchałam muzyki i wybierałam kawałki, przy których chciałabym zatańczyć. Sporo tego (śmiech).

Co chciałabyś zatańczyć?

- Hmm, szczerze mówiąc preferuję standard, jest dla mnie łatwiejszy i bliższy mojej natury. Trudniej mi jest w tańcach latino - są bardziej interwałowe, wymagają dużej dynamiki i mają naprawdę szybkie tempo. Zawsze byłam taneczną solistką (śmiech), więc udział w tym programie będzie dla mnie nauką współpracy w parze, budowania zaufania do drugiej osoby, odkrywania swoich kobiecych atutów. Jestem ciekawa i otwarta na to doświadczenie.

Reklama

Nie obawiasz się rozgłosu i zainteresowania, które generuje ten program?

- Myślę, że jeśli ktoś chce być na pierwszych stronach gazet, to będzie. Jeśli chronisz swoje życie i dajesz tylko tyle, ile sam chcesz, to masz szanse kontrolować tak zwany medialny szum wokół siebie. Zdaję sobie sprawę, że pewien poziom rozpoznawalności już mam. A czy zaczną teraz pisać o mnie więcej? Zobaczymy. Mam w miarę określoną wizję swojego udziału w tym programie i będę się jej trzymała. Mam nadzieję, że zyskamy jako para sympatię publiczności, na to będziemy ciężko pracować, bo zależy nam na dobrze wykonanym tańcu.

Tańczysz z Żorą Koroliowem, który wrócił do "Tańca..." po 8 latach przerwy.

- Poznaliśmy się na początku sierpnia. Nasze treningi trwają już miesiąc. To był dla mnie ciężki i pracowity czas, ponieważ siódmego sierpnia ukończyłam zawody triathlonowe, połówkę Ironmana w Gdyni, a na drugi dzień rozpoczęłam już intensywne treningi tańca. Normalnie powinnam odpoczywać minimum dwa tygodnie, zregenerować siły i odbudować organizm. Teraz nie miałam na to czasu. Wiem, że będzie ciężko, ale nie boję się wyzwań. Znam siebie i wiem, że gdy już coś zacznę, to walczę do końca.

Co ci daje sport?

- Zawsze był ważny w moim życiu. Dodawał mi sił. Trzy lata temu zostałam Ambasadorką Herbalife Ironman Gdynia i od tego czasu trenuję intensywniej. Robię to dla siebie i własnej przyjemności, aby mieć cel i radość z aktywności. Skoro już zrobiłam jedną połówkę Ironamana, która wymagała ode mnie dziewięciu miesięcy przygotowań, ciężkich treningów, wyrzeczeń i poświęceń, to postanowiłam nie odkładać tego do szuflady. Dlatego wciąż trenuję, a starty są małymi sprawdzianami mojej formy i dają mi sporo satysfakcji. Sport to dla mnie odskocznia od codziennych obowiązków, problemów zawodowych i osobistych. To czas dla mnie, sposób na dobre zdrowie i kondycję.

Mówi się, że bieganie oczyszcza głowę...

- Zgadzam się z tym. To miejsce, gdzie możesz rozładować złe emocje i doładować akumulatory energii. Często jest tak, że ludzie idą w sport, bo chcą poradzić sobie z jakimiś trudnościami. Pomaga on nabrać dystansu do pewnych spraw. Zamiast siedzieć i topić się w smutkach, można wyjść na dwór i zrobić coś pozytywnego dla siebie. Taniec też ma taki wpływ na nas. Daje pozytywny zastrzyk energii.

Niedawno zostałaś ambasadorką znanej marki odzieżowej 4F.

- Tak, to naprawdę bardzo sportowy rok dla mnie (śmiech). Propozycja przyszła dlatego, że dobrze wpisywałam się w motto marki 4F, która zachęca do aktywności fizycznej i wytrwałości w postanowieniach mimo wielu trudów. Jestem dobrym przykładem na to, że jeśli się czegoś mocno pragnie, to można to osiągnąć właśnie wytrwałością i ciężką pracą. To, że od 3 lat trwam przy triathlonie, biegam i swoim przykładem pokazuję, że można realizować cele, bardzo się marce spodobało. 4F stawia na to, żeby promować aktywny tryb życia, motywować ludzi do wyznaczania sobie celu, a ubrania, które oferują są wysokiej jakości. Bardzo mi się te hasła podobają, bo są zgodne z moim stylem życia. Uważam, że człowiek powinien wyznaczać sobie cele, jeśli chce się rozwijać. Nie tylko sportowe oczywiście. Życie bez celu nie miałoby sensu.

Jak zapracowana młoda mama znajduje jeszcze czas na intensywne uprawianie sportu?

- Pierwszy okres macierzyństwa faktycznie był trudny i musiałam wycofać się z wielu aktywności. Niewiele ma się wtedy czasu dla siebie (śmiech). Ważniejsze są potrzeby dziecka... U mnie sport pojawił się, gdy już mogłam sobie na to pozwolić. Mogłam poświęcić trochę czasu sobie, zadbać o swoje ciało i formę. Jestem aktorką i ważne dla mnie jest, aby dobrze czuć się w swoim ciele. Każda zadbana kobieta jest szczęśliwą kobietą. Jak to pogodzić? Uważam, że jeśli ktoś mówi, że nie jest w stanie wygospodarować kilku godzin w tygodniu na trening, to albo jest źle zorganizowany albo leniwy. Każdy człowiek jest w stanie znaleźć dwie, trzy godziny. Co najmniej tyle spędzamy leżąc na kanapie przed telewizorem. Z telefonem, Facebookiem etc. Wszystko to można ograniczyć na rzecz aktywnie spędzonego czasu. Ja wybieram treningi w porannych godzinach, aby resztę dnia mieć na sprawy zawodowe i prywatne.

Czego nowego dowiedziałaś się o sobie, kiedy zostałaś mamą?

- Na pewno zobaczyłam, że potrafię się zatracić w tym, żeby być dla innych, a nie dla siebie. Potrafię być nadgorliwą mamusią (śmiech). Kiedy zostałam mamą, dowiedziałam się, że mam w sobie dużo siły. Potrafię zawalczyć o swoje, głośno powiedzieć "nie" i jasno zakomunikować, co mi przeszkadza, bez obaw, że ktoś się obrazi. Ostatnio przeczytałam ciekawy artykuł o tym, że w Stanach dziecko zostało zaatakowane przez pumę. Zwierzę chwyciło szczęką głowę dziecka. Matka rzuciła się na pumę i otworzyła jej paszczę. Puma się wystraszyła i uciekła, a dziecku nic się nie stało. Czasem też mam poczucie, że mogłabym rozszarpać niejedną pumę, jeśli chciałaby zaatakować moje dziecko.

Zdarzyło się, że przez to, że jesteś mamą jakaś propozycja przeszła ci koło nosa?

- Tak. Ominęło mnie kilka projektów. Zdaję sobie sprawę, że gdybym je zrobiła, to byłabym pewnie w innym momencie życia. Ale też nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. A cieszę się z tego, gdzie dziś jestem. Niczego nie żałuję i nie lubię gdybać.

Jaki masz teraz okres w życiu?

- Dobry, bo sporo się dzieje. Nie mogę narzekać. Zakończyłam kilka projektów i czekam na nowe. Biorę też udział w dwóch kampaniach - oprócz 4F nawiązałam też współpracę z bankiem PKO BP. Zostałam ambasadorką Biegu Charytatywnego PKO BP, który odbędzie się 17 września. Na stadionach w 12 miastach w Polsce odbywają się biegi sztafetowe. Każde przebiegnięte kółko to jeden posiłek dla niedożywionego dziecka. Cel jest bardzo szczytny, niewiele nas kosztuje, a my możemy pomóc potrzebującym dzieciom. Zachęcam do wzięcia udziału wszystkich zainteresowanych! Oprócz tego gram w Och-Teatrze i rozważam swój udział w nowym projekcie teatralnym.

- "Taniec z gwiazdami" zajmuje mi sporo czasu. Teoretycznie może potrwać nawet do listopada. Zawsze zakładam najlepszy scenariusz (śmiech). Wtedy wolałabym nie dokładać sobie dodatkowych zajęć, żeby się zaangażować w 100 procentach w to, do czego się zobowiązałam. Nie należę do aktorów, którzy biorą kilka projektów w jednym czasie. Bałabym się, że nie dam Udowodniła to w sztuce "Lekcja" w Teatrze Mazowieckim i zebrała bardzo dobre recenzje.

- Pamiętam, jak kiedyś grałam w dwóch serialach jednocześnie. Jeden kręcony był w Wałbrzychu, drugi w Warszawie, a czasem w Białej Podlaskiej. Spędzałam w Wałbrzychu 12, 13 godzin zdjęciowych i wsiadałam w samochód, żeby zobaczyć się z rodziną w Warszawie. Tam następnego dnia od rana do nocy pracowałam na kolejnym planie, po czym szybko wsiadałam do samochodu i znów jechałam do Wałbrzycha. Bardzo to odchorowałam. Przez kilka miesięcy nie mogłam wyzdrowieć. Higiena czasu pracy jest dla mnie bardzo ważna.

W życiu podobnie zresztą, jak w sporcie, trzeba pamiętać o regeneracji sił. W życiu idziesz na żywioł i kierujesz się instynktem czy raczej chłodną kalkulacją?

- Po trochu jednym i drugim. Jako zodiakalna Ryba miewam intuicję, która mnie nie zawodzi. Dlatego często jej słucham. Mocno wyczuwam sytuacje, ludzi i na tych odczuciach się opieram. Ale mam też w sobie wiele zdrowego rozsądku.

Co w sobie lubisz najbardziej?

- Chyba to, że nie bardzo potrafię usiedzieć w jednym miejscu. To powoduje, że ciągle coś fajnego się wokół mnie dzieje. Mam przez to poczucie, że moje życie jest ciekawe i aktywne. Lubię siebie. Doceniam wszystko, co spotyka mnie. Cokolwiek się wydarzy, to idę do przodu.

Jako Ryba bywasz rozchwiana?

- Rozchwiana to złe słowo. Raczej wrażliwa i emocjonalna. Czytam wywiad z mamą zmarłej aktorki i zalewam się łzami. A potem przez cały dzień chce mi się płakać. Usłyszę w wiadomościach, że coś strasznego się wydarzyło gdzieś na świecie i od razu czuję ból brzucha, wyobrażam sobie, co by było, gdyby zdarzyło się to mnie. I znowu łapie mnie ból brzucha. Bujna wyobraźnia jest czasem trudna do pohamowania. Czasami miewam skłonność do lęków związanych z przyszłością. Ale myślę, że lepiej być wrażliwym i empatycznym, niż przejść obok niewzruszonym.

Najgorsza rada, jaką usłyszałaś w życiu?

- Nie wiem, czy najgorsza, ale tylko ona przychodzi mi teraz do głowy. Jako dziecko usłyszałam, że kobieta musi mieć długie włosy, bo tylko wtedy jest kobieca. Tak mi się to utrwaliło w głowie, że przez ponad 20 lat miałam długie włosy. Pierwszy raz w życiu ścięłam je trzy miesiące temu. W krótkich czuję się bardzo dobrze i co najważniejsze - wciąż uważam się za kobietę! (śmiech). Ale kiedy siedziałam na fotelu fryzjerskim i słyszałam dźwięk obcinanych włosów, to bolało mnie całe ciało. Jak łatwo można dziecku nieświadomie zrobić w głowie traumę.

Widzisz siebie w swojej córce?

- (Śmiech) Widzę, że jest indywidualistką i mimo tego że ma dopiero 5 lat, dobrze wie, czego chce. Jest ambitna, nie poddaje się łatwo i - tak jak ja - lubi sport.

Lubisz flirtować, zdarza ci się uwodzić?

- Przeszłam już ten etap (śmiech). Flirtowanie często służy potwierdzeniu swojej atrakcyjności. Ja nie mam takiej potrzeby. Wiem, kim jestem, czego chcę i dobrze mi z tym.

Justyna Kasprzak

SHOW 18/2016

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy