Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Artur Żmijewski: Staram się nie powtarzać błędów

Mówi, że patrzy przed siebie i nie zwraca uwagi na upływający czas. Aktor właśnie obchodzi 50. urodziny, a kobiety kochają się w nim tak samo jak 30 lat temu.

"Mam poczucie, że dopóki odnajduję siłę, żeby wstać rano z łóżka, to wszystko jest w porządku, nie zwracam uwagi na upływający czas. I nie ma w tym żadnej kokieterii, naprawdę", wyznał Żmijewski w jednym z wywiadów.

"Kiedy obudziłem się w dniu swoich urodzin i pomyślałem: »Ile to ja już mam lat?«, to musiałem się chwilę zastanowić. Nie liczę lat, bo uważam, że to absolutnie nie ma sensu. Wszyscy przemijamy, więc nie będę się zastanawiał, czy zostało mi dziesięć lat czy pięć miesięcy życia. Staram się patrzeć przed siebie i nieść ten plecak ze wszystkimi rzeczami, które mi się już przydarzyły, żeby o nich pamiętać i nie powtarzać tych samych błędów", dodał. Takie wartości stara się też przekazać trójce swoich dzieci i choć sam wychowywał się bez ojca, świetnie sprawdza się w tej roli. Nie ukrywa jednak, że miał trudne dzieciństwo.

Reklama

Walka z nieśmiałością

Aktorowi brakowało męskiego wzorca. "Moi rodzice rozeszli się, kiedy miałem osiem lat. Brat jest o sześć lat starszy. Wychowywała nas mama. Z ojcem właściwie się nie spotykałem, więc nie miałem szansy go obserwować. Dziadek nie żył, wujków widywałem raz na jakiś czas. Tak naprawdę trochę sobie ten wzorzec wyobraziłem", wyznał Żmijewski w jednym z wywiadów.

Na szczęście mama aktora nie miała z nim problemów wychowawczych. "Nie byłem trudnym dzieciakiem. Nie chodziłem na boki, nie urywałem się z domu, rzadko chodziłem na wagary. Pamiętam takie sytuacje: mama wygania mnie na podwórko, a ja zamykam się w pokoju, mam słoiczek miodu, jem go łyżeczką, czytam, słucham muzyki", wspomina serialowy ojciec Mateusz.

Jako nastolatek był bardzo nieśmiały i nie potrafił odnaleźć się w towarzystwie rówieśników. Najlepiej czuł się u dziadków na wsi. Do Radzynia jeździł na wakacje. "Dziadkowie mieli sad i ogród. Pracy było dużo, a ja wciąż starałem się pomagać im w tych zajęciach! Pamiętam czasy, kiedy zboże kosiło się kosą. Biegałem wtedy z innymi dzieciakami i robiliśmy powrósła do wiązania snopków. Były świniobicia, dojenie krów, karmienie kur", wspomina.

Wszystko zmieniło się w liceum, gdy poznał swoją przyszłą żonę Paulinę. Nastolatkowie szybko się w sobie zakochali i planowali wspólną przyszłość. Niestety, ta miłosna sielanka skończyła się, gdy Artur rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Tam właśnie poznał Magdalenę Wójcik, dzisiaj znaną aktorkę. Żmijewski uległ jej czarowi i zostawił dla niej Paulinę. Szybko jednak przekonał się, że ich związek nie ma przed sobą przyszłości. Na szczęście pierwsza miłość wybaczyła mu tę "przygodę" i ponownie byli razem. Po ośmiu latach znajomości stanęli na ślubnym kobiercu.

Debiut w roli ojca

Studia nie były dla Artura tylko czasem miłosnych podbojów. Już wtedy zaczął odnosić znaczące sukcesy. "Nie mam marzeń zawodowych, ponieważ one bardzo szybko się spełniły. Zagrałem Gustawa-Konrada w »Lawie« Tadeusza Konwickiego na trzecim roku studiów. Potem spotykałem niezwykłych ludzi, którzy wiele mnie nauczyli", powiedział w jednym z wywiadów. Dwa lata po obronie dyplomu wcielił się w Radosława Wolfa w kultowym filmie "Psy".

Gdy miał 27 lat, na świat przyszła córka Ewa. Pierwsze dziecko zmieniło priorytety Artura. "Uświadomiłem sobie wtedy, że pojawił się ktoś, kto sobie sam nie poradzi. I nagle musiałem się nauczyć odpowiedzialności za inną osobę. Ale nie przyszło to z dnia na dzień", powiedział. Aktor skupił się na wychowaniu córki i karierze, która nabierała tempa.

Filmy i praca w teatrze przynosiły mu kolejne sukcesy. Największa popularność przyszła w 1999 roku, gdy wcielił się w doktora Jakuba Burskiego w serialu "Na dobre i na złe". Grał go przez 13 lat. Polki oszalały na jego punkcie, a inni widzieli w nim tylko serialowego chirurga. "To się wydarzyło w trakcie porodu mojego pierwszego syna (rok 2002). Jestem u żony w szpitalu, rozmawiamy, otwierają się drzwi, wchodzi lekarz, patrzy na mnie i mówi: »O, przepraszam«. Po paru minutach wraca straszliwie zażenowany, czerwony jak burak, przeprasza i twierdzi, że myślał, że jest niepotrzebny, bo lekarz na sali już jest (śmiech)", opowiadał aktor w jednym z wywiadów.

Dwa lata później na świat przyszedł drugi syn Wiktor. Żmijewski każdą wolną chwilę starał się spędzać z rodziną. Woda sodowa nigdy nie uderzyła mu do głowy, choć kolejne produkcje z jego udziałem okazywały się prawdziwymi hitami. W 2014 zagrał w filmie "Nigdy w życiu!", a od 2008 roku gra księdza detektywa w serialu "Ojciec Mateusz".

Dojrzałośc jest OK

Aktor potrafi świetnie łączyć życie prywatne z zawodowym. Nie ukrywa jednak, że udaje mu się to dzięki żonie. "Jedność w naszej rodzinie to gigantyczna zasługa Pauliny. Często, przynajmniej przez ostatnie kilka miesięcy, wychodziłem do pracy bardzo wcześnie rano i wracałem późnym wieczorem. Ale żona - mimo że także realizuje się zawodowo - nad wszystkim panuje, wszystko scala. Ja staram się tego nie psuć", wyznał. Mimo natłoku zajęć Artur nie unika obowiązków domowych. Szczególnie dobrze czuje się w kuchni. "Potrafię trochę rzeczy ugotować, bo mnie to po prostu kręci. Lubię frajdę, którą mi sprawia gotowanie, i frajdę, którą mam z tego, że komuś to smakuje", mówi. Zawsze też znajduje czas dla swoich dzieci. "Staram się, choć to jest coraz trudniejsze, również z tego powodu, że dzieci rosną. A nastolatki, jak wiadomo, mają swoje sprawy. W pewnym momencie najważniejsze stają się dla nich przyjaźnie i spotkania z rówieśnikami. Już nie jest tak łatwo się razem zebrać i pogadać. Ale jeśli tylko się da, staram się to robić", powiedział w jednym z wywiadów dla SHOW.

Nie jest też tajemnicą, że aktor jest bardzo wierzący i to właśnie zasady dekalogu wpaja córce i synom. "Nie jestem kaznodzieją, wiec trudno mi mówić o sprawach wiary, ale dla mnie jest to punkt odniesienia, którym próbuję kierować się w moich wyborach. Nie wstydzę się swojej wiary", zapewnia.

Do życia podchodzi z dużym dystansem i daleko mu do samouwielbienia, nawet wtedy gdy wygrywa plebiscyty na najprzystojniejszego aktora. Jak sam mówi, nie jest ideałem i wcale do tego nie dąży. "Nigdy nie startowałem do tytułu Mistera Universum, nigdy nie było to też moim marzeniem. Nie mam, niestety, stosownych wymiarów, jak ubiegający się o ten tytuł i zapewne odpadłbym w przedbiegach", wyznał w jednym z wywiadów.

50. urodziny skłaniają aktora do refleksji. Choć nie martwi się upływem czasu, nie udaje też, że go nie zauważa. "Czuję się dojrzalszy i widzę, że otoczenie również inaczej mnie traktuje. Nie bez znaczenia jest też to, że przerzedziły mi się włosy i posiwiała broda. Jestem mężczyzną", mówi. Artur stara się dostrzegać zalety dojrzałego wieku - uważa, że może mu on pomóc rozwinąć się zawodowo. "Jest jeszcze wiele ról, których nie zagrałem, a które przyniosłyby mi ciekawą pracę i podnietę do tego, żeby robić coś nowego. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że bardzo fajnie jest grać czarny charakter. Dawno nie grałem takich ról, ale mam nadzieję, że jeszcze mi się zdarzą. Jestem w dobrym wieku, żeby grywać czarne charaktery", wyznał ostatnio w jednym z wywiadów.

Magdalena Makuch

SHOW 7/2016

Show
Dowiedz się więcej na temat: Artur Żmijewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy