Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Agent 007 ma się dobrze

Irytująco pewny siebie, zabójczo skuteczny i niemożliwie seksowny. Świat to dla niego za mało, pięknych kobiet – nigdy za dużo. Najsłynniejszy tajny agent właśnie kończy 50 lat.

Licencja na zabijanie, twarz Daniela Craiga i wciąż te same słabości - James Bond, kultowy brytyjski szpieg, właśnie obchodzi urodziny. 26 października do polskich kin wejdzie "Skyfall" - najnowsza, 23 już część przygód agenta 007. Reżyserii podjął się Sam Mendes, twórca m.in. "American Beauty", a obok Daniela Craiga zobaczymy Javiera Bardema i Ralpha Fiennesa. Tak naprawdę James Bond jest nieco starszy. Po raz pierwszy pojawił się w "Casino Royale", powieści brytyjskiego pisarza Iana Fleminga wydanej w 1953 roku. Jako bohater literacki urodził się w 1924 roku, więc dzisiaj "ma" 88 lat. Fleming opisał go jako syna Szkota i Szwajcarki, osieroconego w wieku 11 lat (jego rodzice zginęli pod lawiną). W służbie Jej Królewskiej Mości James Bond działa od 17 roku życia, a do MI6, czyli tajnych służb wywiadowczych, został zwerbowany tuż po drugiej wojnie światowej. Jego słynny kryptonim 007 ma złowrogie znaczenie: James Bond ma licencję na zabijanie, dzierży więc władzę absolutną.

Reklama

"Bond jest tym, kim pragnie być każdy mężczyzna. A każda kobieta chciałaby kogoś takiego znaleźć w łóżku", stwierdził kiedyś brytyjski pisarz Raymond Mortimer. Miał rację! Agent 007 jest uosobieniem elegancji, błyskotliwości i odwagi. Zawsze potrafi zachować zimną krew. Ma 183 centymetry wzrostu, zna francuski i niemiecki, uczęszczał do słynnej szkoły Eton (do której chodzili m.in. George Orwell i premier Wielkiej Brytanii David Cameron). Nosi zegarek Rolex Oyster, używa zapalniczki Ronson. Wypala około 70 papierosów dziennie, ma też inne nałogi: martini, które pije wstrząśnięte, a nie zmieszane, i kobiety, które wpędzają go w kłopoty. Ale bez nich nie byłby superbohaterem.

Pierwszy film o agencie 007, "Doktor No", miał premierę dokładnie 50 lat temu. Kiedy okazało się, że postać Bonda powierzono Seanowi Connery’emu, miłośnicy książek Iana Fleminga zatrzęśli się z oburzenia. Nieco "toporny mięśniak" nie nadawał się, ich zdaniem, do roli dżentelmena o nienagannych manierach. Po premierze "Doktora No" okazało się jednak, że Connery sprostał oczekiwaniom. W Bonda wcielił się jeszcze sześć razy. Nie podołał natomiast jego następca, George Lazenby, który wystąpił jako tytułowy bohater tylko raz. Dopiero Roger Moore zbudował tę postać w sposób, który spodobał się widzom. Jego 007 jest cynikiem, a zamiast siły woli używać mózgu. Moore był agentem siedem razy. Do dzisiaj fani spierają się, czy był bardziej wiarygodny niż Sean Connery. Na pewno bardziej przypadł do gustu feministkom, bo żaden z Bondów nie traktował kobiet gorzej niż ten odgrywany przez słynnego Szkota. Bezceremonialnie wykorzystywał je do swoich celów, rzadko też piękne panie dożywały do końca filmu.

Może nie podobała się feministkom, ale poza tym postać Bonda idealnie wpasowała się w nastroje panujące na Zachodzie w drugiej połowie XX wieku. Agent walczył przecież z komunistami. Dlatego większość filmów o nim była zakazana przez cenzurę za Żelazną Kurtyną. Sytuacja zmieniła się po 1989 roku, czyli po upadku muru berlińskiego. Polityczna poprawność nie pozwalała Bondowi walczyć ani z Rosją, ani z czarnymi charakterami z krajów postkomunistycznych. Ale scenarzyści i producenci nie zamierzali rezygnować z kury znoszącej złote jaja, jaką przez lata był 007. Komunistów zastąpiono więc terrorystami i szaleńcami marzącymi o zapanowaniu nad całym światem. Nowy Bond (Pierce Brosnan) postawił na wdzięk, poczucie humoru i elegancję. W "GoldenEye" u jego boku pojawiła się Izabella Scorupco, potem Sophie Marceau ("Świat to za mało") i Halle Berry ("Śmierć nadejdzie jutro").

Kiedy wydawało się, że formuła filmów o Bondzie zaczęła się wyczerpywać, postać przeszła jeszcze jedną przemianę. W 2006 roku powstał film "Casino Royale", a głównego bohatera zagrał Daniel Craig. Nie obeszło się bez protestów fanów, ale nowy film wywołał rewolucję. James nareszcie stał się facetem z krwi i kości. Walcząc z czarnymi charakterami powiązanymi z polityką i biznesem, twardo stąpał po ziemi. Pożegnanie ze starym Bondem najlepiej oddaje pamiętna scena w "Casino Royale". Mocno poturbowany agent zamawia martini w barze. Gdy pada nieodłączne pytanie: "Wstrząśnięte czy zmieszane?", bohater rzuca "Mam to gdzieś!". "To najlepszy Bond w historii", zareklamował Craiga jeden z jego "komiksowych" poprzedników - Roger Moore.

Nowy 007 ma nie tylko nowe nawyki, ale też zupełnie nowy życiorys. Urodził się w skromnej rodzinie, służył w Iraku, Somalii, Iranie i Libii. Nie potrzebuje wymyślnych gadżetów, bez których nie potrafili obejść się jego poprzednicy. Zupełnie inaczej traktuje też kobiety, a nawet pozwala sobie na coś, co wcześniej było nie do pomyślenia: zakochuje się w swojej współpracownicy Vesper Lynd ("Casino Royale"), i w imię miłości wypowiada służbę w MI6. Niestety, zbyt pochopnie - Vesper okazuje się zdrajczynią i ginie (wprawdzie ratując mu życie), a James wraca do gry, kierowany żądzą zemsty... Ciekawe, czy nowa dziewczyna Bonda, którą zagra francuska piękność Bérénice Marlohe, zagości w jego sercu na dłużej...

Ma na to duże szanse, bo ostatnio Bond woli brunetki. Po Vesper (ciemnowłosa Eva Green), w "Quantum of Solace" jego wybranką była zmysłowa Ukrainka Olga Kurylenko (dla wielu najseksowniejsza z dziewczyn agenta). I chociaż w najnowszej odsłonie Bonda na pierwszy plan wysuwa się M, czyli bezpośrednia przełożona agenta, którą zagra już po raz kolejny dama brytyjskiego kina Judi Dench, Bérénice jako femme fatale będzie intrygować i prowokować. Seksowna Francuzka już dała próbkę swojego temperamentu podczas jednej z imprez promujących film. Aktorka, ku zaskoczeniu zgromadzonych fotografów, pozowała do zdjęć, pijąc whisky... prosto z butelki. Nic dziwnego, że Marlohe chce jak najdłużej być w centrum uwagi. Dla wielu aktorek rola kochanki najsłynniejszego szpiega w historii kina okazała się szczytem możliwości - potem nie grały już znaczących ról. Mówi się nawet o klątwie dziewczyny Bonda. Cóż, agent nie jest doskonały - na stałe relacje po prostu nie ma czasu.

Oskar Maya

SHOW 22/2012

Show
Dowiedz się więcej na temat: James Bond | Daniel Craig
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy