Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Adolf Dymsza: Gwiazdor czy zdrajca?

Krytycy pisali o nim „najwybitniejszy aktor komediowy i kabaretowy”. Ale ten bon vivant, dowcipniś i ulubieniec Warszawy miał też poważną rysę na wizerunku. Czy słusznie?

Zanim podbił warszawskie sceny teatralne, pracował w kancelarii rejenta i dorabiał jako wodzirej i instruktor tańca towarzyskiego. Przydomek "Dymsza" zyskał ponoć przez gapiostwo siostry, która zgubiła kartkę z wymyślonym przez niego pseudonimem, i gdy trzeba było szybko podać jego nazwisko na oddawany do drukarni afisz, rzuciła: "Dymsza".

Barwna historia życia Adolfa Bagińskiego (bo tak naprawdę się nazywał) zaczyna się na warszawskiej starówce, która w tamtych czasach była ubogą dzielnicą. Teatrem zainteresował się już jako młody chłopak. Miał niespełna 18 lat, gdy zaczął występować na deskach lokalnych amatorskich teatrzyków.

Reklama

Debiut w teatrze miał tak nieudany, że już po drugim spektaklu jego nazwisko zniknęło z afisza. Zrezygnowany młody aktor zaczął dorabiać w cukierni Zakopiańska przy Ogrodzie Saskim. Któregoś razu pojawił się tam dyrektor teatru Qui Pro Quo - ten sam, który podziękował mu za współpracę. Jerzy Boczkowski postanowił dać Dymszy jeszcze jedną szansę i zaproponował mu etat.

Na deskach Qui Pro Quo Adolf występował aż do likwidacji teatru w 1931 roku. Szybko zyskał wielką sławę i uznanie krytyków. Ze zdolności parodystycznych uczynił swoją markę. Wystarczyła jego jedna mina, jeden gest, a nawet ruch brwi, by wywołać na widowni salwy śmiechu. Warszawiacy pokochali utalentowanego komika. Julian Tuwim specjalnie dla niego pisał skecze. Tadeusz Boy-Żeleński nazywał go mistrzem humoru i piosenki, a Antoni Słonimski w "Wiadomościach Literackich" zachwycał się: "Dymsza jest genialny, bo nie jest podobny do nikogo. Nie przypomina w niczym żadnego z komików europejskich, a jego podobieństwo do ekscentryków amerykańskich ogranicza się prawie wyłącznie do mistrzowskiej ekwilibrystyki, do absolutnej zręczności ciała, tak absolutnej, jak istnieje słuch absolutny".

Czasy w Qui Pro Quo Dymsza uważał za najszczęśliwsze w swoim życiu. Zapewniły mu nie tylko wielką popularność i spore pieniądze, ale też miłość. W 1930 roku ożenił się z Zofią Olechnowiczówną, członkinią zespołu Tacjann- girls tańczącego w Qui Pro Quo. Rok później teatr został zlikwidowany. Dymsza spróbował wtedy swoich sił na deskach kilku teatrów. Z powodzeniem grał nawet w teatrach dramatycznych, m.in. w Teatrze Polskim pod dyrekcją Leona Schillera. Jednak prawdziwym przełomem stał się dla niego film, a dokładnie film dźwiękowy.

Era dźwięku zniweczyła wiele karier polskich i zagranicznych aktorów, a dla Dymszy stała się przepustką do jeszcze większej sławy. O miano najpopularniejszego aktora komediowego polskiego przedwojennego kina walczył z Eugeniuszem Bodo. Obaj zagrali w ponad 30 kasowych produkcjach. W kilku z nich spotkali się nawet na planie. Ale rok 1935 nazywano "rokiem Dymszy" - ukazały się wtedy aż cztery filmy z nim w roli głównej. Aktor tańczył, śpiewał i parodiował, tworząc "groteskę wyższego rzędu", a jego styl był niepowtarzalny i niepodrabialny. Dymsza był królem życia. Uwielbiany, popularny i bogaty miał wszystko, o czym mógł śnić.

Wybuch wojny zniszczył jego karierę i reputację. Mimo wyraźnego zakazu wydanego przez Związek Artystów Scen Polskich, Dymsza nadal występował. Angaż w którymkolwiek ze stołecznych teatrów równoznaczny był wówczas z kolaboracją z Niemcami, o co natychmiast oskarżono aktora. Nazwano go Volksdeutschem na usługach nazistów.

Sprawa Dymszy była o tyle kontrowersyjna, że podczas swoich występów aktor przemycał aktualne antyniemieckie aluzje. Nigdy nie wystąpił w sztuce o zabarwieniu antypolskim czy antysemickim. Odmówił też zagrania z aktorem-kolaborantem Igo Symem, przyczynił się za to do uratowania kolegi Czesia Skonecznego z rąk gestapo. Niemniej w lipcu 1944 roku podziemna "Rzeczpospolita Polska" doniosła o naganie udzielonej kilku artystom, w tym Dymszy "między innymi za utrzymywanie zażyłych stosunków z Niemcami". Aktor dostał kilkuletni zakaz występowania w stołecznych teatrach. Musiał też przekazywać 15 proc. honorariów na Dom Aktora w Skolimowie, a przez pewien czas jego nazwisko na afiszach zastępowano trzema gwiazdkami.

Wkrótce Adolf wraz z pogrążoną w depresji żoną i czwórką dzieci wyjechał do Łodzi, gdzie grał m.in w Teatrze Powszechnym. Po powrocie do Warszawy w 1951 roku związał się z teatrem Syrena, w którym występował aż do emerytury. Ostatnie dwa lata życia schorowany Dymsza (podejrzewa się, że oprócz poważnej wady słuchu cierpiał też na Alzheimera) spędził w Domu Opieki Społecznej w Górze Kalwarii. Z piętnem zdrajcy walczył do końca życia.

Justyna Kasprzak

SHOW 10/2016

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy