Reklama

Podróż do Urugwaju

Tacuarembó na co dzień przyciąga jedynie amatorów tanga i jego legendy, Carlosa Gardela. Ale wszystko zmienia się w czasie Patria Gaucha, święta urugwajskich kowbojów.

Skłamałbym, gdybym opowiadał bajki o atrakcjach Urugwaju, namawiając na tłuczenie się na drugi koniec świata, do malutkiego urugwajskiego miasteczka. Owszem, ludzie tu mili i gościnni, ale hitów turystycznych usprawiedliwiających długą podróż nie znajdziemy. Wszystko co najlepsze jest rozproszone na pastwiskach wielkości połowy Polski. A jednak przyjechać tu warto.

Powód pierwszy to... tango. Tak, w Urugwaju, a nie Argentynie urodził się najsłynniejszy bard śpiewający tango. Carlos Gardel sławę zdobył u sąsiadów po południowej stronie La Platy.

Tam narodziła się jego nieśmiertelna legenda. Spory na temat jego pochodzenia do dzisiaj rozgrzewają Argentyńczyków i Urugwajczyków do czerwoności. Tutaj chyba tylko piłka nożna potrafi bardziej rozpalić emocje... Muzeum poświęcone artyście znajdziemy w Valle Eden. To 25 kilometrów od Tacuarembó. W miejscowych realiach niemal tuż „za rogiem”.

Reklama

Kiedyś lokalna stacja kolejowa była ważnym punktem towarzyskich spotkań, ale od rozwoju motoryzacji można tu zobaczyć tylko niszczejące wagony. A samo muzeum, cóż... To bardziej izba pamięci z pamiątkami i dokumentami świadczącymi, że Carlos Gardel urodził się właśnie tutaj. Wszystko zmienia się pod koniec lata. Czyli – na tej półkuli – na początku marca.

Wtedy zjeżdżają tu kowboje z całego kraju, a także gauchos z Argentyny, Paragwaju i Brazylii. Ich święta na mniejszą skalę odbywają się całe lato w wielu miejscach. Od ponad 30 lat Patria Gaucha jest największym tego typu wydarzeniem w Urugwaju i jednym z większych w Ameryce Południowej. To oczywiście drugi z powodów, dla których warto tutaj tułać się nawet pół świata.

Pasterze żyją jak przed dziesiątkami lat

To surowi, ale przyjaźni ludzie. O wielkości fiesty decyduje nie liczba uczestników, ale... koni. Jest ich tu niemal cztery tysiące! Wszystkie należą do indywidualnych hodowców i stowarzyszeń. Bo cała impreza poświęcona jest tradycji życia na południowoamerykańskich pastwiskach.

Członkowie każdego stowarzyszenia muszą zadbać o najdrobniejsze detale. Wszystko podlega ocenie komisji, która sprawdza np. znajomość historycznego ubioru.

Oddzielnej ocenie podlegają instalacje historycznych gospodarstw. Na małej przestrzeni są rekonstruowane modele domów, stajni czy stacji kolejowych. Najbardziej zdziwiło mnie, że wszystkie te modele po święcie są demontowane. Jedynym śladem po nich będą fotografie.

Organizuje się także konkursy kulinarne

Smak potraw oceniają fachowcy. Poza wszelkimi konkursami rozpalono olbrzymie ognisko, gdzie na rusztach dochodzą baranki, kiełbaski, wołowina. To nie jest miejsce dla wegetarian. Ale przecież to święto hodowców bydła. To dla nich organizowane są konkursy.

Dla obcych nieco niezrozumiałe. Nie potrafię odróżnić, który rzut lassem jest lepszy, mimo że oba trafiły do celu. Nie wiem też jakim cudem gauczowie w kilka sekund odnajdują w stadzie jedną oznaczoną przez sędziów jałówkę i przepędzają ją do zagrody.

Za to popołudniowe pokazy ujeżdżania są bardziej zrozumiałe.

Na młodych dzikich rumakach trudno utrzymać się dłużej niż 10 sekund. Każdy występ jest spontanicznie komentowany na żywo przez konferansjera, a potem okraszony krótką melorecytacją z akompaniamentem gitary.

Jeźdźcy, którym uda się utrzymać na grzbiecie (czasem w siodle, czasem bez), są oceniani też za styl. Niektórzy dostają huczne brawa od licznej publiczności. Znakomitą jej większość stanowią sami gauczowie, hodowcy i ich rodziny.

Oni potrafią docenić kunszt jeźdźców. Bez cienia przesady można powiedzieć, że miejscowi prędzej uczą się jeździć niż chodzić. Wysysają to z mlekiem matek. No cóż, one jeżdżą konno także w ciąży.

Informacje

Ile to kosztuje: Największym kosztem w podróży jest bilet do Montevideo lub argentyńskiego Buenos Aires. Nawet w promocji trudno jest znaleźć przelot poniżej 2000 zł. Wjeżdżamy bez wiz na podstawie ważnego paszportu. Na miejscu koszta pobytu są zbliżone do cen w Polsce. W czasie festiwalu za nocleg w Tacuarembó trzeba zapłacić nieco drożej – przynajmniej równowartość 40 dolarów za pokój.

Zobacz także: 

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy