Reklama

Pogoda dla urody

Piękne dzisiaj: Joanna Moro i Olga Frycz. A jak będą wyglądały za 35 lat? Eksperci twierdzą, że o zmianie rysów decydują nie tylko zabiegi kosmetyczne ale i... charakter.

Optymiści, ludzie weseli starzeją się ładniej. Aktorki zgodziły się więc na eksperyment. Ucharakteryzowaliśmy je w dwóch wersjach: dojrzałość na pogodnie i na smutno. A lekarz medycyny estetycznej i psycholog tłumaczą, jak emocje wyrzeźbią ich twarz.

Joanna za 35 lat wersja optymistyczna

Twarz jest radosna, jakby "podniesiona". Widać, że Joanna spełniła postanowienie, by żyć pogodnie. Procentuje to, że przez lata się śmiała, więc pracowały mięśnie jej policzków. W okolicach oczu powstały ładne kurze łapki. W pewnym wieku są naszym sprzymierzeńcem - odmładzają.

Joanna za 35 lat wersja pesymistyczna

Martwię się sprawami bez znaczenia, powiedziała kiedyś Joanna. I to widać. Za smutny wygląd odpowiadają lwie zmarszczki między brwiami. Ciągną w dół, a to postarza. Lat dodaje też kolor cery. Spowodował go stres, który odkładał się latami.

Olga za 35 lat wersja optymistyczna

Reklama

Geny zwyciężyły. Olga, podobnie jak jej mama, nie okazywała smutku. Pokonała nawet problem opadających powiek, unosząc brwi, by wzmocnić mięśnie czoła. No i nic tak nie ujmuje kobiecie lat, jak "wyraźne" oko i przenikliwe spojrzenie.

Olga za 35 lat wersja pesymistyczna

Bruzdy marionetki,czyli głębokie zmarszczki między kącikami ust a brodą powodują, że Olga wydaje się smutna i zrezygnowana. Mogłaby ich uniknąć, gdyby od młodości pozwalała sobie na nieskrępowany śmiech. A ona za bardzo poddawała się złym emocjom.

Joanna Moro

Joanna Moro mówi, że jej twarz jest plastyczna i... szczera. Trudno jej zapanować nad mimiką. Od razu widać na niej radość, smutek, zmęczenie. W pracy aktorki to pomaga, na co dzień nie. Joanna czasem myśli: "Trzeba coś zrobić z moją twarzą", ale to oznacza, że musi zacząć inaczej żyć.

Jako aktorka nieustannie żyję czyimś życiem, zmagam się z problemami.

Niby to nie moje emocje, lecz jednak moje. Najcięższe są zdjęcia nocą. Wystarcza jedna nieprzespana, a rozregulowuje mnie na kilka kolejnych dni. W dodatku od razu to po mnie widać. Niedawno dowiedziałam się, że Jennifer Lopez świetny wygląd zawdzięcza temu, że śpi 10 godzin dziennie. Mnie nieczęsto się to zdarza. Czasem patrzę rano w lustro i widzę zmęczoną buzię. Ale nie myślę wtedy: "Muszę coś zrobić ze swoją twarzą", tylko: "Muszę coś zrobić ze swoim życiem". I nie chodzi o rzeczy wielkie. Nauczyłam się na przykład, że kiedy w stresie mam napady głodu, jem rzeczy wartościowe - orzechy. Choć są kaloryczne, to zdrowe, odżywiają mózg, włosy, skórę. Staram się też przebywać z ludźmi, którzy są radośni i zarażają optymizmem. Jestem przekonana, że nie dożyję setki. Mieszkam w dużym mieście, w zanieczyszczonym środowisku, ciągle jestem w biegu, dużo jeżdżę samochodem, jem przetworzone jedzenie.

Smutasów unikam. Sama też próbuję nie narzekać,

nie zamartwiać się, bo wiem, że na wygląd wpływa to, co myślimy. Ale czasem wpadam w dół. Martwię się głupotami bez znaczenia. Dopiero po jakimś czasie zastanawiam się: "No i czym się tak gryzłam?". Wciąż uczę się oddzielać rzeczy ważne od tych bez znaczenia. Myślę, że często sami zapędzamy się w kozi róg. Chcemy mieć lepszy samochód, większy dom, ładniejsze ubrania, więc coraz więcej pracujemy, by na to zarobić. A przedmioty dają szczęście na chwilę. Nie mamy czasu na odpoczynek, spotkanie z przyjaciółmi, zabawę z dziećmi, spacer z psem. I wciąż jesteśmy nieszczęśliwi. Moi rodzice nigdy nie gonili za pieniędzmi. Nie potrzebowali wiele. Radość czerpali z drobnych przyjemności.

Ja muszę zapracować na to, żebym powiedziała: "Jaki piękny dzień".

Czasem szczęście od rana dają mi promienie słońca, które wpadają do sypialni. Albo gdy budzą mnie radosne buzie dzieci. Kiedy jest szaro, muszę poszukać powodu do radości. Włączam muzykę, gimnastykuję się, skaczę, tańczę. Dzień zaczęty od tańca i śmiechu wygląda inaczej. Albo idę na dobrą herbatę do ulubionej kawiarni, bo wiem, że poprawi mi nastrój, więc pośrednio też wygląd. Moja twarz jest bardzo plastyczna. Nie ukryję żadnej emocji: złości, smutku, radości, zadumy, rozpaczy... Wciąż nie umiem zapanować nad mimiką. Kiedy czasem oglądam zdjęcia, na których zostałam przypadkowo złapana, zwykle mam głupią minę. Kiedyś Anna Seniuk chętnie obsadzała mnie w rolach komediowych, bo mój zestaw zabawnych min jest nieskończony.

Ale czy śmiech nie jest w życiu najważniejszy?

Podobno 15 sekund sprawia, że łagodnieje nam twarz i zaczynamy inaczej patrzeć na świat. Nieważne, czy śmiejemy się naprawdę, czy udajemy, mózg tego nie odróżnia. Tak przynajmniej twierdzą psychologowie. I ja w to wierzę.

Olga Frycz


Kobiety w rodzinie Olgi Frycz są pogodne, choć nie miały łatwego życia. Więc Olga wierzy, że geny chronią ją przed nieładnym starzeniem. To ważne, bo jest emocjonalna, wrażliwa i co w duszy, to i na twarzy. Jedno wie na pewno: wkrótce będzie miała zmarszczki od śmiechu.

Kiedy patrzę na babcię i mamę, myślę: "Chciałabym się zmieniać jak one".

Bo czas im służy. Wyposażyły mnie w dobre geny, więc mogę być spokojna o starość. Bez stresu odkryłam pierwszy siwy włos i nawet go nie wyrwałam. Babcia i mama mają takie i dobrze wyglądają. Kobiety w naszej rodzinie są piękne i mają pogodną twarz. Czasem ludziom z wiekiem smutnieją rysy, a u mamy i babci widać jedynie lekkie zmęczenie życiem. Mama raczej nigdy nie pokazywała zmartwienia, choć pewnie musiało być jej ciężko, gdy została sama z piątką dzieci. Nie, nie miała pokerowej twarzy. Ale po prostu starała się ukryć problemy. Ja niczego nie ukrywam, nie potrafię. Gdy jestem zła, moja twarz - jak na kreskówkach - robi się czerwona. A gdy jestem smutna i chce mi się płakać, ludzie z daleka wołają: "Olga, co się stało?".

Dopadają mnie skrajne emocje.

Pocieszam się, że to przywilej wrażliwców. Często się też zamyślam i wtedy mam twarz bez wyrazu. Ostatnio przyjaciółka zrobiła mi zdjęcie w takim stanie "zawieszenia" - dramat! Czasem, gdy zrobię groźną minę, pojawia się lwia zmarszczka. Mam ją po ojcu. Lubię ją. Zmarszczki od śmiechu też nie będą mi przeszkadzać - są radosne. Uśmiecham się często do psa, do ludzi, pod nosem. Do siebie rano w lustrze też, o ile obudziłam się w dobrym humorze. Kiedy w złym, wolę nie patrzeć. Nie wpadam jednak w panikę: "O rany, jak ja wyglądam! Muszę szybko nałożyć make-up". Przeciwnie, rzadko się maluję. Opłukuję tylko twarz zimną wodą z mydłem, po harcersku, i smaruję kremem. Nie celebruję jeszcze kobiecych rytuałów, np. wklepywania kremu pod oczy albo leżenia w wannie. Kiedyś nawrzucałam do niej płatków, nalałam olejków, nastawiałam świec. Po pięciu minutach zrobiło mi się gorąco i nudno.

Zauważyłam, że moja twarz wygląda promiennie i zdrowo po wysiłku fizycznym.

Jesienią był taki czas, kiedy nic mi się nie chciało. Kolega poradził, żebym zaczęła biegać. Ja i bieganie? Nie ma szans. Zmusiłam się. Teraz biegam regularnie. Ćwiczę też na siłowni, skaczę na trampolinie, chodzę na zajęcia z żołnierzami GROM-u, na których... ćwiczę samoobronę. Teraz chcę się zapisać na taniec. W Portugalii spodobała mi się kizomba. To sensualny, romantyczny i radosny taniec.

Ja, gdy chcę poprawić sobie humor, robię ulubiony mus czekoladowy,

rysuję, układam puzzle albo klocki lego, sklejam model okrętu, haftuję, gotuję... sprzątam. Nie próbuję szukać problemów na siłę. Staram się nie martwić na zapas. I nie odkładam niewygodnych spraw na potem, bo nie chcę ich długo nosić. Nieprzyjemne rzeczy, telefony, trudne rozmowy staram się załatwić jak najszybciej. Nie lubię, gdy stres spina mi twarz. Jak będę wyglądała za 20 lat? Na razie nie przejmuję się tym, że zacznę się starzeć. Byleby tylko życie nie dało mi za bardzo w kość.

Wysłuchała Beata Biały
Makijaż: Beata Milczarek
Charakteryzacja: Janina Dybowaska-Person

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: Olga Frycz | Joanna Moro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy