Reklama

Opowiadanie Małgorzaty Gąsiorek

Jak bańka mydlana

Jak bańka mydlana


Ubiegłoroczny Sylwester. Niezapomniany. Spędziłam go w całkiem innej niż dotychczas rzeczywistości - wirtualnej. Rozmawiając i słuchając muzyki, do której linki przesyłał mi przez komunikator gadu-gadu. Jeszcze zwracał się do mnie na "pani". Student mój kochany. Taki młody. Za młody... Czy w ogóle pamiętam coś z tego wyjątkowego, magicznego, sylwestrowego wieczoru? Nie pamiętam kiedy wybiła północ. Ani kiedy w niebo wystrzeliły tysiące fajerwerków. Liczyło się tylko to, że on jest. To nic, że po drugiej stronie ekranu komputera, gdzieś tam, ale jest. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że ten wieczór spędzę w taki sposób. Byłam pewna, że on, jak to młody człowiek, będzie się bawił, szalał ze swoimi znajomymi. Wiedziałam, że ma ich setki, no może dziesiątki. Był bardzo towarzyski. Ostatniego e-maila wysłał mi około dwudziestej, był wtedy jeszcze w pracy. Zdziwiłam się trochę. Odpisałam mu życząc szampańskiej zabawy sylwestrowej w gronie przyjaciół. Już po chwili odpisał, że w tym roku wyjątkowo spędza Sylwestra sam. Zaskoczył mnie tym jeszcze bardziej. Kto, jak kto, ale on?

Zapytałam o powód, nie kryjąc zdumienia. Odpisał, że nie ma nastroju na zabawę, ciężko przeżywa niedawne rozstanie z dziewczyną. Znów się zdziwiłam. Gdy odbywał u mnie praktyki nic o tym nie wspominał, wydawał się taki radosny i zadowolony. Widać pozory mylą...  Zaproponował rozmowę przez gadu-gadu. Ze wstydem napisałam mu, że nie mam, nie korzystam. Ale dla niego ściągnęłam szybko program, zalogowałam się i podałam mu swój numer. I tak się zaczął nasz mały sylwestrowy internetowy maraton... Na początku nawet nie bardzo wiedziałam, jak i o czym z nim rozmawiać. Czy nie pomyśli o mnie nic złego? Przecież ta różnica wieku. Siedem lat. Nie chcę się czuć jak stara baba podrywająca młodzika! Zresztą... to nie w moim stylu. Nigdy nie flirtowałam z mężczyznami więcej niż rok, góra dwa lata młodszymi od siebie. Czym on mnie tak zauroczył, czym ujął, że nie bacząc na nic chciałam pisać do niego listy i rozmawiać na czacie? I cieszyłam się jak dziecko, gdy widziałam w skrzynce e-mail od niego. A teraz jeszcze rozmowa on-line... Co się ze mną dzieje? Chyba już całkiem zwariowałam! I to dla kogo? Dla studenta... Sylwestrowy wieczór minął nam bardzo szybko. Wysłał mi mnóstwo linków do swoich ukochanych piosenek. Razem ich słuchaliśmy. To nic, że ja tu, a on tam, o kilometry oddaleni od siebie. Po raz kolejny tego wieczoru zaskoczył mnie. Tym razem swoim muzycznym gustem. Nie pasowało mi wcale do jego młodego wieku to, że słucha takich... staroci. Przepiękne, ale to piosenki sprzed trzydziestu lat! Przecież wtedy, gdy te utwory powstawały jego jeszcze nie było na świecie! Nawet jego rodzice jeszcze pewnie się nie znali. Dziwny jakiś, niedzisiejszy... pomyślałam. A do tego przyznał się, że... pisze wiersze! O rany! To mi się ciekawy egzemplarz trafił! Czy tacy faceci istnieją naprawdę, czy to jakiś hologram? Zaskoczenie goniło zaskoczenie. Ale rozmawiało nam się fantastycznie. Napisał, że nadajemy na tych samych falach. A ja niemal namacalnie czułam, że tak, to jest to! To jest moja druga połówka jabłka! No i wszystko pięknie... Gdybyś tylko chłopcze miał trochę więcej latek, a ja nie była kobietą "po przejściach", to kto wie, czy nie zrodziłaby się z tego piękna miłość?

Ale nic nie trwa wiecznie więc i sylwestrowy wieczór zakończył się tradycyjnie noworocznym porankiem. Bez bólu głowy i innych po imprezowych dolegliwości (przecież wypiłam tylko dwie lampki szampana przed monitorem, on zrobił dokładnie to samo) wstałam cała w skowronkach. Jakie to wspaniałe uczucie witać w ten sposób Nowy Rok! Chyba się zakochałam. Niemożliwe! A jednak. Znów zasiedliśmy do komputerów i przegadaliśmy wirtualnie prawie całą niedzielę. Każdy kolejny dzień przeżywałam jak bajkę. Były tajemnicze e-maile, rozmowy on-line, wiadomości sms, kilka krótkich spotkań u mnie w pracy i w domu. Mnie urosły u ramion skrzydła, w jego oczach pojawił się tajemniczy blask. Jeśli kiedyś w moim trzydziestoletnim życiu tak się czułam, to niestety, ale tego nie pamiętałam! To, co wtedy się ze mną działo to była czysta magia! Euforia! I czułam to każdą, nawet najmniejszą komórką mojego ciała. Dziś myślę, że ja wtedy nie żyłam naprawdę, ja śniłam. A przebudzenie z tego bajecznego snu było straszne.  Nie wiem do tej pory, co zrobiłam źle. Może za bardzo się odkryłam ze swoimi uczuciami? On nagle się wycofał. Już nie było pięknych e-maili, rozmów on-line i wspólnego wirtualnego słuchania muzyki. Nagle i niespodziewanie wszystko pękło jak bańka mydlana. Powiało chłodem. Byłam zdezorientowana, bo wydawało mi się, że zrodziła się między nami szczególna więź... Nie fizyczna, ale taka duchowa. Nie mogłam jej przecież sobie wymyślić! On też musiał coś czuć! Tak pięknie mówił o życiu, uczuciach, przesyłał mi swoje wiersze. Prawie fizycznie czułam tę jego wrażliwość. Łączyło nas coś szczególnego i nie mogłam pogodzić się z tym, że on się oddala. Wszystko we mnie krzyczało, ale przecież nie da się nikogo zmusić do miłości. Zaczęłam tracić go, choć tak naprawdę przecież nigdy go nie miałam. Ale może to i dobrze, bo gdybyśmy stali się parą i nic by z tego nie wyszło, to pozostałaby niesmak i nie moglibyśmy się przyjaźnić. Zrozumiałam, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym, że jest moim Przyjacielem, bratnią duszą i nie chcę go stracić. I nie straciłam. Nadal mamy ze sobą świetny kontakt, choć nie ma już między nami tej chemii... 

Reklama

Tegoroczny sylwestrowy wieczór spędziłam zupełnie inaczej. Powiedziałam mu, że idę do znajomych. Wyłączyłam komputer. Przeczytałam prawie cały skandynawski kryminał. O północy wypiłam lampkę szampana za stracone nadzieje i wysłałam mu sms życząc szczęśliwego Nowego Roku. Dzwonił potem do mnie trzy razy. Nie odebrałam. Strach przed cierpieniem był większy, niż radość z usłyszenia jego głosu. Później będę się tłumaczyć, dlaczego nie odbierałam. Być może postąpiłam jak tchórz, ale wiem, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Czerwone jabłko mojej miłości zamieniłam na zielone jabłko naszej przyjaźni. Może dzięki temu dłużej przetrwa i "nie zgnije". Czy kiedyś będę żałować tego, że nie postawiłam wszystkiego na jedną kartę i nie powiedziałam mu, co do niego czuję? Mam nadzieję, że nie...


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy