Reklama

Paulina Lasota. Tęskni za Kazimierzem

Jest nieśmiała. Długo czekała na swoją kolej. Casting do "Korony królów" był jej pierwszym, ale nie ostatnim, jak sama zapowiada. Debiut w serialu spotkała się z pozytywnymi recenzjami. Dlatego są spore szanse na to, że aktorkę z Kazimierza spotkamy jeszcze w wielu produkcjach.

Kiedy stwierdziła Pani, że chce zostać aktorką? 

- Po przyjeździe do Warszawy zaczęłam studiować chemię, ale już po pierwszym roku zdecydowałam się zdawać do łódzkiej Filmówki. Wiedziałam, że jeśli się tego nie podejmę, do końca życia będę żałować. Przyjęli mnie. Ale jeszcze na początku trzeciego roku czułam się niepewnie i nie brałam udziału w żadnych castingach. Później zapisałam się do agencji i na pierwszy casting poszłam do "Korony królów". 

Denerwowała się Pani? 

- Akurat tego dnia grałam niewielki epizod w filmie Plan B i byłam przekonana, że nie zdążę na casting do Korony królów, tymczasem okazało się, że skończyliśmy przed czasem. W taksówce okazało się, że zamiast tekstu Cudki, nauczyłam się tekstu Aldony... Stres działa na mnie na tyle mobilizująco, że wystarczyło mi dwadzieścia minut, żeby przyswoić nowy materiał. Przeszłam do kolejnego etapu. 

Reklama

Czy musiała Pani prosić wykładowców o zgodę na udział w Koronie królów? 

- Zakaz udziału w produkcjach pozaszkolnych obowiązuje tylko na pierwszym roku studiów. Już na drugim roku spora grupa moich kolegów z roku grała w serialach, filmach i spektaklach teatralnych. 

To w jakich produkcjach można Panią jeszcze zobaczyć?

- Po raz pierwszy stanęłam przed kamerą przy okazji zdjęć do Planu B Kingi Dębskiej, ale po montażu okazało się, że sceny z moim udziałem nie wejdą do filmu. Dlatego można powiedzieć, że Korona królów to mój debiut. 

Czy znalazła Pani historyczne podania na temat Cudki? 

Średniowiecze bez wątpienia było czasem mężczyzn i o nich wiadomo sporo, o kobietach są raczej szczątkowe informacje. Cudce przypisuje się romans z Kazimierzem Wielkim, choć te teorie nie są pewne. Lubię ją za wiarę w ludzi i dziewczęcą naiwność. 

Czy już zaprzyjaźniła się Pani z kimś na planie Korony królów? 

Reżyser zebrał na planie fajną ekipę i nie mówię tu tylko o aktorach. Wszyscy, łącznie z ekipą techniczną, są sympatyczni. A to sprzyja pracy na planie. Uwielbiam serialowego męża Niemierzę, czyli Piotra Gawrona. Jego poczucie humoru potrafi rozładować zmęczenie, które nam czasem na planie towarzyszy. Dużą sympatią darzę ojca serialowego, czyli Krzysztofa Wronę. Ale najmocniej zaprzyjaźniłam się z Martą Bryłą, czyli odtwórczynią roli młodej królowej. O niej mogę powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. 

Kostium historyczny z pewnością pomaga Pani wejść w rolę. Czy zdarzają się sceny, kiedy ma Pani go dosyć? 

- Tu przypomina mi się sytuacja, kiedy w dusznych halach produkcyjnych graliśmy zimowe sceny. To był lipiec. Miałam na sobie kilka warstw ubrań, od halki, po suknię i wreszcie pelerynę, bo graliśmy sceny zimowe. Było to dość ekstremalne doświadczenie. Zdjęcia do serialu i studia zajmują dużo czasu.

 Czy znajduje Pani jeszcze chwilę wyjazdy do domu?

- Pochodzę z niewielkiej wioski nieopodal Kazimierza Dolnego i jeśli tylko czas mi na to pozwala jeżdżę, do rodzinnego domu. Wyprowadziłam się wcześnie. Dostałam się do liceum do Radomia, potem wyjechałam na studia do Warszawy i wreszcie do Łodzi. Brakuje mi tych relacji z rodzicami, dziadkami, sąsiadami i teraz staram się rekompensować swoją nieobecność. Lubię swoją wieś, gdzie mogę nacieszyć się naturą i pójść na długi spacer po lesie. Lubię ten brak anonimowości, każdy każdego zna, wie o jego radościach i smutkach i to jest fajne. 

Zobacz także:






Rewia
Dowiedz się więcej na temat: aktorka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy