Reklama

Martyna Wojciechowska: Podróże uczą pokory

​Z Martyną Wojciechowską (43) spotykam się po raz pierwszy. Nie mamy zbyt dużo czasu na rozmowę i bliższe poznanie, bo na wywiad z nią czekają w kolejce inni. Trwa konferencja prasowa. Nie może paść żadne zbędne pytanie. Pytam więc o kobiety oblane kwasem w Pakistanie, o mężczyznę z Japonii zakochanego w lalce, o to jak wyrzucić z pamięci te wszystkie wstrząsające historie, których wysłuchuje i o jej największy skarb - ukochaną córkę Marysię.

O czym będzie seria podróżniczych filmów dokumentalnych pt. "Martyna na krańcu świata" , które trafią na antenę Travel Channel w tym sezonie? 

- Bohaterkami będą kobiety, których historie widzowie mogli poznać na antenie TVN. Pokażemy je jednak z nieco innej perspektywy wzbogacone o nowe wątki i materiały dotychczas nieemitowane. 

- Od dłuższego  już czasu widzowie prosili o dłuższe formy, które z jednej strony przybliżą sylwetki bohaterów programu "Kobieta na krańcu świata", a z drugiej wyczerpią poruszane tematy. Podczas kręcenia 9. sezonu przygotowaliśmy wystarczającą ilość materiału, by zrealizować długie, dokumentalne historie. 

Reklama

Do jakich miejsc wracasz? 

Wracam m.in. do Japonii, do Tokio, gdzie opowiadam o niezwykłej miłości mężczyzny do lalki. I nie jest to dziwactwo, choć z perspektywy naszego kręgu kulturowego to uczucie może wydawać się niezrozumiałe. Jedną z bohaterek jest także dziewczynka z Mongolii, Akhbota, która wbrew wielowiekowej tradycji, poluje z orłem. I jest opowieść o kobietach z Pakistanu. 

Z kraju, w którym podczas realizacji materiału zatrzymało was wojsko, a ty trafiłaś do aresztu. 

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i zrealizowaliśmy zaplanowane odcinki. W Pakistanie powstał film o kobietach, które zostały oblane przez najbliższych kwasem, co miało być karą za nieprawdziwe oskarżenia. Tego typu okaleczenia dotyczą w Pakistanie nawet kilku tysięcy kobiet rocznie i w dalszym ciągu mają duże przyzwolenie społeczne. 

Jak sobie radzisz z tak mocnymi historiami, bo one jednak zostają w głowie. 

Nie wiem, czy ktokolwiek to potrafi. Zawsze  powtarzam, że podróżuję po świecie nie do miejsc, ale do ludzi, by poznać, a następnie opowiedzieć ich historie. I te historie zostają we mnie, ale też bardzo inspirują, motywują i sprawiają, że ja też się zmieniam. Z wieloma bohaterkami jestem w stałym kontakcie, jak choćby z Carmen z Boliwii czy Kabulą z Tanzanii. Te kobiety, ci ludzie, których spotykam na swojej drodze też bardzo mi pomagają. 

Jak? 

- Uczą mnie pokory. Gdy wracam z takiej wyprawy i chciałabym powiedzieć jak bardzo mi 
ciężko, to te historie przypominają mi, z jakimi - prawdziwymi - problemami, zmagają się poznane przeze mnie bohaterki i jakie są w życiu priorytety. 

Choćby to, że masz piękną, zdrową córkę Marysię, która na Facebooku bije rekordy popularności. 


- Marysia żyje swoim dziecięcym życiem. Jest bardzo ciekawa świata, ma swoje pasje, które konsekwentnie realizuje. Nie chcę jej niczego zabraniać ani narzucać, choć nie zawsze rozumiem jej wybory. Jak choćby ostatnio, gdy zainteresowała się jazdą konną. 

Czemu tego nie rozumiesz? 

- Po prostu boję się, że może jej się coś stać. Co nie oznacza, że nie będę jej w tym wspierać. 

Ale... jej mama wiele razy ryzykowała życie... 

- Odkąd urodziła się Marysia, bardzo rozsądnie podejmuję decyzję i pewnego ryzyka już nie podejmuję. 

Jaka jeszcze jest twoja córeczka? 


- Na pewno konsekwentna i zdeterminowana. 

A ty jaką jesteś mamą? 

- Bardzo troskliwą i bardzo uczestniczącą w życiu córki. 

Jaki najpiękniejszy komplement od niej usłyszałaś? 


- Że jestem najlepszą mamą, jaką kiedykolwiek miała! 

Chciałabyś kiedyś zrobić z nią program podróżniczy? 

- Jestem otwarta na realizację takiego programu, choć ostateczna decyzja należy do Marysi. Ona chce podróżować, poznawać świat, ale oprócz tego ma wiele innych pasji. Marzymy o wspólnej wyprawie do Afryki, do Tanzanii, i wszystko wskazuje na to, że w tym roku to zrealizujemy. Myślę jednak, że na tym etapie życia Marysia zdecydowanie woli skupić się na rozwijaniu swoich zainteresowań. Oprócz trenowania jazdy konnej, wspina się, maluje. Więc - póki co - podróżujemy sobie same, bez kamery.

Skoro o kamerach mowa. Po raz trzeci zostałaś okrzyknięta osobowością telewizyjną i odebrałaś Telekamerę. Na galę przyszłaś z mamą. I ze sceny powiedziałaś, że to dzięki niej mogłaś rozwinąć skrzydła. 

- Odkąd pamiętam, rodzice zawsze mnie wspierali. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, z trudem nawiązywałam relacje z rówieśnikami. To dzięki mamie nabrałam pewności siebie i wiary w to, że mogę realizować swoje pasje i spełniać marzenia. I w taki sam sposób chcę wychowywać i rozwijać moją córkę. 

Aleksandra Jarosz

Zobacz także: 


Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Martyna Wojciechowska | Podróże
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy