Reklama

Agustin Egurrola: Mam w sobie ten głód

Czego łaknie? Szczęścia i spełnienia. Ale jak podkreśla w rozmowie z Show, najbardziej zależy mu na szczęściu ukochanej córki i osiągnięciu życiowej równowagi.

Justyna Kasprzak, SHOW: Siedzimy w sali pełnej pucharów. Nie mogę nie zapytać o twój największy sukces.        

Agustin Egurrola: Hmm, to trudny wybór. Oczywiście moim wielkim sukcesem jest moja córka i to, że mamy superrelację, że się wspieramy, jesteśmy dla siebie. Zawodowo i sportowo z całą pewnością też jestem człowiekiem spełnionym. Ale to nie medale i puchary uważam za swoje największe osiągnięcie. Jest nim coś, do czego dążę, co prawie udało mi się już osiągnąć. To umiejętność życia w równowadze - osiągnięcia jej, żeby czerpać radość z sukcesu. 

Reklama

Dlaczego "prawie" udało ci się to osiągnąć?

- Bo wciąż mam w sobie ten głód wyzwań i za mało czasu, żeby się cieszyć z tego, gdzie jestem i co osiągnąłem. Sukces jest jak narkotyk, on wciąga. Kochasz tę adrenalinę, więc biegniesz od jednego sukcesu do drugiego. A potem dla osiągnięcia takiego stanu jest się w stanie zrobić wszystko, bo to poczucie dowartościowania jest uzależniające tak jak adrenalina. Trzeba więc rozumieć, że sukces to nie wszystko.

Czyli przed tobą nauka życia tu i teraz.

- O tak! Raz mi się ta sztuka udaje, a raz nie. Bo to wcale nie jest łatwe. Bywa, że trzeba się do tego przygotować. Na przykład wtedy, gdy wyjeżdżamy na wakacje. Nie da się z marszu wpaść w urlop. Intensywnie pracować do niedzieli, a nagle w poniedziałek próbować się relaksować na urlopie. Trzeba zwalniać już wcześniej, wyciszać się, mentalnie się nastawiać na odpoczynek, wtedy on się udaje. Odpoczynek potrzebuje uwagi tak jak praca. Ta równowaga i życie tu i teraz to naprawdę wielka sztuka.

Twoje życie od lat kręci się wokół tańca. Moda na niego zdaje się nie przemijać.


- I nie przeminie! Trzeba się w nim rozsmakować, posłuchać muzyki i dać sobie szansę nauki. U osób, które nie mają z nim styczności, taniec wywołuje ogromny stres. Nie raz widzę poważnych panów prezesów - rekiny biznesu z wielkich korporacji - którzy na parkiecie trzęsą się jak osiki. Taniec jest poza ich strefą komfortu, a przecież mężczyzna powinien być stroną inicjującą taniec. Dlatego warto się go nauczyć, bo wcześniej czy później każdy z nas się z nim styka - czy to na weselach czy firmowych imprezach. Uciekanie przed nim i udawanie, że nie jest ważny i mnie nie dotyczy, nie ma sensu. Zwłaszcza, że już trzymiesięczny kurs powoduje, że będziemy się lepiej w tańcu czuć. A przy dłuższej nauce stanie się naprawdę wielką przyjemnością.

Mówi się, że dobry instruktor powinien być też po trosze psychologiem.

- To prawda. Uważam, że dobry nauczyciel myśli o swoim uczniu i jego potrzebach, potrafi znaleźć drogę dotarcia do niego, żeby odkryć, jak się z nim skomunikować. To jest wielka sztuka szyfrowania człowieka, by zrozumieć, czego on potrzebuje i na jakie bodźce zareaguje. Pamiętam, jak w "Tańcu z Gwiazdami" uczestnikami byli sportowcy i aktorzy. Delikatne artystki oczekiwały pochwał i rozmów, a wyczynowy sportowiec treningu i dyscypliny, przekraczania siebie. Naszym zadaniem było odczytanie potrzeb tych ludzi.


Na Instagramie dajesz ostatnio rady niczym rasowy coach.

- (Śmiech) No tak, staram się pisać o tym, z czym sam się często borykam. Ostatnio napisałem, że wszystko w życiu zależy od naszego nastawiania, od tego, jak do danej sprawy podchodzimy. Mocno w to wierzę. Często też zachęcam na Instagramie, by ludzie byli dla siebie dobrzy. Trzeba być dla samego siebie ciepłym, pozytywnym, cierpliwym. Trzeba cieszyć się z tego, co się ma. Ja tak właśnie robię. Staram się być dla siebie dobry. I cieszę się, że robię to, co robię, że kocham swój zawód, że się rozwijam. Prowadzę dwanaście szkół tańca, w których zatrudniam świetnych tancerzy. Obserwowanie tych młodych ludzi jest dla mnie wielką radością i przyjemnością.

Jakim jesteś biznesmenem?

- Wciąż się uczącym (śmiech). Prowadząc swój biznes, staram się nie zapominać o tym, że jestem przede wszystkim artystą. Niełatwo jednak te dziedziny połączyć, bo oprócz miękkiej części biznesu jest jeszcze ta twarda, która rządzi się swoimi prawami. Trzeba się nauczyć przestrzegać pewnych zasad. Mimo to prowadzenie biznesu jest pasjonujące. Uważam to za przedłużenie mojej sportowej kariery, bo w biznesie, tak jak w sporcie, jest spory element ryzyka, rywalizacji, no i zwycięstwa.

Był moment, gdy pożałowałeś, że jednak nie zostałeś księdzem?

- Nie, wszystko w moim życiu potoczyło się tak dobrze, że lepiej bym tego nie mógł wymyślić. Odnalazłem pasję swojego życia, która daje mi satysfakcję, spełnienie, niezależność finansową i możliwość rozwoju. To naprawdę wiele. Każdy kto odnajdzie pasję w życiu, jest człowiekiem szczęśliwym.

Czujesz się nim permanentnie, czy od czasu do czasu?

- To są chwile. Wszystko wokół wtedy zwalnia, a ja mogę się cieszyć najbliższymi. Staram się być szczęśliwym człowiekiem.

Skąd czerpiesz radość życia?

- Od ludzi, którymi się otaczam. Każde spotkanie z kimś, kto mnie inspiruje, jest dla mnie źródłem wielkiej radości. Lubię otaczać się ludźmi, którzy osiągnęli sukces, którzy mają pasje, to bardzo inspirujące. Daje mi to radość, chęć życia, działania. Uważam, że tajemnicą każdego sukcesu są ludzie, którymi się otaczasz. Bardzo ważne jest, żeby sobie dobierać fajne osoby, które dodają ci siły i odwagi, by mierzyć się ze światem i realizować swoje marzenia.

Zdradzisz, jakie?

- Och, jest ich bez liku! Zarówno tych zawodowych, jak i prywatnych. Mam taki zwyczaj, że je sobie wypisuję i ta lista jest naprawdę spora, ale dzięki temu wiem, w jakim kierunku iść w życiu. Wszystkich zachęcam, żeby pisać swoje cele i marzenia, bo to nas porządkuje i pokazuje priorytety. Nie warto tracić czasu na nieważne rzeczy, rozpraszać się i rozdrabniać. Żyjemy tylko raz i trzeba wiedzieć, w jakim kierunku podążać.

Jaką dziewczynką jest Carmen?

- Piękną, z dobra energią, ufną i ambitną. Niestety, jest też ciut za krucha i delikatna. Chciałbym, żeby była silniejsza, mniej nieśmiała. Popracujemy nad tym, żeby miała takie poczucie własnej wartości, że nie będzie się bała oceny innych.

Czego jeszcze chcesz ją nauczyć?

- Żeby była dla siebie dobra, wyrozumiała, ambitna, konsekwentna. Będę jej powtarzał, żeby nie bała się marzyć, żeby robiła wszystko to, co sprawi, że będzie spełniona, a przez to szczęśliwa. Chciałbym żeby była niezależną kobietą, znającą poczucie własnej wartości. Staram się pokazywać jej, że w życiu nie ma drogi na skróty, że tylko ciężka praca spowoduje, że osiągnie życiowe spełnienie. Uważam, że nadchodzi czas kobiet. Mają dziś mnóstwo możliwości, widać jak się rozwijają, jak są kreatywne i pracowite. To ich moment.

Ruszyła nowa edycja programu "Mam talent". Co się tym razem wydarzy? 

- Już dwunasta! Jesteśmy po castingach w największych polskich miastach i zaraz ruszają odcinki w telewizji. Kocham ten program, bo mogę się bezkarnie zachwycać ludźmi - ich talentem, poczuciem humoru, tym, co mają. Inspiruje mnie to, bo widzę jak sam mogę jeszcze dużo zrobić, uczę się od nich. Każde wejście na scenę to moment magiczny, bo to wielka niewiadoma. Nigdy nie wiemy, co się za chwilę stanie i kochamy to! 

A za co tak kochasz swoje koleżanki jurorki, Agnieszkę i Małgosię?

- Za niezwykłe poczucie humoru i dystans do siebie i jednocześnie ogromną wrażliwość. Z Małgosią i Agnieszką można o wszystkim porozmawiać, a za chwilę wygłupiać się z byle powodu. Są jak ogień i woda, obie fantastyczne. Myślę, że we troje tworzymy fajne zestawienie. Każdy z nas jest z innego świata, przez co ocena uczestników jest z trzech różnych punktów widzenia. Może właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie wychwytywać prawdziwe talenty? A tych talentów jest w naszym kraju naprawdę mnóstwo.

Justyna Kasprzak

Zobacz także:

Show
Dowiedz się więcej na temat: Agustin Egurrola
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy