Reklama

Agata Kulesza: Nie ścigam się ze sobą

Mogłaby robić światową karierę, ale woli pracować w Polsce. Czasy, gdzie z angażem było krucho ma za sobą. Na czym teraz skupia swoją uwagę Agata Kulesza?

Gdy jej koledzy sprzedaliby duszę diabłu za epizodzik w wysokobudżetowej superprodukcji zagranicznej, Agata Kulesza (46) mówi, że nie jest jej to potrzebne do szczęścia. Po sukcesie filmu "Ida" - a to pierwszy polski film nagrodzony Oscarem - dostała kilka interesujących propozycji, ale... ich nie przyjęła. 

"To nie jest mój świat. Poza tym nie czuję się swobodnie, mówiąc po angielsku. Dobrze się czuję w Polsce, na naszym rynku. Nie odczuwam potrzeby przebijania się na świecie, nie mam takich ambicji. Ale wiem, że to jest możliwe i polecam młodym aktorom - tym, którzy mają taką potrzebę - by próbowali. Wejście do kina światowego wcale nie jest nieosiągalne", mówiła pół roku temu w wywiadzie. To jednak nie oznacza, że aktorka nie ma za sobą prób zaistnienia na zagranicznych rynkach. 

Reklama

Klęska urodzaju 

Językiem, w którym Kulesza czuje się znacznie swobodniej niż w angielskim, jest niemiecki. Kiedy zdawała do szkoły teatralnej, składała dokumenty także na germanistykę. I pewnie poszłaby na ten kierunek, gdyby w warszawskiej PWST nie poznano się na jej talencie. Po studiach zagrała nawet epizody w dwóch niemieckich serialach, ale nie zrobiła tam kariery na miarę Magdaleny Boczarskiej czy Anny Nowak-Ibisz. I dobrze, bo gdyby utknęła w Niemczech na dłużej, nie zagrałaby tylu ciekawych ról w Polsce.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że całkiem spora część jej aktorskiego portfolio to dubbing. Kulesza uwielbia tę pracę - zaczynała od tytułowej roli w polskiej wersji "Pocahontas", a dziś jest specjalistką od podkładania głosu za Julię Roberts - zrobiła to już trzykrotnie. Dubbinguje też Laurę Dern (w "Star Wars: Ostatnim Jedi"), ale to Julia jest dla niej największym wyzwaniem. 

"Pamiętam na przykład scenę z "Królewny Śnieżki", w której ona tak się śmiała, bardzo głośno i szeroko, że aż powiedziałam sobie w duchu: "Jezu, ja tego nie zagram!". No, ale jakoś się udało. Z kolei w "Cudownym chłopaku" ona gra bardzo małymi środkami, mówi cicho i delikatnie, często szepcze. Mnie takie aktorstwo odpowiada, bo sama lubię używać delikatnych środków", opowiadała o amerykańskiej gwieździe. 


Dziś sama jest nad Wisłą równie znana co Julia. I choć do pewnego czasu z ciekawymi rolami dla niej było krucho, nie narzeka. Mnóstwo ciekawych propozycji pojawiło się po wygranej w "Tańcu z Gwiazdami", a potem po sukcesie "Idy". I nastąpiło coś w rodzaju klęski urodzaju. Dla aktora to świetna sytuacja, kiedy może wybierać sobie role. Agata rzucała się na nowe propozycje z entuzjazmem i zapałem. "Zdarzało się, że jeździłam z planu na plan i tylko pakowałam walizki", wyznała. Efekt był taki, że jesienią 2017 roku trafiła do szpitala z podejrzeniem zawału. Na szczęście badania wykazały, że to nadmiar zajęć, nerwy i... brak potasu. Aktorka zdała sobie sprawę, że musi zwolnić, żeby nie zrobić sobie krzywdy. "Kiedy organizm domaga się odpoczynku, nie mogę tego lekceważyć. Teraz panuję nad tym. Trudno, zrezygnuję z jakiejś roli, nie zarobię pieniędzy, ale nie pójdę z życiem na czołowe zderzenie".

Zwolniła na własne życzenie

To jednak nie oznacza, że Agaty nie zobaczą w najbliższym czasie widzowie. Trwają właśnie zdjęcia do sześcioodcinkowego serialu kryminalnego "Pułapka" dla TVN, gdzie Kulesza gra autorkę poczytnych kryminałów. Gwiazda pracuje też na planie filmu "Budapest Diaries" - koprodukcji o polskiej wycieczce uwięzionej podczas stanu wojennego w Budapeszcie. Może też być dumna, bo inny serial kryminalny z jej udziałem, "Ultraviolet", emitowany w niszowej stacji AXN, został kupiony przez Netflixa. Spółka pokaże dzieło, nazywane przez prestiżowy magazyn "Variety" "polskim CSI", na całym świecie. 

Zobacz także: 

Show
Dowiedz się więcej na temat: Agata Kulesza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy