Reklama

Nauczyła Polki robić coś z niczego

Barbara Hoff (z lewej) z modelką, fot. Janusz Sobolewski /materiały prasowe

"Trzeba szyć zawsze podług najnowszej, aktualnej mody. Nigdy niemodnie. Bo moda może pójść naprzód, ale na pewno nigdy się nie cofnie" - radziła czytelniczkom "Przekroju" już w latach 50. Barbara Hoff nie tylko znakomicie wyczuwała trendy, ale też wiedziała, jak najmodniejsze ubrania czy buty stworzyć metodą "coś z niczego". Jej historię, między innymi, opisuje Tomasz Potkaj w książce "Przekrój Eilego. Biografia całego tego zamieszania z uwzględnieniem psa Fafika".

Jest rok 1954. Stalin umarł rok wcześniej, ale w Polsce stalinizm wciąż trzyma się w najlepsze. Barbara Hoff przedstawia Marianowi Eilemu swój pomysł na modę w "Przekroju".

- Świetny pomysł. Niech to pani narysuje.
- Ale ja nie umiem rysować. Krowy bym nie narysowała.
- Ja też bym nie narysował. A kto pani każe rysować krowę?
- Opisałam, o co mi chodzi, a oni natychmiast to wydrukowali. I nagle zobaczyłam, że cała Polska chodzi w trumniakach - opowiada Barbara Hoff.

Trumniaki to zwykłe tenisówki dostępne w każdym sklepie sportowym. Żeby powstały trumniaki należało z bucika wyciąć część ze sznurówkami, a następnie obszyć tasiemką i pomalować na czarno - farbą, tuszem albo powszechnie dostępnym szuwaksem. Nic nie szkodzi, że brudziły się stopy. Trumniaki nosiły dosłownie wszystkie dziewczyny w Polsce. Były najpopularniejszym obuwiem damskim podczas Festiwalu Młodzieży i Studentów latem 1955 roku.

Reklama

Kolejnym pomysłem Barbary był trykot z dużym dekoltem. Trzeba było kupić w sklepie sportowym męską koszulkę ze sznurowanym zapięciem i długim kołnierzem. Potem obrócić do tyłu, odciąć kołnierz i sznurki oraz ufarbować na czarno. Ponadto spodnie sztuczkowe z roboczego drelichu, którego zaletą była powszechna dostępność i niska cena. Moda w tamtych latach to tworzenie czegoś z niczego. Na przykład czerwony materiał na flagę świetnie nadawał się na falbany.(....)

Marzyła o reżyserii

Barbara Hoff wychowała się w Katowicach. Interesowała się modą, ale nigdy nie myślała, że będzie zajmować się nią zawodowo. Jej największą pasją było kino. Marzyła o reżyserii. W dużej mierze przez rodziców, którzy właściwie nie wychodzili z kina i ciągle rozmawiali o filmach. Basia już jako dziewczynka znała nazwiska aktorów kinowych. Żeby studiować reżyserię, trzeba było jednak mieć dyplom jakiejś uczelni. W 1953 skończyła historię sztuki na UJ. Studia były porządne, przedwojenne. Żadnej indoktrynacji.

Na studiach nauczono ją analizy obrazu. Zajęcia wyglądały jak praca w biurze detektywistycznym. Prowadzący pokazywał reprodukcję obrazu, a studenci musieli odgadnąć, z jakiego jest okresu, regionu, z czyjego warsztatu. Bez tych umiejętności nie mogłaby potem zajmować się modą. Analizując żurnal czy zdjęcie, potrafiła bezbłędnie określić nadchodzące style i trendy. W modzie najtrudniejsze jest bowiem rozpoznanie nie tego, co jest, ale tego, co nadchodzi. Na reżyserię do łódzkiej filmówki się nie dostała. Wtedy odchorowała tę porażkę, ale potem była wdzięczna losowi. Pracowała jako kostiumolog przy dwóch filmach i wie, że to nie dla niej.

W 1955 roku Barbara Hoff radzi w "Przekroju": jak odmłodzić zeszłoroczną sukienkę. Skrócić? Tylko nie od dołu, lecz od góry. Szyja w sezonie 1955 musiała być bowiem "szczodrze odsłonięta". "Stojąc przed lustrem, zaznacz sobie taki dekolt, na jaki swoim zdaniem możesz sobie śmiało pozwolić. A potem zrób dekolt o jeden stopień mniejszy" - radzi czytelniczkom.

Jesienią 1955 roku wyszły z mody szaliki. Trzeba więc znaleźć dla nich inne zastosowanie. Można je wiązać w pasie jako szarfy do wełnianych sukienek. Kwadratowych apaszek można użyć jako chustki na głowę, przy czym trzeba je skrzyżować pod brodą i związać na karku. Można też zrobić z nich abażur na lampę lub serwetę na stół.

Na zimę 1955/1956 idealna będzie bluzo-koszula, na przykład z popeliny andrychowskiej białej w czarną krateczkę po 27 złotych za metr. Albo ze sztucznego jedwabiu. Szyje się ją bez gumki u dołu, ale za to dość długą, niemal jak męska koszula. Nosi się do nich szerokie spódnice, więc dobrze się ułoży po wpuszczeniu.

Rady ogólne dla czytelniczek: "Trzeba szyć zawsze podług najnowszej, aktualnej mody. Nigdy niemodnie. Bo moda może pójść naprzód, ale na pewno nigdy się nie cofnie". Albo: "Sukienkę modną zawsze przerobisz na sukienkę modną, a sukienki niemodnej nigdy nie przerobisz na modną". W 1957 roku modne są suknie trykotowe. Ale nie ma ich z czego szyć, w sklepach nie ma bowiem trykotu z metra.

Kolekcja własna "Przekroju"

W "Przekroju" publikowano zdjęcia wycięte nożyczkami z zachodnich żurnali. Nikt wtedy nie przejmował się kwestią praw autorskich. Ale jak to przełożyć na polskie realia? Barbara za własne pieniądze kupowała tani materiał, na przykład kreton, potem rysowała wzór, a zaprzyjaźniona krawcowa szyła z tego sukienkę. Potem sukienkę wkładała koleżanka, której robił sesję zaprzyjaźniony fotograf. Nazywało się to "kolekcją własną «Przekroju»".

Dostęp do zachodnich pism modowych był w Polsce ograniczony. A przecież skądś trzeba było czerpać wzorce. "Przekrój" zamieszczał rysunki i fotografie rzeczy modnych, ale zarazem życiowych. W Katowicach mieszkała znana modniarka o nazwisku Pacanowska. Dostawała z zagranicy angielskiego "Vogue’a". Barbara czasem pożyczała go na noc do domu. "Przekrój" prenumerował wprawdzie "Elle", ale magazyn do niej rzadko docierał, bo nie mieszkała w Krakowie. - Zdarzało się, - opowiada - że kiedy brała go do ręki, ktoś wcześniej zdążył wydrzeć strony z modą.

Moda była w "Przekroju" przed erą Barbary Hoff. Rolę pierwszej przewodniczki po świecie mody pełniła mecenasowa Rylska. Jej deklaracja programowa brzmiała: "skromnie i estetycznie". Rylska to postać z innej epoki, trochę jak August Bęc-Walski. Nosi przedwojenne suknie z francuskiego jedwabiu, kapelusze z toczkiem. W tygodniku zdradza sekret odpowiedniej długości spódnic w zależności od pory dnia. Mimo to stara się sprostać wymogom nowych czasów. "Dwie spódnice i dwie bluzki dają przez krzyżowanie cztery różne toalety" - podpowiada.

Mecenasowa Rylska znika z łamów pod koniec lat 40. Zastępują ją pierwsze polskie "szafiarki" Lucynka i Paulinka. Jedna jest roztrzepaną bałaganiarą, druga uosobieniem porządku i rozsądku10. Ich rozmówki o modzie oparte na stałym schemacie - Lucynka robi głupstwa, a Paulinka udziela jej rad - "Przekrój" będzie drukował aż do lat 60., ponad 350 razy. Mecenasowa Rylska oraz Lucynka i Paulinka są postaciami stworzonymi przez Janinę Ipohorską. To ona pisała o modzie w "Przekroju" od samego początku. Kiedy pojawiła się Barbara Hoff , zaczęły robić to wspólnie. Potem Janina Ipohorska przekazała modę młodszej koleżance. - Uwielbiałam z nią pracować - mówi Barbara Hoff . - Robiłyśmy to błyskawicznie, w dziesięć minut, dobrze się przy tym bawiąc. Zawsze u niej w mieszkaniu, nigdy w redakcji.

Ipohorska spopularyzowała słowo "wdzianko". Barbara nazwała "kufajką" robociarską pikowaną kurtkę ocieploną watoliną. Jej pomysłem było też nazwanie luźnych sukienek "lejbami". Jej mama mówiła tak o każdej sukience, która źle leżała. Wprowadziła też do polszczyzny słowo "dżinsy". W języku angielskim jeans oznaczał rodzaj spodni, natomiast materiał, z którego je szyto, to denim. Dżinsy były marzeniem. Kiedy w drugiej połowie lat 50. na ekranach polskich kin pokazywano fi lm Amerykański wojownik z Kirkiem Douglasem, zwracano uwagę przede wszystkim na jego markowe dżinsy. Barbara Hoff pierwsze dżinsy dostała w paczce z USA. W 1956 roku pojechała w nich do Sopotu na pierwszy festiwal jazzowy. Nikt inny nie miał takich spodni!(...)

"Teoria mody"

Moda w "Przekroju" nie była wyłącznie praktycznym poradnikiem, jak w miarę tanio się ubrać i dobrze przy tym wyglądać. Hoff i Ipohorska uprawiają również gatunek, który dziś nazwalibyśmy "teorią mody". Piszą o wzajemnym przenikaniu się mody męskiej i kobiecej. O tym, że moda lansowana jest rodzajem sztuki i służy do patrzenia i dyskutowania. Moda, którą widzimy na ulicach, to moda "noszona". Nie firmują jej żadne wielkie nazwiska, a przyjmuje się na ulicach, nadając im koloryt. Żaden projektant nie lansował nigdy końskich ogonów, a mimo to opanowały świat na kilka sezonów. W żurnalach nie było nigdy czarnych trykotów z dekoltem, choć stały się powszechne jako "moda włoska". Zapewniają, że "strój na całe życie istnieje". To rzeczy uniwersalne, bardzo proste i trwałe.

Takiego stroju nie można znaleźć w żurnalach, nie jest też modą noszoną. To styl "jako taki", w postaci klasycznej, niepodlegający sezonowym modom. Pod koniec lat 50. w Polsce były to: płaszcz nieprzemakalny typu burberry, jesionka z wielbłądziej wełny, sweter z golfem, spodnie i koszula w kolorze pustynnym (piaskowym), tweedowa marynarka, dżinsy, pulower z wycięciem w szpic, kolorowa letnia spódnica oraz trykotowa koszulka w paski. Rzecz uniwersalną zastępuje się nową dopiero, kiedy poprzednia rozleci się w strzępy. Źródłem mody - piszą dalej - są na równi filmy (na przykład fryzura na Bardotkę), jak konfekcja, bo nosi się to, co można kupić w sklepie. A także wydarzenia historyczne (moda wojskowa tuż po wojnie). Czasem rzeczy z mody noszonej wchodzą do mody lansowanej.

Nie tylko strój

Nie tylko strój zdobi kobietę, ale również "scenografia", tło, wnętrze, na przykład kawiarni. Kawiarnia poza stroną praktyczną służy również temu, żeby kobieta mogła w niej dobrze wyglądać. Wygląd psuje upał, światło jarzeniowe, zimne kolory, upiększa łagodne żółte światło. Wyobrażenie kobiet i mężczyzn na temat ładnego wyglądu bardzo się różnią.

Schemat pewniak kobiecej urody (z męskiego punktu widzenia) to niebieska sukienka wcięta w talii, długie jasne włosy i buty na obcasie. Sukienka wcale nie musi być modna, mężczyźni nie zwracają również uwagi na to, jak leży, oraz na dodatki i szczegóły. Zwracają natomiast uwagę na całość, w tym na chód. Kobiety albo chodzą jak królowe, albo człapią.

Gusty w modzie są "zamrożone". Oznacza to, że ludzie powszechnie godzą się z jakimś stylem w momencie, kiedy staje się schyłkowy i jest zastępowany czymś nowym. Akceptują zmiany mody i starają się za nimi nadążać do pewnego momentu życia, potem zatrzymują się i ubierają tak jak w tym przełomowym okresie. Każdy ubiera się zgodnie ze swoim indywidualnym stylem i ma swój ulubiony typ.

Fragment książki "Przekrój Eilego. Biografia całego tego zamieszania z uwzględnieniem psa Fafika", Tomasz Potkaj. Wydawnictwo Mando. Premiera: 2 października 2019 r.

Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy