Reklama

Gorset narodowy

Mamy słabość do wieczorowych kreacji. Nie zawsze nosimy je stosownie do okazji.

Tomaszowi Jacykowowi pozostawiam przywilej komentowania tego, jak ubierają się osobistości zwane obecnie gwiazdami. Dla mnie w modzie najciekawsza jest obserwacja ruchów masowych, zwłaszcza gdy przybierają one rozmiar epidemiczny. Co się dzieje, że wszyscy chcą mieć to samo? I to niezależnie od okoliczności. Dochodzi do tego problem stosowności.

Mówiąc językiem poradników: Jak się ubrać odpowiednio do okazji. Odnoszę wrażenie, że w naszej rzeczywistości odpowiedź na to pytanie jest prosta: niezależnie od godziny i okoliczności należy nosić rzeczy wieczorowe. Na targ, do szkoły, na zebranie, na egzamin wkładasz suknię z gorsetem. Bo to jest eleganckie. Koniec kropka. Nie dziwi mnie, że celebrytki o jedenastej rano na otwarciu butiku są na balowo. Ani to, że w telewizji śniadaniowej panie z grupy wokalnej występują w strojach jak z klubu go-go. One muszą, bo inaczej kto się nimi zainteresuje?

Reklama

Ale zdziwiło mnie, gdy Joanna Bator, laureatka nagrody Nike, wystąpiła na finałowej gali w sukni z gołymi ramionami. Kreacja nie najlepiej pasowała do wydarzenia, jakim jest wręczanie nagród literackich.

Zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie mam przestarzałego poglądu na ten temat. Rzuciłam się więc na zdjęcia pisarek z różnych imprez: Olga Tokarczuk, Zadie Smith (wybrana przez angielskiego "Vogue’a" na jedną z najelegantszych kobiet literatury), Nadine Gordimer, Amélie Nothomb (wielbicielka ekstrawaganckich nakryć głowy)... Żadnych gorsetów. Może Helen Fielding, autorka książek niezbyt pruderyjnych, okaże się śmielsza? Nic z tego, najwyżej duży dekolt...

Widać gorset stał się ostatnio naszym narodowym symbolem elegancji. Obejrzałam parę wystaw sklepów z sukniami ślubnymi. Motyw przewodni? Gorset i gołe ramiona. Człowiek się zastanawia, czy istnieją w ogóle jakieś inne fasony sukienek. Owszem. Tylko nie u nas.

Na przykład Tatiana Santo Domingo, narzeczona/żona księcia Monaco Andrei Casiraghiego, szła do ślubu w prześlicznej sukni Missoni. Czy uwierzycie: całkiem zakrytej, nawet z rękawami. Na moim ulubionym portalu Tendances de Mode dyskutowano ostatnio inny problem z gatunku "co wypada". Mowa była o sukienkach "nuisette", po polsku - halka (kawałek krojonego ze skosu jedwabiu na cienkich ramiączkach, z koronką przy dekolcie). 

Było ich sporo w ostatniej kolekcji Louis Vuittona, na okładce francuskiego "Vogue’a" wystąpiła w takiej kreacji Victoria Beckham. Francuzki spierały się, czy toto w ogóle nadaje się do noszenia gdzie indziej niż na intymną kolację przy świecach we własnym domu. I doszły do wniosku, że się nie nadaje. Produkt nie został dopuszczony do użycia przez opinię publiczną.

Nie dziwi mnie francuski konserwatyzm. Bo oni, chociaż w kwestii mody pozwalają sobie na wiele, mają także stabilny i solidny system reguł zachowań publicznych. Występów w bieliźnie w nim nie przewidziano. A my, odreagowując surowość poprzedniego ustroju, lekko zagalopowaliśmy się w przekraczaniu granic, także przyzwoitości i dobrego smaku.

Joanna Bojańczyk


Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: Louis Vuitton | gorset
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy