Reklama

Costra brawo!

Nowy Jork, na szczęście nie czwarta rano. Południe. Designerski hotel Crosby w dzielnicy Soho.

Francisco Costa, projektant marki Calvin Klein, na moje hasło: „jestem z Polski”, uśmiecha się życzliwie. „Moja sąsiadka, starsza pani, którą kocham jak matkę, też pochodzi z Polski”. Dobry początek.

Francisco Costa ma 49 lat. Wygląda dużo młodziej dzięki szczupłej figurze i południowej urodzie. Ale nie jest typem ekstrawertycznego Latynosa. Kocha zimę, lubi szarości. Na pytania odpowiada powściągliwie. Zagadnięty o najpiękniejsze wspomnienia związane z zapachem (spotykamy się z okazji premiery perfum "Beauty CK"), mówi tylko, że to „takie osobiste”, i prosi o następne pytanie.

Reklama

Chętniej opowiada o tym, jak piękne, silne i seksowne są kobiety, dla których projektuje ubrania z logo Calvin Klein Collection.

Jak chłopak z Guarani, małego brazylijskiego miasteczka, został jednym z najbardziej znanych na świecie projektantów w renomowanym domu mody? Gdy po śmierci matki przyjechał do Nowego Jorku, miał 22 lata. Nie znał angielskiego, nie skończył studiów. Najpierw więc nauczył się języka, potem zapisał do szkoły mody, Fashion Insitute of Technology. Szczęście sprzyjało: został zatrudniony przez Herberta Rounicka, współpracownika Oscara de la Renty. Dzięki temu wkrótce dostał się do zespołu projektanta.

Potem asystował samemu Tomowi Fordowi, gdy ten szefował marce Gucci. W 2003 roku zwrócił na niego uwagę Calvin Klein. Pracowali razem rok. Kiedy Calvin sprzedał firmę, Francisco w niej został. Komentatorzy mody uważają, że jego ubrania są bardziej kobiece od tych, które projektował Klein.

Costa woli mówić o zmysłowości, a nie o seksualności, z którą wcześniej firma się kojarzyła. Zasłynął morską suknią owiniętą wokół ciała modelki jak ręcznik (2004) czy limonkową kreacją Elle Macpherson, którą amerykański „Vogue” uznał za jedną z najpiękniejszych w 2005 roku.

CFDA, Amerykańskie Stowarzyszenie Projektantów Mody, przyznało mu tytuł Kreatora Roku 2006 w kategorii mody damskiej. Dziś jego oficjalne stanowisko to: dyrektor artystyczny damskich kolekcji marki Calvin Klein.

Twój STYL: Nie chciałby pan stworzyć własnej marki?

Francisco Costa: Prowadzić znany dom mody to jak usiąść w wygodnym miękkim fotelu. Nie trzeba nic zmieniać, wystarczy lekko i z wdziękiem uaktualniać to, co już jest. Kiedy jeszcze pracowałem u Oscara de la Renty, ktoś powiedział mi: „Skończysz u Kleina”. Chciałbym dziś znaleźć tego faceta (uśmiech).

Mógłby pan mieszkać poza Nowym Jorkiem?

- Nie. To miasto naprawdę żyje modą. Na różnych poziomach. Pracuje tu wielu uznanych na świecie projektantów, ale też rekordowa ilość młodych talentów. Gdybym jednak musiał się gdzieś przeprowadzić, zamieszkałbym we Włoszech. Na szczęście nie muszę.

Miejsca, które pana inspirują?

- Moje mieszkanie! Ale w Nowym Jorku wszystko jest inspirujące. Wystarczy wskoczyć na rower i jechać przed siebie. Uwielbiam Lower East Side, Brooklyn.

A gdyby nie był pan projektantem mody?

- Chciałbym zostać farmerem! Nie znam się na tym, raczej fantazjuję sobie, jakie to miłe zajęcie. Kojarzy mi się ze spokojem, który w dzisiejszych czasach uważam za luksus. Przestrzeń. I rośliny, kocham to. Ale ostatnio przy okazji premiery zapachu "Beauty" wiele rozmawiałem z jego autorką, Sophie Labbé. I pomyślałem, że bycie nosem również mnie pociąga. To tworzenie emocji. Sterowanie przyciąganiem. Perfumiarz ma więcej władzy, niż się nam wydaje.

Jaki typ zapachów pan lubi?

- Bardzo podoba mi się nasza nowa kompozycja "Beauty" (punkt za zręczne nawiązanie do tematu spotkania – przyp. red.). Jest tajemnicza, delikatna, ale ma też w sobie pazur, ostrość. Uwielbiam perfumy. I zdarza się, że używam kobiecych.

Jakie nitki łączą zapach "Beauty" z kreacjami Calvina Kleina?

- Dwie: kobiecość i siła. I odrobina tajemnicy. Kobieta ma intrygować.

Kolekcję na ten sezon pokazał pan na modelkach dojrzalszych, o szczupłej, ale zmysłowej figurze jak Stella Tennant. Jednorazowy strzał?

- Mam nadzieję, że nie. Przecież nie ubieram wiotkich nastolatek. Klientki Calvin Klein Collection to dorosłe kobiety. Są młodzieńcze, ale wyrafinowane. I na pewno seksowne.

Calvin Klein - co o marce wiedzieć wypada

Po pierwsze, minimalizm. Po drugie, bieliźniane szarże. Obie rzeczy wychodziły Calvinowi Kleinowi świetnie. Od 40 lat świat nosi jego doskonale zaprojektowane ubrania, a on wszystkim najbardziej kojarzy się z... majtkami. Sam sobie winien, bo pół planety (męskie pół) ubrał w bokserki na szerokiej gumie z napisem Calvin Klein, obowiązkowo wystającej ze spodni.

Na genialny pomysł, żeby guma była na widoku i głosiła jego chwałę, wpadł sam. Młodzi ludzie oszaleli na punkcie tej mody. Dopiero niedawno Ameryka zaczęła domagać się, żeby wreszcie niewymowne „poszły w górę”. Drugie pół planety nosi dżinsy, też z logo Kleina, choć nie tak dużym. Dżinsy stały się zarzewiem pierwszego bieliźnianego skandalu w karierze projektanta.

W roku 1980 piętnastoletnia Amerykanka Brooke Shields wystąpiła w nich w reklamie marki Calvin Klein Jeans. Zdjęcie nastolatki w pozie, jak na jej wiek, mocno seksownej opatrzone było wyznaniem: „Nothing comes between me and my Calvins” – Między mną i moimi calvinami nie ma nic. Skutek? Lawinowy wzrost sprzedaży. Magazyn „Fortune” ogłosił, że w roku 1981 roku Calvin Klein zarobił 8,5 miliona dolarów. Wtedy było to kilkakrotnie więcej niż dziś. Sukces dodał mu skrzydeł. W latach 80. wprowadził na rynek linię bielizny. Proste szare, beżowe, czarne staniki, majtki i koszulki sprzedawały się doskonale.

W 1990 roku na wielkich billboardach zawisło zdjęcie młodego, pięknego Marka Wahlberga, aktora i piosenkarza pop. Miał na sobie tylko białe, obcisłe majtki. Zbyt obcisłe, jak uznano. Wybuchła kolejna fala krytyki i znów zaowocowała zwyżką sprzedaży. Byłoby jednak niesprawiedliwe nie przyznać Kleinowi zasług na innych polach niż bieliźniane. Jego lekkie, świeże perfumy "Eternity" z roku 1988, a potem "CK One" z 1994 roku – pierwszy zapach uniseks – dobrze uchwyciły ducha czasu i stały się hitami. Do dziś mają wielu fanów.

Proste, dobrze skrojone ubrania w kleinowskich kolorach: szarym, czarnym, granatowym, stały się symbolem minimalistycznej elegancji. Ludzie kupowali je dla ich cech użytkowych i nowoczesnego piękna. W 1993 roku Klein został wybrany na Projektanta Roku Ameryki. W 2003 roku sprzedał swoje mocarstwo fi rmie Phillips-Van Heusen Corp. Ale marka Calvin Klein trzyma się dobrze. A jedną z twarzy jest nasza śliczna Monika Jagaciak.

Joanna Bojańczyk

Twój STYL 1/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama