Reklama

Życie jest zbyt krótkie, by nosić kiepskie ubrania

Najpierw dokładnie zlustruje twoją figurę, skrytykuje bluzkę i ochrzani za ciągłe chodzenie w dżinsach. Potem wyrzuci ci z szafy wszystkie czarne ciuchy, prawie nowe buty i ulubioną sukienkę. A ty i tak będziesz jej wdzięczna.

Jedna z najbardziej znanych polskich osobistych stylistek OSA - Monika Jurczyk - autorka poradnika "Bądź boska. Osobista stylistka radzi" uczy kobiety, jak się ubierać. Nam zdradza nasze najcięższe grzechy przeciw dobremu wizerunkowi i radzi, co koniecznie trzeba mieć w szafie.

Karolina Siudeja, Styl.pl: Idąc do ciebie na wywiad długo zastanawiałam się, w co się mam ubrać. Wiedziałam, że będziesz mnie oceniać.

Monika Jurczyk, OSA: - Zupełnie niepotrzebnie się tak przejmowałaś, wyglądasz świetnie. Duże kolczyki, masywne buty, bluzka z dekoltem, to pasuje do twojej sylwetki. Czytałaś moją książkę?

Reklama

Owszem, choć intuicyjnie tak ubierałam się już wcześniej. Nie każda kobieta ma jednak tę umiejętność, by samodzielnie wybrać dobre fasony ubrań i dodatki.

- Dlatego właśnie napisałam "Bądź boska" - po to, by dać gotowe rozwiązania kobietom, które nie mają odwagi, a czasem po prostu chęci, żeby fajnie się ubrać. W książce zawarłam opis stworzonych przeze mnie typów sylwetek - jest ich 9, są oznaczone literkami, tak, że razem układają się w napis SYLWETKA OSY. I do każdej sylwetki dołączyłam listę zakupów - fasonów, które są wskazane przy danym typie figury. Znając moje wskazówki, każda kobieta będzie wiedzieć, jakie fasony kupować, a których unikać. Kupowanie strojów i kompletowanie garderoby stanie się dużo prostsze.

Dlaczego jest akurat 9 tych sylwetek? Czemu nie 8 albo 10? Skąd pewność, że w tych 9 szablonach "zmieszczą się" wszystkie Polki?

- Kiedy zaczynałam swoją pracę shopperki, nie miałam od kogo się uczyć, zaglądałam więc do książek zagranicznych stylistów. Najpierw była Trinny i Susannah oraz Gok i ich system figur, potem był Amerykanin, który opisał aż 54 sylwetki. Próbowałam pracować według ich metod, jednak one nie do końca mi się sprawdzały. Potrzebowałam czegoś dopasowanego do figur Polek. Zaczęłam więc się rozglądać.

- Sylwetka "E", czyli taka szczuplutka, drobna chłopczyca metr sześćdziesiąt - to typ, którego nie spotkałam nigdzie indziej, a powstał przez obserwację kilku moich przyjaciółek. Moje sylwetki to wynik badań i wielomiesięcznych doświadczeń z prawdziwymi kobietami w sklepowych przymierzalniach.

- Sama jestem sylwetką "Y", ale nie widziałam tego, dopóki nie popracowałam nad sobą i nie zobaczyłam siebie taką, jaką rzeczywiście jestem. Samoocena nigdy nie jest prosta, w lustrze nie wszystko widać. Dobrze jest spojrzeć na swoje zdjęcia, bo dopiero na nich da się ocenić, gdzie mamy najszersze miejsce. Okazało się, że mam szersze ramiona niż biodra. Powinnam nosić baskinki, poszerzać dolne partie ciała, ale odsłaniać nogi. Dobrze służy mi też głęboki trójkątny dekolt.

Zaraz, zaraz, przecież ja też jestem sylwetką "Y", a między nami są jakieś dwa rozmiary różnicy. Ty jesteś drobna, a ja mam raczej masywną budowę.

- To nic. Sylwetki nie mają nic wspólnego z rozmiarami. Możesz mieć rozmiar 34 albo 44, to nie ma znaczenia. Liczą się proporcje, nie wielkość.

Chcesz powiedzieć, że wszystkie kobiety, niezależnie od rozmiaru, mają szansę ubrać się według przepisu OSY?

- Nie tylko mają szansę się tak ubrać, ale z pewnością będą dobrze wyglądać.

Nawet sylwetka "O", która ma obfity brzuszek, "W", która jest z założenia tęga i nie ma praktycznie wcięcia w talii albo tyczkowata "T"?

- Tak. Ja wiem, że wszystkie dziewczyny chciałaby mieć sylwetkę "S" - która ma idealne proporcje: duży biust, wąską talię, krągłą pupę i ładne nogi. Też bym chciała taka być. Ale nie jestem. I choćbym nie wiem co robiła, nigdy nie będę. Nauczyłam się więc ubierać tak, aby strojami przywrócić te idealne, pożądane proporcje.

Nie zatytułowałaś swojej książki "Bądź dobrze ubrana", ale "Bądź boska". Co tak  naprawdę chciałaś przekazać kobietom? Bo mam wrażenie, że nie tylko to, w co ubierać się na randkę czy do pracy...

- Chciałabym, żeby każda dziewczyna wierzyła w to, że jest piękna, bo wtedy nawet w worku po ziemniakach będzie świetnie wyglądać i wszystkie te moje sylwetkowe rady nie będą jej potrzebne. Bo jeśli czujesz się w czym ekstra - to już jest połowa sukcesu. Wiem jednak, że to, czy dobrze wyglądasz, ma wpływ na to, jakie masz nastawienie do świata.

No dobrze, dość teoretyzowania, powiedz w takim razie, jak to zrobić? Jak być boską?

- Warto zacząć od znalezienia fasonów, w których wyglądamy i czujemy się najlepiej. To podstawa. Dopiero potem można do klasycznych krojów dorzucać coś, co nas wyróżnia i sprawia, że jesteśmy boskie. Trzeba poszukać swoich kolorów i ulubionych dodatków. No i przede wszystkim - co zawsze powtarzam - nie odkładać noszenia najfajniejszych rzeczy na specjalne okazje. Boskość polega na tym, by dobrze wyglądać na co dzień.

- Życie jest zbyt krótkie, żeby nosić kiepskie ubrania. Niezależnie od wieku i rozmiaru. W swojej książce poświęcam też rozdział kobietom starszym oraz ciężarówkom, bo wierzę, że nawet w ciąży albo z siwizną na głowie można, a nawet trzeba, wyglądać bosko. Dobrze dobrane stroje sprawiają, że się prostujemy, chodzimy z gracją i prezentujemy się piękniej - a co za tym idzie - czujemy się lepiej. 

Za co Monika Jurczyk krytykuje Grycanki? Czytaj na następnej stronie!

W książce poświęcasz dużo miejsca temu, czego nie nosić. Co zawiniły ci rybaczki i legginsy, że aż tak je tępisz?

 -Najgorsze są rybaczki, już nawet nie są modne, kiedyś były - ale ponieważ my z natury nie wyrzucamy starych ciuchów z szaf - nadal widuję je na ulicy. One tymczasem potwornie skracają nogi. Przecinają łydkę w jej najszerszym miejscu.

Więc może mogłyby je nosić kobiety o figurze typu "L" albo "T" - chude i wysokie?

- Mogłyby, ale po co sobie robić krzywdę skracając piękne, długie nogi? Absolutnie odradzam. To samo z legginsami, które zostawiając nagą kostkę, zaburzają nam proporcję. Do tego zwykle panie noszą wstrętne, workowate tuniki. Koszmar! Zamiast nich zdecydowanie bardziej polecam zestaw: kryjące rajstopy i spódnica.

W stroju bardzo ważne są dodatki. Mam wrażenie, że Polki boją się wyrazistej, dużej biżuterii.

- Słusznie ci się wydaje. Większości uważa, że wystarczy srebrny komplecik, łańcuszek i do tego kolczyczki - wkrętki, które noszą codziennie, od lat takie same. A takiej biżuterii równie dobrze mogłaby nie być, ona nic nie daje.

To jak przekonać się do noszenia efektownych dodatków?

- Stopniowo. Te z nas, które nie poznały jeszcze magii dużej biżuterii, muszą tego spróbować. Tak jest zresztą nie tylko z biżuterią, ale także z nowymi kolorami i fasonami. Nie wolno fundować sobie na raz całkowitej metamorfozy. Lepiej powoli uczyć się tego co chcesz, co lubisz, a czego kompletnie nie akceptujesz.

- W kwestii dodatków proponuję zacząć od jednego elementu, np. dużego, koktajlowego pierścionka. Oswoić się z nim, a potem eksperymentować z kolejnymi.

A torebki?

- Najważniejsze, aby były proporcjonalne do naszej figury. Z dodatkami jest tak, że one rosną razem z nami. Im jesteś większa, tym większe torebki, bransoletki i kolczyki powinnaś nosić. Doskonale widać to na przykładzie Grycanek - one noszą non stop takie małe śmieszne torebeczki - pudełeczka, które sprawiają, że wyglądają na jeszcze większe niż są. Przy większej torebce my wydajemy się mniejsze.

- Często też zapominamy, że torebka zapewnia dobre lub złe pierwsze wrażenie - to ona zwykle jest w obrazku przez pierwsze 10 sekund. Z torebką zawsze gdzieś wchodzimy, by dopiero potem ją zostawiać. Ważne więc, aby nie była bylejaka albo przypadkowa. I nie, nie musi pasować do wszystkiego, ani nawet nie musi pasować do butów. Możesz być w zwykłym, neutralnym stroju i mieć wystrzałową torbę, ona wówczas zrobi wejście i cały strój. 

Jako personal shopperka wolisz pracować z nieznanymi osobami, niż z gwiazdami. Dlaczego?

- Moja praca z gwiazdami nie układa się zbyt dobrze, ponieważ ja lubię być gwiazdą. A gwieździe z gwiazdą trudno się dogadać (smiech). Oczywiście żartuję. Prawda jest taka, że ja od początku chciałam pracować z nieznanymi kobietami, które jeszcze nie wiedzą, że są piękne, a ja mogę to zmienić. Bo moje usługi to jest coś znacznie więcej, niż pomoc w zakupach i doradzanie, jak się ubrać. Dla mnie najbardziej satysfakcjonujące jest to, co dzieje się z klientką już poza sklepem, jak się zmienia, jak rozkwita i jak zaczyna w siebie wierzyć.

Zdarza ci się, że gdy przyniesiesz klientce jakiś ciuch do przymierzalni, ona reaguje głośnym: "Chyba zwariowałaś, nigdy w życiu tego nie włożę!"?

- Jasne, tak dzieje się bardzo często. Ale umowa między nami jest taka, że moja klientka musi przynajmniej przymierzyć to, co jej proponuję. Bo ubrania zwykle bronią się same. Jeśli ciuch nadal jej się nie podoba, nie upieram się i szukam czegoś innego.

W programach Trinny i Susannah’y oraz Goka styliści zaczynają od wyrzucenia starych ubrań z szaf dziewczyn, którym robią metamorfozę. To akcje reżyserowane na potrzebę programu, czy chleb powszedni w twojej pracy? Serio wyrzucasz ciuchy klientek do śmieci?

- Tak. Z tą tylko różnicą, że ja muszę być przy tym bardziej dyplomatyczna. Do Trinny i Sussannah i Goka ludzie się zgłaszają dobrowolnie i nie płacą za ich porady. Moja usługa jest płatna, a osoby którym robię czystki w szafie to moi klienci. Wyobraź sobie, że płacisz komuś za to, żeby ci mówił, że masz brzydkie majtki i wyrzucił je z impetem do kosza.

- Zazwyczaj już na początku przestrzegam klientki, że to niezbyt miła usługa, ale żeby się udało, one muszą mi zaufać. Widzę czasem, że jest im przykro, gdy wyrzucam, jedną, drugą, trzecią sukienkę, albo co gorsza coś, co same wybrały, za co zapłaciły dużo pieniędzy i  co nosiły myśląc, że wyglądają w tym super. No. ale niestety, jeśli ciuch ma zły fason, nie ma zmiłuj.

- Jestem delikatniejsza niż telewizyjni styliści, nie mówię klientkom nic przykrego, bo uważam, że każda kobieta jest piękna i nie zasługuje na to, by ją krzywdzić słowami. Ale dla tych okrutnych ubrań zalegających w szafie muszę być bezlitosna.

Co ląduje w koszu w pierwszej kolejności?

- Stare, sprane t-shirty, białe koszule, które już nie są białe i cała tona czarnych rzeczy. Polki nadużywają tego koloru. I gdy wyrzuci się z szafy większość czarnych rzeczy, nagle się okazuje, że robi się w niej bardzo dużo miejsca. W odstawkę idą też fasony, które nie pasują do sylwetki i te ubrania, których nie nosiło się dłużej niż rok.

- Z tego, co zostaje, robię zestawy - gotowe pomysły na stroje. Jak czegoś brakuje - idziemy na zakupy i to najprzyjemniejsza część mojej pracy. To po prostu mnie kręci. Po siedmiu latach bycia personal shopperką, nadal, kiedy znajdę boską sukienkę, np. dla figury "O", to cieszę się jak dziecko. I ten element ekscytacji jest super. Ale jeszcze bardziej cieszy mnie, gdy pani "O" zachwyci się tą sukienką i nie będzie już chciała nosić swojego rozwleczonego swetra. Bo wreszcie będzie boska.

Karolina Siudeja

Tu znajdziesz porady Moniki Jurczyk:
Odchudzające sztuczki stylistki
Dekalog zakupowiczki


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy