Reklama

Wolę włoską awanturę...

Kupuje kwiaty bez okazji, wyznaje monogamię, dla ukochanej pójdzie na babskie zakupy. Tomasz Majewski nie chciałby tylko już więcej urządzać mieszkania.

Gdy kobieta mówi "tak"...

Już nic nie robię, mam żonę. Mogę tylko powiedzieć "nie".

Jej tajna broń?

Milczenie. Wtedy bardzo się denerwuję, kapituluję, pierwszy wyciągam rękę, nawet gdy nie ma racji.

Na przeprosiny...

lecę po prezent. A zaraz potem zabieram się do sprzątania, naprawiania, układania, czyli robię w domu wszystko, czego nie lubię.

Kupuję jej kwiaty...

bez powodu. Kiedyś robiłem to częściej, ale miałem kwiaciarnię po drodze. Odkąd się przeprowadziliśmy, po kwiaty muszę się wybierać specjalnie. 

Reklama

Mój sposób na nią?

Chyba muszę wymyślić nowy, bo stary już nie działa.

Dziwi mnie, że kobiety...

są takie, jakie są. Wciąż nie potrafię was rozgryźć. Wszystko robicie inaczej. Zawsze wybieracie zagmatwaną drogę, zamiast iść prosto do celu.

Gdy ona czwarty raz zmienia sukienkę...

strasznie się irytuję. Bo nie lubię się spóźniać, a wiem na pewno, że nam to grozi. Przy kolejnej sukience mówię więc: "W tej wyglądasz idealnie".

Wkurza mnie...

że czasem nie potrafi przyznać mi racji. Wie, że się myli, ale jest nieugięta. Mówię: "Nie kładźmy tej podłogi, jest zbyt miękka". Nie daje za wygraną. Efekt? Podłoga z egzotycznego drewna cała jest już porysowana.

Jej opinia...

w niektórych sprawach jest najważniejsza. To ona decyduje, jak wychowujemy dziecko, gdzie ma stać kanapa i dokąd jedziemy na wakacje. Tylko w pchnięciu kulą Ania nie ma nic do powiedzenia (chociaż po tylu latach zna się i na tym). Tu mam innych doradców.

Nigdy więcej nie chciałbym...

urządzać kolejnego mieszkania. Zawsze przy tym jest wojna o wszystko: o kolor farby na ścianie, o fakturę kafelków w kuchni. Toczę długi bój, a potem myślę: "Po co walczyłem, skoro i tak we wszystkim przegrałem?".

Gdy ona chce rządzić...

to rządzi. Przecież mnie nie ma w domu kilka miesięcy w roku.

Na urodziny...

kupuję jej perfumy, sukienki, torebki, biżuterię. Znam doskonale jej gust i wymiary. Tylko z butami i bielizną nie ryzykuję.

Kobieta nigdy nie zrozumie...

mężczyzny.

Komplement, jaki chciałbym od niej usłyszeć?

Nie jestem łasy na komplementy. "

Nie mam co na siebie włożyć", słyszę - i...

mówię wtedy: "To idź i coś sobie kup". Czasami idziemy razem. I to jest dopiero koszmar. Ona jest bardzo niezdecydowana - biega, mierzy, wymienia... Trwa to cały dzień. Ze mną jest prościej. Ponieważ rzadko w sklepie jest mój rozmiar, więc cieszę się już w momencie, gdy coś pasuje.

W jej torebce denerwuje mnie...

to, że jest jak Trójkąt Bermudzki. Czasem prosi mnie, bym coś z niej wyjął. Zwykle nie daję rady. Kiedyś długo szukałem kluczy do domu. Okazało się, że są w innej.

To ona nauczyła mnie...

Powiedziałbym, że mnie wychowała. Dzięki niej dbam o porządek. Na przykład nie rozrzucam już ubrań, tylko staram się je składać i kłaść na miejsce.

W związku najbardziej boję się...

monotonii. Staram się, żeby nie zaczęło wiać nudą. Choć Ania mówi, że kiedyś starałem się bardziej.

Włoska awantura czy ciche dni?

Ja wolę włoską awanturę, Ania - ciche dni. Zupełnie się w tej kwestii nie możemy dogadać.

Pamiętam pewien poranek... kiedy w końcu udało nam się wyspać. Dziecko nie płakało w nocy, nie obudziło się też jak zwykle po szóstej. Było grubo po ósmej, kiedy otworzyliśmy oczy, a Mikołaj jeszcze spał.

Zaskoczyła mnie... gdy zrobiła 186 "żonglerek", czyli 186 razy odbiła nogą piłkę, a ta nie spadła na ziemię. A ja w życiu zrobiłem najwięcej 10.

Złamię swoje zasady dla kobiety...

Z miłości zrobię wszystko. Jeśli trzeba będzie: zabiję, ukradnę, skłamię...

Kłamię, kiedy...

jest taka konieczność. Miałem np. sprzątnąć mieszkanie, ale zapomniałem. Przypomniał mi o tym jej telefon: "Sprzątnąłeś?". "Oczywiście", odpowiedziałem bez wahania i szybko chwyciłem za odkurzacz. Zdążyłem.

Boję się, że ona...

straci do mnie cierpliwość. Stwierdzi pewnego dnia, że nie rokuję - i już nie uda mi się jej przekonać. (śmiech) 

----

Tomasz Majewski - pochodzi ze Słończewa, maleńkiej wsi niedaleko Ciechanowa. Jako dziecko ciężko pracował w polu. Dziś mówi, że ta wieś go zahartowała i dlatego w sporcie mógł zajść tak daleko. Ale w dzieciństwie marzył, by zostać pisarzem. W podstawówce unikał lekcji WF-u, wolał pisać i rysować komiksy. Dopiero w liceum zainteresował się sportem. W jego pokoju wisiały plakaty sportowców, głównie koszykarzy. Najważniejszy był ten z autografem Dennisa Rodmana, zdobyty z trudem podczas pobytu sportowca w Warszawie. Przyszły kulomiot chciał zostać gwiazdą koszykówki, ale trener z liceum powiedział, że już jest na to za stary. Zabrał się więc do lekkoatletyki. Najpierw chciał rzucać dyskiem, jednak słabo mu wychodziło. To trener zdecydował: "Będziesz pchał kulą". I tak został dwukrotnym mistrzem olimpijskim - w Pekinie i w Londynie. Marzy o mistrzostwie świata.

Wysłuchała Beata Biały

Twój STYL 2/2014

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy