Reklama

Staram się być sobą

Agata Kołakowska, autorka "Zacisznego Zakątka", opowiada o swoich bohaterkach, osiedlach domków jednorodzinnych i maskach, które nakładamy w codziennym życiu.

Na samym początku Paulina Stawska, bohaterka "Zacisznego Zakątka", nie robi zbyt dobrego wrażenia. Mówiąc wprost: wydaje się mało sympatyczna. A pani, po raz pierwszy spotykając się z tą postacią (w wyobraźni), jakie miała odczucia?

- Prawdę mówiąc jest to jedna z moich ulubionych postaci. Kiedy myślałam nad tą bohaterką, chciałam żeby była surowa, oschła, zdystansowana i perfekcyjna. A te cechy nie są szczególnie dobrze postrzegane. Starałam się jednak, aby Paulina była w tym wszystkim na swój sposób zabawna (ona oczywiście tego nie dostrzega). I chyba przez ten kontrast istniejący w tej postaci tak bardzo ją lubię. Zresztą, w miarę lektury okazuje się, że Paulina nie bez przyczyny jest taka, jaka jest.

Reklama

Z kolei Małgorzata Borowiak jest już bardzo fajna. Aż chciałoby się chwilę z nią poprzebywać. Jaki jest pani stosunek do tej bohaterki?

- Małgorzata jest ciepła, czuła i empatyczna. Poza tym Małgorzata matkuje wszystkim wokół, zapominając zupełnie o sobie samej. Rozumiem, że może wzbudzać sympatię i sama na przyjaciółkę pewnie prędzej wybrałabym Małgorzatę niż Paulinę, ale z pisarskiego punktu widzenia o wiele ciekawsza była dla mnie Paulina.

Mamy jeszcze Sabinę, ofiarę konsumpcyjnej pielęgnacji urody i zabiegów wokół własnego ego. Często spotyka pani takie postaci?

- Tak się składa, że obecnie w ogóle nie znam takich osób jak Sabina. W przeszłości jednak miałam styczność z osobami, które przesadnie skupiały się na warstwie zewnętrznej, jakby chciały ukryć to, co skrywa się pod spodem. Sabina była nauczona, że życie jest lekkie i składa się głównie ze sprawiania sobie przyjemności. Trudno zatem się dziwić, że podążała drogą, którą znała. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że życie zepchnęło ją z tej ścieżki usłanej różami.

Aha. No i jest jeszcze Marta. Chyba najnormalniejsza z całego otoczenia sąsiedzkiego... Tu musi paść to pytanie, do której z postaci pani najbliżej?

- Istotnie, można stwierdzić, że Marta jest najnormalniejsza. I pewnie powinnam odpowiedzieć, że najbliżej mi właśnie do niej. Jednak spędziłam tyle czasu z każdą z nich, że bliskie są mi wszystkie. Zresztą męska część bohaterów "Zacisznego Zakątka"  jest dla mnie równie ciekawa i równie bliska.

Kiedy czytałem pani książkę, pierwsze skojarzenie, które mi się nasunęło, było związane z serialem "Gotowe na wszystko". Pamiętnym obrazem telewizyjnym pokazującym wcale nie tak spokojne życie na bogatych przedmieściach. Pani, jak rozumiem, jest miłośniczką "Gotowych..."?

- Widziałam zaledwie jeden odcinek "Gotowych na wszystko", zatem raczej nie można mnie nazwać miłośniczką tego serialu. Zależało mi na ukazaniu idealnego środowiska, które potem okazuje się wcale nie takie idealne, a uczynić to mogłam najklarowniej umieszczając bohaterów właśnie na osiedlu domków jednorodzinnych, a nie dajmy na to, w kamienicy w centrum miasta.

 Swoją drogą - tak już poważniej rzecz biorąc - "Zaciszny Zakątek" można czytać przez pryzmat krytyki zasobnego społeczeństwa czy raczej zasobnych przedstawicieli społeczeństwa, którzy tracą z oczu to, co ważniejsze w życiu niż pieniądz. Mam rację?

- Ukazanie zamożnej grupy ludzi służyło po to, aby pokazać, że czasami ten cel, za którym wielu biegnie, wcale nie jest gwarantem szczęścia i spokoju. Sąsiedzi z osiedla zdają się mieć wszystko, ich życie wydaje się idealne, ale czy są szczęśliwi?

No właśnie!

- Nie krytykuję w tej książce pieniędzy i wyższego niż przeciętnie statusu majątkowego. Raczej chcę powiedzieć, że możesz mieć wszystko, bogactwo, prestiż, sławę, ale jeśli nie zadbasz o swoje wnętrze, jeśli zapomnisz o sobie to i tak będziesz nieszczęśliwy.

Bo ważne jest życie po swojemu? Pani uważa, że dzisiaj jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej?

- Myślę, że bycie sobą jest chyba najtrudniejsze, ale możliwe. Jest to bardzo oczyszczająca i wyzwalająca postawa. "Zaciszny Zakątek" dość jasno pokazuje, do czego mogą doprowadzić pozory i nakładane maski.

To fakt. A pani, gdy trafia do takich "Zakątków", jak ten opisywany w książce, to...?

- ...staram się być sobą. Szczególnie, jeśli widzę, że ludzie wokół mają z tym zdecydowane problemy. Jeśli jednak zdarza mi się faktycznie znaleźć w jakiejś nietypowej przestrzeni, spotkać ludzi, którzy zachowują się w sposób inny, niż mi znany, czy taki, którego nie rozumiem, zazwyczaj wszystko skrzętnie notuję w głowie. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.

 Na przykład w książce! Teraz rozumiem. W takim razie na koniec spytam, które książki pani zdaniem realizują ów zamiar "dodawania otuchy i odwagi w wyrażaniu siebie" przez kobiety?

- Najwięcej otuchy i odwagi w wyrażaniu siebie chyba dodawała mi niegdyś "Ania z Zielonego Wzgórza". Ta postać w moich młodzieńczych latach bardzo mocno oddziaływała na moją wyobraźnię i lubię tę książkę do dziś. Ania była nietuzinkowa, zawsze miała własne zdanie i nigdy niczego nie udawała. Bardzo inspirująca jest dla mnie też "Lalka" i postać Wokulskiego. Kocham tę książkę za wszystko, ale chyba najbardziej za zawartą w niej prawdę o ludziach. Ale chyba od zawsze najbardziej inspirują mnie ludzie, których spotykam na swojej życiowej drodze. Dzięki obserwacji można zebrać wiele tematów do książek, ale i samemu się wiele nauczyć.

Z Agatą Kołakowską rozmawiał Marcin Wilk

Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy