Reklama

Jestem prawdziwa

Debiutujący artyści potrzebują trzech rzeczy: wiary w siebie, grubej skóry i ogromnej cierpliwości - tłumaczy portalowi Styl.pl ciemnoskóra królowa neosoulu, Angie Stone.

Małgorzata Olszewska, Styl.pl: Angie, Twoja nowa płyta "Unexpected" jest bardzo współczesna i świeża. Jak się osiąga taki efekt, mimo tylu lat w branży?

Angie Stone: Najważniejsze to pamiętać, że nie można stać w miejscu, nawet jeśli jest ci bardzo wygodnie. Mam w sobie potrzebę szukania nowych ścieżek, podejmowania wyzwań, rzucania się na głęboką wodę. Poza tym słucham dużo muzyki - i tej starszej, i tej najnowszej - dzięki temu mogę czerpać z różnych wzorców.

Czy masz ulubioną piosenkę na tym albumie?

Reklama

Angie Stone: Uważam, że wszystkie piosenki są naprawdę dobre - mają mądre teksty i dobrze napisaną muzykę. Chyba najsilniejsza w przekazie jest "Free", a ja lubię takie piosenki, więc to ją bym wskazała.

Czy miałaś kiedyś problem z wytwórnią, która za bardzo wtrącała się w twoją pracę?

Angie Stone: Niestety w przeszłości zdarzało się to dość często. Czasem miałam wrażenie, że ktoś sobie mnie wymyślił i teraz próbuje nagiąć rzeczywistość do tego wymyślonego obrazu. Ale ja nie odpuszczam, nie poddaje się, więc w końcu druga strona musiała kapitulować.

Przed jakimi problemami stoi teraz przemysł muzyczny?

Angie Stone: Przed takimi jak wszyscy, których dotknął kryzys. Nie ma pieniędzy na organizowanie tras koncertowych, spotkań z fanami dla artystów pierwszej ligi, więc tym bardziej nikogo nie stać na wydawanie i promowanie tych mniej znanych. W związku z tym wiele talentów nie wypływa na powierzchnię i nie ma szans na dotarcie do szerszej publiczności.

Zostają jeszcze portale społecznościowe typu youtube lub strony takie jak sellaband (strona, na której artyści prezentują swoje kompozycje, a najlepiej oceniane przez użytkowników, mają szanse na nagranie płyty w profesjonalnym studio nagraniowym - przyp. red.)…

Angie Stone: Całe szczęście, że powstają takie miejsca. Być może to jest przyszłość muzyki, bo wtedy gwiazdami będą zostawać ludzie, których muzyka podoba się publiczności, a nie szefom wytwórni.

Jakiej rady udzieliłabyś młodym ludziom, którzy rozpoczynają swoją karierę?

Angie Stone: Potrzebują trzech rzeczy: wiary w siebie, grubej skóry i ogromnej cierpliwości, bo to będzie baaardzo długa droga.

Kiedyś wspominałaś, że chciałabyś nagrać płytę gospel. Czy dalej masz to w planach?

Angie Stone: Tak, to jest muzyka od której się zaczęła się moja miłość do dźwięków. Myślę, że taka płyta nie byłaby bestsellerem, ale byłby to mój hołd oddany Bogu, sposób na wyrażenie wdzięczności.

Wiara jest ważną częścią twojego życia?

Angie Stone: To podstawa. To Bóg wyznacza ścieżki, którymi podążam. To on dał mi talent i siłę.

No właśnie, sama siebie określasz jako "strong, black sistah" (silna czarna siostra). Co to dla ciebie oznacza?

Angie Stone: To jest moja tożsamość. Sama wychowałam dwójkę dzieci, nie przerywając kariery, utrzymując się na listach przebojów, jeżdząc w trasy i nagrywając kolejne płyty. W międzyczasie przechodziłam przez różne uczuciowe zawieruchy, nie raz miałam złamane serce i poranioną duszę. Mimo to, umiałam znaleźć w sobie siłę, by ciągle dawać z siebie wszystko. Myślę, że czarne kobiety są naprawdę silne.

Jednym z twoich największych przebojów jest piosenka "Brotha". Utwór ten stał się swojego rodzaju hymnem na cześć czarnych mężczyzn. Co cię skłoniło do napisania takiej piosenki?

Angie Stone: Wydaje mi się, że czarni mężczyźni są wciąż traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Jeśli policja szuka podejrzanego, zawsze w pierwszej kolejności wskazuje na Afroamerykanów. Zresztą cała murzyńska kultura, związana z hip-hopem, jest głównie kojarzona z przestępczością, a to przecież zbyt uproszczony obraz sytuacji.

W pewnym momencie poczułam, że czarni mężczyźni zostali tak osłabieni, że przydałoby się coś, co by ich podniosło na duchu - i tak narodził się "Brotha". Od tej pory miałam wiele sygnałów, że ta piosenka ma bardzo pozytywny wpływ na obraz Afroamerykanina.

Czy ta nie najlepsza sytuacja czarnych mężczyzn zmieniła się po tym jak Barack Obama wygrał wybory prezydenckie?

Angie Stone: Myślę, że tak, choć na prawdziwe zmiany w sposobie myślenia, trzeba będzie poczekać co najmniej kilkadziesiąt lat. Wiele zależy od Obamy i tego, jakim prezydentem będzie.

Twój ojciec zmarł w czasie, gdy nagrywałaś "Unexpected". Jak udało ci się dobrnąć do końca pracy związanej z albumem?

Angie Stone: Dzięki ojcu właśnie. Pamiętałam jak powtarzał mi, że jestem silną, piękną kobietą, której Bóg dał talent, po by się nim dzieliła. Jestem jedynaczką, więc oboje rodzice bardzo mnie wspierali we wszystkich przedsięwzięciach. Ojciec zawsze mi towarzyszył przy nagraniach, mogłam liczyć na jego obecność i dobre słowo. To był wyjątkowy człowiek.

Jak oceniasz siebie jako matkę? Wspomniałaś, że sama wychowałaś dwójkę dzieci.

Angie Stone: Moje dzieci wyrosły na mądrych i wrażliwych ludzi i jestem z nich bardzo dumna. Mam do siebie żal, że nie byłam z nimi tyle, ile powinnam, że ominęły mnie niektóre ważne momenty w ich życiu. Ale rozmawialiśmy o tym i wiem, że nie mają do mnie pretensji, że to rozumieją. I to jest chyba największą nagrodą za mój trud.

A jak się czujesz w roli babci?

Angie Stone: Och, mój wnuczek jest teraz całym moim światem! Uwielbiam go!

Odważnie podkreślasz swoją kobiecość. Czy czujesz się wzorem dla kobiet, które noszą rozmiary większe niż te lansowane przez media?

Angie Stone: Trochę tak, zwłaszcza, że kobiety często mnie pytają, jak to się dzieje, że u mojego boku zawsze jest jakiś przystojny facet. A to przecież bardzo proste - wystarczy być sobą. Jestem prawdziwa, dlatego mężczyźni zawsze do mnie lgnęli.

Trzeba też pamiętać, żeby o siebie dbać - nie chodzi mi o diety, ale o zdrowie. Ja na przykład dopiero niedawno nauczyłam się pić odpowiednio dużo wody i widzę, że dzięki temu czuję się znacznie lepiej.

Jako osoba publiczna jesteś narażona na ataki na forach internetowe, najczęściej anonimowe. Jak sobie z tym radzisz?

Angie Stone: Nie radzę sobie. Od jakiegoś czasu po prostu tego nie czytam, bo to strata czasu i nerwów. Jednak w dalszym ciągu nie rozumiem osób, które siedzą przed komputerem i bezmyślnie krytykują kogoś, kogo nie znają. Jest tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia w życiu…

Załóżmy hipotetycznie, że twoje płyty przestają się sprzedawać i musisz sobie znaleźć inne zajęcie. Czym chciałabyś się zająć? Masz taki plan awaryjny?

Angie Stone: Mogłabym uczyć śpiewania, ale chyba wolałabym znaleźć jakiś młody, zdolny zespół muzyczny i zostać jego menedżerką. Poprowadziłabym ich silną ręką do sukcesu. Brakuje nam mądrych i sprawnie działających menedżerów.

To ja życzę, żeby sprzedaż twoich płyt ciągle rosła i serdecznie dziękuję za rozmowę.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy