Reklama

Francuski nie pasuje do rocka

Najczęściej po obejrzeniu filmu ze swoim udziałem odczuwam rozczarowanie. Muzyka daje mi o wiele większą wolność - mówi Emmanuelle Seigner, która właśnie wydała płytę "Dingue", czyli "szalona".

Paweł Budzyński: Jaką postacią była pani na tej płycie?

Emmanuelle Seigner: Chciałam, żeby był to album radosny, popowy a jednocześnie zawierający piosenki o głębszej treści.

Ale słyszałem też, że bardzo pani lubi muzykę rockową.

Emmanuelle Seigner: Tak. Moja pierwsza płyta była bardziej rockowa. Tym razem jednak chciałam nagrać płytę po francusku, a połączenie rocka i języka francuskiego nie brzmi najlepiej. Zdecydowałam się więc pójść w kierunku muzyki pop.

Czy w rocku śpiewanym po francusku jest coś nie tak?

Reklama

Emmanuelle Seigner: Uważam po prostu, że rock i język francuski nie pasują do siebie. Wydaje mi się, że do muzyki rockowej pasuje angielski.

Po tych doświadczeniach może pani porównywać pracę na planie filmowym z pracą nad muzyką, w studio. Która z tych dwóch rzeczy jest bardziej ekscytująca?

Emmanuelle Seigner: Muzyka. Kiedy kręcę film, gram. Kocham aktorstwo, ale efekt końcowy nie należy w tym przypadku do mnie. Nie dokonuję żadnych wyborów, nie decyduję o niczym. Jeśli więc pracuję z wybitnym reżyserem, powstaje dzieło wybitne, ale to zdarza się rzadko. Najczęściej po obejrzeniu filmu ze swoim udziałem odczuwam rozczarowanie. Muzyka daje mi o wiele większą wolność.

W muzyce to pani jest szefem?

Emmanuelle Seigner: Dokładnie. To właśnie mi się podoba.

Czy w życiu też lubi pani rządzić?

Emmanuelle Seigner: Nie, prywatnie nie jestem apodyktyczna. Lubię mieć kontrolę nad tym, co robię. Nienawidzę bycia narzędziem w czyichś rękach. Aktorstwo to świetna praca i naprawdę ją lubię, ale wymusza ona pewną bierność.

Wystąpi pani w najnowszym filmie Jerzego Skolimowskiego "The Essence of Killing"...

Emmanuelle Seigner: Tak, już jestem po zdjęciach.

Czy może pani opowiedzieć nam coś o postaci, w którą wciela się w tym filmie?

Emmanuelle Seigner: Występuję tam gościnnie, to taki drobny epizod. Film opowiada o afgańskim Talibie, który zbiegł z niewoli i ukrywa się w Polsce. Pod koniec filmu spotyka pewną Polkę i tę właśnie postać gram ja. Ale to tylko mała rólka.

Jedną z piosenek na tej płycie śpiewa pani z mężem, Romanem Polańskim. Czy łatwo było go przekonać do śpiewania?

Emmanuelle Seigner: O, nie - na początku nie było to łatwe. Roman powiedział, że nie jest piosenkarzem i nie potrafi śpiewać. Przesłałam mu ten utwór i wytłumaczyłam, że nie musi w zasadzie śpiewać; że jego udział byłby w zasadzie bliższy aktorstwu. Wtedy stwierdził, że to dobra zabawa i zgodził się.

Czy to był pani pomysł?

Emmanuelle Seigner: Nie, pomysł wyszedł od kompozytorki, która napisała piosenki na tę płytę. Powiedzieli mi, że szukają kogoś do tego konkretnego utworu i pomyśleli o Romanie. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, bo przecież to u niego zagrałam swoją pierwszą rolę w filmie. Pomyślałam więc, że miło będzie umożliwić mu nagranie jego pierwszej piosenki. Tak to właśnie wyglądało.

Kiedyś, zapytana przez polskiego dziennikarza o nasz kraj, powiedziała pani, że wszystko jest w porządku - poza pogodą i jedzeniem. Zgadzam się w stu procentach co do pogody - ale wiem też, że w waszym domu gotuje pani mąż. Smakują pani polskie potrawy tylko wtedy, gdy on je przygotowuje?

Emmanuelle Seigner: Nie, nie - niektóre polskie potrawy naprawdę mi smakują, jak barszcz czy bigos. To nieprawda, że w ogóle nie lubię polskiego jedzenia.

A kiedy pan Polański gotuje, czy jest ono jeszcze lepsze.

Emmanuelle Seigner: Nie, wcale nie. A, i uwielbiam jeszcze to ciasto… Jak ono się nazywa? To z masą z małych, ciemnych ziarenek...

Makowiec!

Emmanuelle Seigner: Tak, makowiec. Naprawdę mi smakuje.

Porozmawiajmy jeszcze o pani aktorstwie. We "Franticu" była pani zbuntowaną Francuzką, która jednak wiedziała dokładnie, czego chce. Ile z Michelle jest w prawdziwej Emmanuelle Seigner?

Emmanuelle Seigner: Myślę, że ze wszystkich moich ról właśnie ta postać najbardziej mnie przypomina, bo została napisana specjalnie dla mnie. Może dlatego jest mi w pewien sposób bliższa? I dlatego tak bardzo lubię ten film...

Czy może pani opowiedzieć coś więcej o pracy z Harrisonem Fordem? Czy to była pierwsza pani rola u boku aktora tego formatu?

Emmanuelle Seigner: Tak. Wcześniej zagrałam tylko epizod u Jean-Luca Godarda. Rola we "Franticu" była moją pierwszą dużą rolą u boku wielkiego gwiazdora. Harrison Ford okazał się przemiłą osobą. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że ze wszystkich osób, z którymi pracowałam, właśnie on był najlepszy - jako aktor i jako człowiek.

Niedawno wygraliście państwo proces o naruszenie prywatności. Czy zmieniło to pani stosunek do mediów?

Emmanuelle Seigner: Nie, mój stosunek do mediów się nie zmienił. Zawsze wiedziałam na czym to polega. Wcześniej nie byłam nękana przez media, ponieważ moje życie było bardzo ustabilizowane, w związku z czym nie było interesujące dla nikogo. Ostatnio jednak moja osoba stała się na chwilę fascynującym tematem - czy raczej ja i mój mąż. Ale nie, nie zmieniło to niczego.

Rozmawiał: Paweł Budzyński
Tłumaczenie: Katarzyna Kasińska

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama