Reklama

100 dni w irańskim więzieniu

Urodziła się w New Jersey, studiowała stosunki międzynarodowe w Cambridge, została nawet miss Północnej Dakoty. W 2003 roku przeprowadziła się do kraju, z którego pochodził jej ojciec, do Iranu, skąd pisała korespondencje dla wielu mediów. Kiedy cofnięto jej akredytację dziennikarską, rozpoczęła pracę nad książką. Pewnego dnia po prostu zniknęła. Aresztowanie było dyskretne. W niesławnym irańskim więzieniu Evin spędziła ponad 3 miesiące.

Izabela Grelowska, Styl.pl: Aresztowano cię 6 lat temu, zostałaś oskarżona o szpiegostwo. Co myślisz o tym teraz? Jaka mogła być prawdziwa przyczyna twojego aresztowania?

Roxana Saberi: - Wciąż nie mam pewności. Wielu dziennikarzy i wielu obywateli amerykańskich było aresztowanych w Iranie. W tych sprawach często  pojawiały się podobne wątki: przechodziliśmy długie przesłuchania, byliśmy oskarżani  o szpiegostwo na rzecz USA i zmuszani do składania fałszywych zeznań.

- Być może twardogłowi politycy reżimu chcą takie sprawy wykorzystać propagandowo. Aresztowania obywateli amerykańskich, osób irańsko-amerykańskiego pochodzenia mają być ciosem w Amerykę.  Wymuszone fałszywe zeznania pozwalają manipulować opinią publiczną. Służy to także zastraszaniu ludzi, zastraszaniu innych dziennikarzy. Myślę, że władze próbują też wyciągnąć jak najwięcej informacji, w szczególności o innych dziennikarzach, aby później wykorzystać je przeciwko nim.

Reklama

Postawiono ci zarzuty, ale w czasie procesu jeden z oficerów przyznał, że od początku wiedzieli, że jesteś niewinna.

- Tak. Powiedział, że wiedzą, że zeznania, do których złożenia mnie zmusili, są fałszywe.  To było bardzo dziwne. Spytałam, dlaczego mnie w takim razie przetrzymują. Ta wypowiedź dowodziła według mnie, że cały proces miał charakter polityczny i był farsą.

Możesz opisać pierwsze przesłuchania?

- Trwały one godzinami, grożono mi. Mówiono, że jeśli nie będę współpracować i nie przyznam, że jestem amerykańskim szpiegiem, a także nie będę błagała o wybaczenie, mogę zostać w więzieniu na bardzo długo.  Zadawano mi bardzo wiele pytań o ludzi, których znałam w Iranie, o moją rodzinę, przyjaciół  w Ameryce. Siedziałam w czymś, co przypomina szkolną ławkę, twarzą do ściany, z zawiązanymi oczyma, a przesłuchujący znajdowali się za mną.

Na początku ugięłaś się pod presją i złożyłaś fałszywe zeznania. Nie bałaś się, że możesz zostać skazana na podstawie tych zeznań?

- Bałam się. Ale wiedziałam też o wcześniejszych przypadkach więźniów politycznych, którzy byli zmuszani do złożenia fałszywych zeznań, a po zwolnieniu uciekali z kraju i odwoływali je. Ale byli też ludzie skazani na długoletnie wyroki po złożeniu zeznań narzuconych przez przesłuchujących. A w czasach tuż po rewolucji nawet na karę śmierci.

A ty obawiałaś się kary śmierci?

- Tak, szczególnie na początku, kiedy nikt nie wiedział, gdzie jestem. Przesłuchujący wprost powiedzieli mi, że za szpiegostwo grozi mi kara śmierci.  Dopiero po około dwóch tygodniach, miałam kontakt z innymi więźniami politycznymi, którzy wiedzieli, kim jestem i po uwolnieniu mogliby ujawnić, że byłam w więzieniu Evin. Od tego momentu byłam lepszej myśli, bo moja egzekucja mogłaby się jednak okazać wizerunkowo kosztowna dla Iranu.

 Na ile ważna była uwaga mediów w twoim przypadku?

- Uwaga mediów odegrała kluczową rolę. Na początku nie wolno mi było nikogo poinformować, gdzie jestem. Ale kiedy o miejscu mojego pobytu dowiedzieli się rodzice i sprawa przedostała się do mediów, to naciski wywierane na władzę doprowadziły w końcu do mojego uwolnienia. Wcześniej obawiałam się, że mogą wykonać wyrok i nikt by się nawet o tym nie dowiedział.

Jak myślisz, co mogłoby się stać, gdybyś nie odwołała zeznań?

- Nie mam pojęcia. Być może nagrania z przyznaniem się do winy zostałyby opublikowane. Być może chcieliby mnie zmusić do szpiegowania dla nich. Trudno powiedzieć.

Jaka była twoja reakcja, kiedy usłyszałaś wyrok: 8 lat?

- Niemal się roześmiałam, bo było to zaraz po tym, jak jeden z oficerów powiedział, że od początku wiedzieli o fałszywości zeznań. To brzmiało jak żart - wiedzieli, że jestem niewinna i jednocześnie skazali mnie na 8 lat. Mój obrońca stwierdził, że jest to pokazówka i myślę, że tak było. Z drugiej strony uważam, że gdyby skazano mnie na rok czy dwa, nie wywołałby to tak dużego międzynarodowego poruszenia. A 8 lat było tak absurdalnym wyrokiem, że wywołało ogromny oddźwięk na świecie.

Zastanawiająca jest też nikła  praca twojego adwokata. Myślisz, że był zmuszony działać w ten sposób?

- Mój pierwszy adwokat mówił, że był pod ogromna presją i myślę, że rzeczywiście był. Sądzę, że służba bezpieczeństwa naciskała na obrońców. Musieli być bardzo ostrożni. Ci, którzy są naprawdę odważni, sami lądują w więzieniu, jak adwokat, którego najbardziej chciałam zatrudnić, pan Abdolfattah Soltani, który w tej chwili znajduje się w więzieniu z kilkuletnim wyrokiem. Stało się tak, bo był bezkompromisowy i starał się jak najlepiej bronić swoich klientów.  I bronić prawdy.

Wydaje się, że kobiety, które spotkałaś w więzieniu, były o wiele lepiej duchowo przygotowane na uwięzienie. Jak ich postawa wpłynęła na ciebie?

- Zauważyłam, że duchowo i mentalnie były znacznie silniejsze ode mnie. Znajdowały oparcie w wierze. Obstawały przy swoich poglądach. Wierzyły, że nie zrobiły nic złego i że pokojowo broniły swoich podstawowych praw takich, jak wolność wypowiedzi, wolność wyznania. To dawało im siłę. Dla mnie stały się one wzorcami do naśladowania, od których mogłam się tylko uczyć.

W końcu podjęłaś strajk głodowy. Nie rozsądniej było oszczędzać siły?

- W momencie kiedy zdecydowałam się na dwutygodniowy strajk głodowy, nie bałam się już tak bardzo. To była jedyna broń jaką maiłam, by wywrzeć wpływ na ludzi, którzy mnie porwali. Nie miałam innego sposobu. Jedyne co mogłam w jakikolwiek sposób kontrolować, to moje ciało. Dlatego uważałam, że warto podjąć ryzyko.

Z czasem stałaś się silniejsza?

- Tak. To następowało stopniowo.  Poznałam inne uwięzione kobiety i dzięki nim zrozumiałam, że można czerpać siłę z własnych przekonań, z tego, w co się wierzy.  Najpierw nie wiedziałam tak dobrze, przeciwko czemu występuję. Ale kiedy zobaczyłam, jaka niesprawiedliwość dotknęła mnie i inne uwięzione kobiety, zrozumiałam, że chodzi o coś ważnego, o wolność wypowiedzi. To dało mi siłę.

Twoi rodzice przyjechali do Iranu, aby cię wspierać. Nie obawiałaś się, że oni również mogą zostać aresztowani?

- Tak, bardzo się tego bałam. To była pierwsza rzecz, o jaką ich zapytałam  - czy uważają, że przebywanie w Iranie jest dla nich bezpieczne. Uznali, że tak. Mieli zapewnienie irańskiego ambasadora przy ONZ, że wszystko będzie w porządku. Myślę, że pomocna była tu również uwaga mediów. W Iranie nie byłoby to dobrze widziane, gdyby moi rodzice również zostali aresztowani.  Byłam szczęśliwa, że mam wsparcie odważnych i kochających rodziców.

Aresztowano cię podczas pracy nad książką. Czy kiedykolwiek ją opublikujesz?

- Chciałam to zrobić, wróciłam do pracy nad książką, ale później zaczęłam pracować jako reporter i nie miałam czasu, by ją dokończyć. W tej chwili książka jest już w wielu miejscach nieaktualna i gdybym chciała ją skończyć, musiałabym znaleźć sposób na uaktualnienie jej bez ponownego odwiedzania Iranu.


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Izabela Grelowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy