Reklama

Tatuaż na sercu

Najczęściej przemija. Ale nie bez śladu. Zostaje sentyment, pamiątki, których nie sposób się pozbyć. Czasem coś więcej. Ada, Majka i Agnieszka pożegnały pierwszą wielką miłość. Poznały kogoś nowego, zaczęły nowe życie. Pozornie. Tamten mężczyzna odszedł, ale uczucie nie. O takiej miłości mówi się cicho. Rozmawiamy więc w tajemnicy.

Agnieszka ma 33 lata, od trzech jest żoną Bartka, ambitnego lekarza. Mieszkają w Warszawie, w dwupoziomowym mieszkaniu. Nie mają kredytów, planują dziecko.

Agnieszka jest architektem wnętrz. W podręczniku do języka włoskiego ukrywa cztery zdjęcia wysokiego bruneta. To Piotr. Rozstali się siedem lat temu. Piotr ma żonę i dziecko. Ich drogi rozeszły się definitywnie. Mimo to Agnieszka żyje w emocjonalnym trójkącie: ona, mąż i ten dawny ukochany. Miłość do Piotra była najsilniejszym doświadczeniem jej życia. 

Ada, cztery lata po rozwodzie. Niedługo skończy 40. Mieszka w Katowicach, jest florystką. Artur, jej obecny partner, pół roku temu zaproponował ślub. Ada raczej za niego wyjdzie. Choć czuje, że to nie fair, bo nie kocha Artura do szaleństwa.

Reklama

Po rozstaniu z mężem długo stosowała "test widełkowy". Szyja Kuby miała szerokość zawierającą się między jej szeroko rozstawionym kciukiem i najmniejszym palcem. Kiedy pojawiał się nowy mężczyzna, Ada mimowolnie poddawała go testowi - drobniej zbudowani natychmiast tracili punkty. Ada wie, że Kuba to jej obsesja. Chciałaby się z niej wyplątać. 

Maja ma 24 lata, mieszka w Kopenhadze. Wyjechała z rodzinnego Gorzowa trzy lata temu, była wtedy na drugim roku pedagogiki. Pół roku wcześniej zginął Paweł - jej chłopak. Byli ze sobą trzy lata.

We wtorek, w połowie listopada wsiedli na motocykl i ruszyli w kierunku Berlina na świąteczne zakupy. Tuż przed granicą Paweł złapał pobocze, reszty Maja nie pamięta. Na szczęście. Miesiąc leżała w szpitalu. Dziś jest z Janem. To jej pierwszy chłopak po Pawle, ale chyba już niedługo się rozstaną. 

Kim on był?


Agnieszka: Przyjacielem, kochankiem, fascynacją. Gorącą kawą, zimnym prysznicem. Nic z nim nie było letnie. Wszystko chciałam z nim dzielić, nie lubiłam być w pięknym miejscu i nie mieć go przy sobie, nie lubiłam bez niego jeść nowych rzeczy, słuchać nowych płyt.

Poznaliśmy się w maju 2004 roku. Studiowałam architekturę, Piotr obronił dyplom na inżynierii lądowej. Trafiliśmy na siebie u kolegi, który pracował w Fundacji im. Schumana i robił imprezę z okazji naszego wejścia do Unii. Piotr akurat był przeciwnikiem integracji, pokłóciłam się z nim. Był mocnym rywalem w dyskusji, od razu mi zaimponował. Zakochałam się.

Łączyło nas identyczne poczucie humoru, miłość do podróży, gust literacki. Dzieliło to samo, co łączyło - silne poczucie niezależności. Nieważne, czy chodziło o wybór knajpy na kolację, czy kandydata na prezydenta - mogliśmy się o to pozabijać. Włoskie awantury i potem godzenie - standard. To męczyło, wypalaliśmy się. 

Ada: Miałam ojca alkoholika. A Kuba dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Wiedział, czego chce. Nie mówił: kiedyś zbudujemy dom. Mówił: za rok zmienię pracę, za dwa kupimy większe mieszkanie, za cztery lata segment. Kiedy ukradziono nam samochód, nie czekał na policję, sam znalazł złodzieja.

Popierał ekologiczne jedzenie. Dokładnie wybierał fundację, której przekazywał jeden procent podatku. Był opiekuńczy dla swoich rodziców. Podziwiałam go za dojrzałość. Poznaliśmy się na studiach prawniczych - od dostał się na aplikację adwokacką, ja nie. Ślub wzięliśmy rok po dyplomie. Podobał się kobietom. Powtarzał, że ma to gdzieś.

Na rocznicę ślubu wprost z pracy porwał mnie na samolot do Barcelony. Nie miałam rzeczy, więc wszystko kupiliśmy na miejscu - łącznie z płaszczem. Miał gest. Była między nami chemia. 

Maja: Paweł wyglądał jak demon - czarne oczy, skórzane ciuchy, długie włosy. Był wysoki, mówił chrapliwym głosem. Można się było przestraszyć. Kiedy poznawało się go bliżej - zdziwienie: pod ćwiekowaną kurtką złote serce. Był wrażliwy, delikatny, opiekuńczy.

Przeżyłam z nim moje trzy ważne "pierwsze razy" - seks, lot samolotem i święta z facetem, a nie z rodzicami. Byliśmy ze sobą ekstremalnie, do szpiku kości. Nigdy się nie kłóciliśmy. 


Dlaczego się rozstaliście?


Agnieszka: Powód banalny. Na długi majowy weekend Piotr chciał jechać z kumplami na rafting. Wymyśliłam konkurencyjny wyjazd, powiedziałam: "Wybieraj, oni albo ja". Wybrał tratwy. Po powrocie zadzwonił: "Kolacja czy kino?". Powiedziałam: "Spadaj". Milczał dzień, tydzień. Zawzięłam się. On też. Potem to już była sprawa honoru.

Do dziś nie rozumiem, jak to możliwe, że ani on, ani ja nie wyciągnęliśmy ręki na zgodę. Wtedy pomyślałam: "Chrzań się, egoisto! Mam 25 lat, mogę mieć każdego faceta, jeszcze zobaczysz". Wkrótce poszłam na randkę z przystojnym karateką, studentem matematyki. Wszystkim rozpowiadałam, jaki jest męski i inteligentny. Sama nie mogłam na niego patrzeć. Bo nie był Piotrem. 

Ada: Zdradził mnie. Dowiedziałam się od "życzliwych" - klientka, którą bronił, podobno go uwiodła. Kiedy się przyznał, uciekłam do łazienki, zwymiotowałam, byłam przerażona. Zawsze powtarzałam, że zdrada to jedyna rzecz, której nie wybaczę. Chciałam być silną kobietą, która umie się z nią rozprawić. Wzór od lat: matka mojej przyjaciółki. W godzinę spakowała męża, wystawiła walizki za próg - dosłownie.

Gdy nadeszła moja chwila prawdy, działałam jak automat. Cholera, nie mieliśmy walizek! Trzy wielkie torby załadowałam w kwadrans - na oślep. Kazałam mu się wynosić. Nie wierzył, że to się dzieje. Osłupiały z wrażenia wziął kluczyki do auta i wybiegł z domu. Stanęłam za drzwiami, natychmiast zapragnęłam: cofnij się, zapukaj, proś o wybaczenie. Nie zawrócił.
Maja: Los mi go odebrał. Kiedy chowano Pawła, pięcioro przyjaciół siedziało przy moim szpitalnym łóżku. Bez sensu, powinni być przy nim. Ja i tak nigdy nie uwierzyłam, że zakopano go w ziemi. Ile razy widzę mężczyznę jego wzrostu i postury, chcę do niego biec i zawołać: "Paweł, wariacie, ale mnie nabrałeś!". 

Gdy on stał się "byłym"...


Agnieszka: Po karatece był dziennikarz z artystycznym zacięciem - grał na klarnecie, podkreślał, że jak Woody Allen. Wytrzymałam ze snobem pół roku. Potem właściciel firmy handlującej komputerami. Nie mogłam znieść go w łóżku, był ociężały, szybko się pocił. Adam, komputerowiec, irytował opowiadaniem głupich dowcipów - Piotr nigdy tego nie robił...

Porównania z nim, wspomnienia - to mnie osaczało. Poszłam do wróżki. Spojrzała w karty, mruknęła: "Będziesz kochała wielu, ale opętał cię Cygan". Cygan? Czarnowłosy Piotr. Piłam coraz więcej alkoholu. Dostałam dobrą pracę, ale zaczęłam nawalać z terminami. Któregoś dnia mama wzięła mnie na poważną rozmowę. Powiedziała: "Nie przeżyłaś żałoby. Zrób przerwę. Otrząśnij się". I co? Miałam iść do klasztoru?

Byłam zgorzkniała. Taką poznał mnie Bartek, mój dzisiejszy mąż. Zimą w drodze do pracy skręciłam nogę. Historia z romansidła - w szpitalu przystojny lekarz nie tylko leczy, ale zaprasza na sushi, potem pomaga kupić zmywarkę, załatwia bilety na koncert Norah Jones, pokazuje Pragę i... piękne ciało, kiedy jedziemy razem do parku wodnego. Coś we mnie rusza.

To wtedy drę prawie wszystkie zdjęcia Piotra. Wierzę, że jestem gotowa być z innym mężczyzną. 

Ada: Duma nie pozwalała mi wybaczyć zdrady. Myśl, że mój mąż kochał się z inną kobietą, odbierała rozum. Jak to robił, ile razy? Wymieniłam całą pościel w sypialni, kupiłam nowy materac. Zaniosłam starą pościel do kontenera PCK. Co teraz? Rozwód? Nie było innego wyjścia.

Brałam lekarstwa na uspokojenie. Zgrywałam twardzielkę. Po wyjściu z sali sądowej oboje mieliśmy dzikie oczy. Szybko poszło. Pierwsza myśl po powrocie do domu: "mam 36 lat, jestem stara, już zawsze będę sama". Zobaczyłam, jak brzydko wyglądam, jak źle się maluję. Nie znam dobrze angielskiego, boję się jazdy na nartach, słabo gotuję, nie umiem wypełniać PIT-ów. Jak to możliwe, że on to wszystko akceptował? Zrozumiałam, kogo straciłam. Ale było za późno.

Maja: Po śmierci Pawła mężczyźni mnie nie obchodzili. Jakby przestała istnieć ta płeć. Dla facetów musiałam być kosmitką, pokemonem - głupimi minami reagowałam na próby podrywu. Zaproszona do tańca odpowiadałam: "no co ty?". Nie wychodziłam z domu przez cztery miesiące, schudłam szesnaście kilo.

W końcu musiałam wyjechać z Polski. Wszystko w moim mieście przypominało mi Pawła. Nadarzyła się okazja, pojechałam pilnować dzieci w polskiej rodzinie. Popołudniami uczyłam się języka, rok temu zapisałam na studia. Tam poznałam Jana - wesoły, sympatyczny, nienachalny. Opowiedziałam mu, co się stało. A potem nawet dwa zdarzenia, o których nie mówiłam nikomu.

Raz szłam ulicą, jeszcze w Gorzowie. Nagle dotarł do mnie głos: "zawiąż sznurowadła". Pochyliłam się, buty były w porządku, ale i tak poprawiłam sznurówki. To mi zajęło piętnaście sekund. Chwilę potem usłyszałam pisk opon - na przejściu, na które zaraz miałam wejść, samochód potrącił kobietę. Prawdopodobnie to miałam być ja. Paweł mnie ostrzegł?

Kilka tygodni po jego śmierci kąpałam się, patrząc na kolorowy kubek stojący na krawędzi wanny. Nagle kubek sam się przesunął i wpadł do wody. Postawiłam go z powrotem i powiedziałam na głos: "Paweł, jeżeli to ty, zrób to jeszcze raz". I kubek kolejny raz wpadł do wanny! Jan się nie śmiał. Uznałam, że jest przyjacielem.

Pokazałam mu tatuaż - imię Pawła na lewym ramieniu. Powiedziałam, że nigdy tego nie usunę. "Jasne", kiwnął głową. Pomyślałam, że to miły gość.

Grzechy teraźniejszości...


Agnieszka: Znasz ich: Clarkson, Hammond, May - autorzy Top Gear. To moi przyjaciele, są ze mną w spisku. Kiedy w telewizji jest Top Gear, mój mąż odpływa. Ma kręćka na punkcie motoryzacji. Ja idę w tym czasie do pracowni na piętrze. Włączam płytę z kursem włoskiego. W podręczniku ukrywam zdjęcia Piotra. Kiedyś miałam ich dwanaście: cztery z Chorwacji, w tym dwa na jachcie; trzy nasze wspólne, dwa portrety i trzy w większym gronie. Osiem podarłam, cztery trzymałam w pracy. Dziś Bogu dziękuję, że ocalały.

Oglądam zdjęcia i marzę, że jestem z Piotrem, mamy dziecko, dom, wyobrażam sobie, jak się kochamy... Żeby było jasne: Bartek mnie nie bije, nie jest alkoholikiem ani hazardzistą. Powody "powrotów" do Piotra są małe. Wystarczy ostrzejszy ton Bartka (Piotr nigdy na mnie nie krzyczał), kpina ze sprzedawcy chińskiego jedzenia (Piotr miał uczulenie na rasizm), za długie wahanie przy zamawianiu wody z gazem lub bez (Piotr zawsze był konkretny)...

W mojej wyobraźni Piotr jest idealny. Wyczyściłam go ze wszystkich wad. Zapomniałam, że potrafił być wulgarny i wkładał dwa dni z kolei tę samą koszulkę. 

Ada: Długo nie lubiłam siebie. Ostatnie trzy lata to walka o przetrwanie jako kobieta - bo czy jeszcze jakiś facet się obejrzy, zaprosi, dotknie? Najpierw nie było ważne, jak wygląda - każdemu byłam wdzięczna. Jeśli chciał się przespać, odzyskiwałam wiarę w siebie i wysyłałam go do diabła. Kuby szukałam wszędzie. Na Facebooku podglądałam jego wpisy. Spałam z jego swetrem. Na swój sposób cieszyłam się, kiedy umarł mu ojciec - czułam, że zostanę zaproszona na pogrzeb.

To było rok temu. Związałam się wtedy z Arturem. Był w porządku, bo sam skończył niedawno długi związek i chciał tego samego co ja: towarzysza na pokręconym etapie życia. Lubiliśmy ze sobą być, bez pretensji do miłości. I jakoś się zaczęło układać.

Na cmentarz ubrałam się w najlepsze czarne ciuchy, jakie udało mi się pożyczyć od koleżanek. Gdy ściskałam Kubę w geście współczucia, zaciągnęłam się jego zapachem. Marzyłam tylko o jednym: zamieszkać z nim znowu, zjeść śniadanie i śmiać się razem z "Włatców móch". On ucałował mnie mechanicznie, bez słowa. Wróciłam do Artura.

Ślub z nim to nie jest złe wyjście. Źle by było zostać samej. Dziś moim największym grzechem jest to, że kiedy mam zły dzień, nie rzucam się w ramiona mojego narzeczonego. Idę na spacer z psem, za drugim rogiem w lewo jest alejka bez latarni, ławka pod kościołem. Siadam, wysyłam sms do Kuby: "Przyszedł mail z biblioteki na mój adres, wisisz im trzy książki, oddaj". On odpisuje: "Ok, w czwartek". I ja już wiem, że w czwartek wieczorem zaczaję się pod biblioteką, żeby go zobaczyć. Dobrze, że kupiłam psa. 

Maja: Nie umiem odciąć przeszłości i nie bardzo wiem, czy to grzech. Wciąż się usprawiedliwiam, że jestem poszkodowana i trzeba się o mnie troszczyć. Wymagam wyrozumiałości. Niedawno nazwałam Jana imieniem Pawła. Nie przeprosiłam, to zawisło gdzieś nad naszymi głowami. Przypuszczam, że któregoś dnia Jan powie: "Albo Paweł, albo ja"... Oszukuję Jana. Traktuję go jak plaster. Ale tak mi wygodnie, dobrze.

Szukasz tamtego mężczyzny?


Agnieszka: Udaję przed sobą, że nie. Wiem, że ma żonę, ale nie przeglądam obsesyjnie internetu w poszukiwaniu informacji o nim, o niej. Mam kilka maila od niego w konkretnych sprawach. Innym kolorem zaznaczyłam słowa, które można uznać za ciepłe, sympatyczne - lubię do nich wracać. Maile trzymam w pliku o neutralnej nazwie, chyba Bartek nigdy się do nich nie dobrał.

Rozwalają mnie przypadkowe "trafienia" na Piotra. Po katastrofie smoleńskiej występował w telewizji w roli eksperta - widziałam go dwa razy. Tęsknota, żal, bezsilność, zazdrość, zachwyt - koktajl emocji. Wydał mi się taki piękny, kompetentny...

Niedawno kupiłam rower. Wiem od wspólnego znajomego, że Piotr bierze udział w Masie Krytycznej - to warszawski protest przeciw łamaniu praw rowerzystów. Już dwa razy pojechałam na Masę, rozglądałam się, nie znalazłam Piotra. Po powrocie do domu było mi głupio i wstyd.

Czasem mam wrażenie, że robię z siebie wariatkę. Chciałabym przestać, ale nie potrafię. Wczoraj jechałam z Bartkiem, prowadziłam. Coś mu się nie spodobało, kiedy zmieniałam pas. Miałam taką straszną ochotę wykrzyczeć mu w twarz, żeby się odczepił, zostawił w spokoju, że jest beznadziejny. Ale to przecież nieprawda. Rozpłakałam się. Bartek nie rozumiał, dlaczego tak się przejęłam. Jest wiele rzeczy, których on nie rozumie, i to nas oddala.

Ada: Całe moje życie jest szukaniem go. Kręceniem wydumanego filmu: co by było gdyby... Kuba jest dziś z inną kobietą, ona jest w ciąży. A gdybym ja była w ciąży - z nim? W wyobraźni jestem partnerką Kuby, żyję w nierealnym świecie, mam tam nasze wspólne dziecko.

Na rozdaniu nagród za najpiękniejszą ślubną stylizację kwiatową wśród oklaskujących mnie jest Kuba, a nie Artur, bohaterami tekstu w gazecie dla kobiet po tytułem "Ślub drugi raz" jesteśmy ja i Kuba.

Myślę o nim nawet, kiedy leżę przytulona do pleców Artura. I to jest świństwo. Bardzo poważnie zastanawiam się nad terapią. Jeśli mam związać się z Arturem do końca życia, nie mogę go krzywdzić.

Maja: Przyśniło mi się, że Paweł spotyka się ze mną w niedzielę przy wielkie karuzeli w parku Tivoli w Kopenhadze. Wierzę, że kiedyś tam go zobaczę. Przyjdzie, powie - jak we śnie - "Majusia, jedziemy na spacer?" i włoży mi kask. Zostawię wtedy wszystko. Mam w szafie kurtkę na motocykl. Jan jej nienawidzi. A miał być wyrozumiały...

Wyrzuty sumienia?

Agnieszka: Tak. Bartek jest dobrym mężem. Zapewnia nam dostatnie życie, chce mieć ze mną dziecko. Czasami idę po niego do szpitala. Lubię go widzieć przy pracy, w fartuchu. Lubię jego zapach, kiedy wychodzi spod prysznica, pasję do samochodów. Niewiele mam mu do zarzucenia.

Czasami - to głupie - uważam, że byłoby mi łatwiej, gdyby był złym facetem. Są dni, tygodnie, kiedy nie myślę o Piotrze w ogóle. Ale czasem, jak dziś, widzę na wystawie świetną tweedową marynarkę. Nie zastanawiam się, jak wyglądałby w niej mój mąż. Wyobrażam sobie Piotra. Kiedy mam kaca moralnego, idę do empiku i kupuję Bartkowi płytę lub czasopismo - drobiazg bez okazji. Jak facet, który zdradził.

Ada: Rozgrzeszyłam się. Kochałam faceta, który zrobił mi świństwo. Nie chciałam tego rozstania. Nie chciałam wiązać się z nikim innym. Rozdano karty za mnie. Artur zna moją przeszłość. Na swój sposób go kocham, czuję, że on mnie rozumie. Zrobię wszystko, żeby tego nie nadużyć.

Doceniam gesty. Nawet się wzruszam - przedwczoraj Artur przywiózł mi nową figurkę do kolekcji - zbieram laleczki kokeshi, drewniane, w japońskim stylu. Zapomniałam, że pojawiła się nowa, on pamiętał. Ładne. Nie szukam jego negatywnych cech, żeby konfrontować je z zaletami Kuby. Nikt go nie zastąpi.

Maja: W torebce nosze okulary przeciwsłoneczne Pawła, przechowuję jego bransoletkę i pierścień Atlantów. Niedawno Jan zapytał, czy potrafiłabym żyć bez tych rzeczy. Byłam wściekła - co mu do tego? Jeśli ktoś tego nie rozumie, wolę być sama. Nie mam wyrzutów sumienia. Związek z Janem jest eksperymentem. Mimo jego szczerych chęci nie wychodzi nam. A ja nie umiem starać się bardziej.

Po co to wszystko?


Agnieszka: Nie wiem. Cygan mnie opętał.

Ada: Zawsze myślałam, że jestem silna. Że mnie nie powali ckliwa historia o panu, który zdradził panią i teraz ta pani cierpi. Myślałam: zdrada to zbrodnia, za którą trzeba obciąć głowę. Dziś wiem, że nic nie jest tak jednoznaczne. Myślę, że to była lekcja życia. Może rany wyleczy czas? Teraz stawiam na mój związek z Arturem, postaram się tego nie schrzanić.

Maja: Po nic. Nie rozumiem, dlaczego to się stało. Mogliśmy być z Pawłem szczęśliwi. Czy mam być lepszą kobieta, ćwiczyć pokorę, wytrzymałość? Po co? Nauczyłam się tylko, że miłość to najtrudniejsze i najmniej przewidywalne uczucie. 


Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój STYL 1/2012

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: kochać | związek | partnerstwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy