Reklama

Oddam nerkę w dobre ręce

W kolejce po nerkę od zmarłego czeka w Polsce 1800 chorych. Żyją dzięki dializom. Szansą mógłby być dla nich przeszczep od żywego dawcy. bliskiej osoby o podobnych cechach genetycznych. Niestety, rodzinne przeszczepy są u nas mało popularne.

W Japonii czy Hongkongu, gdzie ze względów religijnych i kulturowych nie praktykuje się pobierania organów od zmarłych, prawie 100 proc. przeszczepionych nerek pochodzi od dawców żyjących. W USA - ponad połowa, w Polsce - zaledwie co pięćdziesiąta.

- Do końca listopada 2010 roku doszło do 34 przeszczepów rodzinnych - mówi nefrolog, prof. dr hab. n. med. Magdalena Durlik, kierownik Kliniki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. - To i tak o kilkanaście więcej niż w latach ubiegłych. Na liście oczekujących na nerkę jest blisko 1800 osób. Ale powinno być ich znacznie więcej, bo dializowanych jest w Polsce ponad 18 tys. chorych.

Reklama

Część z nich nie próbuje starać się o przeszczep rodzinny. Dlaczego? Nie są informowani o takiej możliwości leczenia przez lekarza prowadzącego albo są w zbyt zaawansowanym wieku i wyniszczeni chorobą. Wielu chorych nie zdaje sobie sprawy, że dializa i przeszczep nerki to dwie metody do wyboru. Dializa nie jest obojętna dla zdrowia. Wprawdzie ratuje życie, jednak na dłuższą metę wiąże się z szeregiem groźnych komplikacji, choćby w postaci zakażeń, ale przede wszystkim chorób układu krążenia.

Dlatego jeśli tylko to możliwe, docelowym leczeniem powinien być przeszczep nerki. - Badania mówią, że chory z przeszczepioną nerką żyje średnio 20 lat, a dializowany, oczekujący na transplantację tylko 10 - wyjaśnia prof. Durlik. Warto podkreślić, że to całkiem inny komfort życia. Chorzy po przeszczepie, choć muszą do końca życia brać leki immunosupresyjne zapobiegające jego odrzuceniu, mogą normalnie żyć, wyjeżdżać na wakacje. Czasem nawet wracają do pracy.

Dializoterapia oznacza przywiązanie do stacji dializ i obowiązek stawiania się tam nawet parę razy w tygodniu na kilka godzin. Nie bez znaczenia są też koszty. Przeszczep jest procedurą tańszą niż długotrwała dializoterapia. Opieka nad chorym po transplantacji, czyli badania kontrolne i leki, kosztuje około 30 tys. rocznie, a dializoterapia - dwa razy więcej.

W kolejce po życie

Im szybciej chory dostanie nową nerkę, tym lepiej. Najlepsze efekty dają tzw. przeszczepy wyprzedzające, czyli te przeprowadzane u pacjentów, którzy jeszcze nie rozpoczęli dializ, bo im dłużej one trwają, tym gorzej. Kolejki ominąć się nie da. Rocznie przeszczepia się w Polsce około 800 nerek przy około 1800 oczekujących. Statystycznie czas oczekiwania wynosi ponad dwa lata, ale w praktyce jest to około roku. W Polsce obowiązuje elektroniczny system doboru biorców. Nerkę dostaje pierwsza osoba z listy, co nie oznacza, że najdłużej czekająca. Biorca musi pasować genetycznie do dawcy i być zdrowy. Infekcja lub niewyleczone zęby (potencjalne ognisko zakażenia) dyskwalifikują go w danym momencie.

Dla jednych rok w kolejce do przeszczepu to tylko 12 miesięcy, dla innych - aż 12. Tym, którzy nie chcą lub nie mogą czekać, pozostaje przeszczep od żywego dawcy. Dlaczego jest ich w Polsce tak mało? - To bardzo delikatna sytuacja poprosić kogoś: oddaj mi jedną ze swoich nerek - tłumaczy Magdalena Durlik. - Choremu niezręcznie o tym mówić. Ktoś powie, że powinien to załatwić lekarz. Ale on nie zawsze ma kontakt z rodziną chorego. W naszej klinice leżą pacjenci z całej Polski, często nie są odwiedzani przez bliskich. Najlepiej byłoby, gdyby z inicjatywą wyszła rodzina chorego. Ona jednak musi wiedzieć, że jest taka możliwość, a często nie ma o tym pojęcia. Trudno, by lekarze pisali listy do bliskich chorego i pytali, czy nie oddaliby nerki. Informujemy pacjentów o możliwości przeszczepu rodzinnego i prosimy, by porozmawiali o tym z rodziną. Ale nie wszyscy tego chcą. Wolą czekać w kolejce na przeszczep od zmarłego, niż prosić. Zastanawiają się, co będzie, jeśli pojawią się komplikacje i jedyna nerka dawcy odmówi posłuszeństwa.

Nerka pobrana od osoby żyjącej rokuje najlepiej. Ma szansę na lepsze i dłuższe funkcjonowanie w organizmie biorcy niż ta od zmarłego. Zostaje wszczepiona natychmiast po pobraniu, więc czas jej niedokrwienia jest bardzo krótki. - Gdy mamy dawcę rodzinnego, zabieg da się precyzyjnie zaplanować. W jednej sali operacyjnej pobiera się od niego nerkę, w sąsiedniej przygotowuje biorcę do transplantacji. Wszystkie niezbędne badania da się przeprowadzić wcześniej - wyjaśnia prof. Durlik. - Natomiast w sytuacji gdy chodzi o dawcę zmarłego, nerkę trzeba przetransportować do szpitala biorcy i w tym czasie przeprowadzić niezbędne badania. To zajmuje kilkanaście godzin. Niska temperatura wprawdzie chroni narząd przed zniszczeniem, ale jego kondycja z godziny na godzinę słabnie.

Znacznie lepiej wygląda sprawa przeszczepów fragmentu wątroby u dzieci (dorosłym w Polsce przeszczepia się wyłącznie wątrobę od dawców zmarłych). Tu prawie zawsze dawcami zostają rodzice. Oni stale są przy łóżku dziecka i nie zastanawiają się nad decyzją. Zrobią wszystko, by uratować syna czy córkę. Wątroba jest zresztą znacznie mniej wymagająca niż nerki, można ją przeszczepiać bez względu na różnice grup krwi. I ma cudowną zdolność regeneracji. Wystarczy pobrać fragment jednego z płatów, by uratować życie śmiertelnie chorego dziecka.

Kto może zostać dawcą?

Zdrowa dorosła osoba mająca dwie funkcjonujące bez zarzutu nerki może jedną oddać bliskiemu. - Polskie prawo dopuszcza podarowanie nerki jedynie członkowi najbliższej rodziny: mężowi, żonie, dzieciom, rodzicom, dziadkom, wnukom, rodzeństwu, także konkubinie/konkubentowi - tłumaczy prof. Durlik. - Kiedy dawcą chce zostać ktoś spoza rodziny, dalszy krewny lub przyjaciel, powinien dowieść istnienia silnego związku emocjonalnego z biorcą przed Komisją Etyczną Krajowej Rady Transplantacyjnej przy ministrze zdrowia. Następnie zgodę musi wyrazić sąd. Po to, by wyeliminować próby handlu narządami - dodaje prof. Durlik.

Sąd na ogół nie sprzeciwia się woli kandydata na dawcę, ale bywa, że robi to sam biorca. Chory nie chce narażać na szwank zdrowia swoich najbliższych i odmawia przyjęcia przeszczepu. Mówi: "Przecież nie umieram, mam dializy, mogę czekać". Łatwiej byłoby przyjąć nerkę od osoby obcej, która miała dobrą wolę oddania ją potrzebującym. Jednak w Polsce, w przeciwieństwie np. do USA, nie ma instytucji dawcy altruistycznego. Nie można oddać nerki, ot tak sobie. Prawo nie dopuszcza także tzw. przeszczepów krzyżowych. Bo przecież zdarza się, że na korytarzu kliniki nefrologii spotykają się osoby, które chcą oddać nerkę swoim bliskim, ale nie mogą ze względu na niezgodność grup krwi lub niezgodność immunologiczną.

Wprawdzie w niektórych krajach przeszczepia się nerki mimo różnic grup krwi, ale to wymaga odpowiedniego przygotowania biorcy, a to ryzykowna i bardzo kosztowna procedura. Z organizmu biorcy trzeba usunąć przeciwciała przeciwko grupie krwi biorcy, które zaatakowałyby nerkę od dawcy z niezgodną grupą krwi. W Polsce nie praktykuje się takich rozwiązań. Ale przecież nerka pani X, która nie nadaje się dla jej chorego męża, mogłaby okazać się dobra dla pani Y, której mąż oddałby swoją nerkę panu X. Im więcej takich par, tym łatwiej dopasować biorcę do dawcy.

Gdyby włączyć do tej machiny dawców altruistycznych, prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniej nerki dla każdego z chorych wzrosłoby jeszcze bardziej (tzw. przeszczepy domino), jednak na razie nie ma w Polsce takich możliwości. Ale istnieje szansa, że w najbliższej przyszłości to się zmieni.

Żeby oddać nerkę bliskiej osobie, nie wystarczy chcieć. Z trzech kandydatów dawcą zostaje tylko jeden. Barierą jest niezgodna z biorcą grupa krwi lub zbyt duże różnice genetyczne. Wprawdzie w tej kwestii nerki nie są tak bardzo wymagające jak szpik, ale dawca i biorca muszą mieć zgodną grupę krwi (niekoniecznie identyczną, czynnik RH nie ma znaczenia) i jak najwięcej cech wspólnych z punktu widzenia genetyki. Decyduje o tym wynik tzw. testu cytotoksycznego. W praktyce wygląda to tak, że lekarze łączą limfocyty dawcy z surowicą biorcy i sprawdzają, co się dzieje. Jeśli w surowicy biorcy znajdą przeciwciała niszczące limfocyty dawcy, z przeszczepu nic nie wyjdzie.

Aby oddać nerkę, trzeba przebrnąć przez sito badań kwalifikacyjnych i zaliczyć konsultacje u wielu specjalistów. Przeciwwskazaniem do jej pobrania są: choroby nerek, nadciśnienie, nowotwór, choroby serca, POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc), zakażenie wirusem zapalenia wątroby typu B lub C, HIV, otyłość, cukrzyca oraz choroby psychiczne. Sam zabieg wymaga tygodniowego pobytu w szpitalu i kilku tygodni rekonwalescencji. W tym czasie dawcy należy się pełnopłatne zwolnienie lekarskie.

Minimum ryzyka

Operację przeprowadza się w narkozie. Ból pojawia się po operacji i trwa 2-3 dni. Związane z zabiegiem ryzyko śmierci jest minimalne, mniejsze niż to związane z prowadzeniem samochodu. Umiera trzech na 10 tys. operowanych. Nefrolodzy twierdzą, że do życia w zupełności wystarczy jedna nerka. Byle była zdrowa. A tego, że po oddaniu jednej druga nie zachoruje, nie zagwarantuje żaden lekarz.

- Wieloletnie obserwacje dawców mówią, że ryzyko zachorowania na niewydolność drugiej nerki jest w ich przypadku takie samo jak u reszty populacji. Ba, są doniesienia, że dawcy żyją lepiej i dłużej niż ich rówieśnicy - tłumaczy prof. Durlik. Jak to możliwe? Ano możliwe. Przed pobraniem nerki dawca zostaje szczegółowo przebadany. Bywa, że w czasie badań kwalifikacyjnych wykrywa się u niego poważną chorobę, która wprawdzie wyklucza możliwość oddania nerki, ale pozwala wcześnie wdrożyć leczenie, a czasem nawet ratuje życie.

Osoba zakwalifikowana jako dawca może mieć pewność, że w momencie pobrania jest idealnie zdrowa. Do końca życia pozostanie też pod opieką kliniki transplantacyjnej. Ma obowiązek zgłaszać się przynajmniej raz w roku na badania kontrolne (dostaje imienne zaproszenie pocztą). Trudno o lepszą profilaktykę. Nie powinna tyć, palić papierosów, musi kontrolować (a w razie potrzeby leczyć) ciśnienie krwi i poziom cholesterolu. Jeśli zastosuje się do powyższych zaleceń, ma ogromną szansę dożyć sędziwego wieku z jedną nerką.

Najlepiej od matki lub ojca

Choć wiadomo, że im młodsza nerka, tym lepsze rokowania dla biorcy, to jednak zasada jest taka, że lekarze zawsze wybierają najstarszego z kandydatów na dawcę rodzinnego. Nawet kiedy biorca jest młody, lepiej przeszczepić mu nerkę dziadka lub ojca niż np. siostry czy dziecka. A jeśli "starsza" nerka wystarczy na krócej, bezpieczniej jest po kilku latach wymienić ją na inną, niż narażać młodego dawcę, który ma przed sobą kilkadziesiąt lat życia. Dlatego lekarze chętniej też godzą się na oddanie nerki dziecku przez rodzica niż odwrotnie.

- Gdy zgłasza się młoda kobieta, która jeszcze nie ma dzieci, staramy się odwieźć ją od decyzji o oddaniu narządu - przyznaje prof. Durlik. - Są badania, które mówią, że ryzyko zatrucia ciążowego, nadciśnienia czy groźnej dla życia rzucawki wśród kobiet z jedną nerką jest jednak nieco wyższe. Lepiej nie kusić losu. Średni czas pracy przeszczepionej nerki w organizmie biorcy wynosi 12 lat. Później zwykle potrzebny jest kolejny przeszczep.

Są pacjenci, którzy mają za sobą już trzy przeszczepy. Pierwszą nerkę dostali jeszcze jako dziecko, potem gdy skończyli naukę, studia. Są pacjentki, które urodziły dzieci. Gdyby nie przeszczepy dawno nie byłoby ich wśród nas. Niektórzy z nich żyją dzięki bliskim. A dawcy? Wielu twierdzi, że po oddaniu nerki stali się szczęśliwszymi ludźmi. Możliwe, wszak trudno sobie wyobrazić większą satysfakcję niż ta, jaką przynosi uratowanie życia ukochanej osobie.

Katarzyna Koper

PANI 1/2011

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy