Reklama

Najciekawsze za zakrętem

U Anny Dąbrowskiej same zmiany. Przestała prowadzić całodobowe życie towarzyskie. Nie testuje już diet odchudzających. I nie pije mrożonej wódki. Wkrótce zostanie mamą, a tę rolę traktuje bardzo poważnie. Sama była kiedyś „dzieckiem z kluczem na szyi”. Mówi: „Wiem, że macierzyństwo to zajęcie na cały etat”. Ale z muzyki nie zrezygnuje. Marzy o „swojej” stronie w encyklopedii. Za jakieś 20 lat...

Rok 2010…

To zdecydowanie wyjątkowy rok w moim życiu. Niedługo zostanę mamą! Próbuję oswoić się z tym zadaniem. A na mojej nowej płycie Ania Movie żegnam się z „retro”, stylem, który dotychczas określał moją twórczość.

O dziecku myślę…

częściej „on” niż „ona”. Odkąd pamiętam, czułam, że moim pierwszym dzieckiem będzie chłopczyk. Sama jestem chłopczycą. Logiczny męski świat jest mi bliższy niż eteryczny, kobiecy. Używam męskich zapachów i zawsze miałam więcej kolegów niż koleżanek. Tak, to będzie silny mężczyzna!

Reklama

Odkładałam macierzyństwo…

z wielu powodów. Ten temat nigdy nie wydawał mi się błahy. Uważam, że bycie rodzicem to wymagające i odpowiedzialne zajęcie na pełen etat. Dotąd moje życie nigdy nie było na tyle poukładane, żeby myśleć o dziecku. Raczej wydawało mi się, że muzyka to zajęcie dla singla w wielkim mieście.

Dzieci nie pasują do tras koncertowych i głośnych imprez...

Aż pewnego dnia matka natura sama upomniała się o swoje. I dzisiaj jestem jej wdzięczna.

W ciąży odkryłam…

Na różnych jej etapach dokonywałam nowych odkryć. Na początku wszystko wyglądało jak grypa żołądkowa. Byłam rozbita i nie miałam na nic siły. Na szczęście mam to już za sobą. Teraz ciąża kojarzy mi się z energią, spokojem i zdrowiem. Nigdy nie czułam się lepiej! Poza tym mam więcej pomysłów i zapału do pracy.

Będę mamą…

przede wszystkim kochającą, bo to uważam za najważniejsze. Ja byłam dzieckiem biegającym z kluczem na szyi. Bawiłam się przy trzepaku osiedlowym, bo moi rodzice ciężko pracowali w fabryce. Razem z siostrą odpowiadałyśmy w domu za porządek. Czasem było ciężko, ale dobrze wspominam tamten okres. Rodzice nie mieli dla nas zbyt dużo czasu, a jednak zawsze wiedziałam, że nas kochają, i mogłam na nich liczyć. Myślę, że moje dziecko będzie miało fajne dzieciństwo. Dużo wujków, cioć. A ja na pewno nie będę zaborczą matką. Pozwolę dziadkom rozpieszczać wnuka do woli.

Rodzina wielodzietna czy dwa plus jeden?

Lubię, gdy los mnie zaskakuje. Postanowiłam, że nie będę tego planować.

Dziecko kontra ukochany mężczyzna…

Nie wyobrażam sobie takiego wyboru. Potrzebuję przytulić się co rano do mojego faceta. Jeszcze nie wiem, jak kocha się dziecko, ale mam pewność, że lepiej nauczy je życia dwoje ludzi, którzy troszczą się o siebie nawzajem i szanują. Chcę dać dziecku dobry wzór do naśladowania i nauczyć je odpowiedzialności za tych, których pokocha.

Największe szczęście?

Być spełnioną. Jestem w takim okresie życia, że nieśmiało mówię do siebie: to chyba szczęście. Pierwszy raz pewność przeważa nad niepewnością. Uporałam się z wieloma dręczącymi problemami, które towarzyszyły mi od dawna. Kocham i jestem kochana! Mam wspaniałą rodzinę! Nie chcę zapeszać, ale jest dobrze!

Kocham mojego mężczyznę bo…

umie sobie ze mną poradzić, choć jestem silną babą. Bo lubię i podziwiam jego pasje, bo Józek nauczył mnie czułości, bo całuje mnie w brzuch i rozmawia z dzieckiem. Zgodził się też na bezdomne koty w domu, choć nie przepadał za nimi. Bo mnie rozśmiesza i jest najlepszym kumplem. Bo dzięki niemu już nie obgryzam paznokci, nie mlaszczę i nie kończę, jak kiedyś, każdego zdania: „no coś ty, naprawdę?”.

W rubryce stan cywilny wpisałabym:

panna – zajęta od ośmiu lat. Nie lubię słowa żona, ale mam pierścionek zaręczynowy. Muzyka czy miłość? Gdy śpiewam, nie myślę o żadnych problemach. To jedyna taka chwila. Ale miłości, bliskości nie da się niczym zastąpić. Człowiek nie jest stworzony do samotności. Dziecko nieprzytulane przez matkę choruje. Ta zasada dotyczy nas wszystkich.

Muzyka czy miłość?

Gdy śpiewam, nie myślę o żadnych problemach. To jedyna taka chwila. Ale miłości, bliskości nie da się niczym zastąpić. Człowiek nie jest stworzony do samotności. Dziecko nieprzytulane przez matkę choruje. Ta zasada dotyczy nas wszystkich.

Najlepszy afrodyzjak?

Mam ochotę mocno wtulić się w Józka, gdy wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Albo że mógłby być z kimś innym. Kiedy czuję się zazdrosna o inną kobietę, potrafię o niego zawalczyć. Udowadniam, że lepiej tańczę, gotuję, słucham, całuję. Depczę dumę i pokazuję "zobacz, jaki masz skarb". Umiem upomnieć się o swoje. Wychowywałam się na osiedlu w Chełmie. Byłam pyskatą, wygadaną blokerką. Mało kto mógł mi podskoczyć. Naprawdę.

Lekcje miłości…

Kilka razy zdarzały się nam rozstania. Oboje mamy wybuchowy temperament, ja parę razy się wyprowadzałam, trzaskając drzwiami. Powroty były trudne. Wiemy już oboje, że odzyskanie poczucia bezpieczeństwa i zaufania zajmuje trochę czasu... To ja zazwyczaj prosiłam: "wróćmy do siebie". Potrafiłam podkulić ogon.

Doraźna terapia na zły humor?

Ludzie. Nie mam jednej najbliższej przyjaciółki, raczej kilka ważnych osób, z którymi lubię się spotykać, rozmawiać, śmiać. Z Kaśką Nosowską mamy na przykład swoje "metafizyczne" kłótnie - sprzeczamy się o duchowość, rozkładamy religię na części pierwsze. Ona wierzy w magię. Ja muszę mieć namacalne dowody. Dla odmiany z Karoliną Kozak gadamy bez nadęcia o ciuchach, fryzurach, i też jest fajnie.

Mój największy wróg?

Leń we mnie. Za późno wstaję, za często wyleguję się na kanapie. Chciałabym pisać kilka piosenek dziennie, a ostatnią napisałam trzy miesiące temu. Miałam w ciąży wziąć się za siebie. Planowałam urządzić studio w nowym domu, podszlifować języki. Guzik. Do wszystkiego mam słomiany zapał, a nicnierobienie to mój nałóg. Czy jest gdzieś poradnik: "Jak nie tracić czasu i jednocześnie się nie przepracowywać"?

Kłamię, gdy…

nie chcę kogoś zranić. Ale marna ze mnie aktorka. Najbliżsi widzą, gdy coś kombinuję.

Zapominam o wszystkim, gdy....

odpalam komputer. W sieci jest wszystko, czego potrzebuję. Słucham tam muzyki, kupuję ciuchy, gadżety, instrumenty. Ostatnio nałogowo poluję na chińskim eBayu na bluzy z kapturem po 0,9 dolara. Poza tym szukam ciekawych informacji. Wczoraj cały wieczór czytałam dokument o związkach religii z fizyką kwantową. Fascynuje mnie też działanie mózgu. Tylko z ludźmi wolę spotykać się poza siecią. Nie ma mnie na Facebooku ani w Naszej-klasie.

Duchowość czy racjonalizm?

Sceptycyzm. Mam za sobą wychowanie katolickie, jako nastolatka chodziłam na pielgrzymki, teraz się zastanawiam, w co tak naprawdę wierzę. Czytam dużo o buddyzmie. Medytacja wydawała mi się śmieszna, dopóki nie wyczytałam gdzieś, że to potężna siła, która może nawet zmieniać struktury komórek mózgowych. Czasem chciałabym na wszystko znaleźć algorytm, ująć w definicję, zracjonalizować, skalkulować. Ale im jestem starsza, tym bardziej nie pojmuję swoich uczuć, emocji.

Lubię siebie...

za prostolinijność i pewną naiwność. Za to, że nie dzielę ludzi na sławnych i szarych, biednych i bogatych, starych czy młodych. Choć... jednak oceniam... po zapachu. Zauważyłam, że stroszę się na mężczyzn, którzy pachną tandetnymi perfumami unisex, różą i landrynką.

Smutek kontra radość?

Nostalgia to najważniejsze dla mnie uczucie. Nieraz w przeszłości wprowadzałam się w stan chandry, zamyślenia... Taki smutek egzystencjalny mnie inspiruje - pisałam wtedy najlepsze piosenki.

Niezagojona rana?

Tęsknota za tatą. Głód jego miłości. Zmarł, kiedy byłam mała. Był człowiekiem szalonym, odważnym, wewnętrznie niestabilnym. Czuję, że jestem do niego bardzo podobna, choć nie zdążyłam go dobrze poznać.

Adrenalina...

Raczej syrop uspokajający. Nie znoszę napięcia, stresu, unikam substancji dających kopa, silnie pobudzających. Jestem zbyt rozgorączkowana i bez tego. Nigdy też nie brałam proszków uspokajających, bo na pewno by mi się spodobały. Gdy mam ochotę na ostre przeżycia, oglądam horrory. Albo uprawiam seks!

Minutę przed występem myślę…

że nie dam rady. Że nie porwę moich fanów. Nie znoszę koncertów. Zawsze paraliżuje mnie myśl o tym, jak wypadam. Panuję nad głosem, ale ciągle zastanawiam się, czy jestem wystarczająco "jakaś"...

Liczba sprzedanych płyt czy dobra recenzja?

Nie chodzi mi o owacje na stojąco ani laurki od krytyków. Nie martwi mnie, gdy na koncercie nie ma kompletu. Za to zżera mnie ambicja, chciałabym zapisać się w historii muzyki, napisać "ewergrina", wyznaczyć jakiś ciekawy kierunek. Trafić do encyklopedii za jakieś 20 lat.

Kompromis, na który nie pójdę?

Jeśli mam wystąpić jako ktoś inny niż piosenkarka - odmawiam. Nie należę do osób, które gotowe są zawsze pajacować przed kamerą. Pstryk i zaczyna się show. Wolę być nudna. Nie mam za to problemu z "graniem do kotleta". Mogę wystąpić na imprezie zamkniętej, byle nie na weselu - bo mam poczucie, że tam nikt by mnie nie słuchał. Ale happy birthday dla Justyny Kowalczyk zaśpiewałabym z przyjemnością.

Wielki świat czy cicha przystań?

Nadal usztywniam się, gdy ktoś robi mi zdjęcie bez pytania albo prosi o autograf, kiedy właśnie kupuję w supermarkecie papier toaletowy. Ale bywa na premierach filmowych, różnych galach i promocjach, nie tylko dlatego, że jest to wpisane w mój zawód. Po prostu lubię spotykać się ludźmi.

Ostrygi czy pyzy?

Owoce morza - zawsze i w każdej postaci! Dziś jem trzecią porcję krewetek, tłumacząc sobie rachunki w restauracjach: "Wolno mi, jest nas dwoje".

Wino białe czy czerwone?

Teraz nic. Przed ciążą w kwestii alkoholi byłam patriotką - czysta zmrożona wódeczka jest bezkonkurencyjna. Próbowałam bardziej kosmopolitycznych napojów, ale tylko po rodzimych produktach znakomicie znoszę następny dzień.

Impreza szalona czy kameralna?

To nie ma znaczenia. Ważne z kim. Teraz jestem wyciszona, ale był czas, że nie znosiłam, gdy nic się nie działo, miałam motto: "bawmy się". Fajnie, że moja praca prowokuje sytuacje towarzyskie. Niedawno przeprowadziliśmy się do domu w cichej dzielnicy, ale wcześniej nasze mieszkanie na Saskiej Kępie obok studia pełniło rolę świetlicy czynnej niemal 24 godziny na dobę. Ciągłe gry i zabawy. Życie toczyło się wokół stołu pingpongowego, który kupił Józek, spełniając swoje dziecięce marzenie. Graliśmy w rzutki, kości, oglądaliśmy filmy albo po prostu gadaliśmy. W lodówce zawsze było piwo. Z tamtych czasów pozostało jedynie kilka zabawnych filmików zarejestrowanych podręczną kamerą i komórkami.

Kiedy mam ochotę być dzieckiem...

Rok temu oszalałam na punkcie konsoli Wii (bezprzewodowa konsola do gier komputerowych - red.). Cały wieczór grałam w komputerowego tenisa i biłam rekordy!

Im jestem starsza…

tym częściej czuję się wolna, szczęśliwa i spełniona. Robię to, na co mam ochotę. Niczego nikomu nie udowadniam i nie zastanawiam się, jak odbierają mnie inni.

Rozmiar - ideał i rzeczywistość?

Góra 36, dół 38 - ideał 34 tu i tam. Chciałabym kiedyś włożyć dżinsy rurki i balerinki, ale w takim zestawie czuję się gruba. Odchudzam się całe życie z przerwą na ciążę - teraz bezkarnie opycham się bułkami. Brałam nawet proszki hamujące łaknienie, testowałam większość diet - kapuścianą, białkową. Nie osiągnęłam celu, bo zwycięża we mnie Ania dziecko. "To jest pyszne, nie odbieraj sobie przyjemności, jedz...".

Moje atuty?

Oczy. Usta. Kości policzkowe. Zęby. Biust. Pupa. Na "nie" są zbyt potężne łydki. Kiedyś wstydziłam się też za dużych stóp, ale mój chłopak wyleczył mnie z tego kompleksu.

Koronki czy dżins?

Staram się przestać myśleć jak chłopczyca. Szafa pęka od sukienek - mam ich kilkadziesiąt, wiele nadal z metkami. Są cuda vintage, małe czarne, a ja i tak co rano sięgam po spodnie i T-shirt. Kupowanie ciuchów graniczy u mnie z nałogiem. Nie przywiązuję się do metek, ale potrafię wydać na markowe dżinsy tysiąc złotych, bo fajnie leżą na pupie.

Stan konta...

Nie jest mi znany. Jestem rozrzutna z wyboru. Ale wiem też, jak przeżyć kilka dni za sześć złotych. Kiedy studiowałam i przyjeżdżałam z Chełma do Warszawy, dostawałam od mamy 50 zł na trzy dni. Z tego 36 wydawałam na pociąg, kolejne osiem na kartę komunikacji miejskiej. Reszta zostawała na bułki z serem. Ważyłam wtedy 54 kilo!

Gdybym wygrała w lotto...

roztrwoniłabym pieniądze na podróże, prezenty dla najbliższych i inne uciechy. Nie odkładam na przyszłość, nie mam planu emerytalnego, mam za to duży kredyt. Ale jakoś się nie boję, że go nie spłacę.

Przyszłość…

jest obiecująca. Ale kto wie, może za 30 lat będę sfrustrowaną piosenkarką, która jednak nie zasłużyła na stronę w encyklopedii. Nawet teraz - tuż po premierze płyty, chwilę przed narodzinami dziecka, wciąż paraliżuje mnie lęk, że może przesypiam swój czas. Chciałabym żyć mocniej, pełniej, piękniej.

Wysłuchała Marta Bednarska

TS 05/2010

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy