Reklama

Jutro dopiero będzie fajnie!

Ciekawość świata, radość życia czy potrzeba zdobywania nowych umiejętności nie mają metryki. Za to dojrzałość pomaga zachować dystans do spraw, z którymi młodość sobie nie radzi.

Kiedy pisarka Małgorzata Kalicińska rozmawiała o ekranizacji swojej bestsellerowej powieści "Dom nad rozlewiskiem", usłyszała od producentów, że trzeba odmłodzić jej bohaterkę, która w książce była kobietą koło pięćdziesiątki. "Inaczej nikt nie będzie chciał tego oglądać", padło uzasadnienie. - Zdziwiłam się - opowiada pisarka - zwłaszcza że te słowa wypowiedziała osoba w podobnym wieku. Pomyślałam, że robimy sobie krzywdę, usuwając dojrzałych ludzi na bocznicę. Z zazdrością oglądam amerykańską CNN, w której prezenterami są uśmiechnięci profesjonaliści ze zmarszczkami wokół oczu, a pogodę zapowiada otyła Murzynka.

Reklama

Kalicińska uważa, że pogarda dla wieku to, niestety, polska specjalność. W sieci pełno jest wpisów odsyłających już trzydziestoparoletnich ludzi "na śmietnik". Gdy była z dorosłą córką we Włoszech, komplementowali ją chłopcy, krzycząc: "Mamma, bella figura!". Tam kobiety starzeją się szczęśliwe, bo ktoś je dopieszcza.

Stara baba ma być gruba i obleśna

Małgorzata Kalicińska po pięćdziesiątce zaczęła całkiem nowe życie. Napisała książkę, która odniosła sukces, i zakochała się z wzajemnością. Zostawiła za sobą trudny okres: rozstanie z mężem, bankructwo własnej firmy reklamowej, próby pozbierania się po rozczarowaniach. Dziś oczy jej błyszczą, jest o kilkanaście kilogramów szczuplejsza. Podkreśla, że wagę zrzuciła dla siebie.

Czy dobre samopoczucie nie jest wystarczającą motywacją do działania? - Do 20. roku życia jesteśmy jak te głupie kozy, dni wypełniają nam nauka i zabawa, po trzydziestce wychodzimy za mąż, rodzimy dzieci - mówi. - Gdy dom pustoszeje, mamy czas, żeby zająć się sobą. Na Zachodzie kobiety dawno to zrozumiały: zapisują się do różnych klubów, ćwiczą, zdobywają nowe zawody. U nas z własnej woli wędrują pod okno dziergać skarpety na drutach, niańczyć wnuki, inaczej po prostu nie wypada!

Pisarka stwierdza, że kobiety są sobie same winne. Nie przyjdzie im do głowy stawiać siebie na pierwszym miejscu. Ona po latach się tego nauczyła. Aktorka Ewa Wencel dziwi się, kiedy słyszy narzekania, że w jej zawodzie starszym jest trudniej. - Czy naprawdę młodzi mają łatwiej? - wzrusza ramionami. Szczuplutka jak nastolatka kręci się po mieszkaniu. Roznosi ją energia: parzy herbatę, przysiada, by za chwilę wstać i pokazać zdjęcie syna.

- U nas w ogóle jest trudno. Każdy wiek ma swoje problemy. Gdy skończyłam szkołę teatralną, zaczął się stan wojenny. Czy można wyobrazić sobie gorszy moment na debiut? W młodości nawet jej delikatna uroda stanowiła kłopot. Po dyplomie wciąż wyglądała jak dziewczynka, co skazało ją na granie dzieci albo młodziutkich amantek. Kiedy dojrzała, przeszkodą stała się z kolei… świetna sylwetka.

- Jeden z moich ukochanych reżyserów powiedział kiedyś: "To stara baba, ma być obleśna i gruba. Nie wystąpisz, nie da rady!". Wciąż pokutuje schemat: starsza równa się tęga. Czy muszę szorować brzuchem po podłodze, by przekonująco wcielić się w postać matrony?

Ewa Wencel w wieku 51 lat spełniła swoje największe zawodowe marzenie - zagrała rolę życia w "Placu Zbawiciela" Krzysztofa Krauzego, za którą otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W dodatku razem z Jarosławem Sokołem rozpoczęła pisanie scenariusza do serialu historycznego "Czas honoru". Nieoczekiwanie stała się scenarzystką, po raz pierwszy w życiu. - I pomyśleć, że w szkole nie lubiłam historii, a teraz jestem nią zafascynowana. Dostałam od losu drugą szansę - uśmiecha się aktorka.

- Chce mi się wstawać rano, jestem ciekawa każdego dnia. W końcu mogę żyć tak swobodnie jak dawniej, zanim urodziłam dziecko. Tylko żeby nikt sobie nie pomyślał, że czegokolwiek żałuję! Pracowałam w stołecznym teatrze Kwadrat, w radiu, trochę w telewizji czy filmie, ale byłam skoncentrowana na wychowaniu syna. Dzięki temu mam przy sobie wspaniałego, bliskiego człowieka. A teraz przyszedł czas na spełnianie się, bo Andrzej jest już samodzielny. Utarło się, że moje rówieśnice powinny usunąć się, by zrobić miejsce młodym. Dlaczego? Znajdzie się ono dla wszystkich. Dziś nie jest mi obojętne, co robię. Nie chcę marnować czasu. A moje doświadczenie życiowe to przede wszystkim umiejętność chronienia siebie. Czasami mam ochotę zrobić coś szalonego, ale potrafię powściągnąć emocje i zrezygnować. Dlatego że mogłabym uczynić sobie krzywdę. Ale tę umiejętność posiadłam dopiero od niedawna.

Ewa Wencel powtarza, że dojrzałość przyniosła jej pogodzenie się z niedoskonałością świata. - Nie mam już na nosie różowych okularów. Wiele razy słyszałam: "Bo ty jesteś za dobra". Ludzie mówili tak, choć myśleli: "Głupia i naiwna". Bez tej ślepej wiary w uczciwość jest mi trudniej i zarazem łatwiej. Trudniej, bo wolałabym wierzyć, że oni są z natury dobrzy, łatwiej, bo nie mam nierealnych oczekiwań. Nauczyłam się jednego: jeśli się czegoś pragnie, można to osiągnąć. Ludzie często powtarzają, że chcieliby być bogaci. Tylko co w tym celu robią? Co poświęcają? Dziś żyję tak, jak zaplanowałam - utrzymuję się z pracy, która jest moją pasją, osoby, które szanuję, zapraszają mnie do nowych przedsięwzięć, a mój syn jest szczęśliwym, mądrym mężczyzną. Jeżeli tak się stało, to dlatego, że taki cel sobie kiedyś wyznaczyłam. Świadomość, że udało się zrealizować plan, daje poczucie siły.

Wokalistka Urszula, młodzieńcza, kobieca, z burzą jasnych włosów i w dżinsach, w tym roku skończyła pięćdziesiąt lat. Po urodzinach, po dziewięciu latach milczenia, wydała nową płytę "Dziś już wiem". Niedawno wróciła z Werony, gdzie kręciła romantyczny teledysk. Bezpośrednia i żywiołowa potrafi dogadać się z fanami w każdym wieku. Czy jest coś, czego sobie odmawia ze względu na lata? Na przykład krótkich spódniczek czy legginsów? - Jestem dla siebie najsurowszym krytykiem. Nawet moja mama nie pozwala sobie na komentarze w tej kwestii - śmieje się piosenkarka. - Proszę ją tylko o czujność, gdybym zaczęła wyglądać infantylnie, bo tego nie lubię. Wolę sportową, klasyczną elegancję. A nieżyczliwe komentarze puszczam koło uszu, bo wiem, że zwykle rodzą się z zazdrości. Z wiekiem przestała się przejmować tym, co inni powiedzą.

- Długo byłam szalenie nieśmiała. Gdy zaczęłam występować, miałam wrażenie, że to nie dla mnie, bo brakuje mi siły przebicia. Czułam, że niewiele ode mnie zależy. Dojrzałość przyszła wraz ze świadomością możliwości wyboru. Ja jestem panią swojego losu i decyzji. Bo tylko ja płacę za swoje błędy. Siłę dał jej też związek ze Staszkiem Zybowskim (zmarł w 2001 roku - przyp. red.). - Z perspektywy czasu widać, jak doskonale się dobraliśmy. Trafiłam na mężczyznę, który myślał podobnie jak ja. Staś nauczył mnie wiary w siebie. Był bardzo pozytywnie nastawiony do życia. Jego odejście to największy cios w moim życiu. Ale teraz jestem odporniejsza, trudniej mnie zranić. Nabrałam większego dystansu, nie tracę już energii na rzeczy, które mnie nie dotyczą lub nie interesują.

Ciastko makowe i idealny szaliczek

Czy naprawdę kiedyś nadchodzi moment, gdy mówimy sobie: "Nie mogę, nie wypada, wycofuję się?". Projektantka Joanna Klimas twierdzi, że wciąż napędza ją ciekawość wszystkiego i potrzeba zdobywania nowych umiejętności. To się nie zmienia z wiekiem. Klimas, z wykształcenia psycholog, po studiach pracowała jako psychoterapeutka. Firma odzieżowa dostała się jej przypadkiem. Radość, ale jeszcze większy kłopot. Tysiące kobiet znajduje się w podobnej sytuacji, ale nieliczne potrafią tchnąć w przedsiębiorstwo nowe życie.

- Towarzyszyło mi poczucie amatorszczyzny, ale i ekscytacji. Projektowania uczyłam się od podstaw. Długo miałam kompleksy wobec ludzi z dyplomem projektantów, bo nie potrafiłam wykonać żadnego rysunku. Tłumaczyłam krawcowym, jak mają szyć, opisując wszystko słowami. Wreszcie pomyślałam: "Przecież i w tym jest wartość! Zamiast próbować dostosować się do innych, mogę pokazać im swój sposób rozumowania".

Kilka lat temu na prośbę reżysera Mariusza Trelińskiego zaczęła przygotowywać kostiumy do opery. W białej pracowni na warszawskim Muranowie pełno młodych pracowników. Joanna Klimas, smukła i elegancka, znakomicie dogaduje się z rówieśnikami własnej córki. - Przepaść pokoleniowa? Nie odczuwam czegoś takiego. Może już nie bawię się z trzydziestolatkami, ale lubię z nimi pracować, być, rozmawiać. Świetnie czuję się wśród młodych. Bo tak jak oni ciągle mam marzenia i plany. Latami projektowałam minimalistyczne ubrania ze sztywnych, szlachetnych tkanin. Nagle wzięło mnie na kobiecość. Ulotne jedwabie, kokardki. Jeszcze pół roku temu, gdyby mi ktoś powiedział, że będę upinała falbany, odpowiedziałabym: "W życiu!". Zaproponowano mi, bym utworzyła katedrę mody w SWSP w Poznaniu. Najpierw pomyślałam: "Jak sobie dam radę? Pani psycholog i katedra mody? No i ten wieczny brak czasu". Potem stwierdziłam: "Zamiast narzekać, że z modą w Polsce tak źle, spróbuj sama coś zrobić". A jeszcze później: "Super! Znowu będę musiała mnóstwo się nauczyć".

- Czasem przyłapuję się na tym, że kładę się spać z myślą: "Jutro to dopiero będzie fajnie!". Dojrzałość pomaga mi w zachowaniu dystansu do problemów i kataklizmów, z którymi młodość nie najlepiej sobie radzi. Ja już wiem - naprawdę liczy się tu i teraz. No i marzenia! Radość codzienności bliska jest też Ewie Wencel. - Cieszą mnie różne rzeczy: ciastko makowe, beza, idealny szalik po okazyjnej cenie. Ale przede wszystkim spotkania z ludźmi.

Co powie córka?

Znana dziennikarka muzyczna Maria Szabłowska dwa lata temu wygrała proces z Jerzym Targalskim, który w 2006 roku uzasadniał jej zwolnienie z pracy "czyszczeniem radia ze złogów gomułkowsko-gierkowskich", wymyślając jej przy tym od starej baby. Cztery lata później siedzimy w holu Polskiego Radia. Szabłowska wróciła do pracy. Po Targalskim słuch zaginął.

- Usłyszałam, że powinnam wnuki niańczyć. Problem w tym, że nie mam ich jeszcze. Ale bez obawy, na pewno bym sobie z nimi poradziła! - żartuje dziennikarka. Od lat oprócz telewizyjnej "Wideoteki dorosłego człowieka" prowadzi w radiu audycje na żywo, także o modzie. - Słyszała pani o Justynie Chrabelskiej? - pyta rozentuzjazmowana. - Znakomita młoda projektantka. Teraz muszę być na bieżąco. O, proszę - w dżinsach rurkach chodzę. Czasem się tylko córki pytam: "Słuchaj, co myślisz? Mogę?". Jeszcze nigdy nie powiedziała "nie".

Po aferze z Targalskim odbierała telefony od kobiet z całej Polski. - Czuły się dyskryminowane w pracy ze względu na wiek. Nie chodziło im o pieniądze, ale o chęć bycia potrzebnymi, bo przecież życie nie kończy się w momencie, kiedy odchowamy dzieci. Ona również podkreśla, że ten brak szacunku to okrutna polska specyfika. - Czy w Ameryce ktoś wytyka lata legendarnej reporterce Barbarze Walters? Piosenkarz Tony Bennett jest wciąż na topie pomimo osiemdziesiątki na karku. U nas nawet wielcy artyści mogą spotkać się z pogardliwym: "O rany, ale stary i gruby!". Ja interesuję się wszystkim, co dobre, nie stosuję cezury wiekowej. Doskonałą płytę wydała Monika Brodka. Ostatnio zaprosiłam do radia Pablopava uprawiającego niszowy gatunek raggamuffin. Gdybym nie pracowała, chyba bym oszalała!

Od lat stara się wciąż wybiegać do przodu, wyszukiwać nowości, którymi mogłaby podzielić się ze słuchaczami. Przyznaje, że uwielbia podpatrywać młodych, słuchać, o czym rozmawiają, jakie płyty kupują. To jest dla niej największą inspiracją. Joanna Klimas najbardziej lubi, gdy do jej sklepu wchodzi sześćdziesięciolatka w skórzanej kurtce i kupuje spódnicę w kwiatki. Małgorzata Kalicińska: - Nie myślmy, co powiedzą dzieci, sąsiedzi, rodzina. Kobiety nic ze sobą nie robią, bo twierdzą, że po pięćdziesiątce brakuje im motywacji. Ja od niedawna chodzę na fitness i czuję się z tym rewelacyjnie. Teraz, gdy idę w góry, nie mam zadyszki. A dwa lata temu sapałam jak foka przy byle podejściu. Dopóki potrafię się czymś zachwycić - koncertem Czajkowskiego, występem Nigela Kennedy'ego, w nosie mam metrykę, bo ona mówi o mnie najmniej.

Urszula dwa lata temu nauczyła się jeździć na nartach, rzuciła palenie. Przyzwyczaiła się, że przyciąga spojrzenia dużo młodszych mężczyzn. Jedyne czego naprawdę się boi, to ograniczeń narzucanych przez ciało. Martwi się trochę, że wkrótce nadejdzie zima - czas, gdy muzycy zostają w domu, bo grają mniej koncertów. - Będzie mi brakować wyjazdów, ruchu, kontaktu z ludźmi.

Małgorzata Kalicińska: - Mówię "dość" tej młodoholicznej papce, jaką karmią nas media. W przyrodzie powinna panować równość gatunków. Jeśli ogołocimy las ze starych drzew, czeka nas wyjałowienie.

Maria Barcz

Pani 11/2010

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy