Reklama

Dobra droga

Szczęśliwego Nowego Roku! Zmieniam stary kalendarz na nowy. Wpisuję postanowienia: wydać książkę, pojechać do Anglii, zacząć jeść zdrowo.

Stop, jak to? Powtarzam się? Podobne zamiary miałam rok temu! Czy moje planowanie ma sens, skoro nie wywiązuję się z terminów? Jak się poprawić? Jak skutecznie przyciągnąć do swojego życia sukces, dobre relacje, szczęście? Radzą specjaliści.

Ja i... ja czyli szczęście

Rano zbita ulubiona filiżanka, po południu czytam tekst, który pisałam w nocy - słaby! Zapomniałam o sprawdzeniu wypracowania syna. Nic mi w życiu nie idzie. Złoszczę się: powinnam być uważniejsza, bardziej ambitna, poukładana... a jestem do niczego. Co z tym zrobić?

dr Lidia Czarkowska - coach, trenerka biznesu z Akademii im. L. Koźmińskiego.

Reklama

Denerwuje cię własna niekonsekwencja, irytujesz się, że coś zawaliłaś, o czymś zapomniałaś? Nie obwiniaj się o to. Zaakceptuj ten fakt, to najlepszy punkt wyjścia do zmian. Dobrze by było, gdybyśmy mogły je zacząć u wrót wyroczni delfickiej, jak robiły to nasze starożytne koleżanki. Niektórym wystarczył sam napis nad wejściem: "Poznaj samego siebie".

Jak ułatwić sobie poznanie siebie i swoich potrzeb? Na początek proponuję krótki autocoaching, ćwiczenie zwane "pięcioramienną gwiazdą". Każde z jej ramion to jedno pytanie. Odpowiedz na nie tak wyczerpująco, jak potrafisz, najlepiej pisemnie.
1. Co konkretnie chcesz osiągnąć i po czym poznasz, że już to masz?
2. Dlaczego właśnie teraz tego chcesz, do czego jest Ci to potrzebne?
3. W skali np. od 1 do 10 określ, jak dużo masz w sobie energii, by zmierzać do obranego celu?
4. Jakie są twoje zasoby - materialne i niematerialne: co możesz wykorzystać, by zrealizować cel?
5. Czy masz mistrza, który cię inspiruje i którego chciałabyś naśladować w drodze do celu? A może sama jesteś świetna w jakiejś dziedzinie (choćby w gotowaniu zupy pomidorowej) i umiesz opisać, skąd bierze się twój talent?

Zobacz, jak to, co napisałaś, ma się do tego, jak żyjesz: Czy nie odeszłaś za daleko od głównej ścieżki, od najważniejszego celu, i dlatego przestałaś się lubić? Życie niezgodne z głębokimi potrzebami i wartościami rodzi w nas frustrację, podświadomy gniew, powoduje wypalenie. Może ugrzęzłaś w pieluchach, zamiast zrobić doktorat, wyjechałaś na stypendium, zamiast urodzić dziecko, ciągle coś odkładasz? Nawet jeśli tak, nie karć się za to. Całe życie jest lekkim schodzeniem na boki i powracaniem na główny kurs.

Andrzej Wiśniewski - psychoterapeuta z Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie.

Poza konkretnymi sytuacjami nie ma sensu wyznaczanie sobie zadań typu: 6 czerwca 2011 stanie się to czy tamto. Warto pracować nad czymś innym: jak lepiej czuć się ze sobą. Czy w tym celu polecam psychoterapię? Niekoniecznie. To droga dla osób, które mają realne problemy w kontaktach. Widzą, że są obszary, których się w sobie obawiają, z którymi "nie rozmawiają": dziwne zachowania, reakcje, kompleksy. Albo czują, że przeszłość ma negatywny wpływ na to, jakimi ludźmi są dziś.

Często lepsza jest ścieżka rozwojowa, np. spotkania grupowe, warsztaty. Na nich można zetknąć się z ludźmi, którzy też chcą się uczyć lepszego funkcjonowania w świecie, wymieniać się doświadczeniami. Skorzystać z takiego kontaktu może każdy: szefowa zespołu w firmie i młoda mama, której trudno odnaleźć się w nowej roli. Jest jeszcze trzecia droga i z przyjemnością obserwuję kobiety, które ją wybierają: zająć się sobą.

Mam znajomą, która odchowała dzieci i niespecjalnie ma ochotę opiekować się wnukami. Zapisała się więc na studia filozoficzne. Jest zachwycona, czyta świetne teksty, dyskutuje, zdobywa wiedzę, która przydaje jej się w życiu. Czy to egoizm? Jeśli tak, to zdrowy.

Bo aby ludziom coś z siebie dawać, trzeba to mieć. A żeby mieć, trzeba czuć się wolnym, spełnionym. Nie wolno dać się zdominować przez poczucie misji, np.: muszę poświęcić się dzieciom. Zadowolona z siebie mama, która biega w parku co drugi dzień rano, zamiast prasować spodenki na wf., wcale nie jest gorsza w swojej roli.

Małgorzata Braunek - zwierzchniczka Związku Buddyjskiego Kanzeon.

Uważasz, że masz "zagonione" życie i brakuje ci czasu, aby zajrzeć w siebie? Spokojnie, nie musisz wcale codziennie przez godzinę medytować. Chodzi o to, by wykształcić w sobie wewnętrznego obserwatora, który jest nam zawsze przychylny i pogodny. Kogoś, kto wszystko zauważa, ale nie krytykuje, akceptuje nas w całości. Jak to zrobić? "Włączaj" go, kiedy tylko sobie o tym przypomnisz. Codziennie, w różnych okolicznościach przyglądaj się sobie: Co się teraz ze mną dzieje? Co czuję? Zaakceptuj fakt, że nie od razu ci się to uda.

Czasem zapomnisz, innym razem będziesz np. zbyt wzburzona, a silne uczucia utrudniają nabranie dystansu do sytuacji. Nie szkodzi, zajrzyj w siebie, kiedy emocje opadną. Zaobserwuj, co się działo. Dlaczego się tak rozzłościłam? Co sprawiło, że nie umiałam się uspokoić na tyle, by się sobie przyjrzeć? Po jakimś czasie nabierzesz wprawy. A co, kiedy zauważamy, że robimy coś nie tak?

Warto pozwolić sobie na popełnianie błędów. Kiedy coś nam się nie udaje, mamy dwa wyjścia. Mówić: "Jestem do niczego" albo się z tym pogodzić: "Fakt, mój projekt okazał się kiepski. Nawaliłam, ale chyba wciąż mogę siebie lubić? Nie ma ideałów". Przyjmij, że masz także słabe strony i przestań na siebie krzyczeć. Wtedy może się okazać, że cechy, których w sobie nie znosiłaś, mogą być twoją siłą. Pomyśl, jak możesz je wykorzystać. Może w świecie nastawionym na sukces równie ważne są twoje "miękkie" umiejętności - wrażliwość, empatia, skłonność do kompromisów - coś co chowasz, bo uważasz za słabość?

Ja i oni czyli dobre związki

Koleżanka w pracy patrzy na mnie wilkiem, chyba koniec z naszą przyjaźnią. Do tego znowu kłótnia z mężem. Nie możemy się dogadać, chociaż tak się staram! Czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nimi?

Lidia Czarkowska

My, kobiety, zwykle chciałybyśmy mieć specjalnego pilota: pstryk - i podregulowujemy wskaźnik poziomu sympatii sąsiadowi, koleżance. Pstryk: zmieniamy naszego partnera, by był "fajniejszy", zachowywał się inaczej, czyli tak, jak my chcemy. Niech przyjaciółka nie robi słodkich min do mojego chłopaka, niech mąż bardziej o mnie dba. Dlaczego to nie wychodzi, mimo że czasem setki razy powtarzamy: zmień się?

Istnieje mało znane prawo Einsteina, które mówi, że tylko człowiek niespełna rozumu powtarza tę samą aktywność, oczekując na końcu innego rezultatu. Coś najwyraźniej trzeba zmienić. Tylko co? Najlepszym sposobem zmiany czyjegoś zachowania jest... zmienić swoje. Jeśli chcemy, by syn nie zostawiał wszędzie brudnych skarpet, zamiast jak zwykle się awanturować i je sprzątać, np. wrzućmy mu je do pokoju, na środek. Na pewno po jakimś czasie to zauważy. Wtedy możemy z nim o całej sytuacji spokojnie porozmawiać.

Zasada numer dwa: bądźmy w zgodzie z tym, co czujemy do danej osoby. Najbardziej uwiera i najwięcej kosztuje udawanie. Pokrywanie złości czy urazy sztucznym uśmiechem, zmuszanie się do spotykania się z kimś, bo trzeba. Gdy myślę o panu z parkingu: "ten gbur z tłustymi włosami", to choćbym była miła, on i tak wyczuje moje wewnętrzne nastawienie. I nie będzie miły.

Zasada trzecia: nie ze wszystkimi warto na siłę, wbrew sobie utrzymywać dobre relacje. Otaczajmy się ludźmi, których lubimy i którzy wnoszą coś do naszego życia. Reszta naprawdę nie jest taka ważna.

Małgorzata Braunek

W relacjach z innymi ważna jest tolerancja i ciekawość, np. słucham tego, co inni mają do powiedzenia, a nie czekam, by wygłosić swoje zdanie. Nikogo nie skreślam tylko z tego powodu, że chwilowo nie umiemy się porozumieć albo na czym innym nam zależy. Partner, koleżanka, teściowa - możemy się różnić i lubić. A nawet kochać. Możemy się spotykać, choć nie zawsze te spotkania będą jednoznacznie "miłe".

Każdy człowiek to odmienny świat, wiele mnie uczy. Jeśli tak na to spojrzymy, zmienia się podejście do związków. Źródeł konfliktów i problemów zacznij szukać też w sobie, a nie tylko w innych. Zamiast tłumaczyć np. "Kłócimy się, bo on mnie nie słucha", zapytaj siebie: "A co robię ja? Jaki jest mój wkład w tę kłótnię?". Przejmując w ten sposób odpowiedzialność za to, co się wydarza, stopniowo odzyskasz kontrolę nad własnym życiem.

Andrzej Wiśniewski

Wiele naszych konfliktów i trudności wynika z niskiej samooceny. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Ania prosi koleżankę Ewę o radę - ma problemy z nastoletnią córką, która "pyskuje", nie wraca do domu na czas. Ewa ma córkę w podobnym wieku, z którą dobrze się dogaduje. Jednak zamiast coś sensownego poradzić Ani, wczuć się w jej sytuację, prycha: co z ciebie za matka, że nie umiałaś wychować swojego dziecka! Albo komentuje: ja bym nigdy na to nie pozwoliła!

W rezultacie Ani robi się przykro, ma poczucie winy. A Ewa? Czuje się lepsza, czyli kosztem Ani podniosła sobie poczucie wartości. To wskazówka, że w głębi duszy jest niedowartościowana i szuka okazji, by sobie i światu udowadniać, że jest OK. Takich osób nikt nie lubi. Ludzie, którzy żyją w zgodzie ze sobą, nikogo nie udają, nie muszą używać innych, by sobie poprawić samopoczucie.

Droga do dobrych związków nie wiedzie przez wyznaczanie sobie zadań: będę milsza, sympatyczniejsza, będę się częściej uśmiechała. Raczej zbadam, dlaczego w konkretnych sytuacjach jestem agresywna, opryskliwa, dlaczego jakiś rodzaj ludzi mnie irytuje i odrzuca. Można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że w innych denerwuje nas to, czego sami w sobie nie akceptujemy.

Ja i mój sukces

Do 30 września wpisuję: skończyć pisać książkę. W zeszłym roku wpisałam to jako postanowienie noworoczne. Bez daty. Nie wyszło. Czy w tym roku to przeskoczę?

Lidia Czarkowska

Co robić, gdy mimo planów nie ruszamy z miejsca? Mieszkanie wciąż niezmienione, dieta niezrealizowana? Gołym okiem widać, że coś jest nie tak. Ale nie z nami, tylko z samym celem. Może zamierzony sukces nie jest w zasięgu naszych możliwości? Lub podjęcie się realizacji planu za dużo by nas kosztowało i podświadomie bronimy się przed takim wysiłkiem?

Warto zapytać siebie: czy na obecnym etapie życia ten cel nadal jest dla mnie ważny? Po co mi ten doktorat, sklep, wyjazd? Może znalazłam inne sposoby, które zaspokoiły tę samą potrzebę? Chciałam być uznaną humanistką (nie napisałam książki, ale w międzyczasie zaczęłam wykładać na uczelni) albo ukochaną (nie zrzuciłam 10 kilogramów, ale poznałam mężczyznę, który mnie uwielbia)?

Trzeba uświadomić sobie, jakie wartości stoją za celami, które sobie stawiam, i czy tylko w jeden sposób da się je zaspokoić. Poza tym żegnanie się z marzeniami nie jest złe. Życie to ciągła zmiana - coś co fascynowało nas pięć lat temu, nie musi nas pociągać dzisiaj. Dajmy sobie do tego prawo.

Andrzej Wiśniewski

Nie lubię słowa "sukces", bo skazuje nas ono w jakimś sensie na życie przyszłością - to tam zdarzy się coś naprawdę ważnego, dobrego: będę bogaty, sławny, będę miał rodzinę, letni dom nad morzem. Przecież tak naprawdę żyjemy teraz i jeżeli za bardzo podporządkujemy życie przyszłości, ucierpi na tym teraźniejszość. Więc na temat sukcesu mam niezbyt dziś popularną opinię: jeśli chcesz go osiągnąć, nie możesz zbytnio do niego dążyć.

Wszystko najważniejsze, co masz do zrobienia, jest dzisiaj. Na tym się skup - na urodzinach dziecka, na dzisiejszej kolacji z narzeczonym, na wyjeździe na narty z przyjaciółmi. Oczywiście warto mieć marzenia i pomysły na zmianę - gdybyśmy ich nie mieli, do dziś łupalibyśmy kamienie. Ale moim zdaniem satysfakcję osiągają przede wszystkim ludzie, którzy robią coś z pasją, a nie dlatego, że napędza ich chęć sukcesu.

Ja zawsze chciałem mieć swoją łódź. Zamarzyłem, że ją zbuduję. I nagle świat robił się przychylny. Nowy samochód sprzedałem, kupiłem stary, kumpel zgłosił się z jakąś pracą, na której można zarobić, i poszło. Mam moją łódź, uwielbiam żeglować. Jeśli bardzo nam na czymś zależy, świat nam pomoże. Gdy się coś kocha, to się to robi. I już.

Małgorzata Braunek

Jestem ostrożna, jeśli chodzi o osiąganie sukcesów. Oczywiście nie ma sensu, żeby iść przez życie bez celu. Ale jest niebezpieczeństwo - można za bardzo się usztywnić i ograniczyć do swojej wizji. Zakładam sobie, że np. będę otoczoną wianuszkiem przyjaciół właścicielką kancelarii adwokackiej, mieszkającą w rezydencji na Saskiej Kępie. Ale po drodze pojawią się okoliczności, które skomplikują realizację mojej wizji "sukcesu". I co? Prawdopodobnie się zniechęcę: tak się starałam, taką pracę wykonałam i wszystko na nic.

Moja rada: nie miej w stosunku do siebie zbyt dużych wymagań. Nazywaj sukcesem rzeczy pozornie małe. Doceniaj to, co masz. Ciesz tym, że jesteś zdrowa, kochasz, umiesz upiec makowiec To jest to!

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój STYL 1/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy