Reklama

W życiowej roli

Feministka po latach zostaje szczęśliwą gospodynią domową. Dziewczyna z tradycyjnego domu ostrzy pazury i wprowadza dyktaturę. Z cichej myszki wyrasta liderka w związku. Życie czasem potwierdza, a czasem weryfikuje nasze wyobrażenie o małżeństwie. Jaką żoną jest Polka? Pięć historii kobiet dowodzi, że „wszystko płynie”. Zmieniają się role, poglądy, układ sił. Coś jednak jest pewne: to, że nie ma jednego modelu szczęścia i że najważniejsza jest miłość.

Ona po pracy gotuje i czeka na męża z obiadem. Nie ma feministycznych poglądów, nie opala się toples, bo on tego nie lubi. Nie jest zdominowana. Wierzy w patriarchat z ludzką twarzą. Majka i Kamil ze Szczecina

- Wiesz, że w niektórych krajach je się strzygi? - kręci głową Majka. Kamil wybucha śmiechem: - Chyba strzykwy? Strzyga to straszydło ze słowiańskich baśni. A strzykwa to szkarłupnie. W Azji rarytas, choć wygląda obrzydliwie. Majka wzrusza ramionami: wielkie rzeczy, przejęzyczyła się. Kamil całuje ją. - Dasz szarlotkę? - Spadaj - Majka dąsa się na pokaz. Ale po chwili na stół wjeżdża ciasto. - On dużo wie, jest moim autorytetem - opowiada Majka. Ostatnio na babskiej imprezie kolejny raz usłyszała: Jesteś jak piesek na smyczy... - Staram się tłumaczyć przyjaciółkom, że one mają prawo do swoich wyzwolonych poglądów, a ja widzę w patriarchacie kilka dobrych stron.

Reklama

Bohater jest zmęczony

Rodzinny dom Majki w Barwicach, 30 lat temu. Mama wchodzi do pokoju z tacą, dookoła stołu trójka dzieci i tata. Na tacy... - Zdjęcia. Mama fotografowała, tata urządził jej ciemnię. Co jakiś czas robiła pokazy swoich zdjęć. Byłam z niej dumna. Pracowała w przedszkolu, na szesnastą szykowała obiad, tata miał wyprasowane koszule i czyste buty. Ja też czasem czyszczę Kamilowi sztyblety. Czy to źle? - pyta Maja. - W różnych wywiadach czytam, że ludzie tęsknią za tradycyjnym domem. Dlaczego więc sami takich domów nie budujemy, wyśmiewamy kobiety, które po pracy wkładają fartuszek?

Majka nad parującym garnkiem. Gulasz prawie gotowy, ona siedzi na blacie, lewą ręką miesza w garnku, w prawej trzyma książkę. - Śmieszne, co? Gosposia z zacięciem intelektualnym? Ja chcę tylko powiedzieć, że można się realizować jako żona i nie zgłupieć. Kiedy Kamil wraca z pracy (jest chirurgiem w szpitalu, przyjmuje też w prywatnej przychodni), obowiązuje "doktorski kwadrans". - Ula, 14-letnia córka, musi poczekać z pytaniem o pieniądze na buty i innym ważnymi sprawami, aż tato umyje ręce, przeczyta maile. - On naprawdę ciężko pracuje. Nawet nie chodzi o to, że zarabia trzy razy tyle co ja. Ja prowadzę archiwum w urzędzie. Kamil składa kości, operuje, ponosi sto razy większą odpowiedzialność. To przecież naturalne, że zasługuje na wypoczynek w domu.

Biała czy czarna?

Kamil nosi dżinsy i conversy. - Jest nowoczesny, chociaż ma konserwatywny światopogląd - opowiada Majka. Poznali się na obozie zorganizowanym przez duszpasterstwo akademickie. - On grał na gitarze i dyskutował o Mertonie. Robił wrażenie. Katolickie poglądy ich zbliżyły. - Mój tato był członkiem służby kościelnej Totus Tuus, rosłam w duchu tzw. wartości. Miałam przyjaciółkę na studiach genderowych, nie krytykowałam feministek. Ale też nigdy nie wstydziłam się mówić, że odpowiada mi model rodziny z ojcem u szczytu stołu. Zakochałam się w Kamilu, bo mi się podobało, że także dla niego rodzina jest najważniejsza - mówi Majka.

Zapytana o poczucie niezależności w związku, długo się zastanawia. - Niektórzy myślą: jeśli nie jesteś zdeklarowaną feministką to znaczy, że jesteś zacofana. Nie ma nic pośrodku: wyzwolona albo zniewolona. A ja jestem w tej "szarej strefie". I dobrze mi tu. Przeważnie...

Moja muzyka

Wrzesień tego roku. Agencja modelek organizuje casting w centrum handlowym. Kiedy Kamil wchodzi do domu, Ula stoi "przyklejona" do ściany w przedpokoju, Majka robi kreskę nad jej głową, mierzy. Metr siedemdziesiąt cztery - dużo jak na jej wiek. - O czym myślicie? - pyta Kamil. - Zastanawiałyśmy się, czy Ulka mogłaby pójść na ten casting... - zaczyna Majka. - Głupi pomysł - poważnieje Kamil. - Możemy pogadać? - pyta Majka. - Jasne... Po półgodzinie Ula, widząc minę mamy, nie musi pytać. Raczej zostanie bioinżynierem, jak chce ojciec, niż modelką.

- Decyduje przeważnie Kamil, ale zanim zgodzę się z jego stanowiskiem, on musi mnie przekonać - mówi Majka. - Nie podoba mi się, kiedy mąż coś postanawia sam. Mały kaliber: bez pytania włącza swoją ulubioną płytę w aucie. Kaliber duży? Miesiąc temu w szkole angielskiego chciałam opłacić semestr zajęć córki. Karta nie działa, brak środków. Jakim cudem? Było mi wstyd. W domu okazało się, że Kamil zmienił limit na tygodniową wypłatę. Byłam wściekła. Rozumiem, że oszczędzamy. Rozumiem, to Kamil odpowiada za domowe wydatki. Ale nie rozumiem, dlaczego nie poinformował mnie o zmianie - opowiada. Mąż się tłumaczył: miał powiedzieć, zapomniał. Trzeba się ograniczać, skoro myślą o prywatnym liceum dla Uli... Majka w nocy nie może zasnąć, płacze. Zignorował ją. Rano pytanie córki o zapuchnięte oczy zbywa wymówką: jakieś uczulenie. Ulka mówi cicho: "Chyba na ojca".

Kompromis zapięty pod szyję

Majka pamięta wypracowanie Uli "Ja za dziesięć lat". - Wolna, samowystarczalna, taka chce być. Mówię jej: sama wybierzesz. A ona się zastanawia: "Mamo, wściekłaś się w taksówce na kierowcę, który jechał za wolno, ale przecież to tata wnerwił cię kartą. Czyli nosisz w sobie stres. Powiedz raz ojcu: stop! Teoretycznie córka ma rację, ale przecież nie chodzi o bunt, tylko o to, by się dogadywać - mówi Majka. Nie chce awantur. Kiedy jest zła albo smutna, zamyka się w sobie. Wie, że za dwa dni jej przejdzie.

Ostatni weekend, ona na wieczorze panieńskim koleżanki. Rzuca okiem na wyświetlacz komórki: cztery nieodebrane połączenia. Kamil. I dwa sms-y: "Jak się bawisz?" i "Co się z tobą dzieje?". - Drugi oznaczał kłopoty - wyznaje. - Mąż lubi wiedzieć, co robię, gdy jestem poza domem. Brak kontaktu go irytuje. Ale to przecież dlatego, że się o mnie martwi - przekonuje Majka. Idzie na balkon, żeby oddzwonić. Po drodze łapie "te" spojrzenia. - One myślą, że mój związek to przeżytek, klatka. Niedawno przyjaciółka pokazała mi nasze zdjęcie ze studiów - jesteśmy na plaży, opalamy się toples. Zapytała: "I co, dziś byś tak zrobiła?". Nie zrobiłabym, bo Kamil tego nie lubi. Także kiedy rozpinam za mocno bluzkę. Nie chwalę się więc dekoltem.

Małe ustępstwo jest nieważne. Ważne jest to, co daje mi Kamil - poczucie bezpieczeństwa. A moje przyjaciółki i tak będą musiały nauczyć się kompromisów. I trudno, niektóre będą bolały - zawiesza głos Majka. Który zabolał ją najbardziej? - Kiedy urodziłam córkę, chciałam szybko wrócić do racy. Mąż był przeciwny. Pięć lat tęskniłam za pracą, w tajemnicy szukałam dobrej opiekunki, potem przedszkola, żeby przekonać Kamila: Ulce będzie tam świetnie. Nie udało się. Nie żałuję. Choć mam świadomość, że w tamtym czasie mogłam wskoczyć na stanowisko szefowej działu. Zajęła je koleżanka, z którą siedziałam biurko w biurko. A miała gorsze CV.

-------------

W tym domu to ona ustala, co się je, wybiera meble, przyjmuje lub odrzuca zaproszenia na imprezy. On szanuje jej decyzje. Dorota i Marek z Warszawy

Co to? - Marek rozgrzebuje widelcem zielone kępki na talerzu. - Jarmuż. Teraz będziemy jeść zdrowo. Czytałam w internecie, jak kończą ludzie odżywiający się mięsem. Koniec z kotletami - mówi Dorota stanowczo. Marek niezadowolony. Żeby normalny facet jadał jak królik? - No nie wiem... - Wystarczy, że ja wiem! - kwituje ona. - Mężczyźni są mało decyzyjni. W szkole i na studiach byłam członkiem grup, gdzie "działali" chłopcy: w drużynie harcerskiej, samorządzie. Zawsze irytowało mnie wahanie: gdzie rozpalimy ognisko? Ja szybko pcham sprawy do przodu.

Posłuchaj, góralu

Dorota i Marek są małżeństwem od pięciu lat. Tradycyjny ślub odbył się pod Poroninem, wesele w gospodzie z góralską kapelą i wodzirejem. Pamiętam, jak w trakcie ustalania szczegółów Marek powiedział: "Żeby im tylko do głowy nie przyszło urządzać konkursy podczas oczepin". Powiedziałam mu: "Patrz, jak to się robi". Spojrzałam góralowi w oczy: "Tylko żadnych numerów z przeciąganiem jajka przez nogawki. Czy pan to rozumie?!". Góral powtórzył: "Żadnych jajek". Od tego momentu Marek miał świadomość, z jaką babą ma do czynienia, mógł się jeszcze wycofać - żartuje Dorota. Ma dyplom ASP, jest projektantką ubrań. Marek skończył AWF, pracuje jako fizjoterapeuta. Rozkręca firmę. Nie mają dzieci, mieszkają na warszawskim Bemowie.

- Ja urządziłam mieszkanie, Marek zdał się na mnie. Gdy zobaczył efekt, odetchnął. Jest zadowolony, że nie musi robić rzeczy, których nie umie. Ja się cieszę, że mnie słucha. - Chyba będę chora - mruczy Dorota spod koca. - Co ci, kochanie, przygotować? - pyta mąż. - Kanapka z dżemem i kakao - ordynuje ona. - I wyjmij naczynia ze zmywarki. A, jeszcze kotu trzeba żwirek zmienić - dorzuca. - Mama nauczyła mnie: wchodząc w związek, mów facetowi, że nie potrafisz gotować, prać, sprzątać. Jeśli cię kocha, zajmie się tym. Jak nie, zmieniaj faceta - uśmiecha się. Na krótko, bo mama tylko żartowała.

Ja wam pokażę

Dorota w dzieciństwie chciała mieć psa. - Pekińczyka. Takiego miała moja przyjaciółka. Ale na pytanie o psa była zawsze odpowiedź: "Żadnych zwierząt w domu". Także: żadnych wizyt koleżanek, wyjazdów pod namiot, nastroszonych włosów, wyjść na koncerty. Ojciec był despotą - opowiada Dorota. - Mama nie miała przyjaciółek, nie mogła się ruszyć bez taty. On decydował - wybrał dla mnie imię od bierzmowania i buty na studniówkę. Nie rozumiałam, jak mama godzi się na taki reżim. Ale na każdym kroku odkrywałam, że jestem do ojca coraz bardziej podobna, że chyba odziedziczyłam po nim gen władzy. Wierzyłam jednak, że wykorzystam go lepiej.

Mówię nie

Czego Dorota zabrania dziś Markowi? - Pracować jako masażysta na wyjazdach integracyjnych (wiadomo, co się tam dzieje), wyjazdów z kumplami na tor samochodowy, startów w maratonie, kupowania wszystkich pism komputerowych (miesięcznie to prawie 100 złotych!) - Dorota wylicza swoje "weta". I opowiada, co robi, gdy Marek się sprzeciwia.

- Obrażam się. Podaję kolację i milczę. Milczenie denerwuje facetów bardziej niż krzyk czy łzy - tłumaczy. - Wszystkie moje "nie" mają na względzie dobro naszego małżeństwa! - podkreśla. - Czasem myślę: ciekawe, co by było, gdyby w ciemnej ulicy zaatakowały nas jakieś opryszki? Uciekłabym w objęcia Marka! Mam brązowy pas karate, ale na pewno pozwoliłabym, żeby to on nas obronił. Przecież mąż też musi mieć jakieś pole do popisu!

Sytuacja sprzed miesiąca. Wspólnota mieszkańców wysyła pismo: niedopłata na koncie funduszu remontowego, prawie cztery tysiące. - Przegapiliśmy jakiś rachunek? O, w takich sprawach, kiedy ktoś jest natarczywy, niemiły, chowam się. A Marek dzwoni: "O co chodzi? Przyślijcie szczegółowe rozliczenie". Są momenty, kiedy prawdziwa męskość ma swoje pięć minut. Pudło z czerwoną kokardą. Dorota delikatnie odchyla szeleszczący papier. - Mąż kupił mi gorset z czarnej koronki. Od dłuższego czasu chciał, żebym ubrała się dla niego w coś takiego... - opowiada.

- Seks to strefa jego wpływów, ja do dziś wstydzę się powiedzieć, na co mam ochotę. Ale uległość działa czasem jak afrodyzjak. A serio: myślę, że w naszym związku chodzi o to, by wykorzystać najmocniejszy atut. Ja mam charakterek, Marek ma... No właśnie, co? Na przykład żyłkę do interesów, poczucie humoru, dystans. W głowie mu się nie mieści, że można podniecać się programem, w którym pewna pani w białych rękawiczkach sprawdza, czy inna ma kurz na żyrandolu. Tym mi imponuje. W niczym mu nie ujmuje, że mówi "tak jest, szefowo!", kiedy oznajmiam: "W sobotę musisz zrezygnować z meczu kosza, idziemy na koncert Sinfonia Varsovia".

Kwiaty dla...

- Marek, przynieś nam wino! - woła Dorota z leżaka. Są na grillu u znajomych. Ona zaśmiewa się otoczona koleżankami. Marek odkłada tablet, który pokazywał koledze, idzie do kuchni. Czy to nie wstyd dla faceta, że tak słucha żony? - Mężczyzna nie ma łatwo w związku z silną kobietą. Bycie słabszym ogniwem może go wkurzać. Dlatego faceci podświadomie tęsknią za mimozami.

Niedawno znalazłam w kurtce Marka wizytówkę kwiaciarni. Zamówił bukiet na adres pewnej osoby. Wszystko sprawdziłam, skasował mail z zamówieniem, ale zapomniał o potwierdzeniu z kwiaciarni, a tam były dane adresatki - dziewczyna z... biblioteki. Znam ją. Spokojna osoba. Nie wiem, jak spytać Marka, o co chodziło. Czy to przeprosiny za przetrzymanie książek? Ja - taka odważna, boję się.

-----------------------

Ona wie, że wieczorem spokojnie przetłumaczy esej ze "Spiegla", bo córki wykąpie on. Miejsce na narty wybiorą razem. Odpowiada jej spółka z równym wkładem. I odpowiedzialnością. Magda i Bartek z Katowic

Piątkowy wieczór. Magda w kuchni nad laptopem, w pokoju bliźniaczek co chwila wybuchy radości. I kolejny dzwonek do drzwi, koleżanka córek z mamą. Zaraz się zacznie "piżamowe przyjęcie". W centrum zamieszania, na zielonym stołeczku Bartek, mąż Magdy, czyta bajkę o czarodziejce Aleksynie. Mama koleżanki zdziwiona: "To tatuś się nimi zajmie?". Magda: "No tak, ja mam pracę".

Pół na pół

Magda jest germanistką, uczy w liceum i tłumaczy. Bartek prowadzi komis samochodowy. Magda opowiada: - W moim domu w Sosnowcu rodzice dzielili się obowiązkami równo. Tata miał czas, zajmował się mną i siostrą, a mama pilnowała spraw w rodzinnej cukierni. Mama miała luźniejszy dzień, gotowała obiad i mroziła na zapas gołąbki. Uważałam, że tak powinno wyglądać fajne małżeństwo. Do czasu...

Koleżanka z ławki miała tatę wojskowego. Prawdopodobnie zarabiał dużo, bo jego żona nosiła futro i kapelusz. Bywałam u nich w domu. Kiedyś zobaczyłam, jak ta kobieta maluje paznokcie u nóg. To był dla mnie szczyt luksusu. Pomyślałam wtedy: może lepiej mieć bogatego męża? Na studiach Magda poznaje Wojtka. - Syn dyrektora kopalni. Miał fiata i palił dobre papierosy. Opowiadał: "Moja żona nie będzie pracować, jadę do Niemiec zarobić kupę forsy, wrócę i otworzę hurtownię" - wspomina Magda. - Dwa razy zabrał mnie na wakacje: na Mazury i do Austrii. Płacił prawie za wszystko. Wymagał właściwie tylko seksu. Najpierw było świetnie, potem zrobiło mi się w tym związku za ciasno. Zrozumiałam, że muszę mieć swoje pieniądze, wpływy. I coś jeszcze - uznanie mężczyzny. Odeszłam od Wojtka - mówi.

Pierogi z wróżbą

Popołudnie, Magda wraca z pracy. W kącie przedpokoju odkurzacz, Magda już wie: Bartek sprzątał, będą niedoróbki w salonie. - Ale doceniam, że się stara. A on bez marudzenia zjada moje twardawe schabowe. Ustępstwa są ważne, bo nie każdy jest we wszystkim dobry. Dotarli się. A wcale nie musiało tak być. Magda pamięta wizytę teścia rok po ślubie. - Chodził po domu, przyglądał się synowi, gdy ten rozwieszał rajstopy na suszarce. W końcu nie wytrzymał: "Ale się dałeś wytresować!". Bartek zapytał: "Myślisz, tato, że to niemęskie?". Teść: "Tylko jedna osoba w domu może nosić spodnie, synu".

Magda pierwszy raz spotkała Bartka w warzywniaku. - Banalne i urocze. Kupował kapustę na bigos, wysłała go siostra. Nie radził sobie: kiszona, pekińska, włoska? Pomogłam mu w zakupach, wyszliśmy ze sklepu razem. I tak zostało - uśmiecha się. - Bartek na początku nie rozróżniał szynki od szynkowej, spódnicy od sukienki. Znał się na samochodach, ale nie na gotowaniu. Pomyślałam: "Kiepska byłaby z nas para - ja nawet wodę na herbatę przypalam". Po kilku miesiącach znajomości Bartek zadeklarował: "Nauczę się dla ciebie robić pierogi". To było coś! A potem okazało się, że ma talent kulinarny. Jednak najważniejsze, że dał sygnał: dla ciebie mogę się zmienić. Chłopak z domu, w którym wszystkim zajmowała się mama, nauczył się prać i zmywać podłogę. Chciałam mieć takiego męża.

Raz pod wozem

W maju bliźniaczki idą do Komunii. Magda i Bartek planują kupić im komputer. "Idziemy na obiad pogadać o tym?", pyta żonę. W ulubionej restauracji przeglądają ofertę, zastanawiają się: a może jednak Komunia bez wielkich prezentów? - Często tak jest: mamy problem, więc skrzykujemy się esemesowo: o piątej w knajpce. Wszystkie ważne decyzje podejmujemy razem. A to oznacza także wspólną odpowiedzialność.

Dwa lata temu. Bartek traci pracę. - Byłam przerażona. Spłacaliśmy kredyt, wydatki na dziewczynki, które poszły do szkoły, rosły. Jak żyć za jedną pensję?! - opowiada Magda. Bartek wpada wtedy na pomysł: otworzy komis samochodowy. - To oznaczało ryzyko finansowe. Wspólnie postanowiliśmy: spróbujemy - wspomina Magda. Pożyczają 50 tysięcy od siostry Bartka. Miesiąc, dwa, trzy - wciąż są na minusie. - Zaczęły się napięcia, wreszcie awantury: mogłeś poszukać pracy na etacie, mogłaś mnie nie "podkręcać", że własna firma jest pewniejsza. Ale po pół roku Bartek zaczął zarabiać. Oddaliśmy pierwsze 10 tysięcy. Napięcie zeszło. Takie sytuacje są trudne, ale wychodzimy z nich mocniej objęci.

Nie wypaść z roli

- Bartek! - krzyczy Magda z pokoju - Internet znowu wyłączony! Nie zapłaciłeś rachunku?! - Mąż się zastanawia: - Nie pamiętam. - Muszę wysłać tekst do wydawnictwa, zrób coś. I może lecytynę zacznij łykać na lepszą pamięć - wścieka się Magda. Opowiada: - Czasem jestem zmęczona, wybucham z byle powodu. Bo on coś przegapił, nie dopilnował. Ale ja też miewam wpadki, ostatnio jeździłam autem z nieważnym ubezpieczeniem. Gniewamy się na siebie, ale... Kiedy widzę męża czeszącego córki, robi mi się ciepło na sercu i odpuszczam złość - uśmiecha się Magda.

Czasem przez okno obserwuje sąsiada spacerującego z wózkiem. - Wziął urlop ojcowski. Nie mam do końca zdania na ten temat. Myślę, że jest cienka granica między podziałem a zamianą ról w związku. Dla niektórych facet tańczący z dziewczynkami na "piżama party" to przesada. Dla mnie przeciwnie. Uważam, że mężczyzna zajmujący się dzieckiem jest sexy. Wiele kobiet tak sądzi. Szkoda, że faceci o tym nie wiedzą...

--------------------------------

Ona już nie pamięta, jak to jest szykować się rano do pracy. Ale wie, jak perfekcyjnie zorganizować dzień domownikom. Jest dumna, że mąż nosi starannie wyprasowane koszule, a synowie nie chodzą z kluczem na szyi. Julia i Adam z Warszawy

Scena jak w reklamie: Adam zbiega ze schodów, poprawiając krawat. Na dole Julia czeka z kanapkami w pudełku, kluczykami do jego hondy i parasolem, bo dzisiaj pada. Buziak na do widzenia, mąż jedzie do firmy, Julia przygotowuje się do wyjazdu z Mateuszem i Jaśkiem. - Śniadanie czeka na synów, pakiecik kanapek i frugo do szkoły ułożone na blacie, auto wyprowadzone z garażu. - opowiada Julia. Od ośmiu lat "domowa menedżerka". Dyplom magistra teatrologii trzyma w teczce razem z aktami urodzenia synów.

- Adam jest analitykiem w korporacji. Gdybym i ja pracowała, dodawałabym do naszego budżetu maksimum 30 procent. Nie opłaca się. Nie zamierzam tkwić w domu do dorosłości synów, ale na razie to najlepsze rozwiązanie. 

Nie pytaj, tato

Julia unika telefonów od ojca. W urodziny, imieniny czuje, jak w żołądku rośnie jej gula. - Tata jest radnym. Ambitny. Mnie, jedynaczkę, od dzieciństwa przekonywał: idź za marzeniami. Teatrologia? Mama odradzała. On bronił: "Jak jej się podoba, niech się uczy, będzie kiedyś ministrem kultury". Dziś w jego głosie wyczuwam rozczarowanie - opowiada Julia. Po narodzinach pierwszego syna odbyli z Adamem poważną rozmowę. - Powiedział: "Jeśli chcesz pracować, jakoś to zorganizujemy". Wahałam się, ale czułam, jak mu zależy, żebym zajęła się domem. A raczej - stworzyła dom - zawiesza głos Julia.

Pamięta, jak kiedyś porządkując swoje zdjęcia, nagle zapytała Adama: "Dlaczego nigdy nie widziałam twoich fotografii z dzieciństwa?". - Odpowiedział: "Nie chcę go pamiętać". Wtedy pierwszy raz usłyszałam, że jego ojciec był alkoholikiem. Mama chorowała na depresję. Adam z siostrą mieszkali najpierw u babci, a gdy mama wróciła do zdrowia, z nią w kawalerce - opowiada Julia. - Kocham męża. Czy poświęcam się dla niego? Nie. Chcę tylko, żeby miał swoje bezpieczne miejsce - mówi.

Pułapka

Jakiś miesiąc temu. Teresa, teściowa Julii, wpada niespodziewanie. Na stole ląduje talerzyk z oliwkami, szynką parmeńską i czosnkowa bagietka. Teściowa nieufnie patrzy na bułkę: "Kupiona? Nie miałaś czasu zrobić sama?". - Ludzie, którzy wiedzą, że "siedzisz" w domu, wbijają cię w poczucie, uważają, że musisz być perfekcyjną gospodynią. Coś w tym jest, bo niby cały czas możesz poświęcić domowi, ale z drugiej strony musisz ochronić siebie - mówi Julia. Niedawno zrobiła test. W połowie dnia wybrała się do kawiarni w centrum. Zamówiła kawę i bajgla. - Siedziałam, nic nie robiąc, i liczyłam, ile czasu wytrzymam bez wyrzutów sumienia. Bo przecież Adam pracuje teraz na rodzinę, a ja powinnam układać koszulki w garderobie. Musiałam się powstrzymywać, żeby kawy nie pić duszkiem. Zastanawiałam się, czy nakręcam się sama, czy to ktoś inny wbija mnie w poczucie winy - opowiada.

Kilka miesięcy temu przylatuje z Londynu jej koleżanka ze studiów. Spotkanie zamienia się w trzygodzinne pogaduchy. - Zadzwoniłam do Adama: "Proszę cię, odbierz dziś chłopców ze szkoły". Myślałam, że to będzie "pikuś". A on: "Oszalałaś? Mam do skończenia poważną pracę, a ty co niby takiego ważnego teraz robisz?!". Zapłakana jechałam do domu. Gdy Adam wrócił, powiedziałam: to było nie fair. Wzruszył ramionami. Kupiłam sobie wino, zamierzałam nie sprzątać po kolacji, nie ścielić łóżek. Ale to byłby żenujący bunt.

Wieczorem weszłam na Facebooka. Od jakiegoś czasu mam kontakt z kolegą ze studiów. Kłamię mu, że pracuję, osiągam sukcesy. Potem jest mi głupio, ale na krótką metę taka terapia działa.

Bilans dodatni

W sumie taki układ jednak się opłaca. - Nie chodzi tylko o to, że nie zarobiłabym wiele. Gdybym pracowała, chłopcy siedzieliby po południu sami, a nasz dom w Aninie jest na uboczu, więc bałabym się o dzieci. Poza tym obaj synowie są alergikami, trzeba dbać o to, by w lodówce było kozie mleko i mięso z królika, pilnować wizyt u lekarza - tłumaczy Julia. Co z jej ambicjami? - W internecie śledzę wszystko, co się dzieje w teatrze. Myślę o napisaniu pracy doktorskiej. Tak się ratuję przed spadkiem samooceny - mówi. Czy będzie miała szansę wrócić do pracy po tak długiej przerwie? - To mnie najbardziej martwi.

Niedawno zadzwoniła koleżanka: "Julka, nie znasz kogoś, kto mógłby w prywatnej szkole prowadzić warsztaty teatralne? Tylko wiesz, dziewczyna góra 30 lat". A ja mam 37 - wzdycha Julia. Może zostanie w domu tak w ogóle? A może będzie "domową menedżerką" u kogoś? - Słyszałam, że w Stanach to dochodowy zawód. Organizujesz życie zapracowanej rodzinie. Ja lepię w godzinę sto pierogów, znam najlepszych lekarzy, weterynarzy, elektryków. Czasem się zastanawiam - ten Korwin-Mikke ma rację: specjalistom takim jak ja powinno się słono płacić - żartuje.

Za dziękuję nic się nie kupuje

"Jesteś wirtuozem", mówi Adam, zjadając tajską zupę Julii. Ona wzrusza ramionami. - Pochwała to za mało. Coś się we mnie buntuje: nagrodą nie mogą być tylko komplementy. Bo co z tego mam naprawdę? - pyta Julia. Nie ma swoich pieniędzy, tego nie lubi. Nosi w portfelu karty do wspólnego konta. Ale kiedy chce kupić dżinsy, myśli: "nie zarobiłam na nie", więc ląduje w ciuchlandzie. Zna jeden przyzwoity z lepszymi markami, spodnie Hilfigera góra 50 złotych. Koleżankom mówi, że kupiła w Galerii Mokotów.

Czy się wstydzi, że została w domu? - Skąd! Mam wielką przyjemność z tego, że nasze życie jest świetnie poukładane, chłopcy mają stroje na wf wyprasowane bez jednej zmarszczki. Z wyższością patrzę na chaotyczne życie znajomych, którzy nie mają chwili, żeby obejrzeć razem film. Ja mam czas na sprawy dzieci, nasze wspólne. Od przytyków w stylu "Ale się z ciebie kura domowa zrobiła" bardziej obchodzą mnie uwagi "Julka, super, że masz gdzieś ten cały wyścig szczurów". I tylko czasem marzy mi się, żeby jednym z tych szczurów jednak być. Ale to rzadko.

-----------------

Ona nie lubi wizyt w banku, gdy trzeba pokazać zaświadczenie o zarobkach. Zarabia więcej niż on. Nigdy nie jest pewna, co widzi w oczach urzędniczek - zazdrość czy współczucie, że musi tak "tyrać" na faceta.
Kamila i Piotr z Lublina


Sobota rano. Piotr parzy kawę. Sygnał SMS na wyświetlaczu, raport z banku. Piotr zdziwiony: - "Kama! Jakieś podejrzane pieniądze na koncie". Kamila przytula się do pleców męża. - "Dostałam nagrodę za projekt oczyszczalni ścieków. - Suuper!" - cieszy się Piotr. Ale ona wie, że wcale nie jest szczęśliwy. Tłumaczy idiotyzm sytuacji. - Zarabiam dużo więcej i czasem jest mi z tego powodu głupio. Nie znoszę, kiedy Piotr przychodzi i pyta: mogę kupić sobie nowe buty do tenisa?

Nietzsche w cenie

Kama pamięta ważny dzień na czwartym roku studiów. Politechnika Warszawska, jeden z doktorów proponuje: "Ma pani świetne wyniki, może spróbowałaby pani sił na stażu?". - To oznaczało łączenie pracy z nauką, szykowałam się już do dyplomu. Ale nie skorzystać z takiej szansy? Zawsze byłam "fajterką". W liceum zawzięłam się, że dostanę się na architekturę, choć profesor od matmy wbijał mi do głowy: "za cienka jesteś i ze wsi" - pochodzę spod Puław. Wtedy zdecydowałam się na staż, do dziś pracuję firmie, która mi go zaproponowała. Zarabiam dwa razy tyle co mąż - opowiada.

Piotr ma mniejszą siłę przebicia i mniejsze możliwości - To zrównoważony, refleksyjny facet. Studiował teologię. Uczy etyki w liceum, publikuje w fachowych pismach, zapraszają go na konferencje. Kiedy w wyszukiwarkę Google wbijam nasze nazwisko, Piotr "wyskakuje" pierwszy, kilkadziesiąt razy. Uwielbiam, kiedy mówi do mnie cytatami z filozofów. "Nigdy siebie nie szukaliśmy, jakże więc mielibyśmy siebie znaleźć?", deklamuje szeptem Nietzschego, całując mnie w szyję. I jestem ugotowana - śmieje się Kama. - Tylko że na mądre książki, a także podręczniki Marleny do gimnazjum i Franka do szóstej klasy zarabiam ja. Kasa Piotra wystarcza na jedzenie. Kiedy mam dobry dzień, myślę: bądź rozsądna, który nauczyciel tyle zarabia, twój mąż i tak odskakuje od średniej. Gdy łapię doła, żalę się: troki od kalesonów z niego. I potem mam moralnego kaca.

(Nie)Być jak mama

Lato tego roku. Wakacje w Grecji, hotel z basenem. Trzy drinki robią Kamili bardzo dobrze. Wysoki mężczyzna przechodzi obok jej leżaka, potrąca, przeprasza po angielsku. Ona uśmiecha się, obserwuje go, jak składa się do skoku, zanurza w wodzie. Ma piękne muskuły, to na pewno twardy facet... - Przyjaciółka ma męża, który sam zbudował dom, własnymi rękami murował i tynkował. A jest prawnikiem. Imponują mi silni mężczyźni - mówi. - Swoją drogą to dziwne. Najpierw się nakręcamy: przebij szklany sufit, wygraj konkurs na superwoman. A potem rozpaczliwie szukamy faceta, który ci powie: wszystkim się zajmę, ty masz tylko być... - mówi Kama.

Jak ona przebiła się do przodu? - Tak się ułożyło. Po udanym starcie przyszły dobrze płatne zlecenia, zajęłam się też projektowaniem ogrodów, zawsze to kilkaset złotych do budżetu - opowiada. Jakby trochę się usprawiedliwiała. - No właśnie, o to chodzi. Czyli to czuć w moim głosie? Zawsze myślałam: fajnie jest dobrze zarabiać, mieć mocną pozycję. Ale czy to jest stan idealny? Ona i Marlena, 13-letnia córka, na zakupach. Nastolatka przebiera w butach z kolorowymi sznurówkami, jej mama idzie po szpilki. - To jest świetne, że nie muszę nikogo pytać o zdanie ani prosić o pieniądze. Mama mnie krytykuje: "za dużo wydajesz". Ale ona całe życie zarabiała jako sklepowa. Ja chcę pokazać córce, że niezależność jest przyjemna. Chcę, żeby dzieci się uczyły, studiowały, miały dobrą pracę.

Marlena czasem mówi: - "Mama, chcę tak jak ty, będę najlepszą fryzjerką na świecie". A Franek? Niedawno oglądaliśmy coś na DVD i Piotr powiedział: "Sprzęt się psuje, trzeba kupić nowy". Syn na to: "Mama, kupisz?". Myślę, że to akurat nie jest dobrze. Bo co z wzorcem męskim? 

Jednak jestem dumna

Kama z Frankiem w Biedronce. Kolejka do kasy spora, za nimi dziewczyna z jedną drożdżówką w woreczku. - Proszę, niech pani zapłaci przed nami, u nas będzie długo - mówi Franek, a Kamila jest zaskoczona. - Tata zawsze tak robi - uśmiecha się chłopiec. - Świetnie, właśnie tak trzeba" - kwituje jego mama. Jest dumna z syna i z męża, że daje dziecku dobry przykład. - Niedawno zabrał Marlenę i Franka do Warszawy na Walkathon. Masowa impreza, każdy przemaszerowany kilometr oznaczał pieniądze na chore maluchy. Super, że Piotrek o tym pomyślał, mnie by się nie chciało ruszyć z Lublina - opowiada Kama. I jeszcze o czymś: - Piotr wspina się na skałki. Ostatnio w Jurze zdobył ścianę, z którą walczył od trzech lat! Złościłam się: czemu on nie daje rady? I teraz oddech ulgi - w końcu mogłam być z niego dumna! - uśmiecha się.

Po chwili ciszy mówi: - Czasami, kiedy jestem fizycznie wykończona, myślę, czy Piotr nie mógłby gdzieś dorobić. A przynajmniej raz na jakiś czas powiedzieć: Super z ciebie żona! Ale odpuszczam. Bo nieważne, kto więcej zarabia, ma lepsze pomysły na wyjazd czy zorganizowanie świąt. Chyba najbardziej się liczy, że potrafimy sobie imponować nie tylko sukcesem... Piotr ma ojca chorującego na alzheimera. Kama mówi: - Póki żyje teściowa, nie ma większego problemu. Ale kiedyś Piotr powiedział, że nigdy nie odda ojca do domu opieki. Ja bym się bała takich deklaracji. On nie, za to go cenię.

Męski wzorzec? Jednak nie mam obaw. Wieczór. Kamila zagląda do sypialni, przyłapuje Piotra. On sprawdza ukradkiem numery na kuponie Lotto. Jak ona tego nie cierpi! Wiara w wielką wygraną to najgłupsza rzecz na świecie. - "Już-już, nie denerwuj się, chowam - mąż się mityguje. Potem przytula Kamilę. - "Zobaczysz, i tak wygram kiedyś grube miliony, kupię ci wyspę, a ty zaprojektujesz dla nas dom". Kama wydyma wargi, udaje złą. A potem po prostu kadzie głowę na ramieniu męża. Mogłaby tak stać przy nim do końca świata. - Co tam role, kalkulacje. Kocham go. Pal sześć, że "wspólną drogę życia" przemierza w adidasach za moją kasę. Miłość nie równa się księgowość.

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój Styl 12/2012



Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa | związek | równouprawnienie | feminizm | rodzina | ślub
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy