Reklama

Nasi mężczyźni - jak się zmienili przez ostatnie 20 lat

Zrozumieli, że mamy swoje ambicje i potrzeby. Dzielą z nami obowiązki domowe i rodzicielskie, i coraz lepiej czują się w tej roli. Zaczęli o siebie dbać! Model nieogolonego i zaniedbanego macho bezpowrotnie odchodzi do lamusa. Na szczęście!

Czy nie zdarza się wam coraz częściej spotykać przy stoiskach z kosmetykami mężczyzn testujących zapachy, studiujących opisy na butelce szamponu, a nawet na tubce kremu pod oczy? Chodzi, rzecz jasna, o męskie kosmetyki. Trudno się dziwić - czekają tu na nich całe linie, stworzone specjalnie do pielęgnacji męskiej urody...

Nie macie przypadkiem wrażenia, że w sklepach w ogóle jest coraz więcej panów? Choćby w piątkowe popołudnie w supermarkecie, gdzie dzielnie pomagają w robieniu domowych zapasów na cały tydzień. A może byłyście ostatnio z dzieckiem w przychodni? Zapewne wśród mam znalazło się dwóch, trzech tatusiów. Cierpliwie wycierają nosy, potrafią powiedzieć, czy dziecko ma kaszel suchy czy mokry i ile miało gorączki. Czemu nie przyszła matka? Pewnie powiedzieliby, że ma coś ważnego w pracy. Tyle, że nikt o to nie pyta, bo tata w przychodni nikogo już nie szokuje.

Dbają o siebie

Reklama

20 lat temu scenka numer 1 raczej nie miałaby szansy się wydarzyć. Mężczyzna w drogerii pojawiał się jedynie po to, by kupić perfumy dla swojej kobiety. Dziś panowie zaczęli o siebie dbać i robią to z przyjemnością. Przestał obowiązywać stereotyp, że męskiej urodzie wystarczy woda, mydło i kropla płynu po goleniu. Męskie serie zawierają niemal wszystkie odpowiedniki kobiecych kosmetyków: kremy pielęgnacyjne i pod oczy, żele i woski do włosów, balsamy do ciała.

Panowie również coraz lepiej się ubierają. Interesują się modą, szukają własnego stylu. - Te pozytywne przemiany wymusił rynek pracy - stwierdza Marek Waszczykiewicz, specjalista od kreowania wizerunku. Mężczyźni nauczyli się, że na rozmowie kwalifikacyjnej nie wystarczy dyplom, trzeba mieć jeszcze przyzwoity garnitur, odpowiedni krawat, czyste buty. I paznokcie!

Coraz więcej panów się odchudza, by lepiej się prezentować. Uprawiają rozmaite sporty. Ale na topie nie jest już siłownia i budowanie masy mięśniowej. Nowoczesny mężczyzna biega, jeździ na nartach, na rowerze. - Szczupły, wysportowany, tryskający energią robi świetne wrażenie. I z łatwością pokona konkurenta z brzuszkiem i zadyszką - potwierdza Waszczykiewicz.

Możemy się z tego tylko cieszyć. I wspomagać naszych partnerów w sferze, w której jeszcze niezbyt pewnie się poruszają. Pomagać im ubierać się tak, by czuli się elegancko, ale i swobodnie. A potem puchnąć z dumy u boku mężczyzny z klasą.

Pomagają nam w domu

Scenka numer 2, czyli wspólne robienie zakupów też należałaby do rzadkości dwie dekady temu. I nie tylko dlatego, że w Polsce dopiero zaczynała się era supermarketów. Zaopatrywanie lodówki było po prostu zadaniem kobiety. Podobnie jak reszta domowych obowiązków: gotowanie, sprzątanie, zajmowanie się dziećmi. Punktem męskiego honoru było nie umieć nastawić prania, obrać ziemniaków.

- Pomaganie kobiecie w domu jeszcze niedawno było utożsamiane z pantoflarstwem - potwierdza socjolog Beata Błędowska. - A dziś to niemal norma. Wszyscy coraz więcej pracujemy, trudno sobie wyobrazić, by prowadzenie domu było na głowie jednej osoby. Albo żeby pani dyrektor firmy wieczorem zamieniała się w gosposię. - W codziennym życiu zaciera się tradycyjny podział ról na kobiece i męskie - stwierdza Błędowska. - Nasi partnerzy wiedzą, że zamiast walczyć o pozycję pana i władcy, lepiej dziś "trzymać" z kobietami i... dostosować się do naszych oczekiwań. Na szczęście szybko przekonali się, że nie taki diabeł straszny!

Chętnie robią zakupy

Okazało się na przykład, że bardzo chętnie pomagają nam w zakupach - ponad 70 proc. uczestniczy w nich regularnie, a prawie 50 proc. twierdzi, że bardzo to polubiła.

- Wspólne zakupy to ważny element życia rodzinnego. Dzięki temu panowie dowiedzieli się, co ile kosztuje i zaczęli dzielić z nami trudy zarządzania domowym budżetem. I są w tym świetni, jeżeli tylko pozwolimy im działać - twierdzi socjolog. - Są bardziej zdyscyplinowani w wydawaniu pieniędzy, bywają mistrzami w wyszukiwaniu promocji. Większość mężczyzn to zadaniowcy. Kiedy powiemy im: "Kochanie, trzeba zrobić zakupy na cały tydzień, a mamy tylko 300 zł", znakomicie sobie poradzą. I z mniejszym bólem zrezygnują wtedy z wydatku na własne przyjemności, np. na ulubione piwo.

Zajmują się dziećmi

Statystyki potwierdzają, że dzisiejsi tatusiowie coraz więcej czasu spędzają z dziećmi. 28 proc. codziennie odwozi lub przywozi je ze szkoły, 36 proc. pomaga w odrabianiu lekcji. Prawdziwa rewolucja wydarzyła się jednak... na oddziałach położniczych. Nie tak dawno panowie praktycznie nie mieli tam wstępu, dziś coraz częściej uczestniczą w narodzinach potomka.

- Porody rodzinne to błogosławieństwo dla więzi emocjonalnej z dzieckiem - stwierdza psycholog rodzinny Agnieszka Strzembosz. - Mężczyźni, którzy tego doświadczyli, uważają to za najpiękniejsze wydarzenie w swoim życiu. A ojciec, który przeciął pępowinę i trzymał w ramionach nowonarodzone maleństwo odważniej zajmuje się nim w domu, nie boi się go.

W Polsce na porody rodzinne decyduje się miej więcej jedna trzecia par. Nie wszystkie placówki oferują taką możliwość, niektóre pobierają dodatkowe opłaty. Zdarza się też, że mama wcale nie chce męża na porodówce. Za to wszystkie oddziały położnicze otworzyły drzwi dla odwiedzających tatusiów.

Możemy już zapomnieć o czasach, kiedy nie wpuszczano tam nawet najbliższej rodziny. - Ten bezsensowny zakaz sprawiał, że pierwsze chwile z dzieckiem spędzała tylko matka - stwierdza Agnieszka Strzembosz. - Nie mogła podzielić się swoją radością, ale też nie miała wsparcia. A mąż? Zamiast być przy żonie... opijał z kolegami "pępkowe"!

Ojciec, który widzi żonę i maluszka niedługo po narodzinach, czuje się ważny, a nie odsunięty na bok. To wzmacnia jego poczucie odpowiedzialności za rodzinę. Świadome ojcostwo jest z pewnością hitem ostatnich lat. Zauważył to nawet rząd, ustanawiając urlopy ojcowskie. - To na razie nowość, trzeba czasu, by stało się modne. - Mężczyznom trudno przełamać wstyd i powiedzieć szefowi, że chce się przez tydzień pobyć z maluchem w domu. Ale zmiany idą w dobrym kierunku - podsumowuje Agnieszka Strzembosz.

- Do niedawna małym dzieckiem zajmowała się głównie matka, bo uważano, że tylko kobieta jest w stanie wczuć się w jego potrzeby. To oczywista bzdura, ojcowie świetnie sprawdzają się w roli opiekunów i daje im to ogromną satysfakcję.

Są partnerami

Zadbany, pachnący... przewijający z czułością niemowlę... robiący zakupy... rozumiejący kobiece potrzeby... A gdzie wojownik, otaczający nas męskim ramieniem? Siłacz, przy którym czujemy się bezpiecznie? Spokojnie, naszym panom daleko do typu zniewieściałego. A moda na metroseksulanych na szczęście zupełnie się w Polsce nie przyjęła. Mamy za to u boku coraz częściej partnera z prawdziwego zdarzenia. Zajął miejsce typu macho, oczekującego obsługi i bezwzględnego podziwu. -Tradycyjny model związku odchodzi w cień, bo po prostu zmienia się otaczający nas świat - podsumowuje Beata Błędowska. - Ale zawsze znajdzie się w nim miejsce na szczęśliwą rodzinę, w której wszyscy traktują się z szacunkiem. Współcześni mężczyźni o tym wiedzą. Choć czasem jeszcze trochę tęsknią za starym, wygodnym dla nich wzorcem pana i władcy. Ale nie mają wyjścia: typ macho nas już nie kręci.

Nie chcą dorosnąć...

W miejsce macho pojawił się jednak inny, równie nieciekawy model. To mężczyzna, który za żadną cenę nie chce dorosnąć, wieczny chłopiec. Panowie z tzw. syndromem Piotrusia Pana jak ognia boją się odpowiedzialności. Lubią za to przyjemności, dogadzanie sobie.

Często mają jakieś wyszukane, kosztowne hobby, są fanatykami technicznych nowinek czy sportów ekstremalnych. Bywają świetnymi towarzyszami zabawy, tym bardziej, że uwielbiają kobiety (tak bardzo, że często romansują z kilkoma naraz!). Ale kończą związek, gdy zaczyna się od nich czegokolwiek oczekiwać. Jeśli sami zostają ojcami początkowo się cieszą (jak dzieci!), ale dość szybko nudzą się nową sytuacją i porzucają dopiero co założoną rodzinę.

Łagodniejszy wariant Piotrusia Pana to dorosły facet, który po prostu nie ma ochoty wyprowadzać się z rodzinnego gniazda. I to wcale nie z powodu braku środków, tylko ze zwykłego wygodnictwa. Bo po co zawracać sobie głowę zakładaniem własnej rodziny, kiedy w domu czeka kochająca mama, która opierze, ugotuje i poda pod nos? Tacy faceci to często "ofiary" nadopiekuńczych matek, pozbawieni męskich wzorców. Od partnerek, jeżeli w ogóle decydują się na związek, oczekują opieki i matkowania. Jeżeli więc chcemy mieć dom i dzieci, omijajmy takie egzemplarze szerokim łukiem.

Anna Kowalska

Świat Kobiety, nr 5/2010

Świat kobiety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy