Reklama

Kochanka wyobraźni: Gala i Salvador Dali

Kiedy w 1932 roku Gala i Salvador Dali stanęli jako para przed obiektywem aparatu fotografa Brassaïa, byli jeszcze nieznani szerszej publiczności. Stoją objęci, oboje atrakcyjni, ciemnoocy i ciemnowłosi. On trochę schowany za nią, bardziej wycofany, poważny, nieśmiały. Ona jest starsza, widać, że bardziej dojrzała, lekko się uśmiecha umalowanymi ustami i mocno trzyma jego dłoń.

Poznali się zaledwie trzy lata wcześniej i od tej pory byli nierozłączni. Już wkrótce malarz zaczął malować na obrazach ukochaną i dodawać do swojej sygnatury jej imię. "Jesteś najczęstszą podnietą, Galu, moich obrazów, powiedziałem jej pewnego dnia - wspominał po latach - i odtąd używałem zawsze jej imienia wraz z moim, podpisując moje prace". Mówiła mu, co ma malować, a czego nie. Towarzyszyła mu w pracowni, gdzie czytała na głos powieści, cierpliwie pozowała i wykonywała korekty. Kupowała farby i pędzle, a u anty­kwariuszy i na targowiskach wynajdywała stare, bogato rzeźbione ramy.

Reklama

Szukała nabywców na jego prace, przekonywała sceptyków do jego wynalazków, negocjowała ceny. Nic dziwnego, że Brassaï trochę złośliwie określił studio "ich pracownią". Z czasem, kiedy Dali zbił na swojej sztuce fortunę, zaczęto widzieć w Gali nie tyle jego muzę i opiekunkę, co chciwą jędzę, wyrachowaną menedżerkę, która zamyka nieszczęsnego artystę w pracowni na klucz i każe mu malować do upadłego. Tymczasem w 1935 roku na wieść o ich ślubie znany brytyjski kolekcjoner i poeta Edward James z ­entuzjazmem pisał do przyjaciela na temat małżeństwa Dalich: Co za wspaniała rzecz dla artysty znaleźć dla siebie odpowiednią żonę. To się zdarza raz na sto przypadków. To właśnie przytrafiło się Dalemu i myślę, że to będzie punkt zwrotny w jego karierze - zamiast interesującym fenomenem dekady, stanie się jedną z dwóch czy trzech wiodących postaci nowej epoki.

Zanim Salvador Dali zobaczył na plaży w Cadaqués nagie plecy Gali, których piękność nim wstrząsnęła, pewnie widział już ją nagą na fotografii. Jej pierwszy mąż, poeta Paul Éluard, zawsze nosił przy sobie zdjęcie rozebranej żony i chętnie pokazywał je kawiarnianym towarzyszom. Éluard i Dali poznali się w Paryżu, na balu w ­Tabarinie. Pili szampana, przyglądali się kobietom. Gala była wtedy w Szwajcarii, więc erotycznie opętany nią Éluard pewnie tym częściej wyjmował z portfela jej zdjęcie. Drobne piersi i uniesione szczupłe ramiona robiły wrażenie na mężczyznach. Uwagę zwracała twarz Gali o "palących," ciemnych paciorkach oczu. Zdaniem Éluarda, "jej wzrok przenikał ściany".

Była jedną z tych egzotycznych Rosjanek, które przydawały ­Paryżowi słowiańskiego temperamentu. Historia jej spotkania z ­Éluardem przypomina miłosny wątek z "Czarodziejskiej góry" ­Tomasza Manna. Elena Diakonova i Eugène Grindel poznali się w 1912 roku w szwajcarskim sanatorium dla gruźlików w ­Clavadel niedaleko Davos. Mieli po siedemnaście lat i w atmosferze sanatoryjnego odosobnienia przeżywali silne zakochanie, podsycane namiętnie czytaną poezją Apollinaire’a, Rimbauda i Baudelaire’a. Młodzieniec wkrótce zmieni imię i nazwisko, przyjmie panieńskie nazwisko matki i zacznie się posługiwać swoim trzecim imieniem, a motyw alpejskiego pejzażu trafi do jego wierszy. Po dwuletniej kuracji trzeba było wracać do domu. Zaręczyli się.

On został wysłany na front I wojny światowej, jej szczęśliwie udało się wyjechać z Rosji przed wybuchem rewolucji. Do walizki włożyła ikonę, którą będzie wozić ze sobą przez resztę życia od Kazania przez Nowy Jork po Los ­Angeles. W 1916 roku narzeczeni spotkali się w Paryżu. Kilka miesięcy później Paul ­Éluard wydał pierwszy tomik poezji i poślubił Elenę. Wtedy nazywał ją już Galą. W wierszach wciąż sławił jej urodę i zmysłowość. Pisał: "Tak świat zależy od twoich czystych oczu - Krew moja cała płynie w twych spojrzeniach". W listach gorąco zapewniał: "Kocham Cię, jesteś tylko ty, najpiękniejsza ze wszystkich kobiet".

Na spotkaniach surrealistów w kawiarni Le Cyrano, tuż obok ­Moulin Rouge, Gala Éluard siadała na czerwonej skórzanej kanapie wyniosła, elegancka i milcząca. Była pierwszą i jak na razie jedyną kobietą dopuszczoną do tego awangardowego grona. Paul, obok ­André Bretona i Louisa Aragona, należał do czołowych postaci ­ruchu. W 1924 roku współtworzył Manifest surrealistyczny. Jego słowa: "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza" oczarowały kolegów artystów. Dywagowali wspólnie na temat przemian Paryża, wymyślali psychoanalityczne gry, seanse hipnotyczne, grali w "wybornego trupa". Zabawa polegała na tworzeniu przez uczestników wspólnych zdań lub rysunków. Pierwsza osoba pisała słowo lub coś rysowała, następnie zaginano kartkę tak, żeby kolejni uczestnicy nie wiedzieli, co napisali, lub narysowali poprzednicy. Efekt bywał z reguły zaskakujący i pozbawiony sensu. Nazwa gry wzięła się właśnie z ­takiego absurdalnego zapisu, kiedy oczom graczy ukazało się zdanie: "­Wyborny trup będzie pił nowe wino".

Atmosfera sennego marzenia i szalonych wygłupów odpowiadała Gali. Być może skłonność do fantazjowania odziedziczyła po matce, która pisywała bajki dla dzieci. Rosyjską rodzinę wyrzuciła z pamięci, czym wprawiała w zdumienie Éluarda. "Nie chcę, nie mogę przywyknąć do myśli o tym, co powiedziałaś mi ostatnio w Arosie - pisał do niej - że nie masz żadnych wspomnień, że nie chcesz mieć żadnych". Być może z czasem rzeczywiście uwierzyła, że jej historia zaczęła się w 1929 roku w Cadaqués, kiedy poznała Salvadora Dalego. W słynnym sfilmowanym happeningu na plaży oboje z Dalim wykluli się z wielkiego jaja ­niczym Kastor i Polluks.

W Kazaniu, gdzie Gala się urodziła, oraz w Moskwie i Peters­burgu, gdzie dorastała, brała udział w artystycznych spotkaniach. Była oczytana, znała języki obce. Ukończyła gimnazjum i dodatkowy kurs literatury. Wiadomo, że przyjaźniła się z poetką Mariną Cwietajewą. W 1915 roku w Moskwie zaczęła pracować jako guwernantka. Marzyła o Paryżu i światowym życiu. Uprzywilejowana pozycja inspiratorki artystów, jaką zyskała w grupie surrealistów, zaspokajała jej ambicje. Wpisywała się w ich wizję kobiety postrzeganej jako mroczna, niebezpieczna, tajemnicza istota - trochę sfinks, trochę femme fatale. Wspólnie nawoływali do zerwania z mieszczańskim mitem wierności. Apetyt seksualny Gali był legendarny, zakrawał wręcz na nimfomanię. Najsłynniejszą przygodą Éluardów był miłosny trójkąt z niemieckim dadaistą Maksem Ernstem, który przeniósł się z Kolonii do Paryża. Dla Gali porzucił rodzinę. 

Nic dziwnego, że jego żona Louise z taką niechęcią pisała o kochance: Śliska, połyskująca istota o ciemnych rozpuszczonych włosach, nieuchwytnie orientalnych i świecących czarnych oczach i drobnym, delikatnym kośćcu, przypominająca panterę. Ta prawie zawsze milcząca, chciwa kobieta, gdy nie udało jej się nakłonić swego męża do romansu ze mną, aby w zamian dostać Maksa, zdecydowała zatrzymać dla siebie ich obu, z miłosnym przyzwoleniem Éluarda.

Zamieszkali razem, Ernst pokrył wnętrze domu Éluardów surrealnymi malowidłami, gdzie wśród różnych potworów i dziwolągów wciąż pojawiała się drobna postać Gali i jej ciemne, błyszczące oczy. Cécile Éluard zapamiętała, jak matka, chcąc zostać sam na sam z kochankami, wyganiała ją z domu. Gala całe życie ignorowała jedyne dziecko.

- Miałam wtedy siedem albo osiem lat - wspomina córka. - Matka zawsze mówiła mi, żebym wyszła pobawić się w ogrodzie. Nienawidziłam ogrodu. Nienawidziłam całego tego miejsca. Dom w Eaubonne był dla mnie jak nocny koszmar. Z zewnątrz wyglądał całkiem normalnie, ale w środku ściany, a nawet drzwi, były pomalowane w upiorne postacie. Te malowidła naprawdę mnie wtedy przerażały. Mój ojciec sprzedał dom w 1932 roku, po tym jak moja matka Gala zostawiła go dla Salvadora Dalego. Kiedy odwiedziłam dom po jakichś pięćdziesięciu latach, murale Maksa Ernsta zniknęły pod warstwami farby i tapety.

Po trzech latach zmęczony sytuacją Éluard wyszedł z domu i zniknął na wiele miesięcy. Przedtem na fali samobójczych myśli wydał tomik zatytułowany "Umrzeć od nieumierania". Gala odnalazła Paula w Sajgonie, skąd wrócili już bez Ernsta. André Breton, który początkowo był pod urokiem żony Éluarda, po latach mówił, że miała destrukcyjny wpływ na artystów. Zakochany w Gali młody poeta André Gaillard popełnił nawet samobójstwo. Pisarz André Thirion wspominał: "Gala wiedziała, czego chce: przyjemności serca i zmysłów, i towarzystwa geniusza".

Na pierwszy rzut oka młody Salvador Dali wydał się Gali nieciekawym typem. Zgodnie z obietnicą Éluarda, w sierpniu 1929 roku całą artystyczną bandą zjechali do katalońskiej rybackiej wioski ­Cadaqués, gdzie rodzina Dalich miała letni dom. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Salvador jako twórca - wraz z Luisem Buñuelem - wywrotowego filmu "Pies andaluzyjski" wywołał w ­Paryżu sensację. Jego obrazy także wzbudzały coraz większe zainteresowanie. Nic dziwnego, że Gala była go ciekawa. Tymczasem stanął przed nią znerwicowany, chudy brunet, który raz po raz histerycznie chichotał, a nawet w absurdalnych napadach śmiechu tarzał się po ziemi. Nosił się jak dandys, okręcał szyję naszyjnikiem pereł.

- Był on - wspominał Luis Buñuel - nieśmiałym młodzieńcem o grubym, głębokim głosie, bardzo długich włosach, które potem obciął, na bakier z wymogami dnia codziennego i cudacznie ubrany w bardzo szeroki kapelusz, ogromny fantazyjny krawat, długą marynarkę zwisającą aż do kolan i na koniec onuce. Wyglądało to, jakby strojem rzucał wyzwanie, ale przecież nie o to mu chodziło. Ubierał się tak, bo tak mu się właśnie podobało - niemniej zdarzało się, że ludzie szydzili z niego na ulicy.


Zaglądając pod ten dziwaczny pancerz, Gala dostrzegła całą jego bogatą naturę. - Wieczorem w czasie przechadzki poruszyłem kilka poważnych kwestii z żoną Éluarda, Galą - wspominał Dali w książce "Moje sekretne życie". - Była zaskoczona ścisłością mego rozumowania i wyznała mi, że przedtem, pod platanami, wzięła mnie za postać antypatyczną i nieznośną z powodu wypomadowanych włosów, które nadają mi wygląd zawodowego tancerza argentyńskiego tanga.

Nazajutrz Dali, wychylając się przez okno, zobaczył na plaży grupkę przyjaciół. Olśniony patrzył na plecy Gali, które "były jak nieskończenie smukły łącznik między pełną woli, energiczną i dumną szczupłością jej torsu i bardzo delikatnymi pośladkami". Będzie malował jej plecy wielokrotnie. I chociaż przez cały ranek szykował dla siebie oryginalny strój, golił włosy na torsie i smarował się miksturą z rybiego kleju i koziego łajna, na widok Gali zaczął gorączkowo zmywać śmierdzącą substancję. Nadskakiwał jej: przynosił zimną wodę do picia, podkładał poduszki. Ona wypytywała o obraz "Ponure zabawy", na którym Dali w zapamiętaniu wciąż i wciąż przemalowywał ślady ekskrementów, tak aby osiągnąć jak najbardziej realistyczny efekt. Temat ją odstręczał, więc Dali przestał malować łajno.

Ich wzajemne zainteresowanie nie umknęło uwadze Éluarda, który lubił obserwować żonę z innymi partnerami. Nie sądził jednak, że jego małżeństwo wisi na włosku. Jeszcze w czerwcu pisał do niej: Kocham cię, kocham cię, jesteś prawdziwa i piękna. MIŁOŚĆ JEST ze wszystkich stron. Z GALĄ. Moja Gala jedyna na świecie, tylko dla mnie. Jestem zaślepiony z emocji, marzeń o tobie:

NAGA
oczy, usta

otwarte i seks.

Będzie do niej pisał przez długie lata po rozstaniu, nawet wtedy, gdy już zwiąże się ze śliczną, filigranową Nusch.

Gdybyś wiedział, jak bardzo pragnę cię, pragnę cię... - pisał. - Wiem, że nie mogę cię zatrzymać, obrzydliwość wspólnego życia nie jest dla nas. Utraciłem smak życia, spacery, słońce, kobiety. Przechowuję tylko gorzki i straszny smak miłości. A najgorsze jest to, że nie mogę się z tobą zobaczyć. Mój mały Galu, piękna, kochana, moja droga, moja mała, moja miłości, umieram, by żyć bez ciebie.

Gala i Éluard będą ze sobą nadal sypiać, a Salvador Dali namaluje portret poety. Tego lata w Cadaqués Gala ścisnęła rękę Salvadora i powiedziała: "Mój mały, nigdy się nie rozstaniemy". Dali stwierdził: "uznała we mnie geniusza, nie wpółobłąkanego, ale zdolnego do wielkiej moralnej odwagi".

Z kart tarota Gala odczytywała przyszłość. Sprawdzała, kiedy nadejdą wielkie pieniądze. Pewnego razu podobno zobaczyła w ułożeniu talii samobójstwo poety Renégo Crevela. Salvador Dali wierzył w jej paranormalne zdolności, "jest prawdziwym medium - pisał - w naukowym znaczeniu tego słowa. Gala nigdy, nigdy, nigdy się nie myli. Przepowiedziała mojemu ojcu, jak potoczy się moje życie aż do tej chwili".

Związek Salvadora ze starszą o dziesięć lat zamężną kobietą wstrząsnął jego rodziną. Ojciec, małomiasteczkowy notariusz i pobożny katolik, wydziedziczył syna. Siostra Anna Maria spluwała, wymawiając imię Gali. Buñuel był zły, że Gala zawłaszcza Dalego. Poeta Federico García Lorca, którego kiedyś łączył z Dalim miłosny związek, zdumiał się, że ten zdecydował się na życie z kobietą. Wokół erotycznych preferencji Dalego narosły z czasem legendy, które artysta sam chętnie podsycał. Mówiono, że był impotentem, homoseksualistą, podglądaczem.

W latach sześćdziesiątych głośno było o inscenizowanych przez niego wyuzdanych przyjęciach, na których bywali znani artyści, przedstawiciele świata finansjery i polityki. Na pewno nie przeszkadzały mu seksualne przygody Gali z katalońskimi rybakami, z byłym mężem czy ze wspólnymi przyjaciółmi. Całował jej stopy, pokrywał ciało malunkami i uczynił z niej główną bohaterkę swoich obrazów. Ona koiła jego lęki, trzymała go za rękę, tak że w kryzysowych sytuacjach Dali brał się w garść.

- (...) Stałem się uczniem Gali, która odsłaniała mi zasady przyjemności - wspominał. - Nauczyła mnie także realności wszystkiego. Nauczyła mnie, jak się ubierać, jak schodzić ze schodów, nie spadając przy okazji trzydzieści sześć razy, nie gubić pieniędzy, jeść, nie rzucając pod sufit udka kurczaka, rozpoznawać nieprzyjaciół. Była Aniołem równowagi, proporcji, która zapowiadała mój klasycyzm. Nie tracąc własnej osobowości, pozbyłem się gnębiących mnie tików. Zacząłem być świadomy swoich czynów.

Zamiast sprawić, abym stał się twardy, do czego w końcu doprowadziłoby życie, Gala stwarzała dla mnie skorupę raka pustelnika tak doskonałą, że w oczach znajomych uchodziłem za twierdzę, podczas gdy wewnątrz w dalszym ciągu starzałem się w miękkości, supermiękkości.

Ich pierwsza wspólna zima, którą spędzili zamknięci w pokoiku w małej gospodzie w Carry-le-Rouet pod Marsylią, była jak miesiąc miodowy i bojowy chrzest równocześnie. "Gala rozumiała, że musimy uciec od świata i zgrać się jako para w kipieli życia we dwoje" - pisał Salvador.

Na podbój Ameryki wyruszyli w 1934 roku za pieniądze pożyczone od Picassa. Ich pierwsze wspólne lata upłynęły w dumnie maskowanej nędzy. On wymyślał szalone przedmioty, ona odbywała swoje handlowe krucjaty, przekonując potencjalnych producentów i nabywców do projektów sztucznych paznokci z małymi lusterkami, okularów kalejdoskopowych czy dotykowego kina. ­Dopiero Ameryka miała postawić ich finansowo na nogi.

Swój pierwszy rejs przez Atlantyk Dali wprawdzie przesiedział skulony w kabinie, ale do portu schodził w nimbie sławy artysty z Europy, niosąc w wyciągniętych rękach Portret Gali z dwoma ­baranimi kotletami na ramionach. Dziennikarze rzucili się, by ­pytać go o ten dziwny obraz:

-  Dlaczego namalował pan żonę z kotletami?

 -  Uwielbiam kotlety i uwielbiam swoją żonę - odpowiedział. - Nie widzę powodu, żeby nie malować ich razem".

W rzeczywistości kotlety to jadalny surogat samej Gali. Na wielu obrazach Dali pisał: "zjadam Galę".

Ekstrawaganccy małżonkowie stali się ulubieńcami nowojorskiej socjety. Podczas kolejnych pobytów za oceanem podbili Holly­wood. Szybko trafili na pierwsze strony gazet. Porywali się na największe szaleństwa. Na nowojorskim balu onirycznym, wyprawionym w 1938 roku na cześć Dalego, Gala miała na głowie lalkę - noworodka z brzuchem zżeranym przez mrówki i czołem ściśniętym fosforyzującymi kleszczami homara. Dali malował portrety gwiazd kina i aranżował wystawy sklepowe dla nowojorskiego domu towarowego Bonwit ­Teller przy Piątej Alei. W 1940 trafił na okładkę "Time’a".

Druga połowa lat trzydziestych przyniosła im triumfy także w Europie. Krytycy rozróżniali już surrealizm przed i po Dalim. "Zacząłem coraz częściej bywać na światowych kolacjach - wspominał malarz - gdzie przyjmowano mnie i Galę z pewna obawą pomieszaną z podziwem". Zaprzyjaźnili się z mecenaską Misią Sert, z projektantkami mody Coco Chanel i Elsą Schiaparelli, dla których Dali projektował biżuterię, desenie, dodatki. Elegancka Gala z wdziękiem nosiła kapelusz w kształcie buta.

André Breton, mówiąc o Dalim, zaczął używać anagramu jego imienia i nazwiska "Avida Dollars", czyli "chciwy na dolary". Na obrazie Galarina spod rozpiętej białej bluzki wystaje naga pierś Gali. Dali mówił, że ta pierś to symbol chleba. Malował portret żony przez cały 1945 rok. Siedzi spokojna, chłodna, dłonie oparła na łokciach. Podobno bransoletkę w kształcie węża, która zdobi jej nadgarstek, dostała od Edwarda Jamesa. Kolekcjoner opowiadał, że na wieść o tym, iż Dali spędził z nim noc, Gala wpadła we wściekłość, więc przekupił ją błyskotką. Po latach wojny spędzonych w Ameryce Gala i Dali wrócili do Europy.

W 1958 roku, kilka lat po śmierci Paula Éluarda, po uzyskaniu papieskiej dyspensy, na której szczególnie zależało Dalemu, wzięli ślub kościelny. Z okazji tego wydarzenia artysta namalował nawet mistyczny obraz Madonna z Port Lligat, na którym przedstawił Galę jako Dziewicę Maryję. Pius XII pobłogosławił to płótno. Na zdjęciu ślubnym wyglądają jak szczęśliwa, nobliwa, mieszczańska para w średnim wieku. Ale upływ czasu nie był łaskawy dla ich związku. Gala, zmęczona targowiskiem próżności, które rozgrywało się wokół Dalego, uciekała do samotni swojego prywatnego zamku Púbol. Biła czołem przed wywiezioną z Rosji ikoną.

Nadal kierowała ich interesami - zmusiła Dalego do rozmienienia talentu na drobne: do tłuczenia litografii, drukowania pocztówek. Wynajęła nawet fałszerza obrazów, który "wykańczał" jego płótna. Wypuszczała się na miłosne eskapady do Szwajcarii, Włoch, Nowego Jorku, zostawiając męża w Paryżu czy Port Lligat pod opieką sekretarzy i jego nowej muzy Amandy Lear. Coraz więcej czasu spędzała z młodymi kochankami i przy stołach do ruletki. Głośne były jej romanse z wyciągniętym z rynsztoka narkomanem Williamem Rothleinem, a następnie z Jeffem Fenholtem, diabolicznym aktorem grającym główną rolę w musicalu Jesus Christ Superstar. Podobno razem się modlili. "W zamku Púbol działy się między nami głębokie duchowe sprawy - zapewniał Fenholt. - Dziwne wibracje. Istniało między nami absolutne pokrewieństwo, byliśmy absolutnie stworzeni dla siebie".

Osiemdziesięciolatka w czarnej peruce z kokardą à la Myszka Minnie wyglądała komicznie, ale kurczowo trzymała się swojego prawa do przyjemności i zmysłowej miłości.

Z Dalim pod koniec życia z nienawiści i wzajemnej starczej bezsilności okładali się już tylko pięściami. Mówi się, że była ­okrutna i mściwa. Nie chciała widzieć własnej córki i wydziedziczyła ją w testamencie. Odgrywała się na dawnych przyjaciołach Dalego. Na zdjęciu opublikowanym w "Vogue’u" w 1943 roku fotograf Horst przedstawił ją jako władczynię panującą nad chaosem świata, jako admirała kierującego armią. "Zwierzyła mi się - wspominała Galę malarka Leonor Fini - że każda chwila życia powinna stanowić wyraz zemsty, podboju lub zdobywania przewagi".

Po jej śmierci załamany Salvador Dali zamknął się na zamku Púbol i odmawiał posiłków. Przeżył swoją muzę o dwa lata. "­Kocham Galę bardziej niż matkę, bardziej niż ojca, bardziej niż Picassa, a nawet bardziej niż pieniądze" - wyznawał.

Fragment książki "Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów" Małgorzaty Czyńskiej.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy