Reklama

Jak pies z kotem

Kociarze i psiarze od lat się z sobą spierają, czy kot inteligentniejszy, czy pies wrażliwszy. Czy ich pupile, a także oni sami naprawdę tak bardzo się różnią? I czy da się ich pogodzić?

Szara kotka wita mnie w progu mieszkania Anny Dereszowskiej, mamy pięcioletniej Lenki, aktorki znanej m.in. z seriali "Siła wyższa", "Prawo Agaty", filmu "Lejdis" (T. Koneckiego) czy teatru (m.in. z najnowszej produkcji warszawskiego teatru 6.piętro - "Czechow żartuje!"). Dereszowska pospiesznie zjada śniadanie, podczas gdy Fredzia lustruje mnie z góry do dołu. Wreszcie ociera się o moje nogi. Gość zaakceptowany.

- Nie pomyślałabym, że pani jest kociarą - mówię. - Sama jeszcze niedawno byłabym zaskoczona - śmieje się aktorka. - W dzieciństwie zawsze towarzyszyły mi psy, kotów długo się bałam. Będąc w ciąży z Lenką, dostałam alergii na sierść, a ponieważ bardzo chcieliśmy, by córka miała zwierzaka, musieliśmy znaleźć takiego, który by mnie najmniej uczulał. Nasi przyjaciele mieli kota rasy devon rex, który nas zauroczył. Podczas jednej z wizyt wskoczył mi na kolana i spojrzał na mnie tak, jakby chciał powiedzieć: "Muuuuusisz mieć takiego kota!".

Reklama

Fredzia mieszka z nią już ponad dwa lata, a Dereszowska przyznaje, że wciąż odkrywa, jak bardzo sama jest "kociowata".

- Podobnie jak koty cenię niezależność, lubię chodzić własnymi drogami i niełatwo mnie do czegoś zmusić. Daleko mi do wizerunku stereotypowej kociary - w rozciągniętym swetrze i z masą bibelotów. Jeśli kociara to taka Holly Golightly, bohaterka "Śniadania u Tiffany’ego" Trumana Capote’a.

Fredzia to kot dla niej - wielkomiejski, dystyngowany.

Psiarz z urodzenia, kociarz z doświadczenia

- Jeżeli ktoś wychowuje się w obecności zwierząt, to trudno mu wyobrazić sobie dom bez nich - wyznaje Michał Olszański, dziennikarz radiowy i telewizyjny prowadzący m.in. "Magazyn Ekspresu Reporterów" czy "Pytanie na śniadanie", któremu w dzieciństwie w mieszkaniu na warszawskich Bielanach towarzyszyła ukochana jamniczka Pelasia. - Za kotami rodzice nie przepadali, ja przekonałem się do nich, gdy już mieszkaliśmy razem z Magdą (żona - red.) w pierwszym naszym domu przy pomniku Lotnika. U Olszańskich najpierw pojawiła się suczka Sobota, przygarnięta przez żonę dziennikarza w pierwszą wywalczoną w PRL-u wolną sobotę. Potem przyplątała się Helenka, która okazała się kocurem.

- Od tego czasu psy i koty nazywamy od imienin, jakie wypadają w dniu ich pojawienia się, lub od dnia tygodnia. Jedynym wyjątkiem jest Lufa. Oprócz niej mamy psy Piątka i Wiktorię oraz koty Kasjusza i Różyczkę.

Kociarą z wychowania, a psiarą z doświadczenia jest natomiast Urszula Chincz, dziennikarka telewizyjna prowadząca "Pytanie na śniadanie".

- W domu zawsze były koty, a pies pojawił się u mnie w okresie narzeczeńskim za sprawą przyjaciół, którzy odwiedzili nas ze szczeniakiem, to był airedale terrier. Mój przyszły mąż tak się w nim zakochał, że tydzień później pojechaliśmy 400 km, za Bartoszyce, "tylko" obejrzeć psy z tej hodowli. Mąż wziął jedną suczkę na ręce, a ona wtuliła się w futrzany kołnierz jego kurtki. Nazwaliśmy ją Tula Co Się Przytula.

Z Janem Kuroniem, kucharzem, twórcą portalu Kuchniakuronia.pl, umawiam się w mekce psiarzy, czyli na warszawskim Polu Mokotowskim. - Mój dom rodzinny zawsze był pełen psów, część z nich jako dzieciak sam znalazłem i przygarnąłem. Zarówno tata (Maciej Kuroń - red.), mama, jak i trójka mojego rodzeństwa to zdeklarowani psiarze, więc kiedy się wyprowadziłem i zamieszkałem z moją ówczesną narzeczoną, a obecnie żoną Anetą, nietrudno było przewidzieć, że zaraz zaroi się u nas od psów. W tej chwili mamy dwie adoptowane suczki - Gapę i Frygę, obie po ciężkich przejściach.

Kuroń zauważa, że choć ze względu na częste podróże i życie w biegu powinno mu być bliżej do kotów, to one nigdy nie podbiły jego serca.

- Jestem uczulony na koty, i chyba całe szczęście! - wzdycha z ulgą kucharz. - Bo są na tyle bezproblemowe, że mielibyśmy już ich całą gromadę. Dziwnym trafem wszystkie koty, które znam, lgną do mnie, ale podejrzewam, że to dlatego, że są złośliwe i wyczuwają moją alergię. Wystarczy, aby kot był w tym samym pomieszczeniu co ja przez dobę, a już zaczyna mnie wszystko swędzieć i mam problemy z oddychaniem. Swego czasu ciężko dogadywałem się z kotem żony, Waldkiem. Odkąd się do niej wprowadziłem, sikał mi na buty i gdy tylko zasypiałem, kładł się na mojej klatce piersiowej - opowiada Jan Kuroń. - Podobno koty wyczuwają choroby, więc może chciał mi pomóc, ale, niestety, alergia na niego wzmagała tylko problemy z astmą.

Kot w wielkim mieście, które nie zasypia

Zdaniem prof. Stanleya Corena z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Vancouver właściciele kotów częściej żyją samotnie i w mieszkaniu. Z psami zwykle idą w parze dom i rodzina. Psy towarzyszą nam od 15 tysięcy lat, pomagały w polowaniach i pilnowaniu stad, kotów tak naprawdę nigdy do końca nie oswoiliśmy. W polskim społeczeństwie wciąż dominują psy (mamy ich 9 mln, kotów tylko 5), ale światowe statystyki pokazują, że cywilizacja Zachodu schodzi na... koty, w krajach rozwiniętych żyje ich już ponad 204 mln i zaledwie 173 mln psów.

- Koty bardziej odpowiadają naszemu wielkomiejskiemu stylowi życia. Pracujemy do późna, często podróżujemy, nie mamy czasu na długie spacery z psem - tłumaczy dr Remigiusz Cichoń, lekarz weterynarii pracujący w przychodni Dog w Skarżysku- Kamiennej i wykładający psychologię zwierząt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu.

- Fredzia jest mobilna, łatwiej z nią podróżować niż z Albem, 40-kilogramowym labradorem mojej siostry. Zwykle zabieramy ją z sobą, gdy wyjeżdżamy na dłużej, ale bez problemu zostaje w domu na jeden, dwa dni, wystarczy dać jej więcej jedzenia - potwierdza Anna Dereszowska.

Aktorka przyznaje, że nawet koci, czyli nocny, tryb życia bardziej odpowiada jej zawodowi: - Śpi w dzień, więc gdy wieczorem wracam do domu po spektaklu, czeka pod drzwiami gotowa do zabawy. Rzucam jej ulubioną czerwoną piłeczkę, ona kładzie się na mnie i mruczy. Często idziemy spać o drugiej w nocy.

- Kot jest perfekcjonistą, nie może mieć zaburzonego rytmu dnia, źle znosi też zmiany, także w otoczeniu. Pies jest elastyczny, dostosowuje się do sytuacji. Jak nic się nie dzieje, to leży i spokojnie czeka - wyjaśnia dr Cichoń.

Kiedy Olszański wraca po pracy do domu, psy witają go radośnie. - Pies rozmawia: śmieje się, macha ogonem, chce nam wskoczyć na kolana, okazuje radość całym językiem psiego ciała. Kasjusz na mój widok biegnie do miejsca, gdzie trzymamy puszki z karmą, i wydaje mi bezgłośną komendę: "Nie ma nic w misce, proszę natychmiast coś z tym zrobić!". Gdy siedzę na kanapie, podchodzi, wygina się w łuk i mnie spycha, bo właśnie ma ochotę się położyć.

"Motywem działania u psów bywa lojalność, poszukiwanie jedzenia, widok smyczy. Kotów w zasadzie nic nie motywuje", żartuje Gerry Thompson w książce "Psy są z Marsa, koty są z Wenus...".

- Mam wrażenie, że kociarami częściej są kobiety, może dlatego, że mężczyznom trudno jest znieść tę kocią niewdzięczność, to, że kot ma swoje humory. A sam fakt, że o niego dbamy, nie oznacza, że będzie dla nas dobry. Kobiety bardziej potrafią dawać i nie oczekiwać niczego w zamian - uzasadnia Urszula Chincz.

Sama nauczyła się od kotów godności, nieoglądania się na innych, a od psów - entuzjazmu w wyrażaniu uczuć.

- Moim zdaniem psy zdecydowanie łatwiej kochać, mają serce na dłoni - wyjaśnia Jan Kuroń. - Ich miłość jest bezwarunkowa, co dobrze opisuje wiersz "Czekanie" ks. Jana Twardowskiego: "Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem/o swym panu myśli/i rwie się do niego/na dwóch łapach czeka/pan dla niego podwórzem łąką lasem domem/oczami za nim biegnie/i tęskni ogonem". -

Psy traktują nas jako swoje stado, są empatyczne, chętnie z nami współpracują. Koty to samotne drapieżniki i tak naprawdę nie jesteśmy im potrzebni, są z nami dla wygody, ale poradziłyby sobie same - wyjaśnia dr Cichoń.

Koty Michała Olszańskiego żyją półdziko, często znikają na kilka dni.

- Z takich wypraw przynoszą myszy, nornice, krety. Kładą je demonstracyjnie, tak jakby chciały się pochwalić: patrzcie, to mój łup! Gorzej, gdy takie "prezenty" chowają po kątach sypialni. Odkrywamy je po kilku dniach, kiedy zaczynają śmierdzieć.

Łowne są także koty Urszuli Chincz. - Mieszkamy w drewnianym domu na wsi, do którego ciągną myszy, koty więc pełnią u nas funkcję tradycyjną - łowią je. Poluje nie tylko nasz wiejski kot, ale też typowy miejski pieszczoch, Lola odziedziczona po mojej mamie. Kocia dzikość fascynuje też Annę Dereszowską.

- Rudy, kot mojej macoszki Teresy, miał być domowym pupilem i wylegiwać się na piecu w Bieszczadach. Okazało się, że jest dzikusem, nigdy nie ma go w domu, ciągle poluje i przynosi swojej pańci myszy i krety. Paradoksalnie to właśnie ten ich indywidualizm, umiejętność radzenia sobie jest tym, co w kotach nas najbardziej fascynuje. Tak naprawdę zazdrościmy im tej niezależności - zauważa aktorka.

- Psy się podporządkowują, a koty wydają nam rozkazy - mówi Michał Olszański. Dziennikarz, licząc się z fanaberiami swoich zwierząt, jest właśnie na etapie montowania specjalnego okienka w szybie, aby koty mogły swobodnie przez nie wychodzić. - Na razie korzystają z okna w piwnicy, ale zaraz będę je musiał zamknąć, bo robi się zimno. Kot tego nie rozumie. Kasjusz, który lubi wychodzić w nocy, bezczelnie budzi mnie o 3.30, miauczy tak długo, aż wstanę. Potem jeszcze na chwilę się kładę, ale trudno mi zasnąć, a o 6 już wyjeżdżam do pracy. Człowiek musi to zaakceptować, bo próba "złamania" kociej natury zwykle się nie udaje. Koty nauczyły mnie pokory, szacunku dla tego, że zwierzę ma swój charakter i nie zawsze da się go zmienić.

Psiarz, ekstrawertyczny brat łata

Te spostrzeżenia potwierdzają badania psychologa z Uniwersytetu Teksasu w Austin. Samuel Gosling zbadał osobowość ponad 4,5 tysiąca psiarzy i kociarzy. Ci ostatni okazali się mniej dominujący. Wielbiciele psów z kolei o wiele częściej byli ekstrawertyczni i towarzyscy.

- Psiarze to bracia łaty, mają otwarty stosunek do siebie i świata, podobnie jak psy lubią aktywność, jak coś się dzieje, a wspólne spacery to możliwość zawierania nowych znajomości - wyjaśnia Olszański. - Pies to naturalny przełamywacz lodów - tłumaczy Urszula Chincz.

Kiedy mieszkała na warszawskich Kabatach, spotykała się z innymi psiarzami na codziennym spacerze wzdłuż muru przy końcowej stacji metra. Suczka Tula towarzyszy jej też w sobotnich wydaniach "Pytania na śniadanie".

- Dla wielu naszych gości wizyta w telewizji jest stresująca, ale gdy siadają na kanapie obok Tuli i zaczyna się dyskusja o psach, natychmiast zapominają o kamerach i reflektorach - opowiada.

Dziennikarce już wcześniej zdarzało się zabierać psa do pracy, ale w nowym sezonie "Pytania..." Tula stała się znakiem rozpoznawczym, takim "trzecim prowadzącym".

- W czasie programu w kuchni dużo się dzieje, więc i Tuli coś skapnie. Niedawno Jacek Żakowski kłócił się z Jackiem Karnowskim, a w tle Tula robiła stójkę, prosząc o wołowinę.

Kiedy w domu Kuronia pojawiła się Gapa, z dnia na dzień sąsiedzi, których do tej pory mijali z żoną z krótkim "dzień dobry", stali się ich dobrymi znajomymi.

- O psach rozmawia się lepiej niż o pogodzie! Gdy ludzie pytali: "Skąd taki piękny pies?", opowiadałem im historię spanielki king charles cavalier, która przez lata rodziła szczeniaki w pseudohodowli, w ciemnej stodole, w której "dorobiła się" zaćmy. Ta empatia obcych ludzi była niesamowita, dzięki niej stawali się osobami, z którymi łatwiej było porozmawiać podczas następnego spotkania. Ja również wysłuchuję historii o ich psach, i nie tylko. Znam już chyba całe osiedle, a na pewno wszystkich psiarzy.

Michał Olszański zawdzięcza psom przyjaźń z Izą Działak, szefową schroniska w podwarszawskim Celestynowie. - Jak pojechaliśmy tam po raz pierwszy i weszliśmy do jej gabinetu, psy zaczęły wypełzać zewsząd: spod biurka, szaf... Zaczęliśmy angażować się w pomoc w schronisku, większość przygarniętych przez nas zwierząt jest stamtąd. Pewnego dnia zaprosiłem Izę do "Pytania na śniadanie", by zareklamować psy do adopcji. Tak narodził się mój stały "kącik adopcyjny", dzięki któremu wiele zwierząt znalazło nowy dom - podkreśla dziennikarz.

Uważa, że psiarze są nie tylko bardziej ekstrawertyczni, ale też chętniej angażują się w spontaniczne inicjatywy, np. pikiety. Kociarzom zaś świetnie idzie np. adopcja przez internet. Gapa trafiła do Kuronia przez przyjaciela z fundacji Viva! Gdy kucharz z żoną zobaczyli jej zdjęcie na jednym z portali społecznościowych, te wielkie okrągłe oczy mówiące: "Weź mnie!", od razu przyjechali ją obejrzeć. Gapa, która bardzo bała się innych psów, siedziała w maleńkiej łazience. Po drugiej wizycie wyszli z psem pod pachą. Kilka miesięcy później Kuroniowie odpowiedzieli na dramatyczny apel w internecie: "Umierająca na polach spanielka".

- Pojechałem po Frygę aż do Gorzowa Wielkopolskiego. Dzięki sąsiadce, która też uwielbia zwierzęta, odkryliśmy, że to nie skundlony spaniel, ale rzadki płochacz niemiecki. Gosling zauważył, że psiarze są bardziej zdyscyplinowani i na mniej pozwalają swoim psom.

Jan Kuroń zaprzecza: - Gapa wieczorami absolutnie bezwarunkowo pcha się do łóżka, z całej siły rozpycha się, żebym zrobił jej miejsce, a potem bije łapą, żebym ją głaskał. Fryga natomiast wciska się grzbietem i z godziny na godzinę coraz bardziej przesuwa na środek łóżka. Nad ranem moje nogi najczęściej są na podłodze, a pies śpi spokojnie pośrodku.

Psiarze okazują więcej tolerancji wobec swoich pupili.

- Kiedy tata w połowie lat 90. dostał pracę w telewizji, spełnił moje wieloletnie marzenie - kupił mi buty Jordan. Na moje nieszczęście już pierwszej nocy zapomniałem je schować, bo nasza czteromiesięczna Zaraza (przygarnięty pies, podobny do owczarka kaukaskiego) nie miała nawyku niszczenia czegokolwiek. Ale rano okazało się, że z butów zostały tylko wkładki - opowiada Kuroń. Nic jednak nie przebije nocy poślubnej, jaką zgotowały Kuroniom Fryga i Gapa. Ślub odbył się w ubiegłym roku w marcu w pałacyku pod Warszawą, a oba psy były tam honorowymi gośćmi. Po kolacji powędrowały do apartamentu nowożeńców. Nad ranem państwo młodzi, zamiast cieszyć się romantycznymi chwilami, zmieniali materac i pościel na łożu, które zostało zmoczone przez psy.

Neurotyk otwarty na zmiany

Z badań Samuela Goslinga wynika, że kociarze, choć bardziej neurotyczni, w przeciwieństwie do psiarzy są jednak bardziej ciekawi świata, otwarci na nowe doświadczenia.

- Może dlatego koty są ukochanymi towarzyszami tak wielu artystów? - zastanawia się Anna Dereszowska. Ona sama uwielbia zmiany i nie ogranicza swojej działalności artystycznej tylko do filmu czy teatru, ma na koncie płytę "Już nie zapomnisz mnie", dubbinguje filmy i nagrywa audiobooki.

W domu Michała Olszańskiego wisi obraz Janusza Grabiańskiego (malarza i ilustratora, autora rysunków do "Elementarza" Mariana Falskiego - red.).

- Na pewno był kociarzem i jak mało kto potrafił oddać piękno kociej natury - zachwyca się dziennikarz. Często zastanawia się, jakim byłby kotem: - Najchętniej ironicznym, tajemniczym jak ten z "Alicji w krainie czarów" Lewisa Carrolla, który leży na drzewie, udziela bohaterce rad, a potem znika i zostaje po nim tylko uśmiech. Dziennikarz mówi, że koty bardziej fascynują artystów, bo skrywają w sobie tajemnicę. Psy są przewidywalne, a koty człowieka zaskakują, inspirują.

- Koty często kładą się w miejscu, które boli, np. leczą w ten sposób moje kolana - zdradza Olszański. A Anna Dereszowska dodaje: - Kiedy Fredzia układa mi się wieczorem na klatce piersiowej i mruczy, to schodzi ze mnie cały stres, całe napięcie.

- To nie magia. Koty wyczuwają podwyższoną temperaturę stanu zapalnego. Kładą się w tym miejscu, aby je ogrzać, bo to jest koci sposób leczenia - wyjaśnia dr Cichoń. Fredzia często budzi Dereszowską, stojąc pod drzwiami i miaucząc jak dziecko. To brzmi jak "Ania!". Podobnie zachowuje się, gdy widzi walizki spakowane na wyjazd. Wtedy aktorka głaszcze ją i uspokaja, że niedługo wróci: - Koty słyszą szerszą gamę dźwięków niż ludzie i szybko się uczą, na jakie częstotliwości reagujemy najlepiej. Dlatego miauczenie często przypomina płacz dziecka.

- Gdy mieszkałem jeszcze z rodzicami, pewnego dnia po powrocie ze szkoły zastałem na kanapie nieznajomego psa. Wyprowadziłem go na zewnątrz, zamknąłem drzwi, a po chwili on znów leżał na kanapie. Historia powtórzyła się kilkakrotnie, a ja zastanawiałem się, jakim cudem ten pies teleportuje się do naszego salonu. Dzięki swojemu uporowi suka Szakal dołączyła do naszego psiego stada. Dopiero po kilku latach odkryłem, że przeciskała się przez okienko w piwnicy i stamtąd biegła na górę. Też była po przejściach. Przez pierwsze miesiące musieliśmy wynosić ją na zewnątrz, aby załatwiła swoje potrzeby. Z lęku, żeby jej nie zostawić, uciekała z powrotem do domu na kanapę. Chyba taki urok naszej rodziny, że trafia na egzemplarze w potrzebie - opowiada Jan Kuroń.

Urszula Chincz przyznaje, że jej pies ma w sobie "koci rys".

- Tula potrafi być zdystansowana, taka trochę wyniosła. Gdy idzie ze mną do "Pytania na śniadanie", słucha wyłącznie mnie, choć Tomek Kammel wciąż próbuje ją przekupywać smakołykami. Kiedy mieszkałam w Sopocie, a mój mąż przez cztery dni w tygodniu pracował w Warszawie, Tula słuchała mnie od wtorku do piątku. Ale gdy on wracał, widziała tylko jego, a mnie okazywała bezczelną obojętność.

Łapa w łapę

- Nasze kocio-psie animozje biorą się z niewiedzy. Ktoś nie lubi kota, bo go nie zna, i podobnie jest z psem - tłumaczy dr Remigiusz Cichoń. Michał Olszański uważa zaś, że jeśli tylko mamy ku temu warunki, to warto mieć i psy, i koty, bo oba gatunki świetnie się uzupełniają.

- A hasło "jak pies z kotem" jest, jak w przypadku moich zwierzaków, synonimem wspaniałej przyjaźni. Podobnie rzecz się ma z samymi psiarzami i kociarzami. Okazuje się, że mimo pewnych różnic łączy nas wielka miłość do zwierząt, chęć pomagania im i tolerowanie ich wybryków. Wbrew pozorom psiarze wcale nie są z Marsa, a kociarze z Wenus - wszyscy mieszkamy na tej samej planecie.

Agnieszka Fiedorowicz

PANI 2/2014

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: Anna Dereszowska | Urszula Chincz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy