Reklama

Zakazana miłość

Poznają się w Nowym Jorku i zakochują się w sobie, chociaż to trudna miłość. Ona - 29-letnia Żydówka, on - palestyński artysta.To prawdziwa historia. Dorit Rabinyan opisała ją w książce, która wywołała w Izraelu skandal. Bo "Żywopłot" opowiada o próbie łączenia dwóch światów. A przecież sąsiedzi wyznający różne religie i bijący się o terytorium od lat nie mogą się dogadać. - To nie jest powieść polityczna, ale oparta na faktach historia ludzi, którzy mają odmienne poglądy na życie - podkreśla pisarka.

Jesteś Żydówką, która zakochała się w Palestyńczyku. Biorąc do ręki książkę, zainspirowaną twoją miłosną historią, pomyślałem: "To pewnie dobrze się nie skończy".

Dorit Rabinyan: - Rzeczywiście, nie ma tu happy endu. Książkę zadedykowałam Hassanowi Houraniemu, palestyńskiemu artyście, z którym łączyła mnie bliska więź, gdy mieszkałam w Nowym Jorku. Zginął tragicznie w 2003 roku, utonął w morzu w wieku 30 lat. Na nim wzorowałam postać Hilmiego, głównego bohatera "Żywopłotu". To młody palestyński malarz, w którym zakochuje się Liat, Żydówka z Tel Awiwu.

Reklama

Ile w niej jest z ciebie?

- Hilmi nie jest Hassanem, a Liat nie jest mną, ale ich związek jest podobny do naszego, dużo w nim detali z moich doświadczeń miłosnych. Zależało mi jednak, żeby ta historia opowiadała też o doświadczeniu innych kobiet. Dlatego stworzyłam Liat i Hilmiego. Dzięki nim mogłam spojrzeć na siebie z dystansu i się dowiedzieć, na ile moja "izraelskość" determinuje moje życie, także uczuciowe, nawet jeśli jestem z dala od kraju. Temu służy literatura - nadaje naszym osobistym historiom wymiar bardziej uniwersalny oraz pomaga znaleźć odpowiedzi na ważne pytania: kim jesteśmy, dlaczego postąpiliśmy w określony sposób, czego się boimy, z jakich powodów wchodzimy w jakiś związek lub z niego rezygnujemy?

A jaki był twój związek z Hassanem?

- Momentami bolesny, bo czułam, że jest zakazany, a więc podszyty niepokojem i brakiem zaufania. Jednak wtedy nie zaprzątałam sobie głowy tym, co było w nim najtrudniejsze. Chciałam cieszyć się chwilą - zwyciężało pragnienie życia, które polega na tym, że nie chowasz urazy, wybaczasz sobie i innym, idziesz się zabawić: "będzie, co będzie, chodźmy tańczyć, zjedzmy coś dobrego". U Liat natomiast górę bierze wewnętrzna szarpanina, czuje, że powinna pozostać lojalna wobec swojej rodziny, kraju, a decydując się na związek z Palestyńczykiem, ma wrażenie, że dopuszcza się zdrady. Cierpi. Myślę, że wiele Izraelek, które wiążą się z Palestyńczykami, czuje głównie strach.

Przed czym?

- Może boją się, że nie wszystko zależy tylko od nich, że kultura i wartości, w których wyrosły, mają na ich życie większy wpływ, niż się spodziewały, i silniejsze są od ich pragnień. Niepokoi je, że będą musiały z czegoś ważnego zrezygnować, a jeśli tego nie zrobią, zostaną porzucone - przez rodzinę, przez swoje środowisko albo ukochanego mężczyznę. To budzi w nich uczucia zagubienia, braku pewności. Bo jednocześnie tak wiele obie strony łączy: on i ona pochodzą z Bliskiego Wschodu, przywykli do słońca, które świeci 300 dni w roku, mają te same ulubione potrawy... Ale ponieważ ona jest Izraelką, a on Arabem, równie dużo ich na samym starcie dzieli: religia, tradycje, styl życia. To zderzenie dwóch światów wywołuje zamieszanie, bo my najbardziej boimy się utraty suwerenności - to największy lęk Izraelczyków.

Skąd on się bierze i w jaki sposób jest podsycany?

- W młodości, podobnie jak Liat, idąc do szkoły, chowałam w dłoni szpilkę na wypadek, gdyby chcieli mnie zaatakować Palestyńczycy pracujący na budowie. Wymyśliła to moja koleżanka, która uważała, że nóż można łatwo wyrwać, a szpilki nie widać. W tamtych czasach zdarzały się porwania dzieci. Nie twierdzę, że robili to Arabowie, ale tak nas wtedy straszono. Efekt był taki, że w wieku 10 lat każdego Araba postrzegałam jako potencjalnego porywacza. A ci Palestyńczycy pracujący na budowie byli jedynymi Arabami, jakich widywałam.

Wpojono ci, że żyjąc w Izraelu, jesteś otoczona przez wrogów?

- Tak. To było proste, bo u dziecka dominuje czarno-białe widzenie świata. A przecież wiadomo, że podziały typu: my jesteśmy dobrzy, a oni są źli, nie mają sensu. Zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Dziś jesteś dobry, jutro będziesz zły - wszystko zależy od optyki. Ale umiejętność realistycznego patrzenia na świat przychodzi z wiekiem. Problem w tym, że nawet wtedy nasze lęki podsycane są zaszczepionymi nam skrajnymi poglądami. A żeby obie strony - mężczyzna i kobieta, Palestyńczycy i Izraelczycy - mogły się dogadać, muszą być gotowe do ustępstw. Usłyszałam niedawno od pewnego prawnika zdanie, które mi się spodobało: "Każdemu dobremu porozumieniu towarzyszy poczucie zawodu równe po obu stronach stołu negocjacyjnego". To znaczy, że nikt nie odchodzi od niego w pełni zadowolony. Jeśli którejś ze stron wydaje się, że jest górą, to nie jest to dobre porozumienie. Warto o tym pamiętać.

W książce nie ma słowa o różnicach religijnych. Nie miało dla ciebie znaczenia, że ty jesteś żydówką, a Hassan pochodzi z rodziny muzułmańskiej?

- W książce moi bohaterowie nie są osobami głęboko wierzącymi, a kwestie religijne traktują w kategoriach tradycji. Tak to też wyglądało w moim życiu. Gdyby Hassan był praktykującym muzułmaninem, między nami nic by się nie wydarzyło, bo religia nie pozwalałaby mu związać się z Żydówką. Ale on był przede wszystkim marzycielem i artystą, wierzył w nasz związek bardziej niż ja. Być może dlatego, że nie miał żydowskiego "genu izolacji". Muzułmaninem można zostać w pięć minut. Żeby być Żydem, musisz przejść długą i trudną drogę. I nie znaczy to, że po dwóch, trzech czy nawet pięciu latach nauki zostaniesz zaakceptowany i zaproszony do ekskluzywnego grona wierzących. Żeby zostać wyznawcą judaizmu, trzeba się nacierpieć.

To na czym polega problem? Izraelka zakochująca się w Palestyńczyku nie myśli chyba, że coś jej grozi ze strony narzeczonego?

- Nie. Naszymi prawdziwymi wrogami są wyobraźnia i podświadomość. Dlatego spoglądając na każdą nową rzecz - nawet będąc z dala od rodziny i kraju - i tak widzi się ją przez pryzmat swojego świata, ukrytych uprzedzeń, nieuświadomionych lęków, o których już mówiłam. I w przypadku Izraelek to one podpowiadają, że mężczyzna, którego wybrały, jest tym, przed którym je całe życie przestrzegano - Arabem. A oni w izraelskiej kulturze są wciąż przedstawiani jako terroryści albo ofiary. Co zrobić, jeśli jest to mężczyzna, który kompletnie nie pasuje do tego opisu? Hassan był intelektualistą mieszkającym przez kilka lat w Nowym Jorku, mówiącym świetnie po angielsku, inteligentnym, pewnym siebie, kochającym, troskliwym, odnoszącym sukcesy, ateistą o liberalnych poglądach. Trudno się w kimś takim nie zakochać.

Ale sugerujesz, że łatwo też wpaść w pułapkę stereotypów. Gdy dochodzi do kłótni między Liat i Hilmim, dziewczyna uświadamia sobie, że używa słów i argumentów swoich rodziców, którymi przez lata się nie zgadzała i które doprowadzały ją do szału.

- Okazuje się, że pod presją stereotypu łatwo można zacząć postrzegać ukochanego jako typowego - dumnego i agresywnego - Araba. Mężczyznę, którego jeszcze minutę wcześniej uważało się za wrażliwego, mądrego, z którym uwielbia się spędzać czas, nagle wrzuca się do jednego worka ze wszystkimi Palestyńczykami. To ciekawe, że nawet ludzie wykształceni, obyci, deklarujący otwartość i tolerancję, tak łatwo stosują uproszczenia. Fascynuje mnie to.

Mnie zaskakuje, że na co dzień można tworzyć symbiotyczny związek, ale...

- ...momentami chcieć, żeby ta druga osoba zniknęła? "Wyjdź z mojego życia na 10 minut", mówi Żydówka do swojego palestyńskiego partnera, gdy dzwoni do rodziców w Tel Awiwie. Chce, żeby wraz z jego zniknięciem odeszły też niewygodne myśli, wyrzuty sumienia. Trudno znieść to napięcie, kiedy z jednej strony są rodzice ze swoimi oczekiwaniami, a z drugiej ukochany mężczyzna, który w jakimś sensie zagraża porządkowi naszego świata i wątłym granicom naszej tożsamości. Dlatego takie związki rzadko mają szansę przetrwać.

Co by się stało, gdyby rodzice dowiedzieli się o romansie swojej córki z Palestyńczykiem? Liat odpowiada: powiesiliby mnie. Tak czują Żydówki, które wiążą się z Arabami?

- Liat próbuje być sarkastyczna, ale tak naprawdę mówi o strachu, który prześladuje ją i kobiety, które są na jej miejscu. Nie poprzestaje na stwierdzeniu, że rodzice by ją zabili. Mówi, że powiesiliby ją na najwyższym drzewie w Tel Awiwie, by każdy widział i wiedział, że to kara za sypianie z Arabem. Tak wielki jest to strach.

A co rzeczywiście się dzieje, gdy rodzice się dowiadują o romansie córki?

- Nie można generalizować, każda historia jest inna, ale nie wydaje mi się, żeby dziewczynom wiążącym się z wykształconym Palestyńczykiem groziło coś poważnego ze strony rodziców. Może będzie miała z nimi ciężką przeprawę, może przestaną się do niej odzywać przez jakiś czas, ale pewnie w końcu jej odpuszczą, może nawet się z tym pogodzą. Mnie interesowało, dlaczego taki związek zazwyczaj się rozpada, zanim ktokolwiek się o nim dowie.

No właśnie, bo lęk przed pełnym zaangażowaniem nie bierze się tylko z uprzedzeń.

- Chciałam się przyjrzeć historii miłosnej, która nie może się udać. Sięgnąć do ciemnych, trudno uchwytnych źródeł ludzkich motywów, impulsów i namiętności. Nie interesowała mnie możliwa przyszłość tego związku, bo on przyszłości nie miał. Interesował mnie lęk przed miłością, która może zagrozić naszej niezależności, wolności, tożsamości. A przecież związek dwojga ludzi nie oznacza, że jedno staje się drugim i tym samym znika na zawsze. Każda próba łączenia dwóch różnych światów - to niekoniecznie musi być związek Żydówki z Palestyńczykiem - jest wyzwaniem. Związek Eskimosa z Indianką nie będzie kontrowersyjny z powodów politycznych, ale z pewnością wywoła w najbliższym otoczeniu tych ludzi sensację i prędzej czy później dopadną tę dwójkę pytania: kto kogo w tym związku zdominuje? Czyje będzie na wierzchu? Kto poświęci swoją narodową, kulturową i osobistą tożsamość w imię miłości? Kto zrezygnuje z siebie? Strach przed ciemną mocą miłości polega na tym, że boimy się być zmienieni przez drugą osobę w takim stopniu, że sami nie będziemy w stanie siebie rozpoznać. I to jest uczucie, które towarzyszy każdemu z nas. Niezależnie, skąd pochodzimy i z kim się wiążemy. Dlatego także i Polki, czytając tę książkę, mogą czuć silne wzruszenie. Bo to nie jest opowieść o konflikcie palestyńsko- -izraelskim, ale o ludziach, którzy mają odmienne poglądy na życie.

Mówisz, że miłość może przerażać. Ludzie się boją, że wiążąc się z drugą osobą, utracą tożsamość, wolność, możliwość decydowania o sobie. To coś, co ciebie też niepokoi?

- I tak, i nie. "Żywopłot" to historia opowiadana z perspektywy kobiety, więc może się wydawać, że myśli mojej bohaterki są moimi, ale różnimy się w kilku zasadniczych kwestiach. Na pewno podobne jest nasze poczucie, że miłość to w jakimś sensie powrót do stanu ścisłej symbiozy, jaką każdy z nas miał z matką. Bo przecież byliśmy częścią jej ciała, po narodzinach matka wciąż pozostaje centrum naszego świata. Potem następuje proces odseparowywania się od niej i zdobywanie upragnionej samodzielności zajmuje wiele, wiele lat (zwykle więcej niż myślimy). Jednocześnie potrzeba zjednoczenia z drugim człowiekiem pozostaje w nas bardzo silna mimo strachu przed utratą niezależności, bo jeśli pozwolimy na to, by druga osoba zmieniła nas według swoich przekonań i wyobrażeń, jedyne, co będziemy czuli, to pustka. Największym wyzwaniem każdego związku niezmiennie pozostaje więc wyznaczanie jasnych granic, które będą nam przypominać: dotąd jestem ja, a tam zaczynasz się ty.

Tym bardziej zadziwia mnie, jak wielki skandal twoja historia wywołała w Izraelu. Rząd uznał książkę za szkodliwą i wykreślił ze szkolnej listy lektur nadobowiązkowych. Jakie są zarzuty?

- Chodzi podobno o to, że nastoletni Izraelczycy po przeczytaniu jej - cytuję - "mogą poczuć się zachęceni do asymilacji z nieżydowskimi mieszkańcami kraju". Niektórzy sugerują, że powinnam podziękować ministerstwu edukacji za taką reklamę - o "Żywopłocie" dużo mówi się w głównych serwisach wiadomości, odbyły się protesty obrońców i przeciwników książki, która w związku z tym ma świetną sprzedaż - oczywiście kupują ją też nastolatki, w końcu najlepiej smakuje owoc zakazany. Myślę, że jej siłą jest wiarygodność - ludzie wiedzą, że powstała na podstawie moich własnych przeżyć i opowiada też o doświadczeniu innych Izraelek. W specjalnym raporcie ministerstwa dotyczącym mojej powieści napisano, że "zagraża ona egzystencji i tożsamości Żydów".

Jak historia miłosna może zagrażać istnieniu całego narodu?

- Myślę, że autorka raportu, czytając ją, doświadczyła magii literatury i to na tym najbardziej podstawowym poziomie utożsamiła się z główną bohaterką, z jej uczuciem do arabskiego mężczyzny, w pewnym sensie ona również zakochała się w Hilmim. Gdyby nie poczuła jakiegoś wyraźnego pociągu do niego, gdyby między nią a moim bohaterem nie wytworzyła się żadna więź, nie uznałaby tej książki za groźną. Ala ona jest niebezpieczna, bo kobieta z ministerstwa poczuła, że jej wartości są zagrożone. Wydawca musiał stawić się w parlamencie i złożyć wyjaśnienie. Powiedział, drwiąc z całej tej sytuacji, że zagrożenie, jakie niesie Żywopłot, polega na tym, że Arab jest w powieści przedstawiony i traktowany po ludzku. To jedyne "przestępstwo" popełnione przeze mnie w Izraelu pod rządami premiera Binjamina Netanjahu, który włożył wiele wysiłku w demonizowanie drugiej strony. Z Hilmim można się utożsamiać, można go lubić i - co może najgorsze dla dzisiejszych władz Izraela - reprezentuje on grupę Palestyńczyków gotowych do szczerego dialogu. W ten sposób moja książka zachęca do asymilacji, a więc do rezygnowania z wartości i tradycji naszej kultury.

Losy narodu żydowskiego są historią o zachowywaniu tożsamości mimo wszystko. Czy dziś jej coś faktycznie zagraża?

- Nie, nie sądzę, by tu coś się zmieniło. Kiedy zaczął się skandal wokół mojej książki, w radiu nadano audycję na temat związków mieszanych. Wśród zaproszonych gości był pracownik urzędu statystycznego - podał, ile tego typu małżeństw zawarto w ostatnich 20 latach. Okazuje się, że każdego roku taką decyzję podejmuje zaledwie około 20 par. To dobitnie pokazuje, że strach, o którym rozmawiamy, jest urojony.

I twoja powieść też nie jest w stanie tego zmienić?

- Czasy, w których literatura zmieniała świat, już się skończyły. Napisałam bardzo osobistą książkę o relacji dwojga ludzi. Pracowałam nad nią sześć lat, przestawiając słowa, przecinki, rozliczając się z własną stratą. I nagle ktoś mi wmawia, że to jest manifest polityczny! Czy moja powieść namawia do asymilacji, rezygnacji z siebie? Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Liat jest silnie oddana swoim lękom, do tego stopnia, że odwraca się plecami do miłości. Reprezentuje tym samym typowe dla wielu Izraelczyków podejście, polegające na tym, że nie są oni w stanie znieść myśli o dzieleniu życia z Palestyńczykami. Mówią: my nie mamy nic przeciwko Palestyńczykom, ale po prostu nie chcemy mieć z nimi do czynienia. Liat i Hilmi nie mają nawet jednego wspólnego zdjęcia.

Michał Kukawski

Twój Styl 11/2016

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy