Reklama

Wiganna Papina: Życie nie musi być szare

Kupujmy ubrania, które do nas pasują, w których dobrze wyglądamy. I już.

Ubrała setki gwiazd. Wiele z nich nie wyobraża sobie bez niej życia. Gdy mają sesje fotograficzne do gazet lub czeka ich ważny występ, to właśnie ją proszą o pomoc. To ona przez 10 edycji współtworzyła wizerunek gwiazd i tancerzy w show "Taniec z Gwiazdami", gdzie na przygotowanie kilkudziesięciu kostiumów miała pięć dni! To ona przed laty ubierała prezenterów "Wiadomości" i współpracowała z Moniką Olejnik w programie "Prosto w oczy". Nadal zresztą ją maluje, z tą wszakże różnicą, że teraz pani Monika jest gospodynią "Kropki nad i".

Jest też twórcą kostiumów i charakteryzacji do wielu spektakli telewizyjnych i teatralnych, m.in. gdyńskich - Teatru Muzycznego i Teatru im. Witolda Gombrowicza - zagrała tam w nawet w "Kartotece". W jej kostiumach chodziła Frania Maj w serialu "Niania". Była stylistką "Od przedszkola do Opola". Dzisiaj Wiganna Papina podpowiada Polkom, jak dobrze wyglądać i cieszyć się modą w "Pytaniu na śniadanie" w TVP2, wcześniej robiła to w "Dzień dobry TVN".

Reklama

- Jestem wolnym strzelcem - śmieje się Wiganna Papina. - Sama nie wierzę, że jestem w tym zawodzie już 25 lat! Uwielbiam swoją pracę. Zawsze podkreślam - mnie się udało. Robię to, co kocham. Zawód stylisty zrobił się ostatnio bardzo modny. Jak jakaś pani pomogła koleżance wybrać w sklepie sukienkę, i ta akurat dobrze w niej wyglądała, to sobie myśli: - Potrafię! Dlaczego nie miałabym być stylistką? A to naprawdę nie jest proste zajęcie - dodaje Wiganna.

Najpierw stylizowałam lalki

Wciąż się uczę i nadal się dziwię. Co mnie zaskakuje? Na przykład to, że ludzie prosząc mnie o radę, nie słuchają mnie. To nie znaczy, że się obrażam. Nigdy nie nastawiam się negatywnie. Przeciwnie, zawsze widzę w nich piękno. Dziwię się, gdy słyszę: "Wiga, nie ubieraj mnie tak ładnie, bo potem mnie nie lubią i mówią, że jestem głupia!". Nie mogę pojąć, skąd w nas tyle zawiści? Mnie sprawia radość i wielką satysfakcję, gdy widzę piękną kobietę. Uwielbiam pięknych ludzi i martwi mnie, że wcale im z tego powodu nie żyje się łatwiej. Smuci mnie ludzka zazdrość.

Ale też zdumiewa mnie, że wytrawny stylista nie obserwuje swojej pracy w monitorze. Inaczej wygląda człowiek, który siedzi i czyta, a zupełnie inaczej, gdy jest w ruchu. Wtedy nie można nic podpiąć albo spiąć z tyłu agrafką. Wszystko musi być idealnie!

Kiedy zaczęła się jej przygoda z modą? - Od dziecka kochałam lalki. Ale nie bawiłam się nimi tak jak inne dziewczynki. Mnie interesowało, jak są ubrane. Projektowałam im ubrania, szyłam, przebierałam, farbowałam włosy, upinałam fryzury, malowałam. Już wtedy wiedziałam, że ubranie musi pasować do lalki. Tak, teraz przekonuję ludzi, że ubranie powinno być skrojone na jego miarę. Że dzięki odpowiedniej stylizacji może wyglądać lepiej.

Mama nauczyła mnie wrażliwości

- Wiele zawdzięczam mamie. Mama interesowała się historią sztuki, malarstwem, literaturą. To ona nauczyła mnie wrażliwości na piękno. Gdy jechałam na kolonie, codziennie przysyłała mi kartkę, na której były piękne tancerki Edgara Degasa. Tak przez kolejne 3 tygodnie. Potem byli inni malarze: Monet, Manet, Cezanne, Renoir... To było genialne w swej prostocie posunięcie. W tak nieinwazyjny sposób zainfekowała mnie miłością do piękna na całe życie - śmieje się.

Po maturze długo się zastanawiała, co chce robić w życiu. Najpierw skończyła szkołę kosmetyczną. - Potem doszłam do wniosku, że kocham podróże, więc zdałam na geografię. To rodzinne - śmieje się - mama też skończyła geografię, potem dziennikarstwo. Pracę magisterską pisałam o Półwyspie Helskim, najpiękniejszym dla mnie miejscu na ziemi, znam tam każdy kamień.

W czasie studiów mieszkała przez rok w Wiedniu. Potem we Włoszech: Mediolan, Rzym, Neapol, Florencja, Capri, Wenecja. - Poznałam prawdziwe Włochy, ach, jakie to piękne były czasy - rozmarza się. - Dlaczego wróciłam? Bo stwierdziliśmy z moim narzeczonym, że ślub weźmiemy w Polsce. Do dziś się wzruszam, gdy przypominam sobie, jak on stopem wracał do Polski trzymając w ręce moją suknię ślubną Dolce Gabana. Nadal mam sentyment do tej marki. Ja przyjechałam 2 miesiące po nim, 25 maja, ślub wzięliśmy 20 czerwca.

- Dziś nie jesteśmy razem, ale nasz 21-letni syn ma w nas dobrych - mam nadzieję - rodziców, a były mąż jest moim przyjacielem i zawsze będzie częścią rodziny. Jest dla mnie bardzo ważny. Może to zabrzmi infantylnie albo egoistycznie, ale szanuję w nim to, że wtedy tak śmiertelnie się we mnie zakochał - mówi. Co daje jej szczęście? - Syn! Jest najważniejszy. Nadał sens mojemu życiu. Jemu zawdzięczam swoją karierę. Ciągle też cieszą mnie podróże. Ale dziś Włochy zdradzam na rzecz Paryża - śmieje się. - Uwielbiam też Barcelonę, jest najbliższa mojej wrażliwości na piękno.

Czasem muszę pobyć sama z sobą

Mieszka z synem na warszawskim Muranowie, ale zachowała mieszkanie w rodzinnej Gdyni. - Uwielbiam je. Nie zmieniłam kafelków ani wanny z 1938 roku. Moje mieszkania wszystko o mnie mówią, to kontynuacja mojej osobowości - stwierdza. - W Gdyni mam wszystko, co mi potrzeba do szczęścia - morze i przestrzeń. Idę plażą tak długo, aż zostaję zupełnie sama. Czasem też wtedy myślę, jak z Pawłem Konnakiem i Krzysztofem Skibą występowałam w "Lalamido". To był szalony czas. Kocham ludzi, ich energię. Jestem urodzoną optymistką, ale muszę i lubię też pobyć sama z sobą. Nigdy się wtedy nie nudzę.

PE

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: stylistka | moda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy