Reklama

Wakacje osobnych

Nareszcie we dwoje! Czekali cały rok. Żyją praktycznie osobno: ich codzienność to praca, spotkania w domu najwcześniej przy kolacji.

Ale teraz w końcu wyjeżdżają razem. Miało być pięknie. A jest? Różnie. Bo kim tak naprawdę jest ten człowiek, z którym spędzają urlop? Czy w ogóle coś ich jeszcze łączy? I czy takie wakacje mogą się udać?

RAZEM CZYLI OBOK

Olga i Adam. Rówieśnicy, 33 lata. Olga jest specjalistką od reklamy, Adam na wysokim stanowisku w niemieckim banku. Poznaniacy. Od trzech lat mieszkają razem, na wspólnych wakacjach są drugi raz. W tym roku - Portugalia.

No to jesteśmy

Gorąco. Ale klimatyzacja działa. W zeszłym roku w Turcji nie działała i Adam zrobił raban w hotelu. Teraz spokój olimpijski. Ma być przyjemnie. Żadnego gadania o pracy, laptopy zamknięte. Umowa przedwakacyjna: luz, muzyka, drinki, peace and love. Tylko on i ja, ja i on. Wieczorem powitalne beach party. Adam w płóciennych spodniach i białej koszuli. Boso! Ale on jest sexy w tym wydaniu...

Reklama

Rozkręcamy się

Ja nie chciałam konfliktów, naprawdę. Adam zaczął. Bo co mnie obchodzi jakiś Eryk z działu analiz i jego labradory? Nie znam Eryka. Nie znam też Marka, którego sukcesy z klientem strategicznym mam w nosie. To mnie nie in-te-re-su-je. Adam się złości, że nie chcę słuchać o jego sprawach. Że powinnam się interesować jego bliskimi współpracownikami. A dlaczego? Moim bliskim jest on. Nie chcę w moim prywatnym życiu obcych ludzi. Chcę wakacji z Adamem. Na przykład Marta. Marta wyjeżdża ze swoim mężem co rok do Toskanii i on ją nosi na rękach. Kto to jest Marta? Przecież wspominałam niedawno. To ta koleżanka, która prowadzi kampanię dużego browaru. Adam nie miał pojęcia, o czym mówię. Kłóciliśmy się nad basenem do obiadu. No, przekomarzaliśmy się raczej. Ostatecznie mieliśmy się nawzajem nie wkurzać. Peace and love.

Po trzech dniach

W Lizbonie afera w restauracji. Od kiedy Adam nie lubi owoców morza? Jeszcze jakiś czas temu zupa z krabów była naszym ulubionym daniem. A on ma teraz pod firmą knajpę z chińskim jedzeniem, więc się przyzwyczaił i nic innego nie chce. Kelner zrobił wielkie oczy: chińszczyzna w portugalskiej knajpie? Tylko wstydu się najadłam. Tymczasem - ja objedzona krabami, on głodny i zły. Oliwa do ognia: ja chcę jechać po południu zwiedzać zamek w Sintrze, a Adam ma ochotę na chillout przy basenie. Co się stało? Kiedyś nie przepuścił żadnemu zabytkowi i zamęczał mnie cytatami z przewodników.

Półmetek

Rozumiem, że kiedy wychodzi do pracy o ósmej, nie zdąży posprzątać rzeczy porozwalanych na kanapie i fotelach. Ale skoro tutaj nigdzie się nie spieszy, dlaczego nie wyniesie bokserek i ręcznika do łazienki? I te gazety leżące we wszystkich miejscach - czy to jakiś empik? Ale spokój, spokój, w nocy był superseks i rano. Dzisiaj po śniadaniu tylko krótka sprzeczka o komputery. Nie wytrzymał. Włączył laptopa. To znaczy włączył pierwszy. Ja tylko na moment, wyłącznie Allegro. I co z tego, że skończyłam po nim, przecież kupowałam filiżanki do wspólnej kuchni. Powiedziałam "wspólnej"? Cóż, to jeszcze nic pewnego. Czy mi się wydaje, czy Adam trochę przytył? Troszeczkę. W tym nowym T-shircie jakby mu... za ciasno. Jasne, że zrzuci, trzy treningi koszykówki i po sprawie. No ewidentnie ma małą oponkę. Czemu mnie to tak denerwuje?

Trochę chłodniej

Cały dzień na plaży, słońce cudne, ale wieje. Nie nurkowaliśmy, zapomniałam pianki z hotelu. Adam też sobie odpuścił, nie chciał, żebym została na brzegu sama. Kochany jest. Było miło. Spał dwie godziny, ja rozwiązywałam krzyżówkę i pisałam sms-y. Potem ja się zdrzemnęłam, on czytał Kuczoka. Jakoś zleciało. To nasze drugie wspólne wakacje. Poprzednie, miesiąc po tym, jak się poznaliśmy - ogień i żar. Teraz - oziębienie. Mam wrażenie, że Adam jest raczej OBOK mnie niż ZE mną. A bycie razem non stop staje się wyzwaniem, a nie frajdą.

AKCJA: NADROBIĆ ROK

Monika (35 lat) i Piotr (36 lat). On ma firmę budowlaną i siedzi w pracy do późna. Ona jest tłumaczką, pracuje w domu. Mają dziesięcioletniego syna. Ich wakacje to apartament nad polskim morzem, gofry z budki i spacery promenadą.

tata na wakacjach

Kolejny stragan z tandetą i kolejny raz to samo: Marcel zachwyca się kiczowatym pistoletem, Piotr płaci i po chwili ładuje do plastikowego magazynka żółte kuleczki. Paf - strzela w pień drzewa, to samo robi Marcel, śmieją się, wygłupiają. Nie chodzi o te siedem złotych. Chodzi o zasady. Raz: Marcelowi nie kupujemy zabawek militarnych. Dwa: nie kupujemy mu wszystkiego, na co ma ochotę. Dawno zgodziliśmy się, że to niewychowawcze. Ale na wakacjach Piotr odpuszcza sobie zasady. Tylko że w czasie roku szkolnego Piotra nie ma w naszym życiu. Nie wie, jakie stopnie ma Marcel, kiedy wyjeżdża na zieloną szkołę i czy w szkole Marcela są obowiązkowe mundurki. Piotr przez cały rok zarabia na życie. W wakacje nadrabia. Nie znoszę tego. Ale postanowiłam nie być zrzędliwą mamuśką. Ostatecznie też przyjechałam do Mielna, żeby odpocząć.

Nie minął tydzień

Marcel zaczyna denerwować Piotra. Było dobrze przez dwa dni. Potem zaczęły się uwagi: nie mlaszcz, nie trzymaj książki na skos, bo zepsujesz sobie oczy. Czy Piotr nie pamięta, że Marcel ma astygmatyzm? Dwa lata temu pierwszy raz pojechałam na wakacje sama z synem. Do Giżycka. Bałam się - Marcel miał osiem lat, żeglowanie bez Piotra wydawało mi się niewykonalne. Spanie bez Piotra, jedzenie bez Piotra, spacerowanie, zakupy - też. Ale świat się nie zawalił. Poradziliśmy sobie, a nawet czuliśmy się świetnie - tylko Marcel i ja. Miałam wyrzuty sumienia. Piotr tam w firmie od rana do nocy, a my tutaj szczęśliwi bez niego. Nie. Postanowiłam, że na wakacje rodzina jeździ razem. To okazja, żeby nadrobić stracony czas. Ale czy w dwa tygodnie da się nadrobić rok? Myślę o tym wieczorem na balkonie. Na dolnym tarasie pensjonatu życie dopiero się rozkręca. Właściwie dlaczego jesteśmy o tej porze w pokoju? Moglibyśmy pograć w karty z tymi miłymi ludźmi z Pragi. Ale Piotr jakoś przestał lubić towarzystwo. Woli być sam?

Próba bliskości

Marcel nie lubi zostawać nocą sam, ale tym razem to ja odstąpiłam od zasady, tak bardzo chciałam iść z Piotrem na kolację we dwoje. Poszliśmy do tawerny przy falochronie. Piotr - nadskakujący: dowcipny, wyluzowany, gadatliwy. Jak nie on. Najpierw byłam zauroczona. Ale ja, im więcej wina, tym bardziej robię się refleksyjna. Po trzecim kieliszku myślę, dlaczego taki czuły i tryskający humorem jest tylko od czasu do czasu? Po czwartym - czuję smutek, bo uświadamiam sobie, że wyjedziemy do domu i znów będzie szaro i nudno. Choć on naładuje akumulator i wróci do pracy nad projektem nowego mostu z przekonaniem, że spisał się fantastycznie jako wakacyjny mąż doskonały. Jak mu powiedzieć, że właśnie takim chcę go mieć w Krakowie? Rozklejam się przy piątym kieliszku. Piotr pyta, co mi jest. Przecież bawimy się świetnie. Przecież gra muzyka. Zaraz, zaraz, jak to się stało, że zamiast tańczyć, siedzimy i patrzymy, jak inni tańczą?

Żegnaj lato na rok

Droga powrotna: dziesięć godzin. Piotr zadaje pytania "od czapy": jak skończyła się sprawa wynajęcia mieszkania ciotki Uli, czy wybieram się we wrześniu na kurs informatyczny, czy sąsiedzi zgodzili się na wspólny remont elewacji... "Bo nie zdążyłem dopytać", tłumaczy. Mam wrażenie, że jechał na urlop z listą spraw do "nadrobienia" i teraz robi w głowie przegląd zaległości. To dobrze czy źle? Powinnam się czepiać czy cieszyć, że w ogóle raczył się zainteresować? Marcel drzemie na tylnym siedzeniu. Chyba i jego trochę zmęczył ten wyjazd. Ale przynajmniej jest opalony. Wszyscy troje jesteśmy. Zanim brąz nie zblednie, miło będzie pamiętać, że razem spędziliśmy fajne dwa tygodnie. Bo przecież były fajne?

ZAGROŻENI

Komentuje psycholog Iwona Jędrusik

Wspólne wakacje Moniki i Piotra są trudne. Dla niej są powodem do irytacji na widok zachowań męża, dla niego "zaliczaniem" rodzinnego obowiązku. Piotr wierzy (albo sam przed sobą udaje tę wiarę), że przez dwa tygodnie nadrobi roczne zaległości w bliskości, opiekuńczości, dawaniu oparcia. Ale dobrych chęci wystarcza mu tylko na kilka dni ― szybko niecierpliwi go zajmowanie się synem. Nic dziwnego, przecież więź między nimi jest słaba. Monika cieszy się ze wspólnej kolacji, bo potrzebuje ciepła i dowartościowania ze strony męża. Jednak po tym jednym czułym wieczorze nie czuje się bardziej kochana. Piotr prawdopodobnie uważa, że musi udowodnić żonie i dziecku, jak dobrym jest ojcem, jak ważną i niezbędną osobą w ich życiu. To potęguje stres wszystkich. Plus dla nich za to, że wciąż chcą spędzać wakacje razem, że łączą ich wspólne sprawy. Ta chęć uczestniczenia nawzajem w swoim życiu powinna być podstawą do szczerej rozmowy po powrocie: co się z nami dzieje, co będzie dalej? Związki takie jak ten są zagrożone kryzysem. Monika i Piotr mają co prawda szansę zbliżyć się do siebie podczas wakacji, ale przydałaby się im terapia partnerska.

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy