Reklama

Trzecia połówka jabłka

Kochasz dzieci z jego pierwszego małżeństwa, akceptujesz nudnawych znajomych, nawet irytujące nawyki. To łatwe. Sztuką jest zawrzeć pakt o nieagresji z byłą żoną. Czy da sie ułożyć z nią relacje? Nie być zazdrosną? Nie porównywać się? A co, jeśli po drodze było burzliwe rozstanie, rozpacz i łzy tamtej kobiety, a nawet próba zemsty? Opowiadają Lena, Kaśka i Agnieszka - partnerki numer dwa.

Daj nam spokój!

Występują: Lena, druga żona Marka. Julita, jego pierwsza żona. Dzieci Julity i Marka - Olaf i Daria. Marek - mąż. Oraz: policjant, znajomi, sąsiedzi i ksiądz.

Lena to coach i trener rozwoju osobistego, absolwentka UW i UJ. Do niedawna, żeby dostać się do jej gabinetu, trzeba było czekać miesiąc. Tylu miała pacjentów. Dziś to się zmieniło. Lena na spotkanie przychodzi przed czasem, szatynka, ładna, lekki makijaż nie ukrył podkrążonych oczu. - Straciłam wpływ na swoje życie - mówi. - Wszystkiemu winna jest miłość. Prawdziwa i wielka. To od niej zaczął się ten koszmar. List do pierwszej żony męża zaczęłaby od słów: Pamiętam słowa pacjentki, która przyszła na terapię. "Okropne rzeczy wypisują na panią w internecie. Niech pani wejdzie na fora, gdzie ludzie polecają coachów i przeczyta". Włączyłam komputer. W wyszukiwarce wpisałam swoje imię i nazwisko. Zobaczyłam kilkadziesiąt wpisów. Niektóre z nich: "Lena Piekarska to oszustka z lewymi dyplomami", "Chora baba. Próbowała zaciągnąć do łóżka mojego męża". Myślałam, że śnię.

Reklama

Zaczęłam się zastanawiać, czy mam wrogów, niezadowolonych pacjentów, ale nikt nie przychodził mi do głowy. Musiałam ochłonąć, zadzwoniłam do przyjaciółki: "Jak to, nie wiesz, kto to?!", krzyknęła. I przypomniała mi SMS sprzed roku od ciebie. Napisałaś: "Słyszałaś o kole karmy? Nie da się budować szczęścia na czyimś bólu. Niszczysz - ktoś za chwilę zniszczy ciebie". Naiwnie nie chciałam wierzyć, że to ty. Przecież zawarłyśmy rozejm dla dobra waszych dzieci. Byłam tą trzecią. Ale nigdy nie miałam poczucia, że rozwalam miłość. Bo czy dwoje kochających się ludzi da się rozdzielić? Marka znałam ze szkoły, podkochiwałam się w nim platonicznie, po maturze straciliśmy kontakt. Piętnaście lat później wpadliśmy na siebie w centrum handlowym.

Była kawa, rozmowy o życiu, od pierwszej chwili czułam, że jest mój. Ale miał obrączkę, myślałam: "Pogadamy, rozstaniemy się, a potem będę narzekać, że 35-letnia rozwódka nie ma szans na spotkanie wolnego, atrakcyjnego faceta". Ale po tygodniu zadzwonił, chciał się spotkać, pogadać. Gdybyście się kochali, nie miałabym szans. Ale dla ciebie małżeństwo to obowiązki, narzekania, kupowanie, odkładanie, święty spokój. Dla mnie planowanie, śmiech, gapienie w gwiazdy, rozmowy do rana. Wiesz, co mi kiedyś powiedział? "Przez pierwsze lata czułem się jak reproduktor, bo Julita wciąż chciała mieć dzieci. Przez kolejne jak bank - potrzebowała większego mieszkania, włoskich mebli kuchennych i działki za miastem".

Nie osądzam cię, ja też byłam kiedyś pierwszą żoną. I po tym małżeństwie wyciągnęłam wnioski. Nie było tak, jak opowiadałaś później waszym znajomym: "Suka go zmanipulowała, poleciał na jej chude nogi". Po miesiącu romansu mieliśmy zaplanowane życie: ślub na Helu, odkładanie pieniędzy na podróż do Chin, wspólne dziecko. Gdy wyjeżdżaliśmy razem na weekend, a on mówił, że jedzie w delegację, nie dzwoniłaś. Miałaś swoje życie. Osobne. Po trzech miesiącach umówił się z tobą w domu na rozmowę. Pamiętam, że pojechałam za nim i gapiłam się w wasze okna. Niczego nie widziałam, po godzinie usłyszałam krzyk. Marek odjeżdżał, ty rzuciłaś się na maskę samochodu, całowałaś szybę. Wiedziałam, że grasz. Współczułam ci, tak jak ja po rozwodzie bałaś się odium kobiety porzuconej i że już nigdy żaden mężczyzna nie przyniesie ci kwiatów, więc modliłam się, żebyś sobie kogoś znalazła i dała nam spokój.

Jak każda kobieta wiem, że to my wybieramy mężczyzn. I że rozgrywka o związek toczy się między kobietami. Zamieszkaliśmy razem, powiedzieliście dzieciom, że tata wyjechał. Miały dowiedzieć się prawdy w następny weekend, ale ty podjęłaś jeszcze jedną próbę. Zachorowałaś. Wasza córka zadzwoniła: "Tato, mama jest w szpitalu". Zabroniłaś jej mówić, w jakim. Potem dzwoniła twoja matka z wyrzutami, że Marek wpędza cię do grobu. Bał się o ciebie. Wydzwaniał do szpitali. Analizowałam: czy ja też wpadłabym w taką panikę z powodu choroby byłego męża? Nie. Emocjonalnie byłam daleko. Marek wciąż czuł się za ciebie odpowiedzialny. I tego się bałam. Odnalazł cię w klinice laryngologicznej. Zdziwiłam się, czułam, że to blef.

Pojechał od razu. Gdy go nie było, zaczęłam szperać w jego rzeczach, szukałam twoich zdjęć, znalazłam jedno: wasza czwórka na placu zabaw, nie pamiętam, czy się śmiałaś i czy Marek cię obejmował. Zapamiętałam tylko, że byłaś ładna. "Julita jest po operacji - zadzwonił Marek. - Coś jej wycięli z gardła, nie wiadomo, co to jest. Odwiozę ją do domu i zostanę na noc. Jutro będzie jej matka. - Jej matka była u was co drugi weekend, nie wierzę, że nie może do niej przyjechać! - krzyknęłam. - Kocham cię, ty jesteś najważniejsza", odpowiedział. Płakałam. Tej nocy spałam u przyjaciółki. Tak się bałam, że poświęci dla ciebie nasze szczęście. Nie przewidziałaś jednego. Kilka dni później przejęty Marek pójdzie porozmawiać z chirurgiem. Przecież mogłaś lekarza uprzedzić: rozwodzę się, proszę nie informować męża o moim stanie. Nie zrobiłaś tego.

Dowiedzieliśmy się, że wycięli ci migdałki. Skierowanie dostałaś sześć lat temu, bo często chorowałaś na anginę. Zwlekałaś, bo nie chciałaś leżeć w szpitalu aż do teraz. Marek złożył pozew o rozwód. Mówiłaś o mnie różne rzeczy. Że źle jeżdżę samochodem, więc nie mogę odbierać waszych dzieci ze szkoły. Że jestem brudasem, dlatego nie pozwoliłaś swojej córce nosić moich sukienek. Gdy Olaf i Daria przyjeżdżali do nas na weekend, zawsze było tak samo: w piątek nie odzywali się do mnie, mówili: "Do kina idziemy tylko z tatą. Jemy kolację tylko z tatą". W sobotę jeszcze bardziej się starałam: tenis, konie, ich ulubione spaghetti, wycieczka do obserwatorium w Toruniu. Było milej. W niedzielę mówili: "Nie jesteś taką wiedźmą, jak twierdzi mama". Ale od następnego piątku znów to samo.

Nie wiem, co opowiadałaś innym, ale do Marka dzwonili wasi znajomi z prośbami, żeby mnie sprawdził, żeby się opamiętał. Regularnie dzwonił też wasz zaprzyjaźniony ksiądz. Namawiał go na rekolekcje. Nawet matka Marka, która nigdy za tobą nie przepadała, powiedziała, że nie chce mnie znać. Gdy dostaliście rozwód, a Marek mi się oświadczył, oznajmiła, że nie przyjdzie na ślub syna "z tą kobietą". I nie przyszła. Nie byłam już o ciebie zazdrosna. Marek kochał mnie. Tonęłam w dowodach jego miłości. Po ceremonii w urzędzie stanu cywilnego zaprosiliśmy na kolację piętnaście osób. Mój były mąż przysłał mi kwiaty z bilecikiem: "Zasłużyłaś na szczęście". Ty z bramki internetowej wysłałaś anonimowy SMS: "Umysł przy odpowiednim stanie skupienia może wytworzyć niszczycielską energię, znaną od wieków jako klątwa. Znając ludzi, którzy posiadają odpowiednie umiejętności, można wpływać na życie swoich wrogów...". Skasowałam. Ale ten SMS wprowadził w moje życie paranoję.

Gdy 40-letnia siostra ze stanem przedzawałowym trafiła do szpitala, zadzwoniłam do ciebie z krzykiem, żebyś zostawiła mnie w spokoju. Wrzeszczałam: "Przestań mi złorzeczyć, pamiętaj, mam w domu twoje dzieci!". Powiedziałaś, że idziesz na policję. Nie poszłaś. Dlaczego? Nie wiem. Podejrzewam, że Olaf i Daria coraz bardziej mnie lubili, nie miałabyś poparcia. Kilka tygodni później zgodziłaś się, by spędziły u nas pierwszy dzień świąt. Przestałaś straszyć Marka, że doniesiesz na niego w urzędzie skarbowym. Pozwoliłaś córce chodzić ze mną na lekcje tenisa. W moim domu, umyśle wreszcie był spokój. Mogliśmy odetchnąć, bo ty się na to zgodziłaś.

Kupiliśmy starą chatę na Mazurach. Siedziałam na tarasie, piłam herbatę, wokoło kwitły bzy. Otworzyłam laptop. Przeczytałam mail od nieznanej osoby. Pisał Radek: "Proszę pani, niedługo wyślę to, o co pani prosiła. Trochę się wstydzę pokazywać komuś siebie w tak intymnych sytuacjach, ale mam nadzieję, że jak nagram filmik, pomoże mi pani w dostaniu się do szkoły teatralnej". Odpisałam: "To pomyłka. Nie znam pana i nie prosiłam o żadne filmy". Radek napisał: "Rozumiem. Niepotrzebnie wysłałem w tej sprawie mail, to zbyt poufne. Przyniosę nagranie, gdy się spotkamy". Pokazałam Markowi. "Nawet jeśli to ona, odpuść chorej kobiecie", powiedział. Ale Radek zaczął straszyć: "Nie wywiązujesz się z umowy. Znam twój adres. Różana 6. Spodobałabyś się moim kolegom".

Gdy twój syn podczas kolacji powiedział: "Mamy w domu internet, a mama wciąż przesiaduje w kawiarenkach internetowych", zadzwoniłam. Powiedziałam, że wiem. Dostałaś histerii. Znajomi znów dzwonili do Marka: "Twoja nowa żona pastwi się nad kobietą, której ukradła męża". Odgrywałaś depresję. Nie chodziłaś do pracy, leżałaś w łóżku. Marek musiał przyjeżdżać i zajmować się dziećmi. Słyszałam, jak przez telefon mówił: "Julita, ja nigdy do ciebie nie wrócę" Przyjeżdża już do nas tylko wasz syn, córka nie odzywa się do ojca, trzyma twoją stronę. Olaf mówi, że twoi znajomi wiele razy próbowali cię z kimś umawiać, nie chcesz. Wolisz być nieszczęśliwa. I to nieszczęście zsyłasz na nas.

Ostatnio usłyszałam, jak Marek rozmawiał z kolegą przez telefon: "Czasem myślę, że gdybym wiedział, jak to się potoczy, wybrałbym byle jakie życie i spokój dzieci. Mógłbym żyć nieszczęśliwy, ale nie chciałbym, żeby one cierpiały. Ale później zbieram się w sobie i wiem, że nie dam się sterroryzować byłej żonie. Związek z Leną wart jest walki". Wczoraj byłam przesłuchiwana przez policję, oskarżyłaś mnie, że cię nękam. Policjant był miły, czułam, że nie wierzy w oskarżenia, ale powiedział, że przeciwko mnie mają zeznawać twoje koleżanki. Pewnie liczysz, że mnie pogrążysz. Dlatego coś ci powiem: mimo bólu, stresu codziennie rano Marek budzi mnie słowami: "Będzie dobrze, kocham cię, jak dobrze, że jesteś".

Między nami remis

Występują: Kaśka, narzeczona Pawła. Alicja jego pierwsza żona. Dzieci Alicji i Pawła - Staś i Hania. Psychoterapeutka, chirurg i pies.

Kaśkę znajduję przez internetowe forum. Zaczęła tam wątek: "Mam obsesję jego pierwszej żony, wciąż się z nią porównuję. To ona go zdradzała, zostawiła, on cierpiał. Myślicie, że kiedykolwiek mógłby do niej wrócić?". Kaśka jest graficzką w agencji reklamowej, niewysoka, uśmiechnięta. List do pierwszej żony Pawła zaczęłaby tak: Pamiętasz mój telefon w grudniu zeszłego roku? Powiedziałam: "Pawłowi bardzo zależy na tym, żeby te święta spędzić z dziećmi. Serdecznie zapraszamy ciebie, twojego faceta i dzieciaki na wigilię do nas. Choć poszarpani, to jednak jesteśmy rodziną". W słuchawce zapadła cisza. Po chwili się odezwałaś: "Dobrze, przyjdziemy, zrobię rybę po grecku". Ugięły mi się nogi. Liczyłam, że się nie zgodzisz.

Zadzwoniłam do ciebie, bo chciałam, żeby Paweł wiedział, jak się staram. "Poszarpani, ale jednak rodzina", ten cytat zapamiętałam z artykułu o rodzinach patchworkowych. Dobrze brzmi, ale udany patchwork nie działa. Nie można patrzeć na eks-żonę męża bez refleksji: może któregoś dnia, na urodzinach syna, ślubie córki spojrzą na siebie bez wyrzutu i stwierdzą, że jednak dalej coś czują. Bardzo długo nie potrafiłam nazywać cię po imieniu. Tego dnia, gdy dobiłaś mnie informacją, że będziesz na wigilii, zadzwoniłam do psychoterapeutki: - "Jak była żona twojego faceta ma na imię? - zapytała. - Alicja. - A więc teraz mówisz o niej Alicja. A nie "tamta", "to babsko"".

Paweł nie był gadatliwy, lubił słuchać. Przystojny. Przez lata niedostępny. Facet z obrączką na palcu, z fotelikiem dziecięcym na tylnym siedzeniu samochodu. Twój mąż. Byłyśmy koleżankami z firmy. Teraz ci się przyznam. Pamiętasz imprezę z okazji twoich 40. urodzin? Upiłaś się i jak zwykle flirtowałaś. Zadowolona, że jest przy tobie twój mąż, pan Bovary, wybaczający wszystko. Paweł obserwował cię z daleka. Podeszłam do niego, powiedziałam: "Oddałabym wiele, żeby ktoś taki jak ty był przy mnie w moje 40. urodziny". Podziałało jak zaklęcie. Gdy to mówiłam, miałam 37 lat. Półtora roku później dostaliście rozwód - wyszły na jaw twoje zdrady. A potem spotkałam Pawła na ulicy. Powiedział: "Muszę zacząć żyć na nowo. Od jutra surfuję w Zatoce Puckiej, pojedziesz ze mną?".

Bardzo chciałam zobaczyć twoją minę, kiedy się dowiesz. Liczyłam, że to cię zaboli. Może podświadomie miałam do ciebie żal? Kiedy pierwszy mąż zostawił mnie dla innej, powiedziałaś podczas lunchu: "Nie wiedziałaś, jak utrzymać faceta?". I za to, że przed rozwodem mówiłaś Pawłowi: "Będziesz leżał pod moimi drzwiami. Nie potrafisz być z nikim innym". Paweł powiedział ci o nas przez telefon, ponoć głośno się śmiałaś. Teoretycznie byłaś idealną byłą żoną. Nie zabierałaś dzieci, nie robiłaś awantur. Twoja zemsta była bardziej wyrafinowana. Podrzucałaś je nam, gdy planowaliśmy romantyczną podróż. A kiedy twoja córka miała ospę, mówiłaś: "Mam wyjazd służbowy". Albo: "Chyba jestem w ciąży, nie chcę ryzykować". Przywoziłaś też psa, rozhisteryzowanego, biegającego po sofach sznaucera miniaturę.

Łącznie z moimi dzieci mieliśmy czworo. I psa. Z jego powodu w weekend nie mogliśmy nigdzie pojechać, pies tak szczekał, że wyrzuciliby nas z każdego pensjonatu. Ale Paweł był szczęśliwy, miał przy sobie Stasia i Hanię, chwalił cię, że nie jesteś jak inne. Ja rozumiałam więcej, ale siedziałam cicho. Nie byłaś pięknością, ale faceci tracili dla ciebie głowę. Miałaś więc coś, czego ja nie miałam. Zauważyłam to dopiero, gdy związałam się z Pawłem. Wieczorami, gdy był zbyt zmęczony, żeby się ze mną kochać, zastanawiałam się, czemu jesteś wyjątkowa. A potem przyglądałam ci się w firmie, a ty wydawałaś mi się coraz bardziej idealna. Potem się zaręczyłaś. Od koleżanek wiedziałam, że to była kolejna fanaberia. Ale Paweł się zmienił. Łatwo wpadał w gniew. Trzaskał drzwiami, potem wracał i przepraszał. No cóż, znów było 1:0 dla ciebie.

"W łóżku rozwiedzionego mężczyzny, który żeni się z rozwiedzioną kobieta, są cztery umysły. Oni i ich byli", tak mówi tekst talmudyczny. Rzeczywiście. W łóżku myślałam o poprzednim związku. Myślałam też o tobie. O tym, co mi powiedziałaś: "Cieszę się, że trafił w dobre ręce, choć się dziwię, że możesz z nim rozmawiać. Pawła zdanie nigdy mnie nie interesowało". Zaczęłam widzieć jego wady. Że kiedy proponuję: "Chodźmy na wystawę zdjęć Rolkego - on mówi: - Jest sobota, lepiej posprzątajmy". Druga żona nie może oprzeć się poczuciu, że dostaje wybrakowany towar. Twoja obecność i fakt, że wolałaś innych, przypominał mi o tym.

Przyjechałaś zapłakana: - "Zajmijcie się dziećmi, muszę zostać sama. - Co się stało? - dopytywałam. - Rozstałam się z Maćkiem". Patrzyłam na Pawła. Stał w kuchni, kroił pomidory, nie wyszedł do ciebie. Następnego dnia w jego laptopie znalazłam otwarty katalog z waszymi zdjęciami. Zobaczyłam, jakie mieliście piękne wesele. Niewiele czułam. Myślałam, że to, co stanie się z moim związkiem, zależy tylko od ciebie. Była północ. Pawła jeszcze nie było w domu, mówił, że jedzie na piwo z kolegami. Zadzwoniłaś do mnie. Mówiłaś: "Zostaw go, proszę cię. Odejdź, zanim zmarnujesz sobie życie. On jest z tobą, ale marzy o mnie. Jesteśmy na siebie skazani. Pierwszy ciebie nie rzuci, jest za dobry. Nie wygrasz z tym, co czuje do mnie". Obudziłam dzieci, wzięłam torebkę, pojechaliśmy do mojej przyjaciółki.

Nie odbierałam telefonu od Pawła. Tłumaczył, że wpadł do ciebie na chwilę, bo zadzwoniłaś, prosząc o pomoc przy piecu. Że gadaliście o niczym. Nigdy się nie dowiem, jak było naprawdę. Potem zorganizował nasze spotkanie we trójkę. Powiedział ci przy mnie, że kocha mnie i jestem kobietą jego życia, a wasze małżeństwo było uroczą pomyłką. Mocne. Czułam, że z trudem powstrzymujesz łzy. Powiedziałaś: "Wybaczcie, tamtej nocy coś mi odbiło". Nasza wspólna wigilia mnie zaskoczyła. Paweł był dla ciebie uprzejmy, ale stale mnie obejmował. Wróciłaś do Maćka, przyszliście razem. Gdy później dzwoniłam, żeby zaprosić was na obiad w Nowy Rok, wykręciłaś się, że jesteście już umówieni. Za miesiąc nasz ślub. Ty, jak słyszałam, znów jesteś sama. Mogłabym poprosić cię, żebyś dobrze nam życzyła. Ale to nie jest konieczne. Mój przyszły mąż wykasował z komputera katalog waszych zdjęć, obmyśla naszą poślubną podróż życia. Remis?

Koleżanki. Nie rodzina

Występują: Agnieszka, narzeczona Darka. Iza, jego pierwsza żona. Oraz Darek, lekarz domowy, dom z ogrodem i sto słoneczników.

Agnieszka pokazuje zdjęcie znad morza. Cztery roześmiane kobiety. Pierwsza to ona, dwie to jej przyjaciółki, a najstarsza? - Jego eks, czyli Iza. To już nasze drugie wspólne wakacje - mówi Agnieszka. Tej przyjaźni nic nie zapowiadało. Pierwsze spotkania były chłodne. Miałam 28 lat, ty 41. Poznałam cię na urodzinach waszego syna. Ubrałam się tak, żeby wyglądać poważniej. Czułam, że jestem ci coś winna, nie wiem co. Twojego męża spotkałam, gdy byliście w separacji. Przywitałaś nas w ogrodzie, w krótkiej sukience w kwiaty i kapeluszu. Byłaś na rauszu, przedstawiłaś nas znajomym: "Mój były i jego sekretarka", zaczęłaś się śmiać. "Agnieszka skończyła Oksford, jest tłumaczką", sprostował Darek. Powiedziałaś: "Uuu". Ale darowałam ci. Pamiętałam słowa Darka po miesiącu naszej znajomości: "Odzyskałem siebie przy tobie. Przygotuj się na największą przygodę życia". A ty? W tym kapeluszu, w domu, który ci zostawił, ogrodzie pełnym iglaków przystrzyżonych w wymyślne kształty wydawałaś mi się stereotypem pierwszej żony. Współczułam ci. Wszystko zmieniło się pół roku później.

Przyszłaś do naszego mieszkania po jakieś dokumenty. Darka nie było. Nie mogłam ukryć, że trzęsą mi się ręce. - "Doktor Jekyll zmienił się w mistera Hyde'a? - zapytałaś. - Nie wiem, o czym mówisz, wyjdź już - powiedziałam. - Znasz mój numer - usłyszałam. Patrzyłaś na mnie z litością. Wyszłaś. Z Darkiem znaliśmy się ponad rok. Nigdy nie pił, nawet kieliszka szampana w sylwestra. Nie wiedziałam, że to niepijący alkoholik. Wtedy wpadł w ciąg. A ja? Byłam w trzecim tygodniu ciąży. Nie wiedziałam, co robić, gdzie go szukać. Ty żyłaś z nim dziesięć lat, zadzwoniłam. Przyjechałaś, po paru godzinach przywiózł go kolega. Nieprzytomnego położyliście na kanapie. "My go popilnujemy, ty jedź do rodziców, nie możesz się denerwować", powiedziałaś. Nie pozwoliłaś mi wrócić przez następne dwa dni. Mówiłaś, że ściągnęłaś znajomego lekarza, że go odtruwacie.

Po kilku dniach Darek czekał przed moją pracą. Z bukietem stu słoneczników. Padł na kolana, prosił: "Zacznijmy od nowa, będę się leczył". Wróciliśmy do naszego mieszkania. Wysprzątałaś je, zrobiłaś zakupy, zostawiłaś mi numer do lekarza i kolegów Darka. Zrozumiałam: przez te wszystkie lata byłaś współuzależniona. Na drugi dzień pojechałam do ciebie z bukietem tych stu słoneczników. Gadałyśmy o sobie, o nim. Mówiłaś: "Unikajcie znajomych, imprez, pilnuj, żeby nie jadł ostrego, bo to pobudza chęć do picia". Ale ja wiedziałam, że będę inna. Zostanę z nim tylko wtedy, jeśli zaakceptuje moje warunki, nie będę podawać mu ręki, bo pociągnie mnie na dno. Dzwoniłaś do mnie ze dwa razy w tygodniu. Powstrzymywałaś się, żeby pytać o jego terapię, więc zaczynałam sama, każda informacja o nim ożywiała cię. Jego choroba znów dała ci napęd do życia. Znów byłaś ważna i wielka, bo pomagałaś jego przyszłej żonie.

Czasem czułam zazdrość, bo wydawało mi się, że patrzycie na siebie porozumiewawczo. Ale zrozumiałam, że nie mogę z tym walczyć, zawsze będziesz częścią jego życia, kawałkiem naszego. - "Nie powinnaś jechać, on może wrócić do picia - przestrzegałaś, kiedy w siódmym miesiącu ciąży zaplanowałam wyjazd z koleżankami nad morze. - Nie będę go pilnować - powiedziałam. - To by znaczyło, że nasz związek nie ma sensu". Nie rozumiałaś. Później nieśmiało pytałaś, dokąd jedziemy. Zaproponowałam ci, żebyś jechała z nami. Wiedziałam, że na swoje koleżanki mężatki nie możesz liczyć. Na plaży w Karwi dziękowałaś mi wzruszona. To wtedy po raz pierwszy gadałyśmy szczerze. Mówiłaś: "Nie powinnyśmy dążyć do nadmiernej integracji, któraś z nas nie wytrzyma".

Darek nie pije od roku. Jest zachwycony synkiem, wziął urlop, żeby po porodzie zajmować się nami. Ty niedawno zrobiłaś w ogrodzie słynne przywitanie lata. Jeden z gości grał na trąbce, ktoś śpiewał. Potem ty z tarasu dziękowałaś wszystkim, że przyszli. A najbardziej swojemu mężowi. Nie dodałaś "byłemu". Powiedziałaś: "Dziś się spóźnił. Zawsze tak robił". Nie wspomniałaś o mnie i naszym dziecku. Nie musiałaś. To był twój wieczór. My niedługo chrzcimy syna. - "Zapraszamy Izę? - zapytał Darek. - Nie - powiedziałam - przecież to wydarzenie rodzinne. Zachowajmy dystans".

-Natalia Kuc

Twój STYL 10/2010

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy