Reklama

Ruth Bader Ginsburg: Starsza pani podbija Amerykę

Jej podobiznę tatuują sobie na ciele dziewczyny, dla których 85-letnia Ruth Bader Ginsburg, sędzia Sądu Najwyższego USA, jest autorytetem i wzorem. Choć sama jest cicha, kulturalna i się nie narzuca, wielbicielki traktują ją jak gwiazdę rocka! Amerykanki wybrały ją na swoją superbohaterkę, bo od lat walczy o ich prawa. Nie w marszach i protestach. Zupełnie inaczej.

Czy państwo Ginsburgowie udzielają sobie rad? - zapytała dziennikarka. Ruth i jej mąż Martin, również znakomity prawnik, spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Zaczął on: "Główne zasady naszego małżeństwa są dwie: żona nie doradza mi w sprawach gotowania, a ja nie daję  jej rad z zakresu prawa. I to się nam sprawdza".

Ruth zareagowała zaczepnie: "Czasem jednak mnie pouczasz! Przychodzisz do mojego biura wieczorem i mówisz, że powinnam wracać do domu na kolację. Na tym się jednak nie kończy. Bo mówisz mi potem, żebym poszła spać". Martin odpowiada: "To są świetne rady! Człowiek powinien zjeść przynajmniej jeden posiłek dziennie i przespać się od czasu do czasu".

Reklama

Co sprawia,  że Ameryka interesuje się życiem prywatnym 85-letniej pani sędzi?

Dama z charakterem

Ruth Bader Ginsburg jest najpopularniejszą sędzią Sądu Najwyższego w historii USA. Ale też najbardziej niezwykłą postacią zasiadającą  w jego składzie. Choć zbliża się do dziewięćdziesiątki, ćwiczy na siłowni, często pracuje do czwartej nad ranem i przyznaje, że wciąż nie umie gotować.

"Od kiedy mama przygotowała rybną potrawkę, nie jadam ryb. Świeże warzywa poznałam dopiero w wieku 14 lat" - wspominają z humorem jej dzieci. Przesadzają - gdy dorastały, w kuchni rządził ojciec i świetnie dawał sobie radę. Nie przeszkadza mu, że w rodzinie gra drugie skrzypce. Z pełną świadomością poświęcił własną pozycję dla kariery żony. Choć na początku ona wspierała jego.

Oboje urodzili się w Nowym Jorku. Martin w 1932 roku na Long Island, Ruth Joan Bader rok później na Brooklynie jako córka Nataniela, kuśnierza, i Celii - gospodyni domowej. Mama powtarzała jej dwie rzeczy: bądź damą i bądź niezależna. W filmie dokumentalnym o Ginsburg,  RBG (młodzi nazywają ją "Notorious RBG", nawiązując do pseudonimu słynnego rapera Notoriousa BIG) Ruth tłumaczy, co te nauki oznaczały  w praktyce: "Bądź damą, czyli nie dawaj się ponieść emocjom. Przede wszystkim nigdy nie okazuj złości". A niezależność matka tłumaczyła mi tak: "Wspaniale, jeśli poznasz księcia z bajki i będziecie żyli razem długo i szczęśliwie. Ale na wszelki wypadek umiej zatroszczyć się o siebie".

Celia chciała, by Ruth była wykształcona - chodziły regularnie do biblioteki, matka wysłała ją do najlepszego państwowego liceum w okolicy i mimo swojej ciężkiej choroby wspierała córkę, by je ukończyła. Celia Bader zmarła na raka dzień przed ukończeniem przez córkę ogólniaka.  Już wtedy Ruth wyróżniała się ambicją i wynikami w nauce.

Przyszłego męża 17-latka spotkała na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Cornella. Na każdą studentkę przypadało tam czterech studentów. "Mówiło się, że jeśli tam nie znajdziesz męża, to nie ma dla ciebie ratunku!" - Ruth wspomina z rozbawieniem tamte czasy.

Co pani tu robi?

Podczas pierwszego semestru była na kilku randkach w ciemno, ale nigdy nie poszła na drugą z tym samym chłopakiem. Aż poznała Martina. "To był pierwszy mężczyzna, który zainteresował się tym, co mam w głowie. Większość facetów w latach 50. obchodziło tylko, jak dziewczyna wygląda - mówi Ruth. - Marty był inny. Pewny siebie i swoich zdolności, miał poczucie humoru, nie postrzegał mnie jako zagrożenia. Spotkanie go było najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła w życiu".

Ślub wzięli w 1954 roku i zdecydowali, że będą studiować prawo na Harvardzie, gdzie kobiety zaczęto przyjmować zaledwie kilka lat wcześniej. Ruth znalazła się na roku z blisko 550 mężczyznami i tylko dziewięcioma kobietami. Na specjalnej kolacji dla studentek dziekan podchodził do każdej z nich i pytał: "Jak wytłumaczy pani fakt, że zajmuje miejsce, które mógłby dostać mężczyzna?".

Ruth odpowiedziała, że jej mąż jest na drugim roku studiów, a ona chce wiedzieć, czym będzie się zajmował, by być bardziej wyrozumiałą żoną. Dziekan wziął jej słowa na serio. Kłamstwo wydało się lepszą strategią niż przyznanie się do ambicji. A tej nie można jej odmówić, choć godzenie życia ze studiami łatwe nie było. 

Kiedy rozpoczęła studia, mieli już z Martinem 14-miesięczną córkę. "Opiekunka wychodziła o 16, gdy wracaliśmy z zajęć. Obowiązkami dzieliliśmy się z mężem po równo, co było niezwykłe w czasach, w których wszystkie domowe aktywności przypisywano kobietom" - wspomina Ginsburg.

Ten równy podział musiał się jednak skończyć - w 1957 roku u jej męża zdiagnozowano raka jądra, wymagał leczenia. "Wracałam do domu,  bawiłam się z córką, kładłam ją spać, przygotowywałam się do zajęć na następny dzień, a potem przepisywałam notatki dla Martina, które dawali mi jego koledzy. Spałam po dwie, trzy godziny" - opowiada Ruth Bader Ginsburg. Mimo życiowych komplikacji była jedną z najlepszych studentek na roku!

Martin wyzdrowiał, ukończył studia i dostał pracę w Nowym Jorku. Ruth wyjechała z nim, ale - choć na dyplomie miała wybitne noty - nikt nie chciał jej zatrudnić. W zdominowanym przez mężczyzn świecie prawniczym dla kobiet nie było wtedy miejsca. Kiedy w 1963 roku została wykładowczynią na Uniwersytecie Rutgersa i niedługo potem okazało się, że kolejny raz jest w ciąży, ukrywała brzuch, bo się bała, że uczelnia ją zwolni.

Te doświadczenia, które były codziennością amerykańskich kobiet z ambicjami, stały się dla RBG motywacją do walki o równouprawnienie płci, która stała się jej znakiem rozpoznawczym i uczyniła z niej bohaterkę Ameryki.

Mąż przy żonie

Na początku lat 70. Ruth zaczęła współpracę z Amerykańską Unią Swobód Obywatelskich, potężną organizacją zajmującą się m.in. walką z wszelkimi przejawami dyskryminacji. Zainteresowała ją sprawa nierówności płac w wojsku.

I przypadek Sharron Frontiero, pani porucznik w amerykańskim lotnictwie. Odkryła ona, że mężczyźni w jej jednostce otrzymywali dodatek na dom, którego jej odmówiono: "Poszłam do działu kadr, by to wyjaśnić, a tam usłyszałam, że mam się cieszyć, iż w ogóle mogę służyć w wojsku" - zeznawała w sądzie niższej instancji Frontiero. Do Sądu Najwyższego jej sprawa trafiła w 1973 roku właśnie dzięki Ruth, która została jej pełnomocniczką.

Przed zasiadającymi w nim dziewięcioma sędziami (wyłącznie mężczyznami!) cytowała XIX-wieczną amerykańską sufrażystkę Sarah Grimké: "Nie domagam się przywilejów dla swojej płci. Proszę jedynie naszych braci, by raczyli zabrać stopy z naszych karków". Proces zwany Frontiero vs Richardson, stał się głośny, a Ruth go wygrała. Żeby nie dać się zaszufladkować jako obrończyni feministek, następnym razem przed sądem reprezentowała mężczyznę - wdowca z małym dzieckiem, którego żona zmarła po porodzie, a któremu odmówiono wypłaty świadczeń, jakie przysługiwały w podobnych sytuacjach wdowom. Tę sprawę (i wiele podobnych) również wygrała, zdobywając opinię nieugiętej i skutecznej obrończyni równości w amerykańskim społeczeństwie. 

Od pojedynczych sukcesów ważniejsze było dla niej to, że pod wpływem wywalczonych przez nią werdyktów Sądu Najwyższego Kongres zaczął zmieniać obowiązujące w Stanach prawo, usuwając zapisy dyskryminujące kobiety i mniejszości lub uchwalając ważne równościowe ustawy (m.in. przełomową Equal Pay Act - ustawę o równej płacy dla mężczyzn i kobiet). Sukcesy były tak spektakularne, że w 1980 roku RBG zrezygnowała z pracy w Unii i zaczęła karierę sędziowską. Umożliwił jej to prezydent Jimmy Carter, który nie mógł uwierzyć, że wśród 10 tysięcy sędziów w całym kraju jest niespełna 200 kobiet i postanowił tę sytuację zmienić.

Ruth Bader Ginsburg otrzymała nominację na sędzię Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie. Jane Sherron De Hart, autorka najnowszej biografii RBG, uważa że 13 lat spędzonych w sądzie okręgowym miało podziałać na Ruth jak komora dekontaminacyjna (urządzenie do usuwania skażenia radioaktywnego, chemicznego lub biologicznego - przyp. red.). Skażeniem była jej działalność na rzecz praw kobiet.

W 1993 roku, kiedy prezydent Clinton nominował ją do składu Sądu Najwyższego, mało kto pamiętał, czym zajmowała się w latach 70. Ona jednak swoich idei nigdy nie zdradziła. I nadal szczególnie interesowały ją sprawy związane z równym traktowaniem wszystkich obywateli USA. Martin nie miał problemu z tym, że został mężem swojej żony. Znajomym mówił z satysfakcją: "Przeniosłem się do Waszyngtonu, bo żona dostała tam bardzo dobrą pracę".

Ruth Superstar

"Martin chorował, był coraz słabszy, ale ona nie chciała dopuszczać do siebie tych myśli" - wspomina przyjaciółka RBG. Kiedy 27 czerwca 2010 roku Ruth przyszła do męża do szpitala, nie było go w łóżku. Znalazła napisany przez niego list, leżał na szafce. "Moja najdroższa Ruth, jesteś jedyną osobą, którą kochałem (pomijając na chwilę rodziców i nasze dzieci). Nawet nie wiesz, jak wspaniale było obserwować twoją wspinaczkę na szczyt prawniczego świata. Kochałem cię i podziwiałem od pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy 56 lat temu. Nadszedł jednak czas pożegnania..." - głos Ruth się łamie, kiedy czyta list przed kamerą. Nie związała się potem z żadnym innym mężczyzną.

Co zmieniło się od tamtego czasu? Pięć lat temu, kiedy obchodziła 80. urodziny, narzekała, że musi zrezygnować z pływania na nartach wodnych. Poza tym wciąż kocha chodzić do opery i pracuje do późna w nocy. Na pytania o emeryturę odpowiada wymijająco, pokazując kolekcję kryz i kołnierzyków, które wkłada do sędziowskiej togi. "Mam ich kilkadziesiąt, większość to prezenty robione ręcznie, przysyłane przez ludzi i różne instytucje. Jeden dostałam od studentów z uniwersytetu na Hawajach - wyszywany muszelkami! A ten koronkowy wkładam, gdy się nie zgadzam z wyrokiem sądu i chcę wyrazić odrębną opinię".

To właśnie z nich dziś słynie sędzia Ruth Bader Ginsburg - choć nie zmieniają werdyktu sądu, wpływają na prace Kongresu i często doprowadzają do zmian w legislacji. To dzięki jej stanowczym poglądom dotyczącym wyrównywania praw mniejszości i kobiet hasła typu "There’s no truth without Ruth!" (Nie ma prawdy bez Ruth!) trafiają dzisiaj na transparenty i koszulki, a nawet na ciała jako tatuaże, najczęściej ozdabiane jej podobizną.

Na spotkania organizowane z nią na amerykańskich uniwersytetach ustawiają się długie kolejki. "Muszę ją zobaczyć, ona jest niesamowita! - mówią rozentuzjazmowane studentki. "Mam w pokoju jej plakat!", "A ja naklejkę na laptopie!" - licytują się młode kobiety, w oczekiwaniu na przyjazd RBG. Kiedy prowadzący spotkanie przytacza opinię Ruth, że idealna liczba kobiet zasiadających w Sądzie Najwyższym to dziewięć (tyle wynosi pełny skład Sądu Najwyższego), RBG uśmiecha się szeroko: "Dlaczego nie? Przez długi czas idealnym zestawem było dziewięciu białych mężczyzn. Teraz nadszedł czas kobiet".

Michał Kukawski

Twój STYL 1/2019


Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy