Reklama

Sonbird: Nie chcemy iść na skróty

Sonbird - od lewej: Tomasz Kurowski, Maciej Hubczak, Dawid Mędrzak i Kamil Worek /materiały prasowe

- Po co być od razu na szczycie, kiedy najlepsza jest ta droga, która się podąża? Ta, na której spotykamy różnych muzyków, artystów, ale i fanów. Początkowym założeniem zespołu było to, że chcemy grać koncerty i to jak najwięcej - mówią muzycy zespołu Sonbird w trasie promującej ich debiutancką płytę "Głodny".

Zespół Sonbird szturmem zdobył zeszłoroczne letnie festiwale i szybko zapracował na opinię świetnego zespołu koncertowego, o czym można było przekonać się na największych polskich scenach (zagrali na OFF Festival, Męskim Graniu, czy Kraków Live Festival).

Dawid Mędrzak (wokal), Kamil Worek (gitara), Tomasz Kurowski (gitara basowa) i Maciej Hubczak (perkusja, chórki) pochodzą z Żywca, gdzie podobno kiedy ktoś chwyta za gitarę, wszyscy o tym wiedzą. Dla każdego z nich Sonbird jest kolejnym zespołem i już wiedzą, że jeśli mają grać, to tylko razem.

Reklama

Dzięki wygranej w Festiwalu Supportów wydali w lutym debiutancką płytę "Głodny". Na krążku znalazły się znane do tej pory single "Ląd", "Hel" czy tytułowy "Głodny" oraz całkiem nowe piosenki. Wiosną będzie można ich posłuchać na kilkunastu koncertach w całej Polsce.

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Byłam na kilku waszych koncertach i wydawało mi się, że płyta "Głodny" mnie niczym nie zaskoczy. A tu niespodzianka: zupełnie inne aranżacje piosenek.

Dawid Mędrzak: - Nasze utwory powstawały od 2016 roku, czyli od początku istnienia zespołu. Z biegiem czasu coraz bardziej nam się przejadały. Potrzeba było czegoś świeżego. Nasz producent, Łukasz Olejarczyk, stwierdził, że musimy do tematu podejść z zupełnie innej strony. Zaufaliśmy mu i zrobiliśmy nowe aranżacje.

Zaczynając wybraliście trochę inną drogę, niż ta na skróty, którą wybiera wiele młodych zespołów. Mogliście iść do talent show, pewnie go wygrać, kilka miesięcy później wydać płytę i stać się dobrym produktem marketingowym - nie rozważaliście takiego scenariusza?

DM: - Nie chcieliśmy takiej ścieżki. Zależy nam na tym, żeby współpracować z osobami, z którymi chcemy, a które chcą pracować z nami. I podejmować decyzje na drodze kompromisu. Z tego, co wiemy, talent show ma wiele ograniczeń i wiele odgórnie narzuca. A my nie chcemy, żeby nam coś narzucano.

Kamil Worek: - Po co być od razu na szczycie, kiedy najlepsza jest ta droga, która się podąża? Ta, na której spotykamy różnych muzyków, artystów, ale i fanów. Początkowym założeniem zespołu było to, że chcemy grać koncerty i to jak najwięcej. Najchętniej 370 w roku. (śmiech)

Pamiętacie swój pierwszy koncert? Jakie to uczucie, kiedy gra się dla coraz większej publiczności?

DM: - Trzeba przejść całą tę drogę i grać zarówno dla małego, jak i dużego grona. Pierwszy koncert, który zagraliśmy jako kwartet, był wyjątkowy. Co zabawne, graliśmy support, jako Sonbird - przed zespołem, w którym ja byłem basistą, a Kamil gitarzystą. Nam dwóm udało się zagrać przed samymi sobą, ale chłopakom jeszcze nie. Staramy, żeby mieli kiedyś taką okazję. (śmiech)

Maciej Hubczak: - Było to dla nas bardzo ekscytujące. Graliśmy w Żywcu w klubie Szuflada. Byli tam punkrockowcy z gołymi klatami i irokezami. Wyszliśmy na scenę, trochę posmęciliśmy, ale wbrew pozorom mieliśmy bardzo dobry odbiór. Wtedy stwierdziliśmy, że gramy dalej.

Tomasz Kurowski: - Ci punkrockowcy zagrozili nam, że jeśli przestaniemy grać, to pokażą nam coś... Teraz nie mogę powiedzieć co. Tak im się podobało.

KW: - Ale i tak pokazali.

Niedawno również zagraliście w Żywcu, pierwszy koncert na trasie promującej waszą debiutancką płytę. Jaka różnica?

DM: - To był koncert otwierający naszą trasę Głodny Tour. Baliśmy się. Graliśmy u siebie, koncert niebiletowany, więc nie wiadomo, ile osób przyjdzie. Mogło być cienko, pusto, bo na dodatek padał deszcz. Byliśmy zestresowani. Ale efekt przerósł nasze oczekiwania i bardzo wszystkim, którzy na nim byli, za to dziękujemy. Było nieziemsko.

KW: - Cały MCK pękał w szwach. To niesamowite uczucie, kiedy dopiero wychodzisz na scenę, a ludzie już śpiewają twoje utwory. Kiedy widzisz morze ludzi, z których głów robi się ląd... Lepszej premiery nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Jeszcze przed wami długa trasa.

DM: - Mamy na niej wiele koncertów i cały czas dokładamy kolejne. Jesteśmy podekscytowani, ale i zestresowani. Cieszymy się, że jedziemy w trasę z tymi nowymi aranżacjami i mamy jeszcze kilka innych niespodzianek, które będziemy na niej prezentować.

Wasza płyta jest wygraną w Festiwalu Supportów. Czego tam się nauczyliście?

KW: - Żeby być dla ludzi. To podstawa. Nie iść w karierę, show i grać mimo wszystko. Pamiętać o fanach. Uśmiechać się. Być cały czas sobą. Nie patrzeć na innych - nie przejmować się nimi, nie patrzeć na ich kariery, żeby nie zapomnieć o swojej.

DM: - Nauczyliśmy się też pracować. Byliśmy bardzo nieogarnięci, w rozsypce. Dopiero tam pokazano nam, na czym polega ciężka praca muzyka. I od której strony powinno się ją zacząć, zupełnie inaczej podejść do muzyki, do organizacji pracy zespołu. Z Festiwalem Supportów są związane warsztaty w Muzycznej Owczarni w Jaworkach, tam poznaliśmy między innymi Łukasza, naszego producenta, Wojtka Olszaka i Wojtka Pilichowskiego, którzy bardzo dużo nam pokazali. Dzięki nim komponując mamy znacznie większą świadomość. Oczywiście to, że udało nam się wygrać, jest dla nas rzeczą najważniejszą, bo dzięki temu nagraliśmy naszą płytę.

MH: - Oprócz osób, które uczyły nas na warsztatach, na samym festiwalu poznaliśmy nasze autorytety, z którymi stawaliśmy na jednej scenie. Supportowaliśmy zespoły z pierwszej ligi. Graliśmy z Grubsonem, Tomaszem Organkiem, z Kultem. Mogliśmy obserwować, jak zachowują się na scenie i poza nią.

DM: - Głosowanie w takich konkursach nie jest tym, za czym zespoły przepadają, ale dzięki Festiwalowi Supportów dostrzegliśmy też, jak bardzo nasi fani są za nami.

Zaskoczyło was coś w show-biznesie od środka?

TK: - To są tacy sami ludzie, jak my i można z nimi porozmawiać o tym samym, o czym my sobie tutaj rozmawiamy i o wielu innych, fajnych sprawach. Nie spotkaliśmy się z żadną nieżyczliwością, zawsze było fajnie.

DM: - Dla mnie najważniejsze było spotkanie Kuby Kawalca z Happysad, z którym mamy teraz doskonały kontakt, a pamiętam jak słuchałem Happysadów jeszcze w gimnazjum, byłem ich fanem. To jest coś bardzo budującego, namacalne poczucie tego, że coś  się w życiu robi - że bardzo odległe osoby w pewnym momencie pojawiają się w twoim życiu.

Jesteście porównywani do młodego Myslovitz - lubicie to porównanie, czy bardziej was drażni?

DM: - Mamy świadomość tego, że jeśli się coś tworzy, zawsze będzie się do kogoś porównywanym. Tak jak Arctic Monkeys było porównywane do The Strokes, a teraz to inne zespoły są porównywane do nich. Te porównania są dla nas bardzo miłe, wiem skąd się biorą. Ale staramy się iść swoją drogą.

KW: - Raz jedna dziewczyna nam powiedziała, że jesteśmy najlepszym boysbandem, jaki słyszała. (śmiech)

Czego słuchacie "po godzinach"?

DM: - Bardzo różnych rzeczy. Na przykład Tomek słucha hip-hopu. Może chciałbyś o tym opowiedzieć?

TK: - Fajnie było poznać pana Grubsona. Wydaliśmy płytę w tym samym dniu, w którym pan Małpa wydawał swoją - bardzo miło było zobaczyć te dwie płyty obok siebie. A poza tym to słucham wszystkiego.

DM: - Mamy rozległe gusta. Maciek lubi Coldplay. Ja też lubię Coldplay. Ale ja lubię Muse, którego nie lubi nikt poza mną.

KW: - Ja lubię trochę. Jedną piosenkę z takim teledyskiem, co na statku śpiewają.

DM: - A to przepraszam. Kamil słucha też melancholijnych utworów, na przykład jeśli ktoś nie zna Bon Iver, to on poleca.

KW: - Polecam!

DM: - Podsumowując nasze zainteresowania muzyczne: też staramy się nie ograniczać. Kiedy człowiek się ogranicza, zostaje w jednym miejscu i tworzy wokół siebie własną strefę komfortu. A każdy z nas ma wiele wspólnego ze strefami komfortu i staramy się z nimi walczyć.

MH: - Słuchanie muzyki, której się nie zna jest najlepsze, bo otwiera się umysł. Lubię słuchać playlist na serwisach streamingowych, które podpowiadają mi nieznane zespoły. Podoba mi się jakaś piosenka, wchodzę w album, słucham go i chcę poznawać jak najwięcej nowych rzeczy.

TK: - Ostatnio znalazłem na Spotify playlistę, która się nazywała "Bardzo dobry dzień" i bardzo dobry dzień miałem po wysłuchaniu jej.

Zdanie, które według mnie najlepiej definiuje Off Festival, na którym wystąpiliście w ubiegłym roku brzmi: "Na Offa jedzie się głównie po to, żeby słuchać tej muzyki, której nie znasz, a nie tej, którą znasz". Na jakich festiwalach chcielibyście jeszcze wystąpić?

TK: - Na Pol'and'Rocku najbardziej. Przynajmniej ja.

MH: - I Glastonbury.

KW: - I Lollapalooza.

DM: - W tym roku mamy okazję zagrać na Edison Festival i to dla nas też coś niezwykłego. Każdy festiwal ma swój klimat i warto na nie jeździć, żeby poznać ciekawe zespoły. Będąc na Offie nie zatrzymywaliśmy się, chodziliśmy na różne, nawet najdziwniejsze koncerty. Poznaliśmy masę totalnie różnej muzyki. Po nas grał jakiś wykręcony zespół z Rosji, który porwał tłum, festiwale są super!

Jak trafiliście do Jazzboya - waszej wytwórni?

MH: - Wydaliśmy swoje demo i rozsyłaliśmy do wszystkich. Nie wiedzieliśmy, jak to działa, ani czego tak naprawdę chcemy. W pewnym momencie pojawili się Kamil i Bartek, bardzo się zakumplowaliśmy. Wzięli nas pod swoje skrzydła. A że Bartek pracował w Jazzboyu, to tam się zadomowiliśmy.

DM: - Zależy nam na naturalności. Jazzboy ma to coś wyjątkowego, co pozwala nam się cały czas rozwijać. Nie ma tam ciśnienia, które na artystów wywierają większe wytwórnie. Tworzy rodzinny klimat, który nam bardzo odpowiada.

Nie jest chyba łatwo pracować na odległość? Mieszkacie w Żywcu i Krakowie, ale coraz częściej mówicie o możliwości przeniesienia się do Warszawy.

DM: - Mamy niepisany regulamin, który mówi, że każdy weekend spędzamy razem. Jeśli nie gramy koncertów, to widzimy się w Żywcu, gdzie mamy salkę prób. Nasze wyjazdy do Warszawy wiążą się z niemałymi kosztami. Przenosiny są już w planach, ale jeszcze dość odległych. Ze względów finansowych i taktycznych.

Jakie jest wasze największe muzyczne marzenie?

DM: - Nie chcielibyśmy się na pewno zmieniać i chcielibyśmy pozostać w tym wszystkim razem. Dlatego jesteśmy zespołem, żeby się z tego cieszyć, razem to przeżywać, być ze sobą. Spędzamy w swoim towarzystwie dużo czasu i, mimo że czasem się kłócimy, mamy też wiele pięknych momentów. I na nich nam najbardziej zależy.

O co się najczęściej kłócicie?

DM: - O miejsce do spania najczęściej. Zazwyczaj wszyscy śpimy na karimatach, ale ważne jest kto gdzie. Kiedy spędza się ze sobą tyle czasu, dostrzega się wady innych. My mieliśmy trochę tych wad. Każdy z nas musiał z nimi walczyć dla dobra ogółu. Ja na przykład byłem bardzo nieogarnięty i w totalnej rozsypce, a teraz pod "prężnym batem" chłopaków i naszego managementu jestem lepszym sobą.

KW: - Ale nie ma przemocy w zespole - żeby nie było....

Jak reagujecie na recenzje waszej płyty?

DM: - Są dla nas ważne. Dla mnie, zwłaszcza prasowe, są bardzo stresujące. 

KW: - Kiedy jedziemy w busie i któryś się orientuje, że jest nowa recenzja, każemy sobie do niej wysłać link. Każdy czyta osobno, jakby jeden nie mógł czytać na głos.

DM: - Ważne są dla nas i te dobre, i złe. Bo każde ich słowo może nam pomóc w rozwoju. Możemy wyciągnąć dzięki nim właściwe wnioski.

Podkreślacie, że wielu fanów pisze do was o tym, co czują po przesłuchaniu waszej płyty. Że często to nie kilka zdań, ale całe eseje. Myślę, że wielką zasługę w tym dotarciu do ich uczuć ma fakt, że - tu również nie poszliście łatwiejszą ścieżką - śpiewacie po polsku.

DM: - Na pewno język angielski jest łatwiejszy do śpiewania. Ale na warsztatach w Jaworkach usłyszeliśmy od Tomka Krawczyka, gitarzysty Meli Koteluk, że trzeba pisać w języku, w jakim się śni. I to zostało mottem naszej płyty. Chcemy pisać o swoich uczuciach i emocjach w najprostszy sposób, w jaki potrafimy. A że śnimy i myślimy w języku polskim, to chcemy w nim pisać.

MH: -  Realizator dźwięku - Paweł, który jeździ z nami na koncerty, jest twardzielem i słucha metalu. Kiedy wysłaliśmy mu do odsłuchu naszą płytę, powiedział, że na "Śladzie" się popłakał. Cenię to, w jaki sposób te piosenki oddziałują na nas wszystkich - na nas i na naszych słuchaczy.

DM: - Właśnie na tym polega muzyka.

Rozmawiała: Agnieszka Łopatowska

GŁODNY TOUR to wiosenna trasa koncertowa zespołu Sonbird, która promuje ich debiut płytowy - terminy koncertów:

13.03 Warszawa / Klub Stodoła (Open Stage)
16.03 Lublin / Dom Kultury
21.03 Kraków / Forty Kleparz
22.03 Zabrze / CK Wiatrak
23.03 Leszno / Zakład
24.03 Wrocław / Stara Piwnica
07.04 Bydgoszcz / Estrada Stagebar
11.04 Płock / Rock'69
13.04 Szczecin / Stara Rzeźnia
14.04 Poznań / Blue Note 


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy