Reklama

Ślub na plaży

Biała suknia z welonem, weselni goście, ryż na szczęście. Zamiast tego wybrali piasek pod stopami i szum oceanu. Ślub na Bali - jedna z najważniejszych chwil życia tylko dla nich.

O tym, że ślub nie będzie standardowy wiedzieli wszyscy znajomi, bo Kasia jest szalona. Tak mówią. Kasia i Marcin mieli więc przyjechać na motocyklach, przylecieć balonem, w czarnej sukni z piórami, w żółtej bez piór... Miało być inaczej.

- Oglądałam kiedyś film, w którym bohaterowie brali ślub na plaży, pomyślałam, że byłoby bosko, bo to takie romantyczne... Powiedziałam Marcinowi, że jakbyśmy się kiedyś mieli pobrać, to nie powiemy nikomu, polecimy na Bali, weźmiemy ślub i tylko wesele zrobimy w Krakowie - Kasia opowiada z uśmiechem. - Marcin powiedział: To super pomysł. Zrealizujmy to.

Reklama

Zrealizujmy to, czyli w drodze na Bali

Kasia i Marcin są razem dziesięć lat, mają dwoje dzieci - Milenę i Milana, i jeszcze Karola, syna Marcina z pierwszego małżeństwa. Biała suknia z długim welonem, ryż na szczęście i kościelne dzwony to nie dla nich, także dlatego, że Marcin już kiedyś stał na ślubnym kobiercu. Może też z tego powodu miało być inaczej i stąd ślub na plaży nad oceanem...

Najważniejsza w tej historii jest tajemnica. I miłość, oczywiście.

Kasia powiedziała siostrze o swoim pomyśle ("Bo przecież ktoś musiał wiedzieć, co się z nami dzieje naprawdę"). Pomysł spodobał jej się tak bardzo, że została "współwinną", czyli świadkiem ślubu na plaży. Wiedział jeszcze kolega, który miał zmontować film z Bali - szybko i w tajemnicy, bo to istotny fragment tej układanki. Poza nimi nikt nie wiedział.

Pozostała logistyka, czyli rozpisanie ról na sceny i akty.

Która godzina, jaki samolot, czyli gdzie właściwie jesteśmy?

- Mama wiedziała, że moja siostra i jej chłopak mają zamiar w tym roku lecieć do Stanów, więc ich wyjazd nie był podejrzany i był nam na rękę. Utrzymywaliśmy wszystkich w przekonaniu, że tam właśnie lecą.

Kasia ma przyjaciółkę Magdę, taką jeszcze z przedszkola, jest stewardessą w Emiratach. Powiedziałam więc mamie, że dostałam w prezencie od Magdy bilety lotnicze do Dubaju i że polecą tam z Marcinem na dwa tygodnie. Jest jeden warunek - to musi być w określonym terminie, dwa tygodnie przed ślubem... Ale przecież przygotowania do ślubu i wesela muszą być dopięte na ostatni guzik.

- Mama została z dziećmi, ogarnęłam wszystko, a my polecieliśmy do Dubaju, tzn. na Bali. Pojawił się tylko mały problem... mama zawsze śledzi nasze loty. Znalazłam więc lot z Warszawy do Dubaju oraz  samolot z Warszawy do Stanów, którym rzekomo miała lecieć moja siostra, no i ten na Bali, którym lecieliśmy. Miałam problem z czasem, zanim usiadłam na Skype`a - codziennie rozmawiałam z mamą i dziećmi - przeliczałam strefy czasowe, żeby się nie sypnąć - w Polsce, w Dubaju i na Bali. Logistyka na najwyższym poziomie.

Sukienkę ślubną Kasia oczywiście wzięła ze sobą. 

- Wyglądałam, jakbym wiozła pizzę, ale nie było z tym problemu, tylko w Lufthansie stewardessa kręciła trochę nosem na tę sukienkę.

Rodzinie powiedziała, że w Dubaju zrobią sobie ślubną sesję zdjęciową.

- Nie mogliśmy im po powrocie z Dubaju pokazać tych zdjęć, bo trzeba je przecież oczywiście "obrobić", za trzy dni ślub i wesele... zobaczą po ślubie. Magda dała nam kilka fot widokowych, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

Logistyka, czyli ABC ślubu na Bali

Ślub na plaży, w ogrodzie, pod gwiazdami, pod wodą, w powietrzu, na szczycie góry - niemal w każdym miejscu poza urzędem stanu cywilnego - taką możliwość mają przyszli małżonkowie od 2015 roku. Dotychczas było to możliwe tylko w uzasadnionych wypadkach, np. z powodu pobytu w szpitalu.

- Na plaży wszystko przygotowała Jola, właścicielka firmy Indo Explorer Group organizującej śluby na Bali. Lubię "efekt wow". Szliśmy tunelem wysypanym płatkami kwiatów, powiewały balijskie flagi. Sukienkę miałam białą z granatowym spodem. Włosy związane w kucyk. Bukiet z muszelek zrobiłam sobie sama. Wszystkie sprawy formalne załatwiła Jola Prusak, organizatorka naszego ślubu.

Na Bali nie można zawrzeć tylko ślubu cywilnego. Ceremonia ślubu cywilnego, zgodnie z obowiązującym prawem indonezyjskim, musi zostać poprzedzona ceremonią religijną.

Dla Polaków chcących zawrzeć legalny ślub cywilny na Bali, rozwiązaniem jest ślub cywilny przed urzędnikiem indonezyjskim, poprzedzony ceremonią religijną w obrządku protestanckim. Do takiej ceremonii nie są wymagane żadne dodatkowe dokumenty i zaświadczenia (również osoby rozwiedzione mogą zawrzeć związek małżeński).

Dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa są niemalże takie same, jak w przypadku ślubu w Polsce: akty urodzenia, zdolność do zawarcia związku małżeńskiego i dodatkowo kserokopie paszportów - wszystko przetłumaczone przez Ambasadę Republiki Indonezji w Warszawie.

Ślub na Bali może odbyć się w każdym miejscu na wyspie. Firmy organizujące takie uroczystości mają w ofercie tzw. pakiety ślubne - wybierasz i masz.

A koszt? - Oczywiście taki ślub wychodzi drożej niż tradycyjny. Najdroższe są bilety lotnicze, ok. 3 tysięcy za osobę. Nie jedzie się tam też na trzy dni... ale dla nas to była zarazem podróż poślubna.

Kasia dodaje też natychmiast, że są plusy.

- Tradycyjny ślub jest dla wszystkich, tylko nie dla ciebie. Tam byliśmy tylko my: ja i Marcin. Ta chwila na plaży była tylko nasza. Jedyny minus, że nie było dzieci. Ale jesteśmy ze sobą od dziesięciu lat i nigdy nie byliśmy sami na wakacjach... Czemu akurat teraz postanowiliśmy zalegalizować związek? Na początku naszej znajomości byłam przeciwna ślubom. A teraz chyba po prostu przyszedł ten moment. Przeszliśmy z Marcinem naprawdę dużo. Pokonaliśmy tyle przeciwności losu, jesteśmy razem, kochamy się... to takie podkreślenie, kropka nad i.

Wejście smoka, czyli ślubu nie będzie

W Krakowie gości weselnych powitał urzędnik, tzn. przebrany za urzędnika aktor, ale i to było tajemnicą.

- Kiedy wszyscy goście już się pojawili, powiedział, że zebraliśmy się, żeby uczestniczyć w ślubie Kasi i Marcina, ale... ślubu nie będzie. Wówczas na ekranie pojawił się film z Bali i na salę weszliśmy my z Milanem i Milenką na rękach oraz Karolem. Syn Marcina wygłosił przemowę, płakałam jak bóbr.

Płakało także 130 gości weselnych. Nikt nie miał pretensji, że przyszli na ślub, a było już po. Rodzice i najbliżsi dowiedzieli się dopiero z filmu, który Kasia i Marcin pokazali weselnikom. Ale przecież od początku wiedzieli, że ten ślub będzie wyglądał inaczej. Bo Kasia jest szalona.

  AP

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy