Reklama

Robert Biedroń: Facet, który nie jest feministą, jest draniem

Robert Biedroń - jeden z najbardziej lubianych polityków /Damian Klamka /East News

Jeden z najbardziej lubianych polityków: uśmiechnięty, przyjazny i otwarty. Zaraża optymizmem, choć droga, która zaprowadziła go na stanowisko prezydenta Słupska wcale nie była łatwa.

Anna Piątkowska, Styl.pl: Ostatnio w polskiej polityce dużo się mówi o kobietach, nie wiem jednak, czy to dobrze, bo zawsze, kiedy politycy próbują regulować sprawy kobiet, nic dobrego dla kobiet z tego nie wychodzi.

Robert Biedroń: - Szczególnie, że w większości politycy to jednak faceci. To faceci próbują decydować o kobiecych brzuchach, o tym, co powinny robić, jak mają się ubierać, oceniając głównie ich wygląd. Kiedy kompetentna kobieta wychodzi na mównicę, to patrzymy na nią przez pryzmat jej urody, tego, jak opowiada o swoim mężu, gotowaniu, dzieciach, czy jaką broszkę założyła, a nie po tym, jakie ma kompetencje. Uważam, że powinniśmy przemyśleć nasz stosunek do kobiet, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.

Reklama

My, czyli kto?

- Wszyscy, całe społeczeństwo. Ten los zgotowaliśmy kobietom wszyscy, kobiety także. Dziś widać to bardzo wyraźnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie w wyborach prezydenckich w szranki stanęły dwa światy - z jednej strony Hilary Clinton, która jest ucieleśnieniem postępu, walki o prawa kobiet, stanowczości, otwartości, tolerancji i z drugiej strony Donald Trump, który zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, gdzie się nie ruszy, to o wszystko się potyka. A potyka się dlatego, że jego świat umiera.

Wydaje mi się, że jego świat ma się jednak całkiem dobrze...

- Wartości, które kiedyś się liczyły, czyli: agresja, wojny, brak ugodowości, siła fizyczna przegrywają w dzisiejszym świecie i zaczynają się liczyć wartości, które reprezentują kobiety: umiejętność dialogu, otwartość, tolerancja, poszukiwanie tego, co wspólne, tego, co łączy a nie dzieli i my, faceci to czujemy. A ponieważ to my przez te setki lat dzierżyliśmy władzę, to łatwo jej wam nie chcemy oddać, ale uważam, że powinniśmy. To, co reprezentuje stereotypowy samiec nie ma najmniejszych szans we współczesnym świecie, bo przegra z tymi wartościami, które reprezentują kobiety. Tak ten świat jest dziś poukładany. Jeśli się nie dogadamy, to się pozagryzamy nawzajem. Pamiętamy z przeszłości, do czego doprowadziły konflikty i ten nasz testosteron. Model mężczyzny - samca, jaki reprezentuje, np. Donald Trump, przegra. Oczywiście on ma dziś jeszcze nadal duże poparcie, bo takich Donaldów Trumpów jest jeszcze wciąż wielu na świecie. Ostatecznie jednak wygrają wartości bliskie Hilary Clinton.

To prawda, męski wzorzec już się zmienił.

- Tak, bo faceci muszą spokornieć, by sobie radzić, by robić kariery, żeby funkcjonować w tym społeczeństwie muszą się też dostosowywać. Coraz więcej facetów uczy się tych cech, których nas się tradycyjnie przecież nie uczyło. Socjalizuje się nas do tego, żebyśmy posiedli pewne kompetencje jako chłopcy i dziewczynki. My mamy być wojownikami, mamy konkurować i wygrywać. Wy macie być grzeczne, ładne, dogadywać się. Proszę zobaczyć jednak na świat biznesu, czyje kompetencje wygrywają? Wasze. Dlatego ja jestem pełen optymizmu, jeśli chodzi o przyszłość świata, ponieważ będzie on dzięki kobietom coraz lepszy i nawet, jeśli dziś w polityce, czyli tam, gdzie się decyduje, nadal stoją faceci, to coraz częściej rozwiązywanie problemów przejmują kobiety.

- To widać w dzisiejszej sytuacji ekonomicznej, kiedy Unia Europejska stanęła na skraju przepaści inicjatywę podjęła Angela Merkel. To ona spakowała walizkę i wyruszyła do stolic państw europejskich i negocjuje kwestie związane z przyszłością Unii Europejskiej. To Angela Merkel wzięła sprawy w swoje ręce, nie Donald Tusk, który powinien przecież to zrobić. To Beata Szydło stoi na czele tego rządu, a nie Jarosław Kaczyński. Kiedy Islandia zbankrutowała, to stery władzy przejęła kobieta. Tak się coraz częściej dzieje na świecie, bo wy macie te cechy, które są potrzebne w takich sytuacjach. I dlatego wygracie.

Póki co, musimy się rozpychać łokciami w męskim świecie.

- A dlaczego faceci mieliby wam ustępować miejsca? Z ich perspektywy jesteście zagrożeniem. Ci, co wam kibicują, wiedzą, że świat, którym będą rządzić kobiety będzie lepszy, że jeżeli trochę się posuną to zyskamy wszyscy, że będzie mniej przemocy, mniej wojen, mniej agresji a więcej dialogu, że wprowadzicie te wartości, które także dla wielu facetów są bardzo ważne. Dlatego ja bardzo chętnie ustępuję miejsca kobietom, dużo też o tym mówię. My faceci wyrastamy w takim systemie, który uczy nas takiego a nie innego traktowania kobiet, że można się śmiać, opowiadać dowcipy, że kobiety pełnią rolę służebną. Proszę tego nie traktować jako usprawiedliwienia, to trzeba zmieniać i dobrze, że jest coraz więcej facetów, którzy mówią, że są feministami.

Pan jest feministą?

- Pewnie! I jestem z tego dumny.

Co to znaczy być feministą?

- To znaczy, m.in. że rozumiem sytuację kobiet i ją wspieram. Facet, który nie jest feministą, jest draniem, bo to znaczy, że tak naprawdę nie szanuje kobiet. Faceci bardzo chętnie całują kobiety w rękę, ale kiedy trzeba podzielić się władzą, to już mają z tym problem. Traktują kobiety przedmiotowo, a nie podmiotowo. Wkurza mnie to!

To całowanie w rękę było kiedyś wyrazem szacunku, ale kobiety takiego okazywania szacunku już nie chcą. Jak można go okazać dziś?

- Wiele kobiet nie chce tego, bo traktuje całowanie w rękę jako symbol dominacji. Nawet, jeśli mógłby to być taki uniwersalny symbol szacunku, to dziś nie jest on neutralny. Te wszystkie rytuały pokazują, w jak bardzo protekcjonalny sposób próbuje się traktować kobiety, dlatego was to dziś uwiera. Musimy przejść przez ten etap, w którym faceci zrozumieją, że te wszystkie zachowania, kiedy kobietę się całuje w rękę czy przepuszcza w drzwiach powinny być zastąpione innymi działaniami, np. ustąpieniem kobiecie jedynki na liście wyborczej.

Wciąż najłatwiej zdyskredytować kobietę mówiąc, że zachowuje się "jak baba". Kobiety mogą wejść do polityki, ale na zasadach ustalonych przez mężczyzn.

- To jest mechanizm, który stosowaliśmy od lat, w ten sposób was dyskredytowaliśmy. W ten sposób działają nadal media, oceniając kobiety po tym, jak się ubrały, nie po tym, co mają do powiedzenia. Kiedy oglądamy relacje z posiedzenia rządu, to pani premier jest pokazywana od stóp do głowy, łącznie z jej broszką. Nie przypominam sobie, żeby tak byli pokazywani inni premierzy. Ocenia się to, jak jest ubrana, jaką ma fryzurę, a nie kompetencje. Kiedy ona wychodzi na mównicę, to łatwo ją potem zdyskredytować, bo patrzy się na nią przez pryzmat jej ubioru, fryzury, broszki.

- To nadal funkcjonuje, ale szybko się zmieni, bo im więcej będzie kobiet w polityce, tym mniej samotne będziecie się tam czuły, nie będziecie musiały grać w tę grę, w którą my faceci chcemy, żebyście grały. Dziś jeszcze wchodzicie do polityki na naszych zasadach, ale to się zmieni, będzie efekt kuli śniegowej - kiedy ta masa krytyczna zostanie przekroczona, usamodzielnicie się. Ja, jako były parlamentarzysta, dziś wykonujący władzę wykonawczą jako prezydent miasta, mogę powiedzieć, że kobiety są świetnymi menedżerkami. Powołałem pierwszą w historii kobietę - wiceprezydenta miasta i jest rewelacyjna. Mam nadzieję, że będzie moją następczynią. Pracowałem też w Sejmie z kobietami i to one zajmowały się często tematami, na które faceci w ogóle nie chcieli poświęcać czasu. Pamiętam też, jak im zależało, żeby się dogadać, szukać dialogu. Były konsyliacyjne, czego my faceci nadal nie potrafimy.

W słupskim ratuszu obowiązuje karta różnorodności. Trudno było ją wprowadzić w życie?

- Słupsk to pierwsze miasto w Polsce, które wprowadziło kartę różnorodności. To nie było ciężkie do  przeforsowania. Jeśli ma się jakąś wizję rozwoju miasta, jeśli pracownikom i współpracownikom komunikuje się pewien styl zarządzania miastem, to jest to łatwe, bo moi pracownicy wiedzą, do jakiego portu chcemy zawitać. Jeśli to będzie port tolerancyjny, otwarty i różnorodny, to dla nich jest jasne, że trzeba wprowadzać takie instrumenty, które to będą wdrażały. Akurat z kartą różnorodności nie było więc żadnego problemu. Dziś jesteśmy po serii kolejnych szkoleń związanych z wdrażaniem tej karty i jestem bardzo dumny z tego, że to Słupsk wyznacza takie standardy i mam nadzieję, że tym tropem pójdzie pozostałych 2499 gmin w Polsce.

Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o nazwiska prezydentów miast, wymieniłby prezydenta swojego miasta, może Warszawy i zapewne pana.

- Taki mój los. Mam nadzieję, że mieszkańcy się cieszą, że mają takiego prezydenta. Ja się cieszę, że mam takich wspaniałych mieszkańców, którzy mnie wybrali. Do tej pory Słupsk miał kompleks, że leżał koło Ustki, dziś Słupsk i Ustka leżą koło siebie i są dumnym dwumiastem. Zrobiliśmy wiele fajnych, odważnych rzeczy, które w Polsce mogą budzić wiele dyskusji i emocji, ale żyjemy raz i warto to życie przeżyć w sposób najlepszy z możliwych. A prezydent miasta powinien tworzyć taką przestrzeń, w której mieszkańcom nie tylko będzie się żyło lepiej, ale i szczęśliwiej. I ja o tym mieście szczęśliwym jeżdżę i opowiadam.

Jak pana przyjęto w Słupsku? Od początku było tak szczęśliwie?

- Bardzo pozytywnie. Ja sobie pewnie też stworzyłem kreację mojego miasta jako pozytywnego, otwartego i kreatywnego, ale to Słupsk wybrał mnie na prezydenta. Z dumą noszę miano prezydenta i pierwszego mieszkańca Słupska, ale jest to także duża odpowiedzialność, bo to, że wszyscy patrzą mi na ręce, śledzą każdy mój ruch jest też bardzo obciążające. Mamy stu prezydentów w Polsce, a o niewielu się mówi i tego się trochę też boję, ale nikt nie powiedział, że będzie lekko.

Słupsk jest dziś dobrym miejscem do życia?

-  Wspaniałym! To jest bardzo kompaktowe, zielone, piękne miasto blisko morza. Warto przyjeżdżać do Słupska. Wydaje nam się, że najlepiej się żyje w dużych miastach, ale proszę sprawdzić, jak się żyje w tych średniej wielkości. Tam naprawdę wiele zrobiono, żeby mieszkańcom żyło się lepiej. Słupsk nie jest dla każdego, ale tym, którzy zdecydują się w nim zamieszkać, to miasto na pewno się odwdzięczy. W Polsce jest wiele fajnych miast, w których warto żyć.

Do Słupska zaprowadziła pana długa droga i nie była ona łatwa.

- Nie była.

Gdyby mógł pan cofnąć jakieś zdarzenia z tej drogi, zrobiłby pan to?

- Nie, niczego nie żałuję. "Je ne regrette rien" - jak śpiewała Edith Piaf. Jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem, nigdy nie myślałem, że życie napisze mi taki scenariusz. To wszystko, co dzieje się wokół mnie, dobro, którego doświadczam sprawia, że warto było przeżyć to wszystko. Widzę też, że dzięki temu, co przeszedłem mówiłem, coś się zmienia. Żyjemy na pewno w lepszym kraju, w lepszej Polsce i to jest wielki dorobek, zależy mi, żeby tego nie zniszczyć. I bardzo się boję, że przyjdzie ktoś i to wszystko rozwali.

Wie pan, że na Facebooku jest grupa "Robert Biedroń na Prezydenta Polski"?

- Wiem, ale ja już jestem prezydentem - Słupska. Innych planów nie mam.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy