Reklama

Relaks z widokiem na tory

Pociąg i wakacje - to we wspomnieniach wielu osób nierozłączny duet. A gdyby tak na torach spędzić nie tylko podróż, ale cały urlop? Taką możliwość oferowały popularne w PRL wczasy wagonowe.

Przez te wczasy Alicja Nocoń spóźniła się do szkoły. I to nie o kwadrans, nie o godzinę nawet, ale o całe dwa tygodnie. "Był 1957 rok. Tata wrócił z pracy i powiedział, że dostał przydział na wczasy. Miejsce: Międzyzdroje, termin: 1-15 września. Nie byłam zachwycona. Miałam iść do pierwszej klasy, wszystko już było gotowe: piórnik, książki, mundurek, a tu szkoły nie będzie. Będą wczasy wagonowe", wspomina.

Z rodzinnego Kędzierzyna Koźla do Międzyzdrojów jechali całą noc. W pociągu tłok, dla Alicji, jej brata i matki siedzące miejsce znalazło się tylko w toalecie, stojącemu na korytarzu ojcu, ktoś przytrzasnął palce drzwiami. "Opuszki miał potem cienkie jak kartka papieru", wspomina. Dojechali rano, umęczeni. Ale potem było już tylko lepiej.

Reklama

Z tych pierwszych wakacji Alicja niewiele pamięta: zdjęcia na plaży, mamę pozującą w marynarskiej czapce, wycieczkę, podczas której przewodnik pokazywał ujście Odry. Ale z kolejnych wyjazdów wspomnienia są już gęstsze: z Zakopanego - wycieczka na Kasprowy i Gubałówkę, z Jastarni - wyprawa do Trójmiasta, podczas której piła z bratem Coca Colę w restauracji na statku "Batory", w Jaroszowcu - kurki i podgrzybki, nawlekane na nitki i suszone na wagonach. "Jeździliśmy na wczasy wagonowe co dwa lata, aż do 1971 roku. Nie pamiętam, żebym kiedyś wróciła niezadowolona".

Wakacje - zrób to sam

Ośrodki wczasów wagonowych powstawały przez cały PRL. Zgodnie z obowiązującą wtedy polityką, każdy z obywateli miał prawo nie tylko do pracy, ale i odpoczynku po niej. Wznoszone na masową skalę domy wczasowe, ośrodki campingowe, czy sanatoria, nie były jednak w stanie zaspokoić potrzeb wszystkich zainteresowanych. Żeby załatać niedobory, sięgano po nietypowe i niedrogie rozwiązania, takie jak wczasy wagonowe.

Ośrodki z przystosowanymi do potrzeb turystów wagonami lokowano w - jak nietrudno się domyślić - atrakcyjnych dla turystów miejscach. Na wagonowy wypoczynek można było udać się m.in. nad morze: do Jastarni, Ustki, Helu czy Darłówka, na Mazury (Ruciane-Nida), w góry (Zakopane, Nowy Targ) i na Dolny Śląsk (Szczawno-Zdrój). Czekały tam na turystów pokoiki o najrozmaitszych rozmiarach, kształtach i wyposażeniu. "Wszystko zależało od tego, jakie funkcje pełnił wagon, zanim, przy końcu swojego życia, stał się wakacyjną kwaterą. Jeśli był wagonem towarowym, albo starą, elektryczną jednostką, można było wygospodarować z niego dwa, czy nawet trzy pokoiki, wyposażone w łóżka, podstawowe meble i aneks kuchenny. Jeśli zaś pierwowzorem wakacyjnego lokum była wagon sypialny, urlopowicze dostawali po prostu niewielki, kilkunastometrowy przedział", tłumaczy sympatyk kolei, Artur Labudda.

Większość wagonów przerabiano w kolejowych warsztatach, choć byli i tacy, którzy swój wczasowy wagonik przygotowywali własnoręcznie. "Moja mama była pracownicą Dyrekcji Okręgowych Kolei Państwowych w Łodzi. Na początku lat 50. wraz z grupą współpracowników, w ramach czynu społecznego wyremontowała poniemiecki wagon. Przerobili go na wypoczynkowe lokum: wstawili łóżka, był nawet mały bar. W nagrodę podczepiono im ten wagon do pociągu i przez trzy tygodnie jeździli po wybrzeżu, co kilka dni zatrzymując się w innym kurorcie", opowiada Marcin Przybysz z Muzeum Kolei Helskich. "Mama do dziś mówi o tym lecie jako o przygoda życia".

Relaks na 13. torze

Wagonowe ośrodki w większości były bytami sezonowymi. Wiosną poszczególne zakłady pracy przywoziły na bocznice swoje wagony, by pozostawić je tam do późnej jesieni. Z pierwszym transportem przyjeżdżali zwykle i pierwsi lokatorzy, kolejne turnusy zwożono już regularnymi pociągami, czy - jeśli nie było dogodnych połączeń - autobusami.

Z czasem forma wypoczynku stała się tak popularna, że chętnych było więcej niż... torów na których można było postawić wagony. "Na samym Helu w szczycie sezonu stało ich blisko 200. Przyjeżdżały z Zielonki, Poznania, Lublina, Tarnowskich Gór. Stawiano je głównie na tzw. torze nr 13, czyli trójkącie do zawracania parowozów", opowiada Labudda. "Zakłady, dla których brakło miejsca, na terenie wokół stacji układały niepodłączone do sieci tory, tylko po to, by przetoczyć na nie wagony dla wczasowiczów".

Co można było robić podczas wagonowych wczasów? Oczywiście korzystać z okolicznych atrakcji, choć na terenie samych ośrodków też było co robić. Organizatorzy wypoczynku w części wagoników organizowali np. świetlice (na wyposażeniu telewizor i piłkarzyki) czy biblioteki, a na zewnątrz rozstawiali ławki, stoliki, wyznaczali miejsca na ogniska, boiska, place zabaw. W ramach animacji czasu wolnego oprócz wycieczek urządzano turnieje sportowe i wieczorki zapoznawcze. "W Jaroszowcu trafił się szczególnie sprytny kaowiec: kiedyś przebrał się za cygankę i podczas obiadu przechadzał między stolikami, udając że chce nam powróżyć", wspomina Alicja. "Zresztą, ludzie organizowali się i bez pomocy. Mój tata, miłośnik szachów, zawsze znalazł sobie jakieś towarzystwo na partyjkę. Niektóre wakacyjne przyjaźnie trwały latami. Pamiętam małżeństwo z Gdańska, z którymi rodzice przez 20 lat wymieniali pocztówki na święta".

Z tym sielskim obrazkiem kontrastowały warunki sanitarne. Wagony nie miały dostępu do bieżącej wody, a ulokowane na zewnątrz sanitariaty, czasem przybierały formę prymitywnych sławojek. "Mimo tego, nikt nie narzekał. Dziś wagonowe warunki mogą wydawać się spartańskie, ale nieszczególnie odbiegały od standardu życia lat 50. i 60. Dla osób, którzy na co dzień żyły w mieście, w niewielkim mieszkaniu, z łazienką na korytarzu, sama możliwość wyjazdu, sąsiedztwo morza, było dużym przeżyciem", mówi Przybysz.

Dla tych, którzy na kolei nie tylko pracowali, ale i interesowali się jej historią, interesujące mogły być nie tylko wycieczki i nowe znajomości, ale i sam spacer po kolejowym miasteczku. Bywało bowiem i tak, że na kwatery dla letników przerabiano prawdziwe transportowe rarytasy. "Na samym Helu mieliśmy m.in. włoski wagon restauracyjny, wagony, które otrzymaliśmy z Niemiec w ramach reparacji wojennych, czy wagon sypialny, pochodzący prawdopodobnie z pociągu Bolesława Bieruta", mówi Labudda.

Wagon wystawowy i szafa grająca

Oprócz wczasów stacjonarnych, były i wczasy "w drodze". Ich uczestnicy przez cały turnus jeździli pociągiem po Polsce, a czasem i - co w ówczesnych czasach było szczególnie kuszące - po zagranicy.

Jedną z takich podróży na blogu "Wachlarz" opisuje Anna Nowak, która w wakacje 1971 roku odwiedziła Braniewo, Giżycko i Tolkmicko. "Naszym "Domem Wczasowym" był wagon specjalnie przystosowany do takich celów. (...). "Nocą zwykle doczepiano nas do jakiegoś pociągu i następnego dnia budziliśmy się w innej miejscowości. Niezapomniane wrażenie. Czasami trzeba było uważać, żeby nie spaść z łóżka, kiedy wagony były przetaczane, aby ostatecznie dołączyć je do pociągu jadącego w kierunku naszego kolejnego celu. Nikomu nie przeszkadzały mało komfortowe warunki, a muszę dodać, że średnia wieku osób z którymi podróżowałam grubo przekraczała 50 lat! W dzień zwiedzaliśmy okolice, wieczorami grywaliśmy w tysiąca", pisze.

Co ciekawe, oprócz przestrzeni mieszkalnych, opisywany przez Annę Nowak pociąg miał w swoim składzie i wagon wystawowy. Gdy pociąg stał na bocznicy, jego wnętrze mogli odwiedzać przechodnie. Nie chodziło tu bynajmniej o sztukę, ale o edukację - tematem ekspozycji z 1971 roku, były wstydliwe choroby. Za wabik do obejrzenia wystawy służyła wywieszona na zewnątrz tablica oraz umieszczona w głębi wagonu szafa grająca na płyty winylowe, z której dobiegały dźwięki ówczesnych przebojów. "Bardzo lubiłam tam siedzieć i puszczać muzykę", wspomina dziś Anna.

Przedwojenny camping

Choć wczasy wagonowe zwykło się kojarzyć z PRL, nie były one pomysłem komunistycznych władz. W tzw. wagonach campingowych, wypoczywano już w dwudziestoleciu międzywojennym ( pomysł był wspólną inicjatywą PKP i Ligi Popierania Turystyki).

Zalety "hotelu turystycznego na kółkach", tak w 1939 roku opisywał "Dziennik Poznański": "Nie potrzeba już starać się o kartę uczestnictwa i wyjeżdżać do jednej tylko miejscowości. Można wypożyczyć sobie wagon campingowy (za niewiele zresztą wyższą opłatą niż za wczasy) i wybrać się na rajd po Polsce. Wszędzie, gdzie tylko są szyny kolejowe położone, można dotrzeć takim turystycznym hotelem na kółkach. Wagonów campingowych, które w tym roku zdają egzamin nowo wprowadzonego pomysłu w całej Polsce jest zaledwie dziesięć, z których dwa już znajdują się na dworcu poznańskim i czekają na turystów"*.

Wagon z lat 30. roku w zestawieniu ze swoim powojennym odpowiednikiem, prezentował się dość luksusowo. Światło wpadało do niego przez umieszczone w dachu okna, utrzymaniu higieny służyła specjalna instalacja sanitarna, na wyposażenie składały się wygodne kanapy, sosnowy stół (po którego złożeniu pasażerowie - jak sugeruje autor tekstu - zyskiwali miejsce na dancing), szafki i spiżarka, a ściany zdobiły lustra i fotografie. " Wagon campingowy można wypożyczyć na całe lato i przewędrować cały kraj wzdłuż i wszerz. Domek nasz kolejarze będą przyczepiać do pociągów osobowych i tak będzie odbywać się wędrówka", podsumowuje "Dziennik Poznański".

Ostatni turnus

Wczasy wagonowe zaskakująco dobrze poradziły sobie z transformacją - jeszcze w latach 90. bocznice latem zapełniały się urlopowiczami. Później wypoczynkowe wagony zaczęły powoli znikać, bynajmniej nie z braku chętnych, a w wyniku administracyjnych i ekonomicznych decyzji. Bocznice przy dworcach uprzątnięto, tereny, na których stawiano wagony, w wielu przypadkach zmieniły właścicieli, spora część taboru uległa zniszczeniu. "Dziś po 5-6 mieszczących się na Helu ośrodkach niewiele zostało. W jednej części terenu znajduje się pole campingowe, w drugiej apartamentowiec, trzecia jeszcze stoi pusta, ale już szykują tam teren pod budowę kolejnego ośrodka", mówi Marcin Przybysz.

Ostatnie lata ośrodka wczasów wagonowych na Helu utrwalono w filmie dokumentalnym "Bocznica" (reż. Anna Kazejak, 2009).

Nie wszędzie jednak wczasy wagonowe to historia. Swoją ofertę jeszcze w ubiegłym roku w internecie promował ośrodek wczasów wagonowych w Darłówku. Cena - jak na nadmorski kurort niezwykle przystępna - zaledwie 40 zł od osoby.


* cyt. za: Marcin Wilk, "Pokój z widokiem. Lato 1939", 2019

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama