Wiosną ubiegłego roku Polaków ogarnął nie tylko strach przed wirusem, ale i troska o bliźniego. Szyliśmy maseczki, robiliśmy zakupy seniorom, organizowaliśmy sprzęt do nauki zdalnej, a publicyści oceniali, że właśnie dokonuje się społeczna rewolucja. Rok po wybuchu pandemii, wraz z dr Olgą Białobrzeską z Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi na Uniwersytecie SWPS, sprawdzamy, ile zostało z tej społecznej solidarności.
Aleksandra Suława: 18 znanych osób zaszczepiło się poza kolejnością. To cię oburza?
Olga Białobrzeska: - To było na początku roku, emocje związane z tą sytuacją już opadły.
Na początku roku, ale robimy podsumowanie, więc wycieczki w czasie są uzasadnione.
- Nie umiem ocenić tej sytuacji, mam za mało informacji, ale jako psycholożka społeczna mogę powiedzieć, że dyskusja o wspólnotowych wartościach i elitach, która wtedy toczyła się w internecie, była całkiem interesująca.
W jakim sensie?
- Na przykład w odniesieniu do dobrze znanego mi z badań zjawiska: właściwie wszyscy cenią wartości wspólnotowe, takie jak solidarność, sprawiedliwość, życzliwość. Jednocześnie nie przeszkadza nam to postępować wbrew nim.
Czyli jesteśmy hipokrytami?
- Łatwo jest uznać się za osobę moralną. Wystarczy pomyśleć: "co roku wpłacam na WOŚP, pomogłam sąsiadce znieść wózek ze schodów, troszczę się o moich bliskich, wniosek: jestem dobra i empatyczna". Tyle, że w tym pozytywnym rachunku często nie uwzględniamy niedostatków w innych obszarach. Jaskrawy przykład: Hitler uwielbiał psy i nienawidził polowań. Jak my wszyscy uważał się za moralnego człowieka.
Owej osiemnastce dostało się za egoizm, brak solidarności społecznej i kultywowanie postaw rodem z PRL. Można krytykować. Ale można też pomyśleć: a czy ja nigdy sobie niczego nie załatwiłam? Gdzie się podziała empatia, z której pokładów byliśmy tak dumni rok temu?
- To, że ktoś jest empatyczny, wcale nie oznacza, że będzie zachowywał się w moralny sposób.
Jak więc to działa?
- W uproszczeniu, można wyróżnić trzy typy empatii: emocjonalny, czyli współodczuwanie emocji innych osób ("jest mi źle, bo tobie jest źle"), poznawczy, polegający na umiejętności rozumienia cudzej perspektywy ("rozumiem, dlaczego jest ci źle") i troskliwy, łączący troskę o innych z chęcią poprawy ich losu ("przykro mi, że ci źle i chcę coś z tym zrobić"). Co ciekawe: te dwa pierwsze niekoniecznie łączą się z podjęciem realnego działania na rzecz innych, trzeci już bardziej. Inaczej mówiąc, samo współodczuwanie nie wystarczy, potrzebna jest wola (i możliwość) działania, przekuta w czyn.
Wiosną cała Polska zabrała się do działania: szyliśmy maseczki, zbieraliśmy pieniądze, robiliśmy zakupy seniorom, a w mediach często pojawiały się stwierdzenia, że w naszym społeczeństwie dokonuje się głęboka zmiana, której efekty zostaną z nami już na zawsze. Wierzyłaś w to?
- Jak wszyscy wiemy z obserwacji, ludzie dość szybko oswajają się z nową rzeczywistością. Katastrofy, strzelaniny w szkołach, afery polityczne, wywołują nagłą mobilizację i motywację do zmiany. Przez chwilę wyraża się ona w widowiskowych gestach, takich jak np. gromadzące tysiące osób marsze, a potem wracamy do codziennych spraw. Podobnie jest zresztą w życiu prywatnym: śmierć bliskiej osoby czy przejście przez trudną chorobę często sprawiaja, że mówimy sobie: już nigdy nie będę robić tego, od dziś zacznę dbać o tamto itd. A potem zwykle wracamy na stare tory.
Bardzo to deterministyczne. Ludzie się nie zmieniają?
- Zmieniają, oczywiście i na szczęście, ale częściej w długotrwałym procesie, niż pod wpływem jednego doświadczenia.
Czytaj dalej na następnej stronie >>>