Reklama

O chemii i przyciąganiu

Jaką jest mamą? Co macierzyństwo zmieniło w jej życiu? Jaki ma patent na udany związek? Namówiliśmy aktorkę na wyjątkową rozmowę.

Twoja bohaterka z "Prawa Agaty" rozstała się z facetem, po czym okazało się, że jest w ciąży. Na wieść o tym ta silna kobieta całkiem się rozkleiła.

Agnieszka Dygant: - Ciąża zrobiła na niej ogromne wrażenie, uwolniła emocje. Stąd te płacze. Agata z jednej strony jest twardą dziewczyną, która wykonuje poważny zawód wymagający od niej zdecydowania, odpowiedzialności i odwagi. Jednocześnie posiada cechy, które stoją z tym w sprzeczności. Jest delikatna, a godność osobista nie pozwala jej o nic prosić.

Reklama

Woli więc zostać z tym sama.

- Nie jest z ojcem dziecka i potrzebuje trochę czasu, żeby uporządkować myśli i podjąć decyzję, co dalej. To intymne i dotyczy przede wszystkim jej samej. To nie jest babka, która wykorzysta ciążę, żeby zaszantażować faceta. To nie w jej stylu.

Ty myślisz podobnie?

- Tak. Nigdy nie zgodziłabym się na to, żeby ktoś miał być ze mną z innego powodu niż miłość, więc tutaj Agatę doskonale rozumiem. Wymuszanie, osaczanie i budowanie fałszywych relacji nie ma najmniejszego sensu. Jeśli tak jest, rozstanie to tylko kwestia czasu. Zresztą uważam, że to dotyczy nie tylko związków miłosnych, ale wszelkich relacji.

Agata z problemami radzi sobie sama. Ty też?

- Ona nie chce sobą i swoimi kłopotami obciążać innych i tu się z nią zgadzam. Ale żeby nie było, że jesteśmy takie same - ona nie lubi zwracać na siebie uwagi innych. A ja już niekoniecznie.

To było widać na prezentacji ramówki TVN. Wystąpiłaś w seksownym czerwonym kombinezonie. Lubisz się czasem odstawić?

- Lubię. Ale zwykle dążę do minimalizmu. Strój z ramówki był już trochę na granicy kokieterii, za którą nie przepadam. Czerwone falbanki, nagie ramiona... Trochę za fikuśnie jak dla mnie. Ale cieszę się, że się podobało. Czasem fajnie poczuć się kobieco.

Często słyszysz komplementy?

- Zdarza się, choć nie jakoś szczególnie często. Ostatnio usłyszałam komplement od pana dźwiękowca na planie. Powiedział: "Boże, jak ty ładnie dzisiaj wyglądasz". Nawiązał do czasów "Niani" i powiedział: "Wiesz co? Wyglądasz lepiej niż wtedy". Zawstydziłam się, bo uznałam, że to bardzo miłe, ale z drugiej strony ta rozmowa o wyglądzie jakoś mnie zdeprymowała. Bo jak się człowiek zacznie nad tym zastanawiać, to zaraz pomyśli: "Cholera, odczep się! Co mi będziesz mówił, czy ja dobrze wyglądam, czy źle. Nie twój interes!". No i wyszła ze mnie feministka za trzy grosze.

Wojująca?

- Jeśli chodzi o rzeczy istotne, to tak. Choć przyznaję, że w życiu codziennym nie muszę walczyć o podstawowe sprawy związane z równouprawnieniem. Wydaje się, że w moim zawodzie jest po równo. Choć czujnym trzeba być. Ostatnio rozmawialiśmy z kolegami że, mężczyźni w zawodzie aktora mają lepiej. Bo ról więcej i czas gra na ich korzyść, zmarszczki mniej bolą. W końcu zeszliśmy na tematy zarobkowe. I kolega mówi: "No, ale przyznaj, facet zarobi zawsze więcej niż kobieta. Ty byś nie chciała zarabiać tyle, co facet?". Na co ja: "Na przykład tyle, co ty? Raczej nie!". Śmialiśmy się z tego, ale miałam trochę satysfakcji i nie chodzi mi tu wcale o pieniądze. Ale żeby było jasne - lubię facetów. Mam nawet dwóch w domu.

Rządzisz nimi?

- No właśnie nie, może dlatego mam taką potrzebę na planie? Gdzieś się trzeba wyżyć. Natura ludzka jest przewrotna. Z jednej strony chciałoby się porządzić, ale z drugiej świadomość, że się do końca nie może, jest dość intrygująca.

Jesteś kobietą spełnioną?

- W pewnych obszarach jestem. Zawodowo mam się nie najgorzej, aczkolwiek kariera jest pojęciem bardzo względnym. Zawsze się odnoszę do zdania: "Tyle jesteś wart, ile twój ostatni film". Aktorstwo to tak specyficzny zawód, że łatwo w nim stracić poczucie panowania i pewność siebie, która jest bardzo ważna. To wszystko jest kruche i można się nieźle wykopyrtnąć.

Czterdziestka coś zmieniła w twoim życiu?

- Rok temu na samą myśl o niej miałam mikrohisterię. Dziś o tym nie myślę. Był moment refleksji, bo zdałam sobie sprawę, że pewne rzeczy są już za mną. To mnie jakoś nastroiło do myślenia o przemijaniu. O tym, że czas nie jest z gumy. Że już coś o sobie wiem. Już nie jestem na etapie osoby, która może o wszystkim marzyć. Nie mam 20 lat i nie zastanawiam się, kto będzie moim mężem, jak będzie wyglądało moje pierwsze dziecko. Już to wiem.

A czego nie wiesz?

- Jaką będę babcią, albo co gorsza teściową (śmiech). Ale mówiąc poważnie, kiedy patrzę na moją mamę lub osoby w jej wieku, widzę, że każdy etap w życiu ma swój sens i swoje uroki. Myślę, że mama nie zamieniłaby moich 40 lat za swojego wnuczka.

Syn dalej mówi do ciebie "mama Dygant"?

- Nie, już nie. Ostatnio mnie zapytał, dlaczego jestem aktorką. On nie do końca wie, o co chodzi. Coś chyba musiał usłyszeć, bo zadał to pytanie po wyjściu z przedszkola. Próbowałam mu to wytłumaczyć, ale chyba jest jeszcze za wcześnie. Parę dni temu zabrałam go na wystawę. Pokazywali fragmenty "Lśnienia" Kubricka i mały trochę się przestraszył martwej, śmiejącej się kobiety. Mówiłam mu, że nie ma się, co bać, bo to jest aktorka, tak jak mama. Na to on: "Ty jesteś czarownica?". Lepiej na razie mu nic nie tłumaczyć, bo jeszcze mu się pomerda.

Macierzyństwo cię zmieniło?

- Nie sądziłam, że mogę spać po 4 do 5 godzin i funkcjonować zupełnie normalnie. Kiedyś myślałam, że to jest niemożliwe. A tak serio, te zmiany przyszły dla mnie jakoś niezauważalne. Nie wiem, czy się zmieniłam. Jeśli już, to pewnie moi bliscy lepiej to widzą. Poza tym mam 40 lat, a moje dziecko 4,5 roku. Myślę więc, że moja dojrzałość przychodziła razem z dzieckiem. I teraz trudno mi stwierdzić, na ile zmieniło mnie macierzyństwo, a na ile wiek.

Jesteś taką matką jak twoja mama?

- Pewnie jakieś tam podobne cechy są, ale wydaje mi się, że jestem inna. Ostrzejsza. Mój synek do mnie mówi, że mama jest ostra babka.

Co twoim zdaniem buduje związek?

- Ciągłe interesowanie się sobą nawzajem. Uważam, że to naprawdę dużo załatwia, kiedy ta druga osoba cię nie nudzi, chcesz właśnie z nią omówić pewne rzeczy, a nie na przykład z kolegą z pracy czy przyjaciółką. Bo to on właśnie wydaje ci się atrakcyjny, to z nim rozmowa cię ekscytuje. Wspólne przeżywanie różnych spraw, wspólne oglądanie filmów, obgadywanie znajomych, poranne wspólne narzekanie na kiepską pogodę i cieszenie się z tego, że mamy wielki zapas mleka w lodówce. Byle co, byle razem. Przyjaźń też jest ważna, ale nie możesz, mając 40 lat, kulturalnie przyjaźnić się w związku i tylko tyle. Potrzebne są adrenalina, chemia, przyciąganie.

Twój partner reżyserował kilka odcinków "Prawa Agaty". Wspólna praca to dobry pomysł?

- Tak. Było fajnie. I mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy przy jakimś innym projekcie.

Jesteś postrzegana jako równa dziewczyna z sąsiedztwa. To faktycznie ty?

- Coś w tym jest. Czasem ktoś zadaje mi pytanie, skąd jestem, i gdy odpowiadam, że z Warszawy, wyczuwam pewne rozczarowanie. Dlatego szybko dodaje, że tak naprawdę jestem z Janek pod Warszawą. I jakoś bardziej im to pasuje.

Podobno przeklinasz?

- Skąd wiesz? Ja to usprawiedliwiam ekspresją.

Masz grono przyjaciół spoza show-biznesu?

- Pielęgnuję stare przyjaźnie, jeszcze z czasów licealnych. Ale będąc w zawodzie też poznałam kilka osób. To przekreśla stereotypy, że w show-biznesie wszyscy się nienawidzą i są interesowni. Chyba jednak nie.

Co jest dla ciebie najważniejsze?

- Dzisiaj rano mój synek, idąc do przedszkola, powiedział mi: "Mamo najważniejsze, że mam miecz, bo jestem Ninją". "Też tak myślę, to jest, synku, najważniejsze", odpowiedziałam.

Justyna Kasprzak - Starczyk

SHOW 20/2014

Show
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Dygant
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy